Google logo G oko
fot. geralt/Pixabay

Hipokryzja Google. Jednorazówki w ekologicznych opakowaniach

Firma Google uwielbia na każdym kroku podkreślać, jak bardzo zależy jej na środowisku naturalnym i jak wiele robi, by pomagać w jego ochronie. Szkoda tylko, że równocześnie wypuszcza na rynek urządzenia, których nie da się naprawić. Ba, nie są nawet przeznaczone do tego, by je reperować.

Google chwali się pudełkami bez plastiku

We wtorek na oficjalnym blogu Google pojawił się wpis, w którym Amerykanie chwalą się osiągnięciem kolejnego „zielonego” celu. Z dumą ogłosili, że wszystkie opakowania smartfonów Pixel, akcesoriów Fitbit i urządzeń Nest są w 100% pozbawione plastiku. Udało im się to osiągnąć przed (ustalonym jeszcze w 2020 roku) terminem, którym był rok 2025. Nie tylko dotarliśmy tu wcześniej, ale też wyznaczyliśmy nowy standard, jakim są piękne pudełka łatwe w recyklingu – piszą.

Piękny to był wpis i samemu ograniczaniu wykorzystania tworzyw sztucznych na poszczególnych etapach produkcji można tylko przyklasnąć. Piszę to bez cienia ironii, choć wewnętrzny cynik nie pozwala mi nie docenić w tym wszystkim czegoś jeszcze: faktu, jak zręcznie udało się firmie Google przykryć tą publikacją inną wiadomość, która pojawiła się w sieci tego samego dnia.

Chcesz naprawić smartwatch Pixel Watch 3? Zapomnij o tym

Mam tu na myśli wiadomość o tym, że najnowszy Pixel Watch 3 jest smartwatchem całkowicie nienaprawialnym. Użytkownicy, których urządzenia ulegną uszkodzeniu, mogą liczyć wyłącznie na ich wymianę na nowe egzemplarze. Takie właśnie jest oficjalne stanowisko firmy Google i właściwie nie powinno być ono zaskoczeniem, bo z dokładnie taką samą sytuacją mieliśmy do czynienia w przypadku obu poprzednich zegarków zaprojektowanych przez amerykańskiego giganta.

Pixel Watch 3 (fot. producenta)

Brak polityki naprawczej sprawia, że nawet drobna usterka czyni z takiego smartwatcha elektrośmieć. Dlatego właśnie chwalenie się eliminacją plastiku z opakowań, a równocześnie kontynuowanie tworzenia jednorazówek brzmi dla mnie jak hipokryzja w najczystszej postaci. Raz jeszcze jednak podkreślę – nie jestem tym szczególnie zaskoczony. Dlaczego? Ano dlatego, że historia Google i różnie rozumianego greenwashingu nie rozpoczęła się wczoraj.

Hipokryzja, greenwashing i inne ładne słowa

Greenwashing, zwany też ekościemą, polega na podawaniu niepełnych informacji lub nieuzasadnionym zwiększaniu wagi podejmowanych działań w celu wywołania wrażenia, że jest się bardziej ekologicznym niż jest się w rzeczywistości. Jak zauważa Faithe J Day z Medium, firma Google robi to od lat, przedstawiając piękne hasła i reklamy. Do tego niejednokrotnie chwaliła się chociażby neutralnością węglową, która w rzeczywistości jest bardziej kreatywnym marketingiem niż faktem naukowym.

Rzecz bowiem w tym, że Google swoją neutralność węglową osiąga w dużej mierze na zasadzie offsetów, czyli kompensacji emisji. Mówiąc najprościej: nadal generuje gazy cieplarniane na olbrzymią skalę, ale później podejmuje działania, których celem jest redukcja lub usunięcie określonej ilości takich gazów i w ten sposób ostatecznie wszystko ma wyjść na zero. Tylko że w tej strategii jest wiele „haczyków”, z metodologią obliczania tych danych na czele, choć to tylko wierzchołek góry lodowej. Polecam poniższy materiał agencji Bloomberg na ten temat:

Większość naukowców zajmujących się klimatem głosi pogląd, że zamiast skupiać się na równoważeniu, należy przede wszystkim dążyć do redukcji emisji. Na tym polu zaś sytuacja nie wygląda wcale tak kolorowo. Odbywająca się rewolucja związana ze sztuczną inteligencją sprawia, że – nawet według przedstawicieli Google – w najbliższych latach poziom emisji może rosnąć, a nie maleć.

Nie są jedyni – to niestety standard

I postawmy sprawę jasno: w kwestii neutralności węglowej i innych form greenwashingu firma Google nie jest ani pierwsza, ani jedyna. Tą samą drogą podąża wiele innych przedsiębiorstw, nie wyłączając z tego największych konkurentów z branży nowych technologii. Amerykanie stali się jedynie ofiarami dnia, ze względu na miks dwóch wspomnianych wcześniej wiadomości.

Podobny tekst mógłbym napisać o firmach Microsoft czy Apple, ale niech nie rozmyje to istoty tej publikacji. Wcale bowiem nie zamierzam umniejszać „zasług” Google na tym polu – faktycznie bowiem tworzenie nienaprawialnych urządzeń musi być piętnowane. Szczególnie gdy firma chwali się tym, jak bardzo zależy jej na środowisku.