Fitbit Charge 5 to bezpośrednia kontynuacja jednej z najbardziej zaawansowanych opasek sportowych na rynku. Dziś odpowiemy na fundamentalne pytanie – czy nowa generacja jest warta swojej ceny?
Nie tylko Wear OS
Kiedy koncern Fitbit trafił w całości w ręce giganta z Mountain View, wiele osób zastanawiało się czy Google nie zrezygnuje z wydawania akcesoriów działających w oparciu o lekki, autorski system Amerykanów, FitbitOS. Trudno było się dziwić takiemu rozumowaniu, gdyż z kolei Wear OS, a więc androidowy odpowiednik dla inteligentnych zegarków samego Google, nie radził sobie na rynku najlepiej. Marzenia o konkurowaniu z WatchOS od Apple należało wsadzić między bajki.
Google, widząc popularność wcześniejszych modeli oferowanych przez Fitbita, nie zdecydowało się na taki ruch i wiele wskazuje na to, że zarówno Wear OS, jak i FitbitOS, będą koegzystować na rynku jeszcze przez jakiś czas. Firma mówi jednak otwarcie o wykorzystaniu wiedzy pracowników przejętej firmy przy rozwoju swojego autorskiego rozwiązania.
Seria Charge cieszy się dużą popularnością, w szczególności w Ameryce. Każda kolejna generacja przesuwała poprzeczkę jeszcze wyżej i tytuł „najbardziej zaawansowanej opaski sportowej” nie wziął się znikąd. Liczne czujniki, EKG, EDA czy też GPS na pokładzie sprawiały, że konkurencja zostawała daleko w tyle pod kątem oferowanych możliwości. Ilość funkcji to jednak nie wszystko. Pozostają tak ważne kwestie, jak ich implementacja i funkcjonalność. Przyjrzyjmy się jak Fitbit Charge 5 poradził sobie w moim kilkutygodniowym teście.
Fitbit Charge 5 w ofercie Media Expert
Fitbit Charge 5 – specyfikacja techniczna
Model | Fitbit Charge 5 |
Opcje kolorystyczne | czarna, złoto beżowa, platynowo złota |
Wymiary (bez paska) | 36,7 x 22,7 x 11,2 mm |
Materiał wykonania „pastylki” | Front: szkło 2.5D Tył: aluminium i stal nierdzewna |
Materiał wykonania paska | silikon |
Wymiary paska | 130 – 170 mm 170 – 210 mm |
Waga | ok. 28 gramów |
Przyciski | brak |
Ekran | AMOLED, 1,04 cali |
Wodoodporność | Tak do 5 ATM |
Pamięć | na 7 dni danych |
Łączność | moduł Bluetooth LE 5.0, GPS, NFC |
Bateria | b/d |
Ładowanie | za pomocą dedykowanej ładowarki, ok. 1,5 h |
Czas działania na baterii | do 7 dni |
Czujniki | 3-osiowy czujnik ruchu, optyczny czujnik tętna, optyczny czujnik SpO2, EDA, EKG, czujnik temperatury naskórka |
Zawartość pudełka | Fitbit Charge 5, opaska silikonowa w rozmiarach S i L, dedykowana ładowarka USB-A, dokumentacja |
Sugerowana cena | ok. 799 złotych (w Media Expert za 699 złotych do 2.01.2022) |
Nie zagłębiając się przesadnie w „suche” dane, najważniejszą nowością z punktu widzenia Charge 5 jest zmiana w obrębie wyświetlacza. Pierwszy raz w historii serii mamy do czynienia z kolorowym wyświetlaczem AMOLED o przekątnej 1,04 cala. We wcześniejszym modelu producent postawił na ekran monochromatyczny.
Kolejne warte odnotowania zmiany to obecność sensorów pozwalających na wykonanie pomiarów EDA (poziomu stresu) i EKG (rytm przedsionkowy serca). Szczególnie ten drugi znany jest raczej z większych smartwatchy, a nie mniejszych smartbandów. Podobny zestaw znalazł się zresztą w przypadku recenzowanego u nas zegarka Fitbit Sense. Tym razem producentowi udało się „upchać” takie nowinki do swojej nowej opaski. Trzeba przyznać, że sam fakt może zaimponować.
Opaska dostępna jest w trzech różnych wersjach kolorystycznych. Do testów przypadła mi najbardziej klasyczna, czarna. Jak zaś chodzi o zestaw sprzedażowy, to trudno mieć jakiekolwiek „ale”. Oprócz samej opaski, w pudełku znajdziemy dedykowaną ładowarkę, a także dwie opaski w rozmiarze S i L, pozwalające maksymalnie dostosować ułożenie urządzenia na naszym nadgarstku.
Czy my się już znamy? – design, jakość wykonania i komfort korzystania
Im mniejsze urządzenie, tym z dużo większą rezerwą podchodzę do oceniania jego wyglądu. Dlaczego? Z jednej strony dużo trudniej o innowacje, kiedy powierzchnia mocno ogranicza projektantów, z drugiej – nawet najmniejsza nowość może dość łatwo oszpecić sprzęt.
Jaki jest więc Fitbit Charge 5? Design urządzenia nazwałbym jednocześnie bezpiecznym i eleganckim. Widać, że inżynierowie nie chcieli przekombinować i postawili na znane rozwiązania. Osobiście takie podejście mi się podoba i, choć kilka elementów ewidentnie wymaga poprawy, gdyż wpływa mocno na komfort, to gołym okiem trudno znaleźć jednoznaczne niedociągnięcia.
Sama „pastylka” wygląda bardzo zwyczajnie. Są jednak pewne dość istotne różnice w zestawieniu z modelem ubiegłej generacji. Po pierwsze, kształt samego banda nabrał nieco krągłości i tam, gdzie wcześniej mogliśmy uświadczyć kanciaste, ostre krawędzie, teraz spotkamy zaoblone linie. Z punktu widzenia wytrzymałości, jak i łatwości utrzymania urządzenia w czystości, to na pewno trzeba zapisać po stronie plusów urządzenia.
Nowością są także metalowe panele, znajdujące się po bokach opaski. Są one istotne z punktu widzenia pomiarów, takich jak EKG czy EDA. Niestety, przez to, że elementy te zajmują niemalże cały bok opaski, w Fitbit Charge 5 nie uświadczymy żadnego fizycznego przycisku. Całość nawigacji po interfejsie odbywa się za pomocą gestów.
I jest to pierwszy dość poważny uszczerbek w przypadku designu urządzenia. 1-calowy ekran i brak jakichkolwiek przycisków? To nie brzmi ani trochę wygodnie i w istocie takie nie jest.
Podobnie, jak w przypadku Charge 4, tak i w Charge 5 ramki wyświetlacza, choć sprytnie maskowane przez ciemne tło, naprawdę są dość spore. Pewnie dlatego, pomimo imponującego nasycenia barw, wysokiej jasności minimalnej (producent deklaruje dwukrotnie wyższą wartość w stosunku do ubiegłej generacji) i przyzwoitego Always-On-Display, nie mamy możliwości chociażby wgrać swojego zdjęcia na tapetę zegara.
Wszystkie te, dostępne w aplikacji, mają czarne tło i z pewnością nie jest to przypadkowe. Wyobrażam sobie, że zastosowane sensory i technologie wymagają miejsca, przez co powierzchnia ekranu może być mniejsza, jednakże mimo to uznaję to za nieco zmarnowaną szansę. Świetny jakościowo wyświetlacz, ale niestety bardzo mały.
Od spodu znajdziemy delikatnie wystającą wyspę z diodami i sensorami, niewielkie logo producenta i 4 złącza, sugerujące nam odpowiednie umieszczenie dedykowanej ładowarki. Ta zawiera w sobie magnes, przez co bardzo pewnie chwyta urządzenie. Nie musimy się kilkukrotnie upewniać czy proces ładowania trwa. Warto też dodać, że tak jak wcześniej, nie ma konieczności zdejmowania paska przed umieszczeniem opaski w dedykowanym zasilaczu.
Wspomniałem o zmianie kształtu samej pastylki. To wiąże się z zupełnie nowym zapięciem. W związku z tym opaski z Charge 3 i 4 do niczego się nie nadadzą w tym przypadku. Pomimo dodatkowych kosztów, związanych z wymianą opasek, uważam, że akurat ta zmiana jest elementem pozytywnym. Każdy posiadacz wcześniejszego modelu zapewne wie, że zapięcie potrafiło zawodzić, a co gorsza skonstruowane było tak, że brud gromadził się bardzo szybko w widocznej gołym okiem szczelinie.
Dodawane do zestawu paski są też zapinane w inny sposób nim wcześniej. Przyjęte rozwiązanie przypomina nieco zegarki z serii Galaxy Watch. Końcówka paska jest wciskana przez dziurkę bezpośrednio pod opaskę. Nie ma więc ruchomej szlufki, która podtrzymuje jej koniec. Do tego rozwiązania trzeba się przyzwyczaić, jednakże już po krótkim czasie dość łatwo znaleźć swój sposób na szybkie i wygodne zakładanie nowego Fitbita. W swoim życiu „przerobiłem” wiele zegarków sportowych i wiem, że każde rozwiązanie, które wyklucza dodatkowy element, jest na plus.
Do materiału samej opaski nie mam żadnych zarzutów. Guma jest przyjemna w dotyku i na tyle elastyczna, że dość łatwo ją manipulować w celu odpowiedniego dostosowania do rozmiarów naszego nadgarstka. Jak już wspomniałem, w zestawie znajdziemy rozmiar S i L. Producent oferuje spory wachlarz rozmaitych opasek (w tym bardzo stylowych), jednakże z ich dostępnością w Europie może być problem. Nie muszę chyba mówić, że ceny także nie należą do najniższych. Nie jest jednak problemem znalezienie dużo tańszych alternatyw na popularnych serwisach aukcyjnych.
Opaskę nosiło mi się przez cały czas bardzo dobrze. Zasypiając razem z nią nawet przez chwilę nie doświadczyłem jakiegokolwiek dyskomfortu. Czuć też, że konstrukcja samego Charge 5, jak i ładowarki, stoi na wysokim poziomie. Nic nie trzeszczy, ani nie ugina się pod naciskiem.
Mój jedyny problem to w zasadzie brak jakichkolwiek przycisków. O ile mały wyświetlacz i nawet te spore ramki (choć strasznie rażą) są jeszcze jakoś do wytłumaczenia, tak pozbawienie opaski o jakikolwiek przycisk pozbawia sprzęt ergonomii.
W kwestii oprogramowania Charge 5 drażniła mnie natomiast kompletnie niepotrzebna animacja obecna przy wybudzaniu opaski po podniesieniu ręki. Nawigowanie po zakładkach przesuwając się w lewo lub prawo jest do zniesienia, jednakże powrót do głównej tarczy wymaga szybkiego stuknięcia dwa razy w ekran, co, nie muszę chyba mówić, potrafiło przynieść zupełnie inny skutek. To jest jednak pokłosie tego, o czym wspomniałem w powyżej.
Ładne zamieszanie – łączność i aplikacja towarzysząca
Połączenie opaski z naszym smartfonem jest sprawą z pozoru bardzo prostą. Pobieramy aplikację ze Sklepu Play lub AppStore, następnie podłączamy sprzęt do ładowarki i po kilku krótkich krokach apka powinna bez problemu wykryć i sparować opaskę z telefonem. Warto zaznaczyć, że proces potrafi trwać dość długo.
W trakcie testów sprawdziłem Fitbit Charge 5 z trzema różnymi urządzeniami (tj. iPhone 12 mini, Asus Zenfone 7 Pro i Samsung Galaxy Tab S7) i w zasadzie po drodze w każdym przypadku natknąłem się na drobne problemy. A to musiałem proces połączenia powtórzyć, a to opaska bez powodu potrafiła się rozłączyć czy też sama aplikacja zjadała mi spore zasoby baterii. Za każdym razem finalnie udawało mi się poradzić z problemami poprzez ponowne połączenie opaski, jednakże z recenzenckiej uczciwości muszę o tym wspomnieć.
Wygląd aplikacji Fitbit nie zmienił się specjalnie od ostatniego wydania Charge’a. Czy to źle? Krótka odpowiedź brzmi: i tak, i nie. Bo z jednej strony bardzo cenię sobie stylistykę i design poszczególnych elementów i zakładek, z drugiej zaś niektóre wydawać by się mogły podstawowe opcje są tak poukrywane, że można spędzić godziny na poszukiwaniach. Aby zmienić tryb wyświetlania zegara z 12 godzin na 24, konieczne jest… zalogowanie na stronę internetową i zmiana w opcjach dashboardu. Nie da się tego zrobić w dedykowanej aplikacji. Absurd.
Podobnie sprawa ma się z aktualizacjami, których teoretycznie nie możemy szybko wywołać. Aplikacja sama uzna za stosowne, kiedy zainstalować update. Są sposoby przyśpieszenia tego procesu, ale i tym razem wymaga to sporego szachowania w opcjach. To powinno być po prostu dużo prostsze.
Na co więc pozwala aplikacja? Możliwości jest trochę, a niezmiennie ich ilość wzrasta po wykupieniu konta premium. Koszt takiej przyjemności to 47,99 złotych na miesiąc. Nie jest to więc mała kwota. Kupując opaskę użytkownik dostaje jednak 6-miesięczny bezpłatny dostęp do usługi. Miło, że producent pozwala zapoznać się z usługą za darmo na tak długi okres, tym bardziej, że lepsze zrozumienie naszych parametrów zdrowotnych nie jest realnie możliwe w krótkim czasie.
Zacznijmy jednak od tego, co może w aplikacji zrobić każdy użytkownik. Fitbit App to w dużej części social media nastawione na sport. Znajdziemy tutaj personalizację swojego profilu, odznaki, trofea, przeróżne grupy dyskusyjne czy treningowe. Tutaj dostęp jest praktycznie nieograniczony za wyjątkiem specjalnych kursów treningowo-medytacyjnych, które wymagają już posiadania premium.
Warto jednak nadmienić, że marka Fitbit jest najpopularniejsza w Stanach, co widać dość mocno po wszelkich grupach. Da się znaleźć te polskojęzyczne, ale są one nieliczne. Dominuje język angielski i, jeśli ktoś ma z nim problem, to raczej w tym wypadku trudno będzie mu się odnaleźć wśród sportowej braci.
Z poziomu samej opaski odczytamy tylko szczątkowe wiadomości na temat snu czy naszego tętna. Możliwość analizy wykresów i czytania porad jest dostępna jedynie z samej apki, w jasno wyznaczonych zakładkach. Tutaj warto wspomnieć, że premium także ma znaczenie, gdyż płatne konto daje dostęp do dodatkowych porad i wyliczeń.
Czy są one warte tych pieniędzy? Trudno ocenić po kilku tygodniach testów. Być może później dostajemy bardziej szczegółowe wskazówki jak poprawić swoje zdrowie, ale do tej pory ja otrzymywałem same ogólniki. Problemem jest też polska wersja aplikacji, która wydaje się być mocno uboga. Często mam wrażenie, że pewne informacje zatarły się w tłumaczeniu.
Oczywiście nie brakuje także możliwości zarządzania samą opaską. Możemy wybierać spośród 23 dostępnych tarcz. Więcej ma pojawiać się w kolejnych aktualizacjach. Nie wchodząc w polemikę czy są one ładne czy nie, ani czy jest w czym wybierać, po prostu spójrzcie na zdjęcie poniżej.
Możliwość płacenia za pomocą smartbandów to rzadkość, ale w przypadku Fitbit Charge 5 dostajemy tę możliwość. Jedyny wymóg to obecność naszego banku na liście podmiotów wspierających usługę Fitbit Pay. Pozostaje połączyć naszą kartę w aplikacji, a następnie przed pierwszą transakcją w dniu (lub po zdjęciu Charge’a 5 z ręki) proszeni będziemy o wpisanie 4 cyfrowego pinu bezpośrednio na opasce.
Lista banków wspierających Fitbit Pay w Polsce:
- Alior Bank,
- BNP Paribas,
- BPS,
- Credit Agricole,
- mBank,
- Millenium,
- Nest Bank,
- Bank Pekao,
- Santander,
- SGB.
Od siebie mogę tylko dodać, że jako klient Credit Agricole, nie miałem żadnego problemu z połączeniem karty, jak i dokonywaniem płatności w sklepie. W dobie maseczek, który uniemożliwia szybki dostęp do FaceID, jest to jedno z prostszych rozwiązań.
Do biegu, gotowi… start! – funkcje treningowe i pomiary
Z punktu widzenia potencjalnego użytkownika Fitbit Charge 5, zapewne najważniejsze są opcje treningowe. Opaska radzi sobie z ponad 20 rożnymi formami ćwiczeń, zaczynając od spacerów i biegania, po treningi interwałowe czy pływanie. Urządzenie jest wodoodporne do głębokości 50 m, a więc z tym ostatnim nie ma żadnego problemu.
Osobiście na co dzień korzystam z zegarka firmy Garmin Forerunner 55, który służył mi niejako jako punkt wyjścia do choć przybliżonej oceny dokładności pomiarów pokazywanych przez Charge 5. Urządzenie ma GPS, a więc teoretycznie możemy obejść się bez telefonu w trakcie treningu, jednakże osoby preferujące ćwiczenie z muzyką, muszą pamiętać o braniu smartfona i słuchawek ze sobą.
Warto także zaznaczyć, że opaska potrafi sama wykryć aktywność w przypadku spaceru, biegu czy pływania. Niestety, jak to ma miejsce w niemalże wszystkich tego typu urządzeniach, w takiej sytuacji automatycznie pozbawiamy się danych na temat pokonanej trasy.
Kroki, kalorie (liczone na podstawie naszego wzrostu, wagi i intensywności ćwiczenia) urządzenie mierzy przez cały czas. Dokładność tych pomiarów, a w szczególności pierwszego wymienionego przeze mnie parametru, jest uzależniona od wielu czynników.
Charge 5 pozwala nam wskazać czy używamy go na ręce dominującej czy nie, co wpływa znacznie na czułość wyłapywania pomiarów. Muszę przyznać, że w tym aspekcie jestem zadowolony z wyników, jakie podawała mi opaska. Niemalże w każdej konfiguracji wynik był zbliżony do mojego smartwatcha, którego używam na co dzień i którego darzę zaufaniem w kwestii wyników.
Podobnie sytuacja tyczy się biegania. Pokonany dystans, liczba kroków, wyrysowana trasa, a nawet puls nie odbiegały znacząco od siebie pomiędzy urządzeniami. Odnotować także należy, że GPS bardzo szybko „lockował” swoją pozycję i nigdy nie musiałem czekać na złapanie sygnału, nawet w dużej zabudowie i w kiepskich warunkach pogodowych. Za to należą się duże brawa.
Adekwatność EKG i EDA trudno jest mi realnie ocenić. Producent zresztą zaznacza, że Fitbit Charge 5 nie jest urządzenie medycznym i wszelkie przejawy złego samopoczucia czy problemów z sercem należy konsultować z lekarzem.
Niemniej jednak po uruchomieniu „badania” EKG przytrzymujemy urządzenie z obu stron po bokach na metalowych płytkach, o których wspomniałem, a następnie przez okres 30 sekund urządzenie przeprowadza pomiar i może wskazać potencjalne problemy z rytmem przedsionkowym serca.
EDA odpowiada zaś zarówno za pomiar naszego stresu, jak i uczestniczy w sesjach relaksacyjnych. Idea badania polega na zbadaniu niewielkich zmian aktywności elektrycznej skóry. Trzeba jednak mieć na uwadze, że po wykonanym pomiarze sami określamy nasze samopoczucie, co w perspektywie czasu wpływa na ocenę naszego stanu w ramach kolejnych sesji. Ot, ciekawostka, która być może w perspektywie czasu rzeczywiście pozwala lepiej kontrolować nasz organizm.
Oczywiście w opasce nie mogło także zabraknąć pomiaru snu. Jest podział na fazę REM, sen płytki, jak i głęboki. Na podstawie tychże statystyk aplikacja poddaje ogólnej ocenie jakość naszego snu danego dnia. Muszę przyznać, że opaska bardzo dobrze radziła sobie z rozpoznawaniem nawet króciutkich przebudzeń.
Jedną z moich ulubionych opcji (znaną już z Charge 4) jest inteligentny budzik, który po nastawieniu danej godziny, potrafi obudzić nas w przedziale do 30 minut wcześniej, biorąc pod uwagę aktualną fazę naszego snu. Pozwala to wybudzić nas w możliwe najłagodniejszy sposób.
Może to częściowo efekt „placebo”, ale w istocie mi ta funkcja pomagała w przyjemniejszym budzeniu, nawet w bardzo wczesnych porach i po krótkim wymiarze snu.
Wrażenie robi także fakt, że Charge 5 radzi sobie także z drzemkami w ciągu dnia. W czasie snu mierzone są też takie parametry, jak SpO2 czy wahania temperatury skóry. Nie rozumiem jednak, że pomiaru nasycenia krwi tlenem nie jesteśmy w stanie wywołać ot tak, a jedynie mierzona jest średnia w nocy. W dzisiejszych czasach, z pewnością przydałoby się możliwość wywołania oddzielnego pomiaru.
Jednym z ciekawszych parametrów, jakie jest w stanie pokazać nam opaska, to nasza „gotowość” do działania. Bierze ona pod uwagę czynniki, takie jak sen, stres, plus, dotychczasowe treningi w przekazaniu nam informacji na temat zapasów naszej energii na kolejny dzień. Pozwala to zaplanować wcześniej intensywność treningu. Funkcja ta przypomina nieco „Body Battery”, znane z urządzeń od Garmina, z tą różnicą, że w tym przypadku algorytm bierze pod uwagę trochę więcej zmiennych.
Muszę przyznać, że przyglądając się wskazówkom, jakie otrzymywałem od aplikacji, rzeczywiście udawało mi się rzadziej uzyskiwać efekt „przetrenowania” po nawet intensywniejszych sesjach. Minus jest niestety tylko jeden… Akurat ten „feature” jest dostępny wyłącznie dla posiadaczy abonamentu premium. Szkoda, bo jest to jedna z nowości, która moim zdaniem wnosi naprawdę sporo w przypadku najnowszej generacji sprzętu.
Mam te moc! – czas pracy i ładowanie
Producent nie określa jasno, jak dużą baterię ma w swoim wnętrzu Charge 5. Deklaruje natomiast do 7 dni pracy na jednym ładowaniu. Mogę śmiało powiedzieć, że jest to jak najbardziej prawda, o ile korzystamy z opaski umiarkowanie i bez wykorzystania AoD.
Co oznacza umiarkowane korzystanie? Raczej krótkie sesje treningowe bez obciążania GPS (np. 7-minutowe ćwiczenia interwałowe). Każda dłuższa sesja biegowa przyczyni się do skrócenia tego czasu.
Ja na ogół wyciągałem ok 4-5 dni pracy przy założeniu maksymalnie 20-minutowych ćwiczeń czy spacerów co 2-3 dni. Uważam, że jest to całkiem przyzwoity wynik. Niestety, nie jest tak kolorowo, kiedy zdecydujemy się na Always-On-Display. Wpływa on bardzo istotnie na skrócenie czasu pracy do około 2 dni przy średnio-intensywnym scenariuszu korzystania. Mogłoby być nieco lepiej.
Naładowanie urządzenia zajmuje na ogół około godziny w zależności od tego, ile procent pozostało wcześniej w akumulatorze. Muszę przyznać, że bardzo miłym dodatkiem jest powiadomienie e-mail informujące o wyczerpującej się baterii. Chciałbym, żeby większa liczba producentów pomyślała o podobnym patencie. Drobne czepialstwo z mojej strony to, że ten ciekawy pomysł jest pokłosiem zbyt małego ekranu, na którym trudno zmieścić wskaźnik poziomu naładowania baterii.
Podsumowanie – metoda małych kroków
Podsumowując, utrzymując konwencję recenzji poprzednich sprzętów Fitbita na łamach naszego portalu, mogę powiedzieć, że Fitbit Charge 5 to kolejny krok w dobrym kierunku. Nie jest to sprzęt idealny, ma kilka wad, które jednych będą drażnić bardziej, drugich mniej, a trzecich wcale.
Z pewnością można powiedzieć, że jest to najbardziej zaawansowana opaska sportowa dostępna w tym momencie na rynku.
Oprócz GPS i płacenia przez NFC, na pokładzie znalazło się miejsce dla takich ciekawych funkcji, jak EKG, EDA, pomiar temperatury skóry czy też inteligentny budzik, działający w oparciu o monitorowanie fazy naszego snu.
Zbierając to wszystko do siebie uważam, że Fitbit Charge 5 to godny polecenia produkt, który z pewnością spełni oczekiwania większości potencjalnych nabywców.
Niecierpliwie czekam co w 2022 roku przyniesie kolejna generacja Charge’a. Fitbit jest na dobrej drodze w ulepszaniu swoich sprzętów i wierzę, że podróż ta trwać będzie nadal.