Gdzie się podziała klawiatura? O komforcie pracy na Yoga Book słów parę

Swego czasu, jak jeszcze zdarzyło mi się studiować, na uczelnię chadzałam z iPadem. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że było to moje narzędzie pracy – to właśnie na nim wprowadzałam ogrom tekstu, to był mój mobilny “daily driver” i to właśnie on pozwalał mi pracować wszędzie tam, gdzie potrzebowałam zrobić to po cichu, bez zbędnego zwracania na siebie uwagi. Co z tym ma wspólnego Yoga Book? Więcej niż Wam się wydaje.

Gdzie się podziała klawiatura?

Wprowadzanie tekstu na klawiaturze wirtualnej, której nie czuć pod palcami (nie ma fizycznych przycisków, nie ma skoku…), wydaje się pomysłem co najmniej nierozsądnym, żeby nie powiedzieć, że karkołomnym. A bezwzrokowe wprowadzanie tekstu na klawiaturze wirtualnej jak byście nazwali? Ja doszłam do takiej wprawy bardzo szybko – patrzenie jednocześnie na wykładowcę i wprowadzanie tekstu na tablecie nie stanowiło dla mnie żadnej trudności. Ta umiejętność, jak się okazało kilka lat później, przydała mi się podczas testów Lenovo Yoga Book.

O ile jednak klawiatury wirtualne mają to do siebie, że zasłaniają mniej więcej połowę widoku ekranu, tak w Yoga Book klawiatura umieszczona jest na drugiej połówce urządzenia. Tam, gdzie zwykle w laptopach znajduje się zwykła, fizyczna klawiatura, tutaj mamy klawiaturę haptyczną, zamiennie z miejscem do notowania / rysowania / szkicowania. Świetna sprawa – raz, że mamy cały ekran do dyspozycji, a dwa – co doceni zwłaszcza branża kreatywna – nie trzeba korzystać z dodatkowego tabletu graficznego, mając dosłownie przed sobą powierzchnię, którą w ów tablet można zamienić w każdej chwili.

Ustalmy bowiem jedno: Yoga Book to przede wszystkim sprzęt dla grafików, twórców, osób kreatywnych, a nie dla pisarzy czy redaktorów – nie bez powodu usunięta została akurat właśnie klawiatura fizyczna.

Yoga Book to sprzęt wymagający zmiany swoich nawyków

Kontynuując powyższy wątek – umówmy się: Yoga Book nie jest urządzeniem dla wszystkich. Osoby, które nie wyobrażają sobie pracy bez klawiatury fizycznej, nie ma mowy, by przestawiły się na tą haptyczną. W moim odczuciu o urządzeniu tym można nawet powiedzieć, że wyprzedza swoje czasy – wszystko przez to, że wnosi ze sobą takie rozwiązania, na które wiele osób nie jest jeszcze gotowych. Ale nie można go traktować jak laptopa. Bo to bardziej tablet graficzny z rozszerzonymi możliwościami niż laptop z funkcją tabletu. A przynajmniej ja to tak odbieram, o czym zresztą mogliście przeczytać w ostatnim wpisie na temat Yoga Booka.

Ale zwolennicy innowacji, w tym ja, znajdą cały szereg zalet rozwiązania zastosowanego w Lenovo Yoga Book. Przyjrzyjmy im się krok po kroku:

Łyżka dziegciu?

Nie, wcale nie jest nią cena, bo ta – jak na tego typu sprzęt – wydaje się całkiem rozsądna (2999 złotych za wersję z Windowsem, 300 złotych mniej za wersję z Androidem). Jest nią fakt, że korzystanie z klawiatury haptycznej jest maksymalnie utrudnione, gdy macie dłuższe paznokcie.

Jeśli Yoga Book to projekt nie z waszej bajki, polecam skierować swe zainteresowanie w stronę innego urządzenia Lenovo, np. Yoga 720, z której korzystam przez kilka tygodni – z bardzo wygodną klawiaturą, tak samo obracanym (aczkolwiek większym) ekranem i nieco wydajniejszymi podzespołami. Może nie jest tak innowacyjne i futurystyczne jak Yoga Book, ale zdecydowanie jest warte swojej ceny.

Wpis powstał przy współpracy z Lenovo

Polecamy również

Recenzja Lenovo Yoga Book

Exit mobile version