Fitbit Inspire 3 miał być opaską sportową, po której oczekiwałem, że mocniej przekona mnie do rozważenia wymiany swojego prywatnego smartbanda na coś nowszego. Tak się jednak nie stało.
Słowem wstępu
Jako tester i recenzent mam na obecną chwilę jedną cechę, która wpływa na ocenę sprzętu – kocham to robić. Dlatego staram się zawszę szukać pozytywów nawet w nie najlepiej wycenionych urządzeniach, z przyjemnością robię zdjęcia tanimi smartfonami i cieszę się, kiedy tablet może mnie czymś zaskoczyć. Tym razem nie potrafiłem wykrzesać z siebie entuzjazmu wobec testowanego urządzenia. Dlaczego? Zapraszam na recenzję Fitbit Inspire 3.
Fitbit Inspire 3 – specyfikacja techniczna
Model | Fitbit Inspire 3 |
Opcje kolorystyczne | Czarna, liliowa, żółta |
Wymiary (bez paska) | 39,3 mm x 18,5 mm w x 11,6 mm |
Materiał wykonania paska | silikon |
Wymiary paska (z oczkami) | 100 mm 130 mm |
Waga | ok. 19 gramów |
Przyciski | Dwa dotykowe po bokach |
Ekran | AMOLED |
Wodoodporność | Tak, do 5 ATM |
Pamięć | Szczegółowo: 7 dni danych Ogólnie: 30 dni danych |
Łączność | Bluetooth 5.0, GPS |
Bateria, czas działania | b/d, do 10 dni na jednym ładowaniu |
Ładowanie | dedykowana ładowarka |
Czujniki | 3-osiowy czujnik ruchu, czujnik tętna, pulsoksymetr, czujnik światła |
Sugerowana cena | 499 złotych |
Pudełko, zawartość, jakość wykonania
Sięgam po pudełko, nie wiedząc, czego się spodziewać po kilkutygodniowej współpracy z Fitbit. Wnętrze jest schludne, czytelne i przypomina inne produkty firmy. Po wyjęciu opaski uzyskujemy dostęp do kabla ładującego oraz dodatkowego dłuższego paska i… mamy pierwszy zgrzyt.
Ja rozumiem, że tak jest zapewne od lat, że nowe prawo w Unii Europejskiej wejdzie dopiero za jakiś czas, że inni producenci robią to samo, ale stacja dokująca, od której kabel wychodzi z tyłu i do tego bez możliwości odpinania, to jest coś przerażającego. Dodatkowo o uszkodzenie tak cienkiego kabla nietrudno, a wtedy oczywiście płacimy za całość – i stację, i kabel.
Ten, na domiar złego, jest na tyle krótki, że musiałem szukać w mieszkaniu miejsca, gdzie opaska nie musiałaby wisieć w powietrzu lub leżeć na podłodze. Jak myślę o tym, że moja ponad 4-letnia opaska lepiej poradziła sobie z tym problemem, krew mnie zalewa.
Paski udostępnione przez Fitbita w kolorze czarnym wyglądają w miarę elegancko, a dwa rozmiary części z oczkami powinny pasować na każdy nadgarstek. W moim przypadku były to cztery oczka na mniejszej opcji, przy czym podoba mi się, że resztę „języczka” zapina się dodatkową szlufką z wypustką na oczko, przez co pasek nie lata, ani nie jest przesadnie gruby od spodu. Na tym jednak kończą się zalety.
Nie należę do grupy sportowych świrów, ale staram się zapewnić sobie codzienne minimum kilkanaście tysięcy kroków na świeżym powietrzu oraz raz na tydzień lub dwa większość dnia spędzam na pracach w ogrodzie. Jakim cudem przez trzy tygodnie z opaski zaczęła schodzić matowa powłoka?!
Patrzyłem na swoją prywatną opaskę i niedowierzałem – sprzęt, który na premierę kosztował lekko ponad sto złotych, po kilku latach złapał kilka rysek, a tutaj opaska wygląda, jak po roku średnio intensywnej obcierki pod rękawem, na górskich szlakach i Bóg wie, gdzie jeszcze.
Sama kapsułka prezentuje się w porządku. Dziwi mnie, że zaokrąglenie obudowy znajduje się od spodu, przez co zamiast uzyskać ładny, opływowy i przylegający kształt, krótsze boki odstają od nadgarstka.
Na spodzie obudowy, oprócz logo marki, znajdziemy diody i sensory, na dłuższym boku umieszczono dwie długie powierzchnie do obsługi dotykowej oraz delikatnie zaokrąglone szkiełko z wyświetlaczem na górze. Pomijając grubość (12 milimetrów) to jest to najbardziej przemyślana fizyczna część zestawu.
Kapsułkowa konstrukcja – kapsułkowy ekran
Zanim przejdę do części software’owej muszę jeszcze zwrócić uwagę na jedną rzecz. Wyświetlacz w Fitbit Inspire 3, choć czytelny w słońcu i cechujący się przyjemną płynnością, jest śmiesznie mały. Gdyby uważnie przyjrzeć się kapsułce pod odpowiednim kątem, można dostrzec, że ekran zajmuje naprawdę małą powierzchnię urządzenia.
Według moich wyliczeń (bo firma niespecjalnie się tym chwali, nawet na oficjalniej stronie ze specyfikacją) wyświetlacz mierzy ~0,76 cala i nie zajmuje nawet 50% powierzchni całego szkła. Na tle o wiele tańszej konkurencji to naprawdę słabiutki wynik.
Aplikacja Fitbit – więcej „ech” niż „ach”
Okej, poznęcałem się nad konstrukcją urządzenia, to może aplikacja odmieni losy tej recenzji? Nie uprzedzając faktów zainstalowałem dedykowaną aplikację Fitbit na smartfony z Androidem. Stało się to po kilku minutach prób sparowania urządzenia (na szczęście robi się to bardzo rzadko) i próby zachęcenia mnie do skorzystania z „darmowej” subskrypcji…
Skąd ten cudzysłów, zapytacie? Otóż po tym, jak kiedyś zapłaciłem po „miesiącu próbnym” za rok subskrypcji aplikacji fitness, a wiedziałem, że korzystam z niej bardzo rzadko, jestem mocno uczulony na darmowe okresy, które proszą na początek o numer mojej karty płatniczej. W tym przypadku roczna subskrypcja kosztuje ponad 400 złotych za rok i 54 złote miesięcznie, więc ceniących sobie swoją zawartość portfela, zapominalstwo może trochę kosztować.
Fitbit sparowany, kwestia subskrypcji rozwiązana. Sama aplikacja przypomina to, co użytkownicy serwisu znają od jakiegoś czasu. W dolnej zakładce zaczynamy od dzisiejszych wyników: kroki, minuty w strefie, dystans i spalone kalorie, do tego analiza stresu, snu, sesji medytacyjnych, tętno i kilka innych zakładek.
Następnie apka kusi nas opcją „Odkryj”. A tam? Oprócz kilku wirtualnych wyzwań premium mamy jeszcze zadania, do których wypadałoby mieć znajomych również z opaską Fitbit oraz wirtualne wyścigi po prawdziwych lokalizacjach, gdzie w momencie pisania tekstu mogłem pobiegać sobie po… Yellowstone lub odwiedzić wodospad Vernal w parku Yosemite.
O tym, dla kogo jest ten cały ekosystem, można utwierdzić się w przekonaniu zakładkę dalej. W społecznościach możemy dołączyć do konkretnych grup i dzielić się treningami, zdjęciami i mądrościami, taki Fit-Facebook. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że brak w aplikacji grup polskojęzycznych, możecie najwyżej dołączyć do społeczności „Running” i „Cycling” i obserwować wyniki biegających Londyńczyków czy Bostończyków.
Ostania zakładka odnosi się do kwestii zakupu konta premium – bo to jest przecież najważniejsze na głównym ekranie, zachęcanie do dorzucenia do miesięcznych wydatków ponad 50 złotych na wyzwania ze znajomymi, którzy nie noszą tych opasek z jednego prostego powodu, o którym na końcu.
Jak zatem zmienić tarczę na opasce? Zamiast łatwego dostępu musimy najpierw kliknąć na zdjęcie profilowe. Następie wybrać zsynchronizowane urządzenie, potem kliknąć w ikonę z podpisem galeria. Dopiero wtedy mamy możliwość skonfigurowania wyglądu tarczy (21 i przy okazji trwa na tyle długo, że niespecjalnie chce się eksperymentować z tą liczbą) oraz zainstalowania jednej z ośmiu aplikacji… z których każda znajduje się już na urządzeniu.
Skróty ćwiczeń, zamiast być umieszczone obok galerii, wiszą w zakładce na samym dole profilu – ważniejsza jest zakładka z dodatkowymi akcesoriami do kupienia (w końcu pasek zdążył się już przetrzeć…).
Mógłbym tu się jeszcze trochę poznęcać nad np. ustawianiem formatu zegara, zaledwie 21 ćwiczeniami, brakiem polskiej bazy produktów do ustawiania planów żywienia – jak tylko coś przeglądam w aplikacji, zawsze znajdę coś, co po prostu źle wygląda. Ale opaska to nie tylko oprogramowanie, ale też ogólna praca samego urządzenia. Idziemy więc ćwiczyć.
Biegać, latać, skakać, pływać
Chyba zdążyłem już zużyć swoje wszystkie pokłady złości i sarkazmu wcześniej w tekście, więc uwagi dotyczące samej obsługi Fitbit Inspire 3 nie zabrzmią aż tak kąśliwie.
Zacznę o dwóch guzikach po bokach urządzenia, dzięki którym nie trzeba wybudzać tarczy pacaniem po szkle – są w miarę responsywne i, dzięki dużej powierzchni, raczej nie zdarzyło mi się, aby trzeba było dłużej miziać kapsułkę, aby sprawdzić wyniki lub godzinę. Szkoda tylko, że jest to ich jedyna funkcja. Aż prosi się, aby móc dodatkowo obsługiwać urządzenie gestami jednego lub dwóch palców.
Najbardziej jednak spodobała mi się funkcja, dzięki której po 15 minutach (lub krócej, w zależności od ustawień osobistych) opaska potrafi sama zaliczyć odpowiednią aktywność fizyczną. Jest to o tyle dobre dla zapominalskich, że wybaczam, że wyjazd na motocyklu został odczytany w pewnym momencie jako przejażdżka rowerem, w końcu można zawsze usunąć historię aktywności z poziomu apki.
GPS działa precyzyjnie w trakcie trwania całej aktywności fizycznej, jednak podczas ręcznego ustawiania nie zawsze udawało mu się uruchomić nawigacji na początku, a jeżeli tego nie zrobił, to najzwyczajniej nie włączał się ani za minutę ani za pięć. Nie chodzi tu zatem o problem z długim łapaniem fixa, a o problem w ogóle z odpaleniem GPS-u podczas treningu.
Reszta czujników nie sprawiała problemów, krokomierz mierzy kroki, pomiar tętna pokrywa się z tym prawdziwym, a pulsoksymetr podaje poziom natlenienia krwi, choć mierzy go wyłącznie w nocy.
Bateria
Jeżeli naskarżyłem się już na stację ładowania, to może chociaż czas pracy na baterii pozwoli mi schować ją na dłuższy czas do szuflady? I w sumie tak jest, choć nie pokrywa się to z zapewnieniami producenta. Fitbit Inspire 3 ma rzekomo wytrzymać prawie 10 dni na baterii.
Przy moim niezbyt częstym zaglądaniu na wyświetlacz, wyłączonym Always-On-Display i sporadycznym uruchamianiem GPS-u wycisnąłem około pięć dni na jednym ładowaniu.
Jeżeli ktoś nie korzystałby wcale z nawigacji i odpalałby ekran wyłącznie w celu śledzenia aktywności fizycznej, z pewnością byłby w stanie dorzucić do puli 1-2 dni i ładować opaskę raz w tygodniu.
Z dziennikarskiego obowiązku wspomnę, że opaska może poinformować was za pomocą wiadomości e-mail, że wymaga ładowania. Ani mnie to grzeje, ani ziębi – zbyt często sprawdzam czas na zegarkach czy opaskach, żeby nie zauważyć, że zostało mi 10% baterii, ale dla zapominalskich i osób będących na długich wyprawach taka opcja może się przydać.
Podsumowanie
Tyle jadu i złośliwości, a tu ocena nadal powyżej połowy skali. Jak to w ogóle możliwe? Otóż poddałem ocenie większość aspektów, jakie wiążą się z zakupem Fitbit Inspire 3. I, gdyby skupić się wyłącznie na podstawowych założeniach, jakie ma spełniać opaska, to wszystko wykonuje wzorowo. Zebrane dane możemy sobie przeanalizować i w rękach kogoś, kto wyciąga wnioski z wysokości tętna w trakcie treningu, przebiegu snu oraz na bieżąco uzupełnia swoje posiłki w aplikacji, jest z pewnością dobrym narzędziem.
Z drugiej strony część danych ukryta jest za funkcjami premium, za które prędzej czy później trzeba zacząć płacić. Wtedy automatycznie przywiązujemy się do marki Fitbit, gdyż współpraca opaski z innymi aplikacjami sportowymi nie sprawdza się. Nawet, jeżeli przymknąłbym na to oko, to trudno nie zauważyć, że w swojej domyślnej cenie Fitbit Inspire 3 nie oferuje zbyt dużo.
W 2022 opaska bez NFC, z wybrakowaną aplikacją względem polskiego użytkownika i tycim ekranem za 500 złotych, to – moim zdaniem – sporo za dużo. A nie uwierzę w „jakość premium”, spoglądając na wytarty pasek i nie zawsze odpalający się GPS.
Dlatego ja zostaję przy swojej 4-letniej smart-opasce z czarno-białym wyświetlaczem, a osobom szukającym czegoś na pierwsze urządzenie tego typu polecam skierować swoje kroki do producenta waszego smartfona. Wtedy istnieje największa szansa, że całość będzie najlepiej współpracować i niewykluczone, że zostanie wam w kieszeni kilka stówek.