Tak jak pierwszy Fiat 500, nazwany przez Włochów potocznie „myszką”, pokazał ludziom, czym może być mobilność, tak nowy model ma za zadanie przenieść ideę „dolce vita” w wydaniu elektrycznym na ulice. Tylko czy aby poczuć „słodkie życie” trzeba od razu wywalać z samochodu drzwi?
Maluszek Stellantis
Osoby, które interesują się motoryzacją, mogą kojarzyć Citroëna Ami. To poprzedzony pojazdem koncepcyjnym Ami One czterokołowiec, skierowany głównie do nastolatków, którzy chcą mieć własny samochód do poruszania się po mieście. Lekka konstrukcja z elektrycznym silnikiem rozpędza się do 45 km/h i oferuje maksymalny zasięg do 70 kilometrów. Design Ami ma w sobie jednak coś z francuskiego szaleństwa, które nie musi się każdemu podobać. Ci, którzy potrafią sobie przypomnieć wygląd Citroëna C6 czy Renault Megane II wiedzą, o czym mówię.
O wiele bardziej przyjaźniej od Citroena Ami prezentuje się na pierwszy rzut oka nowy elektryk w gamie Fiata, który ze względu na przynależność do tego samego koncenru Stellantis, z pewnością współdzieli wiele elementów z francuskim czterokołowcem.
Topolino, pojazd nazwany na cześć produkowanego w latach 1936-1955 modelu 500, wygląda jak następca klasycznej „pięćsetki” z lat 1957-1975. Jest równie mały, z wyłupiastymi oczkami, choć o wiele krótszą maską z przodu. Tym, co wyróżnia nowego elektryka Fiata od 500 oraz Ami jest jednak, jak już zapewne zdążyliście zauważyć, brak drzwi.
Fiat ze sznurkiem zamiast drzwi
Żebyśmy jednak nie czuli się jak w quadzie z dachem, Fiat zdecydował się na zabezpieczenie boczne w postaci… sznura. Kojarzy mi się to z powozami, które zamiast drzwi miały podobną, ozdobną wstęgę. Z jednej strony kierowca nie powinien narzekać na przewiewność w kabinie. Z drugiej strony z pewnością wiele osób będzie podważać zakup takiego auta w zimnym klimacie lub takim,w którym deszczowa pogoda potrafi zaskoczyć podczas jazdy.
Z pewnością, gdybym mieszkał we Florencji i poranne wypieki popijał cappucino, Fiat Topolino brzmiałby jak idealny elektryk do miasta. W chłodnym klimacie z deszczami nie byłaby to chyba najcieplejsza opcja. Chociaż, kto wie, może auto pojawi się w bardziej obudowanej wersji lub jakaś firma zewnętrzna opracuje stosowną modyfikację, dostosowującą takiego uroczego czterokołowca do np. polskich warunków pogodowych.
Zamiast jasnowidztwa lepiej jednak poczekać do premiery. Producent póki co pochwalił się wyłącznie wyglądem Topolino – na dokładną specyfikację, cenę i regiony, w których auto będzie sprzedawane, musimy póki co poczekać.