Przez ostatnie lata na rynku smartfonów zaroiło się od urządzeń, które w swojej nazwie zawierają słowo Pro. iPhone 11 Pro, OnePlus 7 Pro, Xiaomi Mi 10 Pro czy Redmi Note 8 Pro to tylko kilka z wielu przykładów. Komu zatem dedykowane są smartfony nie-pro? Z czego rezygnujemy kupując wersję podstawową? Przyjrzyjmy się temu na przykładzie jednej z ostatnich premier – Huawei P40.
Cena to nie wszystko
Premiera tegorocznej linii flagowców producenta z Shenzhen – P40 – miała miejsce 26 marca w Paryżu. Podczas niej zachwycano się, przede wszystkim, możliwościami modelu P40 Pro, zostawiając nieco w cieniu wersję podstawową. Podobnie większość recenzentów, na pierwszy testowany model wybrała model z dopiskiem Pro.
Mnie do sięgnięcia po P40 bez Pro skusiły, przede wszystkim, dwa argumenty: ekran o stosunkowo niewielkiej, jak na współczesne standardy, przekątnej (6,1 cala) zwiastujący, że urządzenie ma predyspozycje do tego, by całkiem wygodnie leżeć w dłoni (po patelniach Samsung Galaxy S10 Lite i Huawei P40 Lite mam dosyć) oraz cena, jak na model flagowy, wyjątkowo przystępna – 2999 złotych.
Istnieje więc możliwość, że będziemy mieli do czynienia z nowym liderem opłacalności, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak daleko z cenami swoich nowości odleciało Xiaomi.
Tytułem wyjaśnienia, wszelkie niedogodności wynikające z braku zainstalowanych Usług Google Play opisywałem w recenzji Huawei P40 Lite. Nie mam nic do dodania, dlatego wszystkich chętnych poznania mojej opinii zapraszam do tamtego materiału. Nadmienię jedynie, że brak GMS będzie miał decydujący wpływ na końcową ocenę smartfona.
Huawei P40 pracuje pod kontrolą Androida, jednocześnie nie udostępniając użytkownikowi pełni jego funkcjonalności, łącznie z tak podstawowymi jak powiadomienia z wielu aplikacji (system instalowany w smartfonach Huawei przystosowany został do korzystania z własnej usługi powiadomień – Huawei Push i nawet nieoficjalna instalacja usług Google tego nie zmienia). Dopóki producenci aplikacji nie przystosują ich do pracy na smartfonach chińskiego producenta, Discord, Outlook i wiele podobnych będą głucho milczeć. Komunikacja to główne zadanie smartfonów, a brak powiadomień istotnie ją ogranicza, co moim zdaniem musi skutkować obniżeniem oceny.
Specyfikacja techniczna
Podstawowa wersja Huawei P40 legitymuje się następującą specyfikacją:
Model
Huawei P40
Wymiary i waga
148,9 x 71,1 x 8,5 mm, 175 g
Wyświetlacz
6,1”, OLED, 1080 x 2340 pikseli, odświeżanie 60 Hz
Procesor
HiSilicon Kirin 990 5G (2 x Cortex-A76 2,86 GHz + 2 x Cortex-A76 2,36 GHz + 4 x Cortex-A55 1,95 GHz, GPU Mali Mali-G76), 7nm+
Pamięć
6/128 GB, 8/128 GB, 8/256 GB + czytnik kart NM
Aparat główny
50 MP, f/1,9, stabilizacja optyczna
Teleobiektyw
8 MB, f/2,4, stabilizacja optyczna, 3x zbliżenie optyczne
Obiektyw szerokokątny
16 MP, f/2,2
Aparat przedni
32 MP, f/2,0
Maksymalna rozdzielczość wideo
4K 60 fps, 720p 960 fps
Bateria
3800 mAh, szybkie ładowanie 22,5 W
System operacyjny
Android 10 z HMS, EMUI 10.1
Łączność bezprzewodowa
5G, eSIM, Bluetooth 5.1, WiFi 802.11 ax
Łączność przewodowa
USB-C 3.1 (w zestawie kabel USB-C 2.0)
Norma odporności
IP53
Kolory
srebrny, czarny, perłowy
Cena
2999 zł
Mimo, że Huawei P40 jest modelem podstawowym, w dalszym ciągu dysponuje ekranem OLED, topowym SoC, modemem 5G, takim samym aparatem głównym, jak wersja Pro oraz szybkim, choć nie aż tak szybkim, ładowaniem przewodowym. Stosunek możliwości do obecnej ceny jest zatem jak najbardziej korzystny. To obecnie jeden z najlepiej wycenionych smartfonów wyposażonych w łączność 5G, jaki można kupić.
Rozpakowanie, pierwsze wrażenia
Wnętrze białego pudełka, w którym umieszczono bohatera recenzji, nie zaskakuje właściwie niczym, zwłaszcza jak na standardy Huawei. Smartfon, dokumentacja, szybka ładowarka, kabel i słuchawki na USB-C. Standard.
Już pierwszych kilka chwil trzymania P40 w dłoni w pełni potwierdziły moje przypuszczenia – Huawei P40 leży w niej idealnie, znacząco dystansując większą konkurencję w kwestii wygody obsługi. Moim zdaniem producentowi z Shenzhen udało się tu osiągnąć złoty środek między sporym ekranem a ergonomią. W tym zakresie – wzór.
Producent nie wspomina, z jakich konkretnie tworzyw wykonuje obudowę P40, jednak są one bardzo wysokiej jakości, jak na flagowca przystało. Nie ma mowy o jakimkolwiek trzeszczeniu czy skrzypieniu – obudowa jest zwarta i świetnie spasowana, a odcień, jaki znalazł się na tyle urządzenia (testowałem srebrną wersję kolorystyczną), jest, jednym słowem, urzekający.
Co istotne, smartfon nie jest przesadnie śliski, co tylko potęguje uczucie pewnego spoczywania w dłoni użytkownika.
Przedni aparat umieszczono w otworze w ekranie o owalnym kształcie. Ze względu na zastosowanie drugiej kamery, do trójwymiarowego skanowania twarzy użytkownika, jest dość sporej wielkości, przez co zabiera sporo miejsca na belce powiadomień, ale o tym później.
Sam wyświetlacz zaokrąglono jedynie na rogach. Nie ma tu, znanego z P30 Pro, efektu wylewania się na boczne krawędzie urządzenia, co jak dla mnie jest zaletą. Mimo, że przez to ramki wokół ekranu są wyraźnie widoczne, nie należy traktować tego jako wadę, zwłaszcza, że Huawei potrafił w tym zakresie przekombinować, na przykład pozbawiając Mate 30 Pro fizycznych przycisków do regulacji głośności.
Pod ekranem znalazło się miejsce dla skanera linii papilarnych i głośnika do rozmów (niestety, tylko i wyłącznie do rozmów).
Na bocznych krawędziach P40 nie znajdziemy niczego ciekawego. Z góry jedynie pomocniczy mikrofon do odszumiania, z dołu – tacka na karty SIM, USB-C, mikrofon i głośnik, lewa strona jest pusta, a prawa to miejsce zamontowania fizycznych klawiszy regulacji głośności i włącznika.
Jednolita, srebrna ramka, jest aż w sześciu miejscach przerywana szczelinami na anteny – po dwie z góry i z dołu i po jednej na bokach. Zapewne jest ich tak wiele dlatego, że smartfon wspiera łączność 5G.
Tym, co szpeci bardzo ładny wygląd Huawei P40, jest ogromna, paskudna i bardzo odstająca narośl na jego plecach, skrywająca trzy obiektywy i diodę doświetlającą. Odstaje tak bardzo, że przez pierwszych kilka dni użytkowania miałem wrażenie, że zaraz odpadnie. By uzyskać płaską powierzchnię, na telefonie musiałem położyć trzy karty płatnicze. Owszem, zdaję sobie sprawę z tego, że zastosowana optyka wymaga sporo przestrzeni, jednak to, co zrobił Huawei w P40 to gruba, i to w dosłownym sensie tego słowa, przesada.
Podsumowując, wygląd zewnętrzny i wykonanie P40 to prawdziwy rollercoaster. Z jednej strony tworzywa o bardzo wysokiej jakości, piękny kolor i idealnie dobrane wymiary, z drugiej okropna dziura w ekranie i jeszcze gorsze coś na plecach. Jako że największą wagę spośród opisanych elementów daję ergonomii i jakości wykonania, Huawei P40 jako całość odbieram pozytywnie.
Interfejs, codzienne użytkowanie
Huawei P40 pracuje pod kontrolą Androida 10 z Mobilnymi Usługami Huawei (Huawei Mobile Services) i nakładką EMUI 10.1. Całość prezentuje się przejrzyście i bardzo przyjemnie dla oczu, do czego zresztą zostaliśmy przyzwyczajeni przez poprzednie flagowce tego producenta.
Do responsywności interfejsu również nie mam żadnych zastrzeżeń – aplikacje wczytują się błyskawicznie, a o jakichkolwiek przycięciach i spowolnieniach nie ma mowy – to w końcu flagowiec. EMUI, w połączeniu z szybkością urządzenia i jego rozsądnymi wymiarami sprawia, że jest to jeden z najwygodniejszych smartfonów do codziennego użytku z jakich kiedykolwiek korzystałem.
Przyznam szczerze, że ze wszystkich modeli, które aktualnie mam pod ręką, to właśnie po P40 sięgam najchętniej. To, jak leży w dłoni i jak wygodnie obsługuje mi się ekran o takiej wielkości, to dla mnie bardzo przyjemne doświadczenie.
Tym, co odróżnia smartfony z usługami Huawei od korzystających z Google, jest część nakładki, którą znajdziemy na lewo od ekranu głównego. W Huawei znajdziemy tu autorskie rozwiązanie producenta, a wiadomości pochodzą z Microsoft News (choć jeszcze dwa tygodnie temu był to Squid).
Spore zmiany w interfejsie wymusiło zastosowanie sporej wielkości otworu na moduł przedniego aparatu. Z tego powodu belka powiadomień mocno się skurczyła i mieści zauważalnie mniej informacji niż w smartfonach z łezką. W menu telefonu istnieje możliwość ukrycia wycięcia. Opcja ta powoduje, że tło belki powiadomień staje się czarne niezależnie od koloru wiodącego aplikacji otwartej w danym momencie.
W tym samym miejscu menu można znaleźć informację, że ukrycie otworu spowoduje brak możliwości wykorzystania powierzchni wokół niego przez niektóre aplikacje. Ja jednak, przez cały okres testu, nie znalazłem żadnej wykorzystującej ten obszar. Zmiana sprowadza się więc wyłącznie do tego, czy belka ma zmieniać kolory, czy pozostawać czarna.
Współcześnie, codzienne użytkowanie smartfona to również płatności mobilne. Jak wiadomo, w przypadku smartfonów Huawei bez zainstalowanych GMS jest to kwestia mocno utrudniona. Google Pay nie działa, dlatego pozostaje nieoficjalna instalacja aplikacji jednego z banków, który oferuje płatności HCE. Takim bankiem jest PKO Bank Polski i jego aplikacja IKO. Instalacja IKO z nieautoryzowanego sklepu skutkuje tym, że aplikacja wyświetla komunikaty mówiące o tym, że nie będzie działać na urządzeniach bez usług Google. Mimo tego działa i to całkiem nieźle. Działają płatności BLIK, działa również (w ograniczonym zakresie) technologia HCE. Wykorzystując tak zainstalowane IKO możemy płacić zbliżeniowo tylko do kwoty 50 zł. W przypadku większej sumy, w zależności od preferencji użytkownika, powinien zostać poproszony o wprowadzenie PINu do IKO w telefonie, bądź PINu do sparowanej karty płatniczej na terminalu. Obydwie opcje nie działają – zamiast prośby o kod terminal od razu odrzuca transakcję na sumę wyższą niż 50 zł.
Huawei P40 to naprawdę świetny smartfon do codziennego użytkowania, a do mankamentu w postaci sporej dziury w ekranie, z biegiem czasu, pewnie można się przyzwyczaić.
Wyświetlacz, multimedia
Do wyświetlacza OLED w P40 w żaden sposób nie mogę się przyczepić. Jak na cenę poniżej 3000 złotych – wzór. Owszem, niektórym może brakować płynności, jaką zapewniają konstrukcje z odświeżaniem 90 Hz i wyższym, jednak w codziennym użytkowaniu nie jest to szczególnie odczuwalne, zwłaszcza biorąc pod uwagę bardzo dobrą responsywność urządzenia.
Moim zdaniem jak najbardziej na plus jest również rezygnacja z zaobleń po bokach. Może P40 traci przez to na efekcie wow, jednak sporo zyskuje na ergonomii.
W warstwie multimedialnej jest, jak na flagowca z 2020 roku, zaskakująco słabo. O ile brak mini jacka i dołączonej przejściówki to już ponury standard, o tyle brak głośników stereo w urządzeniu za taką cenę to jakiś nieśmieszny żart. Jego nieobecność tłumaczyć można chęcią maksymalnego zmniejszenia górnej ramki, przez co głośnik do rozmów trafił pod ekran, jednak do mnie taka argumentacja nie trafia.
Decydując się na zakup smartfona za taką kwotę oczekuję od producenta urządzenia kompletnego. Tutaj, zamiast stereo, mamy głośnik monofoniczny, z którego wydobywają się całkiem donośne, ale marne jakościowo dźwięki. Moim zdaniem – po prostu nie wypada.
Na wyjściu słuchawkowym, jak zazwyczaj w urządzeniach z układami Kirin, również bez rewelacji. Pozostaje nam zdać się na słuchawki bezprzewodowe, gdzie dzięki Bluetooth 5.1 i kompletowi kodeków uzyskamy zadowalające brzmienie, oczywiście po podłączeniu ulubionych słuchawek.
Aparat
Opis aparatu w Huawei P40 można podzielić na dwie części. Pierwsza dotycząca głównego aparatu, druga – całej reszty. W urządzeniu znalazło się bowiem cztery obiektywy wykorzystywane do fotografii, z czego na szczególną uwagę zasługuje tylko jeden – główny. Po pierwsze dlatego, że to dokładnie ta sama konstrukcja, którą znajdziemy w P40 Pro, a to właśnie z niej będziemy korzystać najczęściej. Po drugie, ponieważ tylko on jest tutaj konstrukcją wybitną, do której nie mogę mieć żadnych zastrzeżeń.
Zdjęcia, niemal w każdych warunkach, zaskakują szczegółowością i wiernym odwzorowaniem barw, a oprogramowanie korygujące działa zdecydowanie mniej agresywnie niż w ubiegłorocznych konstrukcjach Huawei.
Aplikacji aparatu zdarzają się jednak pomyłki, pogarszające efekt końcowy, jednak jestem niemal pewny, że wraz z kolejną aktualizacją systemu zostaną skutecznie ograniczone bądź wyeliminowane w całości. Mam wrażenie, że oprogramowanie aparatu wymaga jeszcze odrobinę optymalizacji, choć już teraz jest bardzo dobrze.
Równie ciepłych słów nie mogę skierować ani w kierunku pozostałych obiektywów umieszczonych z tyłu, ani w kierunku aparatu do selfie. Te, biorąc pod uwagę, że P40 to flagowiec pełną gębą, są po prostu poprawne. W dobrych warunkach oświetleniowych wszystkie działają w porządku i dobrze spełniają swoją rolę aparatów POMOCNICZYCH. Im ciemniej, tym gorzej, ale to już standard.
Zastrzeżeń nie mam również do nagrywanego wideo. Co prawda nie odważyłbym się użyć P40 jako zamiennika kamery czy aparatu z rozbudowanymi funkcjami filmowymi, jednak jak na urządzenie, które mamy zawsze przy sobie, swoje zadanie wypełnia. Większość vlogerów powinna być zadowolona.
Biometria
Do dyspozycji użytkownika Huawei oddaje dwa zabezpieczenia biometryczne: optyczny skaner linii papilarnych ukryty pod ekranem oraz czujnik podczerwieni, analizujący trójwymiarowy obraz twarzy. Oba działają bardzo sprawnie, a pełnię swoich możliwości demonstrują wtedy, gdy pozostają włączone jednocześnie.
Gdy jedno zabezpieczenie nie rozpozna nas od razu, drugie przychodzi z pomocą. To szczególnie przydatne w ostatnim czasie, kiedy musimy nosić maski ochronne. Chodząc w masce smartfon odblokowujemy odciskiem palca. Bez maski – twarzą. Bardzo wygodne, a zarazem bezpieczne.
Wydajność, bateria, rozmowy
Za wydajność Huawei P40 odpowiada autorski SoC Kirin 990. Ta ubiegłoroczna konstrukcja zadebiutowała w modelu Mate 30 Pro, czyniąc go jednym z najwydajniejszych urządzeń dostępnych na rynku. W tym zakresie niewiele się zmieniło.
Testowana przeze mnie wersja z 8 GB pamięci RAM i 128 GB pamięci na dane plasowała się w rankingach wydajności między urządzeniami wykorzystującymi Snapdragona 855.
Mimo upływu czasu to wciąż bardzo mocna jednostka, której nie straszne żadne zadanie, a brak obciążających usług Google w tle sprawia, że P40 działa bardzo szybko, nawet na tle konkurencji o podobnej wydajności.
Wewnątrz smartfona znalazło się ogniwo o pojemności 3800 mAh, pozwalające na około 7 godzin pracy z włączonym ekranem. W praktyce, mimo korzystania z funkcji always on display, bateria P40 powinna starczyć na niecałe 2 dni typowego użytkowania.
Do jej sprawnego naładowania można wykorzystać szybką ładowarkę dostępną w zestawie. Dzięki niej proces potrwa około godziny. Huawei P40 nie wspiera ładowania bezprzewodowego.
Warto wspomnieć, że Huawei P40 dysponuje wbudowaną łącznością 5G, a wbudowany modem przez cały okres testu pozostawał nieaktywny. Gdy ta zostanie udostępniona, czas pracy na baterii może ulec zmianie.
Na sam koniec zostawiłem sobie jedno zdanie o jakości rozmów w P40. Do dyspozycji mamy tutaj dwa miejsca na karty nano SIM (jednego można użyć również jako czytnik kart NM) oraz obsługę eSIM. Niestety, nie oznacza to możliwości korzystania z trzech kart SIM w tym samym czasie. Skorzystanie z eSIM powoduje, że jedna z fizycznych kart pozostaje nieaktywna.
Jak na współczesny smartfon przystało, mamy VoWiFi i VoLTE. Do pełni szczęścia brakło tylko jednego, ale bardzo istotnego elementu – porządnego głośnika do rozmów, znajdującego się w innym miejscu niż pod ekranem. Jego ukrycie powoduje charakterystyczny pogłos podczas rozmów, do którego trzeba się przyzwyczaić. W mojej opinii montaż głośnika do rozmów pod ekranem to przerost formy nad treścią, a minimalnie większa górna ramka nie zmieniłaby absolutnie niczego w postrzeganiu tego smartfona.
Polubiłem go
Huawei P40 to smartfon, który przez okres testów szczerze polubiłem. Stało się tak przede wszystkim za sprawą praktycznie niespotykanego we współczesnych flagowcach komfortu użytkowania, co smartfon zawdzięcza bardzo wyważonym proporcjom i świetnej jakości wykonania.
Polubiłem go również za szybkość działania i główny aparat, który z całą pewnością jest jednym z najlepszych, jakie obecnie znajdziemy w smartfonach.
Wielkim plusem jest również jego cena – w przedsprzedaży (która trwa do 13 kwietnia!) to 2999 złotych, a do tego gratisy: smart zegarek Huawei Watch GT2 o wartości 899 złotych i dodatkowe 500 złotych przy odkupie dotychczasowego smartfona. Dzięki temu P40 to na chwilę obecną najkorzystniejsza cenowo propozycja z całego segmentu flagowców.
Nie ma jednak róży bez kolców. Wielka, odstająca wyspa z tyłu i szeroka dziura w ekranie to tak na sam początek. Do tego brak usług Google, brak stereo, głośnik do rozmów pod ekranem, jeszcze niedopracowane oprogramowanie aparatu i inne pomniejsze. Jak na flagowca, całkiem sporo wad.
Mimo tego, jak wspomniałem wyżej, sięgam po niego bardzo chętnie. Czy to magia pięknych, połyskujących odcieniami szarości plecków, czy sporej wygody użytkowania, mało istotne. Ważne, że w gruncie rzeczy, polecam ten smartfon – ale tylko osobom świadomym ograniczeń, jakie wiążą się z brakiem GMS w smartfonie.