Odkąd pamiętam telefony Nokii stanowiły dla mnie synonim splendoru i niezawodności. W moim umyśle Finowie od zawsze uchodzili za niedoścignionych mistrzów kształtowania kanonu „piękna” (jeśli przyjmiemy, że w elektronice w ogóle można coś nazwać mianem „piękny”). Nawet mój pierwszy telefon nosił logo Nokia. Była to kultowa dla wielu „trzy-trójka” (3310). Minęły lata odkąd „fińska legenda” panowała niepodzielnie w świecie futurephone’ów. Czasy się jednak zmieniają i w XXI wieku wkroczyła era urządzeń dotykowych – smartfonów i tabletów. Europejski magnat przespał sam start, czego wynikiem były słabe wyniki sprzedaży (konsekwencją marnych wyników jest sprzedaż marki Lumia i wycofanie się z rynku urządzeń mobilnych w kwietniu bieżącego roku). Panowanie wtedy przejął gigant z Cupertino – Apple (iOS) oraz stale rosnąca w siłę plejada urządzeń na Androidzie. Nokia wraz ze swoim przestarzałym Symbianem odeszła w kąt zarzekając się, że nigdy nie powstanie urządzenie na systemie konkurencji. W 2014 roku, tuż przed „odejściem w cień”, na targach mobilnych MWC w Barcelonie Finowie zaprezentowali serię urządzeń Nokia X opartych na jądrze Linuksa (konkretniej zmodyfikowanej wersji Androida). Dziś z pełną świadomością mogę zwrócić się do europejskiego giganta: „Fińska legendo, nigdy nie mów nigdy!”
Po tym pełnym patosu wstępie, nie trudno można by odczytać, że ten kto postawiłby 5 lat temu na to, że ujrzy terminal Nokii z „Androidem” na pokładzie byłby nieprzyzwoicie bogatym człowiekiem… Do samego końca z niedowierzaniem spoglądałem na kolejne doniesienia o możliwym debiucie „linuksowej Nokii”. Rzeczywistość jednak bywa zaskakująca, a Finowie z przytupem zakończyli swoją karierę na rynku mobilnym. Na razie…
Czy to, aby na pewno Android?
Rodzina urządzeń Nokia X oparta jest na systemie, który Finowie wdzięcznie nazwali Nokia X software platform 1.0 OS. W rzeczywistości to nic innego, jak zmodyfikowany Android Jelly Bean 4.1.2, wykorzystujący kod źródłowy AOSP (Android Open Source Project). Mało tego, na pierwszy rzut oka widać, że europejski gigant czerpie pełnymi garściami z designu serii urządzeń Asha, które skierowane są na rynki rozwijające się. Natomiast sam wygląd OS-a do złudzenia przypomina ten z topowej serii Lumia, czyli terminali z Windows Phone na pokładzie. Tym sposobem Nokia wieńczy swoje wieloletnie starania nawiązując do wszystkich swych dokonań z ostatnich lat. Mało tego, w jednym urządzeniu zawarła popularność „zielonego robota”, prostotę i dynamiczną ergonomię WP, a także minimalizm modeli Asha.
Chwyt marketingowy, czy genialna konspiracja?
Zdaniem opinii publicznej seria X to dobry kompromis pomiędzy reklamą Windows Phone, a prostotą i minimalizmem terminali Asha. Interfejs bliźniaczo zaczerpnięty z flagowej serii Lumia, pozwala przyszłemu użytkownikowi na zapoznanie się z „kafelkowym” systemem od Microsoftu. Sam wygląd przypomina mi urządzenia budżetowej linii nieskomplikowanych smartfonów opartych na autorskim rozwiązaniu Asha OS, w szczególności Nokia 501. Minimalizm rzuca się w oczy już przy pierwszym zetknięciu z terminalami X, gdzie podobnie, jak we wcześniej wspomnianej Nokii, jest tylko jeden przycisk funkcyjny, a ergonomia jest maksymalnie uproszczona (jeśli chcecie doświadczyć tego na własne oczy, to zapraszam do krótkiego hands-on’u pod tym adresem w wykonaniu naszej delegacji na targach MWC 2014 w Barcelonie). Choć pozornie obsługa smartfonów niewiele ma wspólnego z klasycznym Androidem, to można ulec wrażeniu, że owe Nokie będą korzystać w najlepsze z dobrodziejstw „zielonego robota”. Mam oczywiście na myśli możliwość instalacji setek tysięcy aplikacji napisanych na „linuksową platformę”. Poza tym Finowie jakoś niespecjalnie starali się ograniczyć tę możliwość. Już w pierwszych dniach niezależni deweloperzy złamali dostęp do sklepu giganta z Mountain View. Mało tego, w spotach reklamowych, Nokia szczyci się możliwością odpalenia 75% aplikacji umieszczonych w Google Play. Kolejne 25% będzie dostępne po lekkiej modyfikacji za pośrednictwem nowo powstałego Nokia Store dla rodziny X. Na dobrą sprawę Finowie wykorzystali darmowy i otwarty kod źródłowy Androida, aby zwabić potencjalnych nabywców szeroką gamą możliwości, a zarazem niską ceną, czyli wszystkim tym, czym może się poszczycić dobrze nam znany system od Google.
Wszystko ładnie wygląda na papierze, jednak czy nie wydaje Wam się to zbyt proste, by było prawdziwe? Pomimo, że nie jestem jakimś przesadnym aferzystą, który wszędzie wietrzy teorie spiskowe, mam nieodparte wrażenie, że Nokia ma w tym swój cel. Po pierwsze na mocy umowy z Microsoftem, wkrótce zniknie z sektora zajmującego się produkcją „inteligentnych” urządzeń poświęcając całą swoją moc na tworzenie nowych technologii, a także zasilenie działu zajmującego się Software’em. Pomóc ma w tym niemały, przecież, zastrzyk gotówki od giganta z Redmond. Czy zatem nie wysuwa Wam się stwierdzenie, że Finowie będą teraz „mistrzami drugiego planu”?
Mit wiecznego wroga Androida…
Pamiętam, gdy posiadałem jeszcze Nokię na wysłużonym Symbianie, zdarzało mi się często bywać na portalach poświęconych urządzeniom mobilnym. Już wtedy obserwowałem masową nagonkę na Nokię, która krytykowana była za słabą optymalizację, przestarzały system i horrendalnie drogie terminale. Wtedy Finów bardzo często porównywano do androidowej konkurencji. Europejski gigant niezbyt dobrze znosił tę falę krytyki, jaka spływała za nieprzemyślane decyzje. Jako zwolennik i entuzjasta Nokii byłem w zdecydowanej opozycji do urządzeń opartych na „mobilnym linuksie”. Potrafiłem wyobrazić sobie, jaką nienawiścią do systemu Google’a pałali działacze Nokii. W sumie moje przypuszczenia nie musiały długo czekać na odzew. Wysoko postawieni pracownicy „fińskiej legendy” niejednokrotnie podkreślali w wywiadach i w publicznych wystąpieniach, że Android jest, delikatnie to ujmując, złym wyborem. Ówczesny CEO Nokii, podczas corocznych konferencji Nokia World, wiele razy pytany, dlaczego europejski gigant nie uzbroi swoich terminali w OS od Amerykanów, podtrzymywał opinię na temat ułomności Androida, zarzekając się, że Finowie nigdy nie postawią na tę platformę.
Tymczasem „zielony robot” rósł w siłę, a wraz z nim popularność i popyt na androidowe urządzenia. Nie muszę chyba wspominać o „świętej wojnie” w komentarzach, umieszczonych pod każdym newsem o nowo powstałym terminalu, jednej i drugiej strony. Konflikt ciągnął się latami, a jego piętno było tak ogromne, że pomimo przejścia Nokii na system Windows Phone, zwolennicy obu systemów dobitnie „obrzucają się mięchem”. Proces ten trwał właśnie do momentu debiutu Nokii opartej na czystej, natywnej wersji Androida Jelly Bean. Krok Finów przyczynił się do zakończenia zdecydowanej większości „wirtualnych zamieszek”. Europejski gigant pokazał, że stać go na odważne decyzje. Samo zaś stanowisko Nokii przybrało miano upadłego mitu, jako bastionu skrajnej opozycji Androida.
W tym szaleństwie jest metoda!
Wiele osób z zaciekawieniem przygląda się ostatnim poczynaniom „fińskiej legendy”. Dziennikarze i recenzenci wydają swoje opinie, karcąc Nokię za zbyt późną reakcję i chaotyczność. Z drugiej zaś strony piejąc z zachwytu nad genialnym posunięciem Europejczyków. Tak naprawdę karkołomne na pierwszy rzut oka przedsięwzięcie, to przemyślany manewr speców od marketingu fińskiej korporacji. Muszę przyznać, że pierwszy raz jestem w stanie odebrać działania Nokii, jako pozytywne. Mam nawet swoje stanowisko. Po głębszej chwili zastanowienia i wielogodzinnych analizach, olśniła mnie genialna myśl. Otóż europejski gigant podpisując cyrograf z Microsoftem niejako wydał na siebie wyrok śmierci. Jednak tyczy się to jedynie smartfonów opartych na WP, bo to o osławioną już serię Lumia, chodzi gigantowi z Redmond. Jak doskonale wiemy, spowoduje to sprzedaż znanej marki i wycofanie się z walki o sektor mobilnych urządzeń. Zapis z umowy jasno nakreśla, że lokaut obowiązuje do końca 2015 roku. Co potem? Tego nikt nie wie… prócz samej Nokii.
Nie trzeba być jednak detektywem, by wydedukować, że Finowie wycofują się z nierentownego biznesu zgarniając niezłą sumkę za mało popularny dział. Do tego robią to w wielkim stylu pokazując na koniec, że potrafią tworzyć innowacyjne urządzenia. Jakby tego było mało, kto wie czy w zamyśle rodowitych Finów – włodarzy Nokii (nie mówię o CEO – Stephen’ie Elopie, który pogrążył i sprzedał europejską legendę), nie płonie chęć pokazania miejsca w szeregu zarówno Microsoftowi, jak i Google. Jedno jest pewne, biedna Nokia na targach MWC 2014 w Barcelonie miała swoje 5 minut. Myślę, że wprowadzeniem linii urządzeń X wystrychnęła na dudka obie bogate korporacje. W zasadzie uniezależniła się od Microsoftu oddając im Lumie, tworząc w zamian coś, co wniosło powie świeżości. Z drugiej strony, nie płacąc licencji za software, wykorzystują otwarty, darmowy kod źródłowy najpopularniejszego systemu mobilnego. Tworzą w ten sposób bazę wyjściową dla nowej odsłony Nokii. To istny „koń trojański” w obozie Redmond. Jeśli Finowie pokażą charakter i konsekwencję, może czekać nas przełom. Pod warunkiem, że europejska legenda sektora mobilnego, pozbędzie się najpoważniejszych wad – przesadnego asekurantyzmu i niekonsekwencji w działaniu. Kto wie co wtedy możemy jeszcze ujrzeć. Być może w końcu powstanie tablet Nokii z prawdziwego zdarzenia, który wiele osób chciałoby mieć…
Fot. by Micky Aldridge (CC)