Historię, jaka stoi za brakiem Huawei Mate 30 Pro w Polsce, wszyscy doskonale znają. I chyba wszyscy też zdają sobie sprawę, jak wiele tracimy tym, że tego modelu nie ma w sprzedaży w naszym kraju. Miałam okazję się o tym przekonać organoleptycznie, testując Mate’a 30 Pro przez kilka godzin. I powiem jedno: chcę więcej.
Mate 30 Pro nie jest smartfonem przełomowym, ale jest świetną ewolucją
Przez ostatnie lata Huawei przyzwyczaił nas do tego, że każdy kolejny smartfon z serii Mate i P to ulepszone wersje poprzedników – a to lekko podrasowany aparat, a to zmieniony design czy dodane nowe funkcje. I nie inaczej jest w przypadku Huawei Mate 30 Pro – to bez wątpienia najlepszy smartfon z oferty tej marki. Choć nie ukrywam, że kilku rozwiązań w nim zastosowanych nie rozumiem – ciekawe czy przyznacie mi rację.
Mate 30 Pro jest jednym z niewielu smartfonów dostępnych na rynku, które nie oferują fizycznych przycisków regulacji głośności (tu przychodzi na myśl np. HTC U12+ z cyfrowymi przyciskami). Szybki rzut oka na lewą i prawą krawędź telefonu wyłącznie nas w tym utwierdza. Jak zatem regulować głośność? I, druga rzecz, jak zrobić screenshota?
Zacznijmy od odpowiedzi na pierwsze z pytań – w górnej części wyświetlacza ramki po jego prawej i lewej stronie reagują na dwukrotne tapnięcie w nie, a gdy już pojawi się suwak regulacji, wystarczy przejechać palcem po krawędzi w górę lub w dół, w zależności od tego, czy dźwięk jest za głośny czy za cichy. Rozwiązanie to działa jako-tako, co oznacza, że ramki nie zawsze reagują na chęć wywołania suwaka regulacji głośności – pytanie czy przez to, że są zbyt mało czułe czy po prostu funkcja ta wymaga nieco wprawy od użytkownika (obstawiam jednak pierwszą z opcji). Do tego dochodzi fakt, że suwak da się wywołać jedynie w górnej części ekranu, przez co osoby o mniejszych dłoniach są zmuszone do nienaturalnego manewrowania telefonem. Rozumiem, że tak samo jest w przypadku fizycznych przycisków, ale skoro już zdecydowano się je usunąć, można by było albo nieco obniżyć ten fragment ekranu z aktywną ramką lub – co według mnie by było jeszcze lepszym rozwiązaniem – pozwolić użytkownikowi zdecydować w ustawieniach, który obszar ramki ma reagować na podwójne stuknięcie. Niestety, stosownych ustawień nie znalazłam.
No dobrze, a jak w takim razie zrobić zrzut ekranu? Jesteśmy bowiem przyzwyczajeni, że screenshota robi się za pomocą jednoczesnego wciśnięcia przycisków power i Vol-. Tutaj postanowiono rozwiązać to przy użyciu gestów. Ale nie takich, jak np. w Oppo, czyli przesunięcia trzech palców po ekranie z góry w dół czy jak w Samsungu, gdzie wystarczy przesunąć dłoń bokiem od lewej strony ekranu do prawej. W Mate 30 Pro należy przytrzymać dłoń nad ekranem a następnie zacisnąć ją w pięść – i muszę przyznać, że działa to całkiem nieźle. A na pewno dużo lepiej i sprawniej niż inne gesty przewijania treści na stronach internetowych w górę czy w dół. I znowu nie wiem od czego to zależy – od tego, że jest to rozwiązanie, które wymaga dopracowania czy jednak wprawy z mojej strony. Choć nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to i to jednocześnie.
Obok aparatu znowu nie można przejść obojętnie
Patrząc na to, co przez ostatnie lata dzieje się na rynku smartfonów, chyba nikt nie ma wątpliwości, że to właśnie Huawei zapoczątkował małą rewolucję w aparatach mobilnych. I gdy wydaje się, że nic więcej nie można wycisnąć z tych – jakby nie było małych matryc – pojawiają się inżynierowie Huawei, którzy mówią: “my wam jeszcze pokażemy!”. Oczywiście w chwilę nie da się ocenić jakości zdjęć wykonywanych przez jakiś sprzęt, zwłaszcza bez możliwości sprawdzenia zdjęć nocnych w warunkach typowo do tego przeznaczonych (wieczór, światła miast, etc., a nie ciemna łazienka ;)). Pierwsze wrażenia aparat sprawia jednak bardzo dobre. Ale o ile jakość stoi na bardzo wysokim poziomie, tak – znowu – coś mi tu nie pasuje.
Tym czymś jest sposób przełączania się pomiędzy wartościami zoomu. W P30 Pro wystarczyło tapnąć raz na ekran, by z 1x przełączyć się na 5x i raz, że było to intuicyjne, to dwa – błyskawiczne. W Mate 30 Pro zrezygnowano z tego na rzecz suwaka, co nie jest najlepszym pomysłem głównie z jednego powodu – ustawienie konkretnej wartości trwa po prostu dłużej. A często w fotografowaniu liczy się właśnie tu i teraz – ten konkretny moment. Ale może tylko bezsensownie się czepiam…? To już musicie ocenić sami.
Zdjęcia zdjęciami, ale efekt WOW wywołał na mojej twarzy tryb slow motion, pozwalający zwolnić obraz w stopniu dotychczas niespotykanym w smartfonach – 7680 fps w HD (720p). Uzyskiwane efekty są rewelacyjne i zdecydowanie cieszą oko, ale bądźmy szczerzy – to funkcja, która przyda się bardzo, bardzo rzadko. Ale gdy już faktycznie się przyda, wywoła zdecydowanie szeroki uśmiech na twarzy.
zerknijcie też tu:
Bardzo jestem ciekawa stabilizacji podczas nagrywania wideo za pomocą Mate’a 30 Pro, ale tego niestety nie miałam okazji sprawdzić – może jeszcze kiedyś będzie mi dane. Dodam jeszcze, że – podobnie jak w P30 Pro po jednej z ostatnich aktualizacji – tutaj również jest opcja nagrywania wideo z dwóch obiektywów jednocześnie.
Żeby dopełnić pełny obraz aparatów w Mate 30 Pro, trzeba dopowiedzieć, że mamy tu aparat główny 40 Mpix (f/1.6, 27 mm, sensor RYYB 1/1.7″ 4:3) z OIS + ultraszeroki kąt 40 Mpix (f/1.8, 18 mm, sensor RGGB 1/1.54″ 3:2) + teleobiektyw 8 Mpix (f/2.4, 80 mm) + sensor 3D. Z przodu natomiast jest pojedynczy aparat 32 Mpix f/2.0.
Mate 30 Pro – pozostałe ważne informacje
Mate 30 Pro ma 6,53-calowy, zakrzywiony wyświetlacz OLED o rozdzielczości 2400 x 1176 pikseli z wielkim notchem w górnej części, w którym to umieszczone są 3D Depth Camera i Gesture Sensor. W dolnej części ekranu znajdziemy oczywiście czytnik linii papilarnych.
Całość działa dzięki ośmiordzeniowemu procesorowi Kirin 990 5G z ARM Mali-G76 MP16 i 8 GB RAM. No i muszę przyznać, że działa to bardzo szybko i wydajnie. Na jego pokładzie nie zabrakło 256 GB pamięci wewnętrznej z opcją rozbudowy o karty pamięci NM (tylko pod warunkiem, że nie korzystamy z dual SIM – w przeciwnym razie jeden ze slotów zajmuje nanoSIM).
Z innych rzeczy, Mate 30 Pro nie ma 3.5 mm jacka audio. Pod jego obudową (spełniającą normę IP68) znajdziemy akumulator o pojemności 4500 mAh, który to z kolei można ładować zarówno przewodowo (40 W), jak i bezprzewodowo (27 w). Do tego ma też opcję ładowania zwrotnego. Telefon waży 198 g, a jego wymiary to 158,1 x 73,1 x 8,8 mm.
Huawei Mate 30 Pro działa pod kontrolą Androida 10 z EMUI w wersji 10. Niestety – na ten moment – nie oferuje dostępu do usług Google i Google Play. Nie zamierzam jednak skupiać się na tym w niniejszym wpisie – wydaje mi się, że wszystko na ten temat zostało już powiedziane wcześniej. Huawei oferuje za to swój sklep z aplikacjami. Faktem jest jednak, że AppGallery na ten moment stanowi raczej marne zastępstwo dla Google Play. To się jednak może szybko zmienić, bo Huawei zapowiedział, że tylko w samej Polsce zainwestuje w swój sklep z aplikacjami aż 10 milionów dolarów. To daje nam powód, by sądzić, że deweloperzy chętniej będą zerkać w stronę tegoż sklepu, co z kolei relatywnie szybko powinno przełożyć się na liczbę interesujących aplikacji, które w nim będą dostępne. Nie ukrywam, że – pewnie podobnie jak Wy – z zainteresowaniem będę obserwować rozwój wydarzeń.
Jednocześnie wielka szkoda, że sytuacja jest jaka jest, bo omija nas produkt, który ma tak niesamowicie wielki potencjał, by stać się sprzedażowym hitem wśród najbardziej wymagających użytkowników…