Pierwszym smartfonem wykorzystującym wyłącznie Mobilne Usługi Huawei był Mate 30 Pro. Urządzenie flagowe, dedykowane węższemu gronu odbiorców, w pełni świadomie kupujących sprzęt z najwyższej półki cenowej. Nasz dzisiejszy bohater, Huawei P40 Lite, to typowy średniak. Smartfon, któremu przyjdzie powalczyć o znacznie szersze rzesze klientów, niekoniecznie tych śledzących na bieżąco wydarzenia na rynku technologii mobilnych. Czy poradzi sobie bez wsparcia Google i jego usług?
Recenzja tego kolorowego, sympatycznego wręcz smartfona, była dla mnie prawdziwym koszmarem. Długimi wieczorami rozmyślałem nad tym, na ile brak dostępu do GMS, czyli czegoś tak oczywistego w smartfonach z Androidem, może wpłynąć na jego ostateczną ocenę. Myśli były dynamiczne, bo dynamiczna była sytuacja.
W momencie, gdy P40 Lite trafił do mnie na testy, istniały przynajmniej dwa sposoby na doinstalowanie brakujących aplikacji rodem z USA, więc gdyby jednak ich brak okazał się zbyt uciążliwy, to było jakieś wyjście. Taki stan, w moim przypadku, nie trwał jednak dłużej niż kilka dni. Obie możliwości zostały zablokowane i do dnia dzisiejszego nie pojawiło się żadne rozwiązanie pozwalające na ich szybką instalację, gdyby tylko zaistniała taka potrzeba. Musiałem więc spojrzeć na ten sprzęt niejako od nowa.
Kolejne wahania pojawiły się w momencie, gdy cena telefonu, mimo zapowiedzi producenta o jej trwałości, z dnia na dzień wzrosła o przeszło 50%. To całkowicie zmieniło moje postrzeganie testowanego modelu i cały misterny plan w…
Kilka dni później Huawei P40 Lite znów można było kupić za 999 złotych, co oznaczało powrót do pierwotnej koncepcji. Dużo zamieszania, ale w końcu doszedłem do momentu, w którym z czystym sumieniem mogę przejść dalej, a zacznę od przedstawienia mojego towarzysza kilku ostatnich tygodni.
Huawei P40 Lite – specyfikacja techniczna
Co znaczy słowo Lite w nazwie smartfona? Ilu producentów, tyle definicji. Dla przykładu Motorola Moto G8 Power Lite to model raczej niskobudżetowy, a Samsung Galaxy S10 Lite – flagowiec wagi „junior ciężkiej”. Definicja Lite zmieniała się również w przypadku samego Huawei i modeli P Lite.
Między absolutnie hitowym P8 Lite, który popularność zyskał bardzo niską ceną i dostępnością w niemal każdym abonamencie za złotówkę, a P30 Lite z rażąco niekorzystnym stosunkiem ceny do możliwości, trudno doszukać się jakichkolwiek podobieństw.
Gdzie zatem ulokowano P40 Lite? Odpowiedź kryje się w specyfikacji technicznej i cenie:
Model | Huawei P40 Lite |
Wymiary | 159,2 × 76,3 × 8,7 mm, 183 g |
Ekran | LCD 6,4 cala; Full HD+ (2340×1080 pikseli) |
Procesor | HiSilicon Kirin 810 (2x 2,27 GHz + 6x 1,8 GHz) |
Grafika | ARM Mali-G52 z chipem NPU |
Pamięć RAM | 6 GB |
Pamięć na dane | 128 GB + NM |
Aparat główny | poczwórny: 48 Mpix (f/1.8) + 8 Mpix + 2 Mpix + 2 Mpix |
Aparat przedni | 16 Mpix (f/2.0) |
Bateria | 4200 mAh, szybka ładowarka 40 W (w zestawie) |
Łączność | USB-C, NFC, Bluetooth 5.0, jack 3,5 mm |
System | Android 10 (EMUI 10.0.01 z Huawei Mobile Services) |
Cena | 999 zł |
Za cenę niecałego 1000 zł otrzymujemy więc smartfon z ekranem Full HD+, mocną baterią z szybkim ładowaniem, poczwórnym aparatem głównym i SoC zawieszonym gdzieś między średnimi a topowymi. Mamy NFC, mamy wyjście słuchawkowe, a czego brakuje? Właściwie tylko jednego – usług Google. W niniejszej recenzji postaram się więc odpowiedzieć na pytanie, na ile ten brak przeszkadza w urządzeniu ze średniej półki cenowej.
Unboxing, konfiguracja, pierwsze wrażenia
Do swojego nabywcy Huawei P40 Lite trafia w minimalistycznym, białym opakowaniu, niemal dokładnie takim samym, jak trzykrotnie droższy P40. Jedyną różnicą jest informacja na froncie: w modelu droższym mówi ona o dostępności aparatu opracowanego we współpracy z firmą Leica, w tańszym o tym, że w smartfonie zainstalowany jest sklep z aplikacjami Huawei AppGallery.
Wewnątrz, poza smartfonem, dokumentacją i igłą do wypychania szuflady na karty SIM, bardzo szybka ładowarka 40W, kabel USB-C oraz podstawowy, prymitywny wręcz zestaw słuchawkowy, służący niemal wyłącznie do prowadzenia rozmów.
Egzemplarz, który przypadło mi testować, miał kolor Sakura Pink – płynne, gradientowe przejście z różowego do turkusowego. Oba odcienie określiłbym jako pastelowe i paznokciowe. Całość, jak na plastikowe plecki, robi fenomenalne wręcz wrażenie. Zaryzykuję stwierdzenie, że w tej cenie nie widziałem drugiego tak atrakcyjnego wizualnie smartfona.
Oczywiście, z racji zastosowanych kolorów, wariant ten zdecydowanie lepiej komponuje się z damską dłonią, przez co mimo, że jest uroczy, nie zdecydowałbym się kupić go dla siebie (na szczęście są jeszcze dwa inne warianty kolorystyczne).
Sama obudowa, mimo, że wykonana z plastiku, wygląda na bardzo solidną, a z racji pastelowych odcieni trudno dostrzec na niej odciski palców, zwłaszcza z odległości, w jakiej typowo trzymamy telefon.
Front urządzenia wypełnia wyświetlacz z mocno zaokrąglonymi rogami i dziurką na obiektyw przedniej kamerki z lewej strony. Ponad nim znalazł się głośnik, służący jednak wyłącznie do prowadzenia rozmów. Tył – niewielka (jak na 2020 rok) wysepka z czterema aparatami, a pod nią dioda doświetlająca. U dołu – logo producenta.
Na krawędziach bez niespodzianek. Górna – wyłącznie dodatkowy mikrofon pomagający usuwać dźwięki otoczenia podczas rozmowy, dolna – wyjście słuchawkowe, USB-C, mikrofon i głośnik, lewa – szuflada na karty SIM, prawa – regulacja głośności i znajdujący się w lekkim zagłębieniu włącznik ze zintegrowanym skanerem linii papilarnych.
Rzeczone zagłębienie, w codziennym użytkowaniu okazuje się bardzo wygodne. Sprawia, że kciuk niejako automatycznie trafia we właściwe miejsce, co usprawnia procedurę odblokowywania i blokowania urządzenia.
Testowany smartfon, ze względu na spory ekran i dość grube ramki wokół niego, jest urządzeniem naprawdę dużym. Ilustracją niech będzie poniższe porównanie do P30 Pro, którego przykrywa w całości mimo tego, że zeszłoroczny flagowiec umieszczony jest w oryginalnym etui producenta. Wielu osobom aż tak duży rozmiar będzie przeszkadzał, co należy wziąć pod uwagę podejmując decyzję zakupową.
Huawei P40 Lite zaskakuje, jak na swoją półkę cenową, jakością wykonania i bardzo udanym kolorem plecków. Docenić należy pozostawienie wyjścia jack we właściwym miejscu, a ponarzekać na brak diody powiadomień czy diody podczerwieni do sterowania domową elektroniką. Te bardzo by się przydały, zwłaszcza, że inni chińscy producenci nie stronią od ich stosowania.
Pierwsza konfiguracja smartfona przebiega standardowo, do momentu, w którym zwykle logujemy się do usług Google. Tutaj, zamiast nich, urządzenie proponuje zalogowanie do konta w usługach Huawei. Następnie P40 Lite informuje o możliwości przeniesienia danych ze swojego dotychczasowego smartfona z wykorzystaniem aplikacji Phone Clone. O tym, jak ten proces przebiega w przypadku, gdy urządzeniem źródłowym jest iPhone, pisałem tutaj. Jeżeli jest to sprzęt z Androidem, przenieść można znacznie więcej danych, w tym używane dotychczas aplikacje (bardzo przydatne rozwiązanie).
Konfiguracja Huawei P40 Lite kończy się, jak w praktycznie każdym smartfonie, przejściem do widoku ekranu głównego, na którym znajdziemy szereg aplikacji od producenta. Już szybkie przejrzenie menu czy uruchomienie przeglądarki internetowej wywołują pozytywne zaskoczenie – jest szybko, zaskakująco szybko.
Jak żyć bez usług Google?
W miejscu, w którym typowa recenzja opisuje interfejs urządzenia i jego możliwości, chciałbym skupić się na czymś innym – rzeczywistych wrażeniach z użytkowania smartfona z Androidem, ale bez usług Google. Nakładka EMUI 10 nie różni się właściwie niczym od wersji dostosowanej do współpracy z Google, za wyjątkiem panelu dostępnego po lewej stronie od ekranu głównego.
Zamiast informacji i wiadomości od Google, znajdziemy tu autorskie rozwiązania Huawei, a źródłem newsów jest Squid. Poza tym – właściwie nic nowego.
Brak dostępu do usług amerykańskiego producenta ma jednak przynajmniej jeden duży plus. Brak dodatkowych aplikacji w tle powoduje, że urządzenie nie tylko działa znacznie szybciej od swoich konkurentów z Google na pokładzie, ale też znacznie dłużej. O tym, że GMS są bardzo zasobożerne, było wiadomo od dawna. W przypadku flagowców, z jakimi mierzył się Mate 30 Pro, nie było to aż tak bardzo widoczne, głównie za sprawą potężnych podzespołów. W średniakach różnicę zauważyć można gołym okiem i w responsywności, i w czasie pracy na baterii.
Niestety, tyle dobrego. O ile znalezienie odpowiedników aplikacji Google (poza Google Pay) jest możliwe, o tyle uzależnienie części programów od obecności GMS to już problem nie do przeskoczenia. Oprócz Google Pay nie ma mowy o prawidłowym funkcjonowaniu żadnej aplikacji wykorzystującej GMS do prezentacji powiadomień – o Uberze, McDonald’s czy aplikacjach bankowych możemy więc, na dzień dobry, zapomnieć.
Dla mnie, jako bardziej zaawansowanego użytkownika smartfonów, brak usług Google jest do ogarnięcia, jednak tylko w ograniczonym zakresie. Kupując smartfon Huawei rezygnuję z płatności zbliżeniowych czy Blik, a zwłaszcza do utraty tego drugiego trudno byłoby mi się przyzwyczaić.
Zresztą, gdybym nawet miał się na siłę przyzwyczajać, to po co, skoro wcale nie muszę tego robić? Wystarczy nabyć zeszłoroczny model Huawei (za wyjątkiem Mate 30 Pro), czy smartfon konkurencji i problem przestaje istnieć.
Jest jeszcze jedna kwestia, o której warto wspomnieć, a mianowicie docelowi odbiorcy smartfonów. Jak wspominałem wcześniej, typowi nabywcy flagowców to entuzjaści technologiczni, którzy doskonale wiedzą, na co się piszą i na ogół sami sobie poradzą z niedogodnościami.
Urządzenia w cenie P40 Lite są adresowane, przede wszystkim, do odbiorcy masowego, który przychodzi do elektromarketu czy sklepu operatora i chce kupić fajny smartfon za rozsądne pieniądze. Czy taka osoba będzie w stanie samodzielnie poradzić sobie z doinstalowywaniem aplikacji ze źródeł zewnętrznych?
Co, jeśli producenci aplikacji nie zdecydują się współpracować z Chińczykami, a wręcz przeciwnie, będą uzależniać swoje programy od GMS, przez co te z dnia na dzień przestaną działać? Istnieje możliwość, że taki widok, jak poniżej, będzie coraz częstszy:
Brak usług Google sprawia, że Huawei P40 Lite swój cel zjednywania marce szerokich rzesz klientów zrealizuje tylko na rodzimym, chińskim rynku, gdzie nie ma to większego znaczenia. W Europie ze smartfona dla każdego staje się urządzeniem dla bardzo wąskiej grupy odbiorców, która zaakceptuje niedogodności płynące z jego użytkowania.
Podsumowując, trudno żyć bez Google na Androidzie, dlatego decydować się na to powinny wyłącznie te osoby, które w pełni zdają sobie sprawę z tego, z czym to się wiąże.
Wyświetlacz, multimedia
Bardzo duży ekran Full HD+ o przekątnej 6,4 cala może zwiastować, że Huawei P40 Lite będzie świetnym kompanem oglądania filmów z dala od telewizora czy monitora. Niestety, jest po prostu tak sobie. Ekran, mimo że duży, nie zachwyca odwzorowaniem kolorów, zwłaszcza bieli.
Nie pomaga również monofoniczny głośnik, który, choć głośny, brzmi raczej słabo. Jakość dźwięku na wyjściu słuchawkowym również bez rewelacji. Sytuację ratuje Bluetooth 5.0 i komplet kodeków, jednak mimo wszystko w tym zakresie P40 Lite nie wybija się ponad przeciętność, oferując bardzo zbliżone odczucia do innych smartfonów z tego pułapu cenowego.
Aparat
Podobnie jak w przypadku multimediów, aparat Huawei P40 Lite to rozwiązanie typowo średniopółkowe. Główny aparat, zwłaszcza w dobrych warunkach oświetleniowych, potrafi zaskoczyć plastyką obrazka, ładnymi kolorami i wysoką szczegółowością. Im ciemniej tym gorzej, choć zdjęcia zrobione po zmroku w dalszym ciągu będą czytelne.
Obiektyw szerokokątny jest jak najbardziej użyteczny, jednak wyłącznie w dobrych warunkach świetlnych. Pozostałe dwa po prostu są, a gdyby ich zabrakło, nie stałoby się absolutnie nic. Obiektyw makro się nie nadaje, a mimo obecności dodatkowego do wykrywania głębi, oprogramowanie aparatu lubi się pogubić. Jak w większości średniaków.
Przednią kamerę określić mogę jednym słowem: wystarczająca. W świetle dziennym pozwoli wykonać całkiem niezłe selfie, w trudniejszych warunkach – wyłącznie do prywatnego albumu, bez publikowania w mediach społecznościowych.
Zabezpieczenia biometryczne
Nabywca Huawei P40 Lite dostaje do dyspozycji dwa zabezpieczenia biometryczne: odblokowanie twarzą (wyłącznie przy pomocy przedniej kamerki) oraz skaner linii papilarnych, umieszczony na prawym boku urządzenia. Z pełną odpowiedzialnością czytnik ten mogę określić słowem perfekcyjny. Bezbłędnie rejestruje każde, nawet mniej precyzyjne dotknięcie, sprawiając, że odblokowanie P40 Lite to czynność prosta i szybka.
Wydajność, bateria
Jak wspominałem wyżej, testowany P40 Lite to urządzenie bardzo responsywne. Interfejs systemu działa bardzo szybko, aplikacje nie zacinają się praktycznie wcale i nie robią na nim wrażenia nawet bardziej wymagające gry. Uwolnienie zasobów sprzętowych przez usługi Google to jedna z przyczyn takiego stanu rzeczy. Drugą, ważniejszą, jest bardzo wydajny SoC Kirin 810, który w pokonanym polu pozostawia nawet Snapdragona 730. Ponad 300000 punktów w AnTuTu mówi samo za siebie.
Tym, czym Huawei P40 Lite zaskakuje mocno na plus (o ile nie najmocniej), jest bateria. Podobnie jak w przypadku wydajności bardzo możliwe, że jest to kwestia braku usług Google, ale trzy dni bez ładowarki to dla niego nic wyjątkowego.
Dodatkowo, dzięki szybkiej ładowarce w zestawie, baterię naładujemy do poziomu 75% w nieco ponad pół godziny! Pełne ładowanie to kwestia niecałej godziny, a pamiętajmy, że mówimy o ogniwie o pojemności 4200 mAh! Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się korzystać ze smartfona z Androidem, który byłby tak dobrze zoptymalizowany pod względem zużycia baterii. Wystarczy spojrzeć na poniższe zrzuty ekranu. Telefon pracował z włączonym ekranem przeszło 3,5 godziny, a baterii ubyło jedynie 20%.
Nie chcę pisać podsumowania
Układając w głowie treść tej recenzji zakładałem, że wszystko uda mi się napisać w jej treści, przez co nie będę musiał tworzyć tego podsumowania. Bez kilku słów syntetycznego podsumowania byłoby jednak pusto, dlatego pozwolę sobie na krótką refleksję.
Huawei P40 Lite, gdyby tylko posiadał usługi Google, konkurencję z przedziału około 1000 złotych rozjeżdżałby walcem, nie pozostawiając żadnego cienia wątpliwości, kto jest liderem opłacalności. W każdym z ocenianych aspektów to urządzenie jest co najmniej poprawne, a w wielu zaskakuje i to bardzo.
Wykonanie, wydajność, czas pracy na baterii, skaner linii papilarnych i główny aparat to jego niezaprzeczalne zalety, dla których wart jest każdego z 999 złotych, które trzeba na niego wydać, a nawet nieco więcej.
Niestety, utrudnienia w pełnym korzystaniu z zalet urządzenia sprawiają, że polecić go mogę wyłącznie tym, którzy wiedzą, na co się piszą i poradzą sobie z brakami. To również smartfon dla osób o dużych dłoniach, bowiem jego spore gabaryty mogą przeszkadzać.
Urządzenie otrzymuje ode mnie 6 punktów na 10 możliwych. Brak możliwości korzystania z aplikacji bankowych i płatności mobilnych, kiepski ekran i przesadzone wymiary na więcej nie pozwalają. Rekomendacja – tylko dla świadomych.