Fitbit Sense to kolejne urządzenie tej firmy, jakie mam okazję testować. Wyglądając na kolejnego członka udanej rodziny smartwatchy Versa, łatwo może zwieść potencjalnego użytkownika, gdyż w podobnej obudowie kryje się jednak znacznie potężniejsze serce, któremu nie brak nowości. Z tym większym zainteresowaniem przystąpiłem do recenzji, choć czas okazał się, delikatnie mówiąc, niesprzyjający.
Pozorne podobieństwo
Fitbit Sense jest smartwatchem, który dość dobrze określają słowa „niepozorny” – łatwo go przeoczyć pośród innych urządzeń. Niezbyt wielki, zbliżony kształtem do kwadratu o zaokrąglonych krawędziach. Koperta wykonana jest z solidnego plastiku i nierdzewnej stali, a wyświetlacz chroniony jest szybką z Gorilla Glass.
Stalowa płytka stykająca się z nadgarstkiem kryje zestaw czujników, wśród których jest pulsometr i czujnik wysycenia krwi tlenem. Metal jest także jedną z elektrod służących do pomiaru rytmu przedsionkowego serca.
Łagodne linie obudowy są jedną z cech umożliwiających łatwe wizualne odróżnienie Sense od Versy, również najnowszej. Na lewej krawędzi znajduje się dotykowy (lecz wymagający użycia pewnej siły), pojedynczy przycisk sterujący wraz z dotykowym ekranem do zarządzania funkcjami urządzenia. Firma stosuje takie rozwiązanie w nowych modelach, od opaski Charge 3 – ma w końcu sporo zalet w porównaniu z fizycznym przyciskiem. Ma też i wady.
Fitbit Sense przestaje jednak być tak podobny do krewniaków, gdy zajrzymy pod maskę.
akcelerometr | trójosiowy |
żyroskop | tak |
pulsometr | optyczny |
pomiar SpO2 | tak |
odczyt pulsometru | 5 s / 1 s w czasie ćwiczeń |
czujnik wysokości | tak |
czujnik oświetlenia | tak |
czujnik nasycenia | tak |
czujnik temperatury | tak |
pomiar ECG (rytmu przedsionkowego serca) | tak |
pomiar EDA (aktywność elektryczna skóry) | tak |
wibracja | tak |
WIFI | tak |
lokalizacja | GPS+GLONASS |
odczyt lokalizacji | w zależności od smartfona, typowo co 5 s |
NFC | tak, Fitbit Pay |
Wyświetlacz | dotykowy AMOLED, 1,58″, 336 x 336 pikseli |
Wodoodporność | 5 ATM |
Bateria | 6+ dni / 2+ dni z AoD / 12 godzin GPS, 12 minut ładowania na cały dzień pracy |
Inne | głośnik, mikrofon, współpraca z Asystentem Google i Amazon Alexa |
Krótki rzut oka na tabelę mówi wszystko – to najlepiej wyposażony smartwatch w ofercie firmy. Zaczynając od ekranu AMOLED, którym został zastąpiony tradycyjny LCD, poprzez wbudowany odbiornik GPS/GLONASS, a kończąc na zastosowanych po raz pierwszy czujnikach ECG i EDA.
W sumie na tej liście powinien także się znaleźć czujnik wysycenia krwi tlenem (SpO2), chociaż nie jest on nowością – wcześniej jednak oprogramowanie nie pozwalało na jego wykorzystanie. O zaletach monitorowania SpO2 natomiast w roku COVID-19 chyba wspominać nie muszę.
Ceny Fitbit Sense zaczynają się od ~1500 złotych.
Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać…
się. Pierwsze uruchomienie jest intuicyjne – instalujemy oprogramowanie, logujemy się do swojego konta lub je zakładamy, uruchamiamy wyszukiwanie zegarka, wprowadzamy kod z wyświetlacza i reszta przebiega w zasadzie sama.
W moim przypadku zegarek wymagał także aktualizacji firmware, która trwała około 20 minut. Po zakończeniu procesu można skonfigurować i doinstalować aplikacje według swoich wymagań. Warto też zajrzeć do zakładki „premium”, gdyż sporo interesujących funkcji wymaga płatnej wersji serwisu Fitbit, a w zestawie z Sense jest także pół roku testowego abonamentu. Osobnego uruchomienia wymaga także w oprogramowaniu monitorowanie rytmu serca.
Jak w większości smartwatchy, dostosowanie warto rozpocząć od wyboru odpowiedniej tarczy zegarowej. Wybór jest duży, a estetyka większości bardzo, bardzo wątpliwa, jednak da się na coś zdecydować. Inna rzecz, że jeśli w pełni chcemy wykorzystać możliwości Fitbit Sense, to wyboru w zasadzie nie ma – dostępna jest tylko jedna tarcza prezentująca wskazania sensora SpO2, a do ostatniej aktualizacji nie było innego sposobu, by z niego skorzystać.
A pomiar SpO2 jest jedną z funkcji, którą uznałbym w tej chwili za niezbędną w codziennym użytkowaniu, zaraz obok monitoringu snu, pulsometru i pomiaru odchyleń temperatury. Te bowiem dane mogą być pierwszym sygnałem, że coś jest nie tak z naszym zdrowiem.
Oczywiście to nie tak, że typowo sportowe funkcje nie są przydatne – wręcz przeciwnie, lecz choć jest ich sporo i nie brak im rozbudowania, to trzeba mieć świadomość, że w tej kategorii Fitbit nie jest konkurencją dla Garmina czy Polara. Fitbit wygra uniwersalnością.
Z ciekawszych funkcji Sense – mamy możliwość zbadania rytmu przedsionkowego serca – po uruchomieniu pomiaru dotykamy kciukiem i palcem wskazującym odpowiednio lewego dolnego i prawego górnego rogu. Pomiar trwa 30 sekund i oczywiście nie jest odpowiednikiem badania medycznego, lecz powtarzające się sygnały o problemach mogą być podstawą do normalnego przebadania się u lekarza.
Drugą ciekawostką jest pomiar poziomu stresu EDA, który można wykonać zarówno w formie szybkiej, jak i podczas ćwiczeń relaksacyjnych. Sense wykorzystamy także jako zestaw głośnomówiący do telefonu – działa to całkiem nieźle, choć nie jest szczególnie wygodne.
Oczywiście poza nowościami są także rzeczy, które nie uległy zmianie – monitoring snu wciąż jako jeden z niewielu jest w stanie rozpoznać nie tylko długi sen, ale także drzemkę, dokładnie rozpisując cały czas snu na fazy, a krokomierz niezmiennie ma tendencję do lekkiego zawyżania wyników w stosunku do innych urządzeń.
W teorii wykrywane są także przebyte piętra, jednak przez cały okres testowy wynik nie pokrył się z rzeczywistością.
Rejestracja aktywności
Fitbit Sense, podobnie jak mniej zaawansowani krewniacy, całkiem nieźle wykrywa rodzaj prowadzonej aktywności, o ile trwa dłużej niż chwilę (czas ten zresztą można ustawić, domyślnie jest to 15 minut).
Aby jednak skorzystać z wbudowanego GPS, musimy rozpocząć ćwiczenie ręcznie – pełna lista liczy 20 pozycji, w tym pływanie (Sense ma odporność na ciśnienie statyczne do 5 ATM).
Rejestrowany ślad GPS jest w zasadzie niezłej jakości, ale zdarzają mu się dziwne skoki w bok albo nawet przerwy, które widoczne są później jako prosta jak strzelił linia na rejestrowanej trasie. Telefon radzi sobie z tym znacznie lepiej.
Miłym dodatkiem (którego nie było wcześniej) jest pełna synchronizacja z serwisem Strava – zakończone ćwiczenie po kilku chwilach jest wgrywane do Stravy automatycznie, o ile rzecz jasna włączymy taką możliwość.
Dla osób chętnych do bardziej sportowego użycia Sense jest Fitbit Coach, trener osobisty. Wymaga on subskrypcji premium, która po okresie próbnym kosztuje 47,99 złotych, więc niemało.
Fitbit Pay
Płacenie smartwatchem jest zdecydowanie mniej popularne niż smarftonem, a Fitbit Pay jest jedną z mniej popularnych form płatności zegarkiem. Ponieważ jednak miałem obsługiwaną kartę postanowiłem wypróbować i tę możliwość.
Konfiguracja Fitbit Pay wykonywana jest przez aplikację i wykonuje się ją w kilka chwil. Wiąże się to z nadaniem PIN dla zegarka – domyślnie blokującego całe urządzanie i wprowadzanego minimum raz na 24 h i po każdym zdjęciu lub skonfigurowanego tylko do płatności.
Ja się zdecydowałem na pierwszy wariant i ma to tę zaletę, że płacić można bezproblemowo przez cały czas, bez dodatkowej autoryzacji. Wystarczy dłuższe przyciśnięcie przycisku, by pokazała się karta (lub lista kart, jeśli mamy więcej niż jedną), przykładamy do terminala i… tyle. Zapłacone.
Zalety i wady, walety i zady
Fitbit Sense jest bardzo interesującym zegarkiem, lecz nie jest bez wad. Nie podoba mi się działanie przycisku haptycznego i ekranu – często zegarek mój ruch palcem interpretował zupełnie inaczej, niż miałem zamiar. Nie przypadł mi do gustu gumowany pasek, który albo był za luźny, albo zbyt ciasny (miałem zresztą z tego powodu przez parę dni odparzenie), a własny system mocowania nie umożliwia łatwej zmiany na klasyczny.
Kiepsko działały powiadomienia, notorycznie się wyłączały i nic, co zrobiłem w trakcie testów, tego nie było w stanie zmienić – być może winne tu jest oprogramowanie Fitbita pod iOS, które zresztą potrafiło się zaciąć i pracując w tle w ogromnym tempie rozładowywać baterię.
Zresztą powiadomienia powiadomieniami, aktywacja ekranu też nie wygląda najciekawiej – działa poprawnie jakoś w 50% (moim zdaniem wyraźnie gorzej niż Versach) i do tego z zauważalnym opóźnieniem.
Nie najlepszy wydaje się pomysł, by pomiar SpO2 był prowadzony tylko w nocy i raportowana była tylko średnia – prawdziwego pulsoksymetru tym zastąpić się nie da. Zauważalny dryf w kierunku przenoszenia coraz większej ilości funkcji do płatnego abonamentu premium także nie zasługuje na pochwałę.
A zalety? Niewątpliwie rozbudowana funkcjonalność i duża uniwersalność, dobrze rozwiązane płatności, rozbudowany ogólny monitoring stanu zdrowia i dość rozsądna (choć niemała) cena. Przyzwoicie wypadł też rzeczywisty czas pracy na baterii (około 4-5 dni) i szybkie ładowanie.
Podsumowanie
Epidemia z zaleceniami ograniczenia wychodzenia z domu oraz zdalna nauka, zmuszająca do pozostania w domu z dzieckiem, to fatalny moment na testowanie smartwatcha ze sportowym zacięciem.
Nie dziwcie się zatem, że podczas testu poświęciłem więcej czasu właśnie tej codziennej funkcjonalności. W tej kategorii Fitbit Sense wypada nieźle, ale jednocześnie producent ma spore pole do popisu w kwestii poprawek w oprogramowaniu, by niektóre z wymienionych wyżej wad były mniej dotkliwe.