Na co dzień, już od ponad roku, przy biurku siedzę na fotelu SPC Gear SR700. Przesiadka (dosłowna) na Genesis Trit 600 RGB była ciekawą odskocznią. Jakie są moje wnioski?
Przede wszystkim takie, że trochę zostałam wkopana w ten materiał ;) Prawda jest bowiem taka, że jestem zadowolona ze swojego fotela i raczej nie planowałam przesiadki na cokolwiek innego. Pewnego razu zaskoczył mnie kurier, który z nieukrywanym niezadowoleniem musiał wtargać ważący 18 kg fotel na drugie piętro (na szczęście z windą!).
Dla Kuby, który pierwotnie miał testować Trit 600 GB, okazał się on zbyt mały, decyzja nie mogła być zatem inna – przejmuję temat. I tak, ostatnio mogliście przeczytać moją pierwszą recenzję gry na konsolę w życiu (Sackboy: Wielka Przygoda), a teraz zapraszam na mój pierwszy test fotela. Bo w sumie dlaczego by nie!
Genesis Trit 600 RGB w Media Expert
Montaż i… RGB w fotelu?!
Fotel otrzymałam w pudełku w zestawie do samodzielnego montażu. Cały proces zajął maksymalnie kwadrans, a wszystkie elementy pasowały do siebie jak wysokiej klasy puzzle – nie mam żadnych zastrzeżeń do części znajdujących się pudełku, ani ich sposobu dopasowywania.
Jest to na tyle intuicyjne, że można sobie spokojnie poradzić bez dołączonej w pudełku instrukcji obsługi (gdybyście jednak mieli jakieś wątpliwości – takowa jest w zestawie).
Już przy pierwszym kontakcie z fotelem ujawnia się jego unikatowa cecha – RGB w fotelu!
Pod siedzeniem ukryta została kieszeń na powerbank zasilający paski LED-owe (nie ma go w zestawie – trzeba dokupić), które zostały ukryte w najbardziej zewnętrznej części fotela, dzięki czemu oświetlenie przechodzi właściwie dookoła niego (poza przednią częścią siedziska).
Wygląda to bajerancko i, jeśli ktoś ma stanowisko gamerskie, na którym wszystko się świeci, fotel z RGB będzie fajnym uzupełnieniem całości. Sam fakt, że do fotela dołączany jest pilot, za pomocą którego w każdej chwili zmienimy styl świecenia, kolor, etc., zdecydowanie zasługuje na uwagę.
Jeśli chodzi o wydajność tego rozwiązania, w pełni naładowany powerbank o pojemności 10000 mAh zapewnia full RGB świecenia na około 5 godzin.
Jakość wykonania
Wszystkie elementy fotela wykonane zostały z dbałością – żadne śruby nie wystają, nie ma też żadnych ostrych elementów, na które moglibyśmy się “nadziać” próbując choćby odchylić fotel czy włożyć / wyjąć powerbank spod siedziska. Jakość wykonania – zdecydowanie na plus.
Dolna część fotela jest aluminiowa, podnośnik gazowy klasy czwartej, siedzisko zostało wykończone materiałem i gąbkami, które mają się nie odkształcać, reszta elementów jest z tworzywa, ale niezłej jakości, a dopełnieniem całości są dwie poduszki – zagłówkowa i lędźwiowa. Całość jeździ na nylonowych kółkach 60 mm.
W studiu, w którym przez ostatnich kilka miesięcy na co dzień korzystałam z Trit 600, mamy bardzo miękką wykładzinę, z którą wspomniane kółka radziły sobie przyzwoicie. Jasne, nie poruszały się z wielką płynnością jak po płaskiej podłodze wyłożonej panelami, ale przy mojej wadze zachowywały się zupełnie poprawnie – z siedzącym na fotelu Kubą było dużo trudniej – waga użytkownika ma tu bowiem spore znaczenie.
Genesis Trit 600 RGB w praktyce
Odskocznia od skórzanego SPC Gear SR700 (wykonanego ze sztucznej skóry oczywiście) przede wszystkim utwierdziła mnie w przekonaniu, że materiał w lato sprawdza się lepiej niż skóra – zapobiega przyklejaniu się ciała do fotela. Fotel jest wygodny, zapewnia odpowiednią postawę i spełnia swoją rolę. Ale nie obyło się bez kilku “ale”.
Fotel Genesis, jak możemy przeczytać na stronie producenta, “wykończony jest odporną na ścieranie tkaniną zapewniającą odpowiednią wentylację w każdych warunkach”. Ja mam jedną uwagę do tego materiału – bardzo szybko się brudzi, w efekcie czego już po kilku tygodniach użytkowania egzemplarz testowy Trit 600 RGB, a właściwie samo siedzisko tegoż fotela, wyglądało już na zbyt mocno wyeksploatowane. Bez większego problemu jednak udało się je jednak doprowadzić do porządku.
Wspomniane siedzisko jest dość szerokie – ma 53 cm – i ma 49,5 cm głębokości, co dla mnie okazało się wartościami aż nadto wystarczającymi. Po bokach wspiera nas bardzo dobrze wyprofilowane gąbczaste podparcie boczne – nie inaczej jest na bokach oparcia. Chcę przez to powiedzieć, że pozycja na fotelu może być właściwie dowolna – ergonomiczna (taką oczywiście zalecam!), jak i bardziej luźna – w moim przypadku nawet i po turecku jestem w stanie na nim siedzieć bez najmniejszych problemów.
Samo oparcie ma szerokość 55 cm i wysokość 82 cm. W celu uzupełnienia informacji dodam jeszcze, że wysokość fotela wynosi 124 – 132 cm, a wysokość samego siedzenia – 44,5 – 52,5 cm. Mam 178 cm wzrostu i ważę ok. 70 kg – dla osoby o takich parametrach Genesis Trit 600 RGB jest bardzo wygodną konstrukcją.
Poduszka pod lędźwie i dodatkowa pod kark są mniejsze niż we wspomnianym wcześniej SPC, ale odnoszę wrażenie, że ich wielkość jest w zupełności wystarczająca. Ich wypełnienie jest miękkie, piankowe, dzięki czemu bardzo dobrze sprawdzają się w swojej roli.
Zwłaszcza ta pierwsza jest na wagę złota i bardzo doceniam fakt, że po kilku długich tygodniach korzystania z niej w żaden sposób się nie odkształciła ani nie zmieniła swojej objętości – to dość istotne z punktu widzenia osoby spędzającej na fotelu naprawdę sporo czasu. Odpowiada za to, jak twierdzi producent, wysokiej jakości pianka i nie mam wątpliwości ku temu, że faktycznie taka jest.
Moja największa uwaga w stosunku do Genesis Trit 600 RGB to to, że straszliwie skrzypi. Niezależnie od tego, czy chcę odsunąć się od stanowiska pracy, dosunąć do biurka czy lekko odchylić do tyłu – za każdym razem słychać nieprzyjemne skrzypienie. Trudno jest mi powiedzieć czy to wada jedynie tego konkretnego testowego egzemplarza, czy ten typ tak po prostu ma – niemniej, warto to odnotować.
Po prawej stronie fotela mamy dwie wajchy – pierwsza, umieszczona tuż poniżej siedziska, odpowiada za odchylanie oparcia. Możemy je odchylić we właściwie dowolnym zakresie i zablokować je w wybranej pozycji, co jest sporym plusem całej konstrukcji.
Na plus zaliczam również odchylenie na płasko (ale nie całkowicie płasko – ok. 130-140 stopni), dzięki czemu można uskutecznić krótkie przerwy w pracy na odpoczęcie kręgosłupa i “wyciągnięcie się” przy biurku – tak, kilka razy mi się zdarzyło z tego skorzystać!
Druga wajcha, znajdująca się nieco niżej, odpowiada za regulację wysokości fotela (tu muszę przyznać, że podnośnik świetnie się sprawdza w swojej roli – nie opada, nie luzuje, wszystko gra), jak również za funkcję bujania – można ją odblokować lub zablokować.
Jeszcze słowo o podłokietnikach. Bardzo podoba mi się fakt, że są odpowiednio wyprofilowane, zagłębione do środka, dzięki czemu położone na nich przedramię dobrze się do nich dopasowuje.
Jednocześnie muszę zwrócić uwagę na to, że podłokietniki są regulowane jedynie w płaszczyźnie góra – dół, a prawo – lewo już nie. Idealnie by też było, gdyby ich maksymalna wysokość była jeszcze nieco wyższa (ale to już kwestia preferencji i własnych przyzwyczajeń – każdy ma swoje).
Podsumowanie
Cena Genesis Trit 600 RGB w dniu publikacji recenzji wynosi ok. 1075 złotych. Nie mam rozeznania wśród foteli, więc trudno jest mi stwierdzić czy to dobra cena, natomiast już sam fakt, że przez ostatnie pół roku jego cena spadła o zaledwie 25 złotych raczej świadczy o tym, że sprzedaje się co najmniej dobrze i producent nie musi zachęcać potencjalnych klientów do kupna większymi obniżkami ceny.
Ja ze swojej strony muszę stwierdzić, że zastanawiam się czy wracać do mojego SPC. Właściwie względem niego brakuje mi tu jedynie regulacji podłokietników w lewo – prawo, ale bez tego jakoś da się żyć. W zamian otrzymuję lepiej wentylowaną konstrukcję z wygodniejszymi poduszkami i oświetleniem RGB – cała reszta właściwie bez większych różnic.
Na koniec dodam jedynie, że fotel Genesis Trit 600 RGB przeznaczony jest dla osób ważących maksymalnie 150 kg.