Grzegorz niedawno informował Was o tym, że wkrótce ruszy fala aktualizacji do Androida Pie. Tak, mowa o tej wersji systemu, o której mało kto słyszał, a którą Google pokazał w sierpniu tego roku. W tej całej problematycznej sytuacji jest jeszcze jeden czynnik powodujący wolne rozprzestrzenianie się Androida w wersji 9.0 i nie tylko.
Ostatnia aktualizacja statystyk udziału danej wersji Androida na rynku pochodzi z końca października i z niej dowiedzieliśmy się, że Pie nie widnieje jeszcze nawet w statystykach. Wiecie dlaczego pewne wersje Androida powoli odchodzą do lamusa? Bo po prostu przestaje się z nich korzystać.
Jeszcze w sierpniu więcej osób korzystało z Androida Lollipop niż Oreo, ale z miesiąca na miesiąc sytuacja się poprawia. Nieznacznie, ale zawsze. Co powoduje, że jak się ogląda te statystyki na przestrzeni lat, to zaczynają zyskiwać nowsze wersje systemu, a tracić starsze?
Wytłumaczenie jest banalnie proste – zaczynamy kupować nowe smartfony, stare porzucamy. Zwróćcie jednak uwagę, że ostatnie wersje systemu nie osiągają już takiej popularności co starsze w czasach swojej świetności. Można wręcz mówić o pewnej tendencji spadkowej.
Wynika z niej, że długo trzymamy się swoich smartfonów. Z kolei nawet gdy przestajemy korzystać z danego urządzenia, to oddajemy go komuś lub sprzedajemy i ktoś inny korzysta z niego dalej. Niekiedy latami. Sam kilka miesięcy temu „pozbyłem się” swojego Galaxy S7 edge, który finalnie dostał aktualizację do Androida 8 Oreo (i przy okazji zyskał nowszą wersję nakładki). Wierzę, że obecna właścicielka będzie czerpać z niego korzyści jeszcze nawet kilka lat.
Właściciele tego modelu nie mają już co liczyć na jakikolwiek większy przeskok w wersji oprogramowania i tu dochodzimy do (poniekąd) nowego problemu Google’a z fragmentacją Androida.
Bowiem od 2016 roku producenci zaczynają wypuszczać smartfony, które zwykłym użytkownikom starczają zdecydowanie dłużej. Doszliśmy do pewnej technologicznej ściany, gdzie flagowy smartfon z 2016 – taki jak właśnie wspomniany przeze mnie bardzo udany Galaxy S7 edge – jak na dzisiejsze standardy wciąż daje radę. I to bardzo. Chyba nie muszę dodawać, że analogicznie można mówić o smartfonach z kolejnych lat.
Dołóżmy do tego fakt, że oprogramowanie producentów w urządzeniach z tamtego okresu także jest w zupełności wystarczające, wizualnie przynajmniej poprawne lub wręcz nieodbiegające od dzisiejszych standardów estetycznych. Najprościej mówiąc smartfony starzeją się ostatnimi laty zdecydowanie łagodniej.
No ale nie samymi flagowcami człowiek żyje. Średniopółkowce też zaliczyły spory skok jakościowy i one także z roku na rok dają właścicielom mniej powodów do ucieczki. Zawrzyjmy w tej obserwacji w dużym uproszczeniu rewolucję Xiaomi-Huawei-OnePlusową. Konsumenci zaczęli głosować portfelami wybierając bardzo opłacalne urządzenia oferujące tyle samo/więcej niż konkurencja za mniejsze pieniądze i mamy gotowy efekt – smartfony żyją z nami (i z następnymi właścicielami) zdecydowanie dłużej.
Dlatego, jak na jakimś blogu technologicznym ktoś będzie Wam swoimi tekstami sugerować, że z fragmentacją Androida dzieje się coraz gorzej, to wyciągnijcie przy okazji własne wnioski. Nie zrozumcie mnie źle – z aktualizacjami Androida nie jest dobrze i być może nigdy nie osiągną one tak dobrych statystyk, jak w przypadku iOS, bo problem rzadkich aktualizacji się nie zmienia i trwa w najlepsze.
Winę za to ponoszą przede wszystkim producenci. Co ciekawe nie motywuje ich dodatkowo fakt, że gdy już przygotują większą aktualizację, to w wielu przypadkach… nie jest ona ściągana nawet przez 3/4 posiadaczy danego smartfonu z możliwością takiej aktualizacji. Ale to już temat na osobny artykuł.