Przygotowując się do recenzji tej gry poświęciłem kilka godzin na oglądanie wyścigów ETRC. Zrobiłem to dlatego, że wcześniej nie miałem pojęcia o istnieniu takiej serii wyścigowej, a chcąc rzetelnie ocenić grę potrzebowałem zapoznać się z klimatem tych nietuzinkowych wyścigów. Cóż, były to najnudniejsze wyścigi, jakie przyszło mi kiedykolwiek oglądać. Czy gra będzie tak samo nudna, a zainteresować się nią powinni wyłącznie miłośnicy wyścigów ciężarówek?
Współcześni konsolowi gracze mogą ścigać się właściwie wszystkim, na co przyjdzie im ochota. Począwszy od bolidów F1, przez najmocniejsze samochody produkowane seryjne, z pozoru nierealne projekty entuzjastów tuningu czy zabawkowe samochodziki, za sterami których zasiadają Sonic albo Mario. Okazuje się, że mimo tak silnej eksploatacji temat nie został wyczerpany i znalazło się miejsce dla kolejnej grupy samochodów – potężnych, wielotonowych kolosów, dedykowanych do przewozu sporych ładunków. Cóż, od początku wiedziałem, że to będzie ciekawe przeżycie.
Menu, tryby rozgrywki, multiplayer
Tuż po uruchomieniu gry ukazuje się nam proste, intuicyjne menu, oparte o strukturę kafelków. Możemy wybrać jeden z dostępnych trybów dla jednego gracza, bądź zabawę dla wielu osób. Oprócz tego kilka podstawowych ustawień, galeria pojazdów dostępnych w grze i to właściwie wszystko, co w jakikolwiek sposób interesujące. Mało? Być może dla niektórych tak, dla mnie, jak na tą grę, po prostu wystarczająco.
Do dyspozycji gracza oddano pięć trybów rozgrywki jednoosobowej i tyle samo wieloosobowej. Spośród propozycji dla jednego gracza najciekawszy wydaje się być tryb kariery oraz klasyczny, pojedynczy wyścig. Mamy również tryb pojedyncze mistrzostwa, gdzie możemy samodzielnie wybrać zasady rozgrywki. Ja zdecydowanie polecam zacząć przygodę z grą od trybu kariery, a konkretnie jego pierwszego elementu, jakim jest 15 prób, których zaliczenie jest niezbędne do uzyskania licencji kierowcy ETRC. Ich wykonanie pozwala na lepsze zrozumienie zaimplementowanej fizyki poruszania się ciężarówek, która, krótko mówiąc, wymaga przyzwyczajenia. W momencie, gdy ukończymy wyzwanie, możemy kontynuować rozgrywkę w trybie kariery, w sprawie którego muszę Was ostrzec. Jest tak przeraźliwie nudny, że po jednym weekendzie wyścigowym mamy ochotę wyłączyć tą grę i nigdy do niej nie wracać. Treningi, kwalifikacje, wyścigi, po kilka na jednym torze i tak w kółko. Jeśli ktoś przed snem, zamiast liczenia owiec, lubi liczyć ciągniki siodłowe, ten tryb jest dla niego.
Zdecydowanie najczęściej będziemy korzystać z trybu pojedynczego wyścigu, który jest dokładnie tym, na co wskazuje nazwa. Wybieramy kierowcę, tor, zasady gry i jedziemy. Nic dodać, nic ująć.
Najbardziej interesujący z dostępnych trybów gry opiera się jednak na rozgrywce wieloosobowej, a jest to… wyścig na podzielonym ekranie. Tak, ten najprostszy i najskuteczniejszy rodzaj zabawy w wyścigi jest tutaj dostępny. Chwała producentowi gry za to, że nie postawił w całości na grę sieciową i zdecydował się zaimplementować to, co większość z graczy bardzo lubi. W końcu… zamiast kolejnej sesji z Mario Kart można zaproponować znajomemu, który właśnie przyszedł w gości grę w coś, w co najprawdopodobniej nie grał jeszcze nigdy i nigdzie.
A prawdopodobieństwo to jest bardzo wysokie, o czym przekonałem się próbując, do celów recenzji, rozegrać wyścig w trybie sieciowego multiplayera. Niestety, każda próba kończyła się komunikatem o… braku dostępnych wyścigów. Czyżby gra była do tego stopnia mało popularna, że trudno jest jej zestawić kilku graczy do gry po sieci? Niestety, wygląda na to, że tak.
Podsumowując, największy plus FIA ETRC otrzymuje za możliwość gry na podzielonym ekranie i prosty, ale przyjemny tryb pojedynczego wyścigu. Tryb kariery polecić mogę wyłącznie najbardziej zagorzałym miłośnikom ETRC, a w grę sieciową zagrać mi się po prostu nie udało.
Model jazdy, czyli w połowie drogi między arkadówką a symulatorem
Gdybym musiał jednym słowem opisać model jazdy zaimplementowany w FIA ETRC, byłoby to słowo interesujący. Ciężarówki prowadzą się w charakterystyczny sposób, ewidentnie uwzględniający to, że nie prowadzimy superlekkiego bolidu, a ogromną maszynę. Płynne przejechanie jednego kółka kosztowało mnie kilkadziesiąt minut prób i to w najłatwiejszym trybie. Grając musimy cały czas pamiętać, by trzymać się idealnego toru jazdy, rozsądnie operować gazem oraz, co najciekawsze, zachowywać odpowiednią temperaturę hamulców. Jej nadmierny spadek bądź wzrost poniżej wartości krytycznej sprawia, że te przestają działać i na najbliższym łuku wypadniemy z toru. Nie jest to jednak symulacja, bardziej nazwałbym to lekko rozszerzoną arkadówką. Próbowałem sobie wyobrazić dyskusję autorów gry na temat modelu jazdy, wyszło mi, mniej więcej, coś takiego:
– Panowie, z rozwojem modelu jazdy jesteśmy mniej więcej w połowie drogi między grą zręcznościową a symulatorem. Wzięliśmy dość proste sterowanie, do tego potężną podsterowność, przegrzewanie hamulców i konieczność trzymania się linii w zakrętach. Co robimy dalej?
– Jak to co, wyrzucić te wszystkie niepotrzebne bajery, to ma być fajna zabawa dla dzieciaków!
– Bzdura! Ma być jak najbardziej realistycznie, jak w symulatorze!
– Wiecie co? Zostawmy tak jak jest i chodźmy na piwo, pomartwimy się później.
– Zgadzam się w 100%! Ja stawiam!
I w ten sposób powstał taki wyścigowy ni pies ni wydra. Ciut bardziej rozbudowana zręcznościówka. Na początku ciekawa, po kilku wyścigach nieco wkurzająca.
Z kronikarskiego obowiązku, twórcy gry, studio N-RACING, wykorzystali silnik KT Engine (na tym samym bazuje m.in. seria WRC). Mam wrażenie, że dało się zrobić to lepiej, gdyby tylko autorzy osiągnęli kompromis, czym właściwie ma być ta gra.
Model kar, czyli co to k***a jest?!
Żeby uatrakcyjnić rozgrywkę i zmusić graczy do ścisłego pilnowania toru jazdy wprowadzono system kar, które otrzymujemy za, na przykład, zderzenie z innym kierowcą (niezależnie, kto zawinił, sic!), ścięcie zakrętu czy… strącenie jednego ze słupków na zakręcie.
Jako przyzwyczajeni do wyścigów Formuły 1 czy WRC widzimy, że kierowcy dostosowują tor jazdy do warunków nawierzchni i parametrów prowadzonego samochodu, dlatego często widzimy bolidy podskakujące na tarkach czy wyślizgane pobocza w rajdach terenowych. Tutaj za taki manewr otrzymamy ostrzeżenie, a gdy nieopatrznie przydarzy się nam ponownie zostanie wlepiona kara w wysokości… 30 karnych sekund. Dzięki temu na widok niemal każdego zakrętu w duszy wcielałem się w znaną w polskim internecie postać kierowcy rajdowego Cinquecento, który podczas przejazdu odcinka specjalnego na swojej drodze zobaczył… ciężarówkę. Nie była to jednak wyścigówka ETRC, a nasz stary Star… Cytując klasyka… „co to k***a jest”?!
Last but not least, grafika
Od wielu lat producenci gier przyzwyczajają graczy, że oprócz grywalności istotna jest grafika, na jaką przyjdzie im patrzeć. Tutaj, cóż… mamy lekką podróż w czasie, mniej więcej do momentu debiutu konsol obecnej generacji. Jest do bólu poprawnie, ani brzydko, ani zachwycająco. Ot, jakaś grafika sobie jest i nie przeszkadza.
Podsumowanie – tylko dla koneserów?
Tak, tylko dla koneserów. Dla wszystkich innych, poza sympatykami ETRC, gra będzie po prostu ciekawostką wartą poświęcenia jej kilkudziesięciu minut. Obawiam się, że więcej nie. Czy zatem odradzam zakup? W sugerowanej cenie detalicznej – tylko dla fanów ETRC. Przy obniżce sięgającej kilkudziesięciu procent – można spróbować.