Chciałoby się powiedzieć: wreszcie! Wreszcie, po wielu długich tygodniach przecieków, na rynku zadebiutował tegoroczny flagowiec Huawei. A może tegoroczny to złe słowo, ale na pewno najważniejszy produkt na tę połowę roku (w drugiej tym „naj” będzie przedstawiciel serii Mate). Huawei pokazał dziś dwa modele: P20 i P20 Pro, ale to temu drugiemu bliżej przyjrzę się w tym materiale. Jest po prostu dużo ciekawszy. I skupia naszą uwagę głównie na aparacie w P20 Pro, który w rankingu DxOMark uzyskał najlepszy wynik w historii – 109 punkty (114 zdjęcia, 98 wideo), wyprzedzając tym samym Samsunga Galaxy S9+. Zaintrygowani?
Zacznę jednak od wyglądu, który… niby nie wnosi nic nowego. Niby, bo perspektywa zmienia się w chwili, gdy spojrzymy na wersję kolorystyczną Twilight – gradientową, którą akurat miałam okazję trzymać w rękach podczas przedpremierowego pokazu Huawei P20 Pro. Jak możecie zauważyć na zdjęciach i wideo załączonym na końcu wpisu, telefon mieni się w różnych barwach, w zależności od kąta padania światła na niego, co w połączeniu ze wspomnianym gradientem sprawia, że mimo wszystko P20 Pro będzie wyróżniał się na rynku. Pozostałe dwa kolory, jakie będą dostępne w Polsce, tj. niebieski i czarny, również mogą się podobać, ale nie robią już aż takiego wrażenia.
Obudowa jest oczywiście szklana, chroniona Gorilla Glass 5, błyszcząca, co powoduje, że po pierwsze odbija w sobie wszystko, co znajduje się wokół nas (z powodzeniem może zastąpić lusterko), a po drugie – zbiera odciski palców jak oszalała. Co warto wiedzieć, to fakt, że telefon jest wodoszczelny – spełnia normę IP67.
Czytnik linii papilarnych umieszczono z przodu, pod ekranem, dodatkowo obsługuje gesty znane z wcześniejszych smartfonów Huawei, pozwalające zastąpić dotykowe przyciski nawigacyjne. Oprócz skanera mamy również rozpoznawanie twarzy – ciekawe, czy działa lepiej niż to w iPhonie X.
Huawei P20 Pro został wyposażony w ekran Full View wykonany w technologii OLED, którego przekątna to 6,1”, a rozdzielczość 2240×1080 pikseli. Daje to nietypowe proporcje 18,7:9, a wszystko za sprawą wcięcia w ekranie, popularnie zwanego notchem. Co ważne, jeśli komuś nie podoba się to rozwiązanie, w ustawieniach software’owo będzie mógł włączyć „uszy”, dzięki czemu wcięcie nie będzie się wyróżniało na tle reszty frontu telefonu.
Najwięcej uwagi w modelu P20 Pro Huawei poświęcił aparatowi, ale na dokładne przyjrzenie się jemu przyjdzie czas w pełnej recenzji. Teraz z całą pewnością musicie wiedzieć, że są tu trzy obiektywy: RGB 40 Mpix (matryca 1/1,7 cala), monochromatyczny 20 Mpix oraz teleobiektyw 8 Mpix. Trzy rzeczy zasługują na największą uwagę, a wśród nich nie wymienię kamerki przedniej 24 Mpix.
Pierwszą jest maksymalne ISO, jakie możemy ustawić w trybie profesjonalnym – 102400, jest to aktualnie najwyższa wartość oferowana w smartfonach. Druga rzecz to nowy tryb nocny, który pozwala robić ładne i stabilne zdjęcia z ręki z czasem naświetlania cztery sekundy – tak, wiem, brzmi abstrakcyjnie, ale miałam okazję sprawdzić i pierwsze wyniki testów pozytywnie zaskakują. Trzecia rzecz z kolei, równie istotna, co poprzednie, to pięciokrotny zoom hybrydowy (3-krotny optyczny, 5-krotny hybrydowy i 10-krotny cyfrowy), który – robiąc zdjęcia z ręki – pozwala uzyskać naprawdę świetne efekty, a przykład możecie zobaczyć poniżej:
Co więcej, w aparacie podczas robienia zdjęć pojawi się Master AI, nowa funkcja, która będzie przewodnikiem z podpowiedziami, mającymi pomóc uzyskiwać lepsze fotografie. Np. podczas robienia grupowego zdjęcia podpowie, że lepszy kadr będzie szerszy, gdzie jeszcze oprócz ludzi w kadrze widać coś więcej. Do tego aparat będzie rozpoznawał siedem nowych obiektów, w tym wodospad, makro czy zdjęcia grupowe.
Aparat P20 Pro nagrywa wideo maksymalnie w 4K przy 60 kl/s. Jest też tryb super slow motion 960 kl/s, nagrywający tylko w HD. Temu tematowi Huawei poświęcił bardzo mało uwagi, ale nie bez powodu – pozostałe kwestie związane z aparatem są dużo ciekawsze i, przede wszystkim, bardziej przydatne użytkownikom.
A propos nagrywania wideo, tu jeszcze jedna ważna kwestia. Smartfony Huawei nigdy nie słynęły z dobrej stabilizacji obrazu, z czego najwidoczniej – wreszcie – producent zdał sobie sprawę, wprowadzając stabilizację AIS, czyli AI Image Stabilization. Jak działa i czy faktycznie jest tak świetna, jak zapowiada producent, mam nadzieję, że będzie mi dane sprawdzić już za kilka chwil.
Pozostałe parametry zawierają 6 GB RAM, 128 GB pamięci wewnętrznej, głośniki stereo, dual SIM, akumulator 4000 mAh przy zachowaniu smukłej obudowy, której grubość to zaledwie 7,8 mm. Całość działa dzięki procesorowi Kirin 970 i systemowi Android w wersji 8.1 Oreo z nakładką EMUI 8.1.
O czym warto pamiętać to fakt, że telefon nie ma 3.5 mm jacka audio i slotu kart microSD.
Huawei P20, czyli wersja bez „Pro” w nazwie, sporo uboższa
Różnic pomiędzy P20 a P20 Pro jest zdecydowanie więcej, niż spodziewałam się przed premierą. Mam nadzieję, że znajdzie to również potwierdzenie w odpowiednio niższej cenie (pisząc te słowa nie mam wiedzy związanej z polskimi cenami obu modeli).
Huawei P20 ma mniejszy ekran – 5,8” o rozdzielczości 2244×1080 pikseli, co akurat może się podobać. Pozytywnie raczej nie zostanie odebrany fakt, że zwykła wersja od Pro różni się też rodzajem zastosowanej matrycy – w P20 Pro jest OLED, natomiast w P20 – IPS. A to dopiero początek różnic.
Idąc dalej, P20 jest dużo mniej odporny – spełnia normę tylko IP53, do tego ma mniej pamięci RAM – 4 GB i „tylko” podwójny aparat: 12 Mpix RGB (f/1.8) + 20 Mpix monochromatyczny (f/1.6). Urządzenie ma też, siłą rzeczy, akumulator o mniejszej pojemności – 3400 mAh i zamknięte jest w smuklejszej obudowie (7,65 mm).
Huawei P20 będzie dostępny w sprzedaży w Polsce w trzech kolorach i tu, uwaga, nie będzie Twilight – ta edycja zarezerwowana jest wyłącznie dla P20 Pro. P20 będzie można kupić w wersji Gold Pink, Midnight Blue oraz Black.
Pierwsze wrażenie? Bardzo dobre
Nie ukrywam, że P20 Pro pozytywnie mnie zaskoczył – zwłaszcza funkcjami aparatu. Sama prezentacja przedpremierowa skupiała się właśnie w głównej mierze na tej cesze urządzenia, przez co można mieć solidne podstawy, by twierdzić, że Huawei ma się czym chwalić. To oczywiście jednak dopiero będę sprawdzać.
I właśnie, mam wielką nadzieję, że zaraz po konferencji wprowadzającej P20 i P20 Pro, drugi z nich trafi w moje ręce i będę mogła rozpocząć testy. A skoro tak – w razie jakichkolwiek pytań, zapraszam do komentarzy!