Pisząc na początku sierpnia o zapowiedzi pierwszego Gothica na Nintendo Switch, pytając o sequel na japońskim handheldzie, bliższe prawdzie byłoby nie pytanie „czy”, tylko „kiedy”. Minęło kilka miesięcy, a gracze znów mogą próbować ominąć strażników bram w Khorinis. Pytanie tylko czy jest to podróż, którą warto przeżyć jeszcze raz.
Kult Bezimiennego
Deluxe Ski Jump, Heroes of Might and Magic III, CS 1.6 i Gothic II: Noc Kruka – tak wyobrażam sobie idealny folder „Gry” na komputerze polskiego gracza z przełomu 2003 i 2004 roku. W moim przypadku druga część przygód Bezimiennego była chyba pierwszym zetknięciem się z grami RPG. Był to kontakt nie do końca zrozumiały, wspomagany okiem starszego brata i kodami ułatwiającymi zabawę, ale miłość do gatunku pozostała.
Do „dwójki” wróciłem w 2012 roku. Choć grafika w innych tytułach zaliczyła już gigantyczny skok jakościowy, to dzieło Pirahna Bytes wciąż potrafiło przyciągnąć klimatem, choć niekoniecznie niektórymi rozwiązaniami gameplayowymi.
Minęła kolejna dekada, a ja nie spodziewałem się, że kiedyś przyjdzie mi recenzować Gothica II z dodatkiem na konsolę Nintendo. Ponownie zatem wychodzę z Wieży Xardasa – tym razem jednak nie na komputerze, a na handheldzie.
Łatwiejsze zadanie
Tym razem oszczędzę Wam nieco czasu – podstawowe menu niewiele zmieniło się względem poprzedniej konwersji, więc nie ma powodu, aby się nad tym za bardzo rozwodzić. Podobnie jest z ekranem ładowania. Nie jest to ekspresowe wczytywanie, ale jeśli kilkusekundowa przerwa w aktywnej zabawie nie wywołuje u Was białej gorączki, to możecie spać spokojnie. Tyczy się to zarówno pierwszego uruchomienia, jak i używania funkcji quick-save/quick-load.
Nowościami, które widać w ustawieniach, są opcje związane z walką – pojawia się bowiem „Skupienie w walce” i „Skupienie na celu”, które powinny pomóc niektórym graczom w połapaniu się w tym, co się dzieje wokół Bezimiennego w trakcie walki. Oprócz tego, pojawiła się możliwość losowania kombinacji potrzebnych do otwarcia zamków. Dla tych, którzy znają na pamięć kombinacje do niektórych kufrów w grze, funkcja może okazać się miłą niespodzianką.
Gobliny, bandyci i strój farmera
Z pewnością nie jestem jedyną osobą, która po obejrzeniu intro (z tej okazji mocno poprawionego pod względem rozdzielczości) jest w stanie odtworzyć w głowie pierwszych 15 minut drugiego Gothica. Pogadanka z Xardasem, czyszczenie kufrów i stolików, posąg Beliara na szczycie – całość wyryta w pamięci, jak dłutem w kamieniu.
Tym razem jednak opuszczenie wieży wiązało się z drobnym zaskoczeniem. Gra wydała mi się bowiem nieco ładniejsza – co, biorąc pod uwagę wiek gry i ostatni raz, kiedy po nią sięgnąłem, brzmi absurdalnie.
Wychodzi na to, że THQ Nordic faktycznie podkręciło nieco grafikę. Zmiany ograniczają się do lepszego globalnego oświetlenia. W końcu cienie są rzutowane w odniesieniu do modelu 3D zamiast plam pod nogami.
Niestety, odświeżenie oprawy udało się połowicznie. Z jednej strony mamy bowiem przypudrowaną grafikę, z drugiej – przycinki w mocno zaludnionych i bogatych w poligony miejscach. Wiecie do czego zmierzam? Konsola, która może po sporych ustępstwach dźwignąć Wiedźmina 3 czy Kingdom Come: Deliverance, miałaby wymiękać przy grze z 2002 roku po drobnych zmianach?
Oczywiście można zagrać bez tych „wodotrysków” w trybie wydajności, jednak zupełnie nie rozwiązuje to problemu pt. optymalizacja 20-letniej gry na Nintendo Switch. Ponownie czuję, że premiera została nieco pospieszona, zwłaszcza, że ktoś znowu nie przyjrzał się polskiej wersji tekstu.
Strzelając z „uku” w „óżko”
Rozumiem, że gdy ogrywałem pierwszego Gothica przed oficjalną premierą na Switcha, w grze mogły się trafiać błędy w postaci niedziałającego sterowania ruchem czy problemów z wyświetlaniem „Ź”. Gra pojawiła się w sprzedaży 29 listopada, jest więc już grubo ponad dwa tygodnie po cyfrowym debiucie. Tym razem, zamiast problemów z przedostatnią literą polskiego alfabetu, padło na „Ł”, które, jak na złość, jest częściej używaną literą. Grając w Gothica II na konsoli rozwijam więc „ucznictwo” i chodzę spać do „óżka”.
Interfejs jako całość przekopiowano z portu Switchowej „jedynki”. I jest to dobra decyzja – do antyklimatycznego wyglądu ekwipunku można się przyzwyczaić, całość jest czytelna nawet na handheldach z mniejszym ekranem, a wszystkie koła szybkiego wyboru przedmiotów czy zaklęć sprawiają, że nie czuć 20-letniego stażu gry.
Nic dziwnego
Jak można było nie pokochać Gothica II w dniu premiery, skoro niemal każdy aspekt „jedynki” został znacząco poprawiony? Sterowanie, handel, rozwój postaci – wszystko to zostało na tyle dobrze oszlifowane w podstawowej wersji gry i udoskonalone w „Nocy Kruka”, że pierwsza część serii, nawet po kuracji odmładzającej na Switcha, to wciąż ciężkie RPG do przełknięcia.
Jest jednak pewien element, który na handeldzie Nintendo w Gothicu II mocno spowalnia tempo progresu w porównaniu do pierwszej części – walka. Odnoszę wrażenie, że zarówno ludzie, jak i bestie, są bardziej agresywne, co – w połączeniu z modelem walki – sprawia, że starcia lepiej z dozbrojonym przeciwnikiem mieszają frustrację z satysfakcją. Raz bloki i wymachy przechodzą całkiem płynnie, a innym razem przez 15 minut ćwiczy się mięśnie na palcach, żonglując szybkim zapisem i wczytywaniem.
O wiele gorzej wypadają pojedynki z większą grupą. Jeżeli ktoś nie przyzwyczai się do blokowania kamery pod „R3” i tańcowania wokół wroga, to może szybko usunąć grę z pamięci konsoli lub sprzedać kartridż. Przeskakujący widok utrudnia skupienie się na jednym celu, a jeśli jeszcze w walce bierze udział sojusznik, to i jemu może się niechcący oberwać.
Sterowaniem ruchowym za pomocą joy-conów ponownie nie ma sensu się interesować. Machniecie parę razy przed nosem przeciwnika, zauważycie, że nie jest to zbyt wciągające i wrócicie do rytmicznego klepania „A + lewo/prawo”.
Nowa szpachla, nowe dziury
Pierwszy Gothic na Switcha przypomniał nam, że nawet, jeżeli gra dostanie ogromną listę opisującą, co zostało poprawione w trakcie portowania, to i tak trudno ustrzec się nowych błędów i uprzykrzających życie anomalii.
W tym przypadku przez kilkanaście godzin gry nie zdarzyło mi się, żeby postać strzelała w powietrze ani nie napotkałem problemu z NPC-ami. Dziennik wypełniał się zadaniami aż miło, a kolejne polne bestie i bandyci padali trupem od mojego miecza. Zbyt pięknie, żeby było prawdziwe?
Trochę tak. Tym razem przyczyną mojego zgrzytania zębami było okazjonalne wyrzucanie się gry do menu głównego konsoli przy próbach odczytania zapisu, co przy okazji skłoniło mnie do małej refleksji. Skoro można było dodać sterowanie ruchem, losowanie kombinacji na otwarcie zamków czy poprawić nieco grafikę, to czemu nie zaimplementowano autozapisu?
Nazwijcie mnie wygodnickim graczem, ale jak po 15 minutach spaceru z Khorinis na farmę Onara i z powrotem zapominasz zapisać gry i jakiś pałętający się w krzakach bandyta robi ci z czterech liter gotycką jesień, to szlag człowieka trafia. Mógłby to być wybór opcjonalny z możliwością ustawienia i częstotliwości, jednak nie dostajemy nic.
Nie ma co ukrywać, że stare gry z perspektywy współczesnego gracza potrafią być upierdliwe – i nieważne czy myślimy o tytule z 2002 czy 1992 roku. Raz jest to sterowanie, innym razem takie szczegóły, jak zapisywanie gry. Rolą portu powinno być nie tylko wyciągnięcie z siwiejących tetryków paru groszy, ale też zachęcenie innych do zagrania. Kopiowanie pewnych archaizmów nie sprawi, że konsolowi gracze będą wychwalać tytuł w rozmowie ze znajomymi.
Gothic II po 20 latach – bolesny powrót
Nostalgia w grach wideo to potężna broń. Przywrócenie choćby na chwilę uczucia, że znowu mamy 16 lat i największym zmartwieniem jest kartkówka z chemii staje się przyjemnym eskapizmem od codzienności. Trudno jest wygrać z takimi emocjami.
Na szczęście formuła Gothic II: Noc Kruka broni się w 2023 roku bez okularów nostalgii. Choć frustrująca walka stanowi pewien procent rozgrywki, to zwiedzanie Khorinis i wykonywanie zadań wciąż może wciągnąć gracza na dziesiątki godzin. Możemy przecież docenić niewielką mapę, na której czuć, że każdy szkielet, leżący pod mostem, ma do opowiedzenia jakąś historie, reagujący na cykl dobowy świat albo klimat – zupełnie inny od tego, jaki serwuje nam Baldur’s Gate III, Dragon Age czy Wiedźmin 3.
Gdybym miał jednak ocenić każdą kwestię, związaną z premierą drugiego Gothica na Nintendo Switch, byłbym zniesmaczony. Nie wiem, czy chodziło o to, żeby koniecznie wydać tytuł w na 20-lecie oryginału, ale na ten moment grze zabrakło kilku szlifów, których nieobecność potrafi zepsuć zabawę. Chodzi oczywiście o kwestie optymalizacji oraz problemy z wczytywaniem save’ów. Nie byłoby to jednak aż tak dotkliwe, gdyby nie cena.
THQ Nordic, oferując w tak krótkim odstępie czasu dwa niedopracowane na premierę porty za łączną cenę 250 złotych sprawia, że aż mi się Szpon Beliara w kieszeni otwiera. Na Switcha wydano wiele konwersji starych gier i ich cena jest zbliżona do kwot widocznych na Steamie. Tymczasem trylogia Gothica na PC kosztuje 60 złotych bez grosza.
Sami musicie ocenić, czy ogrywanie Gothic II: Noc Kruka w autobusie lub na przerwie przed zajęciami jest warte 120 złotych.