Na co stawiają producenci – czy topowa specyfikacja faktycznie jest nam tak potrzebna?
Chyba każdy człowiek, który choć przez chwilę miał do czynienia z urządzeniami klasy Premium jest w stanie przyznać, że kojarzy mu się to z produktem, który wyróżnia się na tle konkurencji; jest po prostu lepszy od reszty. I to stwierdzenie jest słuszne. Jednak co rozumiemy poprzez stwierdzenie „lepszy”?
Od pewnego czasu na rynku obserwujemy trendy, które ukierunkowują producentów i dają odpowiedź czego oczekuje klient. Z jednej strony mamy do czynienia z wyścigiem zbrojeń. Patrząc na specyfikację techniczną niektórych urządzeń (szczególnie, jeśli chodzi o system Android), możemy odnieść wrażenie, że tempo rozwoju urządzeń mobilnych zdecydowanie przerasta dawny przyrost urządzeń stacjonarnych, jaki mogliśmy obserwować jeszcze 10 lat temu. Już dziś mamy do czynienia z upychaniem czterordzeniowych jednostek, co stało się standardem kończącego się roku. Prym wiedzie tu amerykańska firma Qualcomm wraz ze swoimi Snapdragonami: 200, 400, 600 i najmocniejszym 800, a na horyzoncie pojawiają się już terminale obsługujące osiem rdzeni. Tempo jest zastraszające…
Warto nadmienić, że najwydajniejsze układy amerykańskiego giganta są wstanie pociągnąć z łatwością rozdzielczość Full HD (1920 x 1080). Zapowiedź Snapdragona 805 opartego o ulepszone rdzenie Krait 400, który powinien zadebiutować już w Q1 2014 roku, otwiera przed producentami możliwość upchnięcia rozdzielczości Ultra HD (4K). Nasuwa się pytanie czy użytkownikowi potrzebna jest taka rozdzielczość? Pół biedy, jeśli chodzi tu o tablety, w których wartości na poziomie 7-13 cali i rozdziałce 4K są akceptowalne. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę coraz bardziej popularne smartfony, gdzie przekątna nie przekracza 5 cali, to daje już w przypadku rozdzielczości Full HD zagęszczenie pikseli na poziomie 430 ppi, podczas gdy ludzkie oko jest wstanie komfortowo pracować już przy 330. Rozdzielczość Ultra HD będzie przekraczać grubo 500 ppi. I z całym szacunkiem dla możliwości technologicznych zapytam się: po co nam taka rozdzielczość…?
Skoro już przy calach jesteśmy. Kolejną, w sumie trochę kuriozalną tendencją zaistniałą na rynku, jest powiększanie przekątnej ekranu. Doszliśmy do momentu, w którym wytworzył się swoisty podział. Na dzień dzisiejszy urządzenia do 5 cali nazywane są smartfonami. Między 5 cali a 7 mamy urządzenia do zastosowań biurowo-biznesowych czyli tabletofony (inaczej zwane phabletami). Od 7 cali zaczynają się już tablety, które coraz częściej wyposażone w moduł 3G, pozwalają na wykonywanie połączeń głosowych.
Trudno nie wspomnieć o implementowanej pamięci operacyjnej RAM, która w urządzeniach topowych sięga 2-3 GB. Okraszone wszelkimi nowoczesnymi modułami komunikacyjnymi jak LTE, HSDPA+, Bluetooth 4.0, micro USB 2.0 bądź nawet 3.0 ze wsparcie OTG (hosta USB), dwuzakresowe Wi-fi, bezprzewodowa technologia przesyłania danych NFC czy DLNA, a nawet powrót do korzeni i zastosowanie IRD-y jako pilota do TV i urządzeń multimedialnych. Trudno nie wspomnieć też o rosnącej pamięci wewnętrznej sięgającej już niekiedy 64 GB, a nawet 128 GB, wspartymi przez możliwość dalszej rozbudowy o kartę microSD, chociaż ta ostatnia opcja często jest zastępowana dyskiem opartym o chmurę, czyli serwer producenta bądź innego dostawcy.
Miarą możliwości urządzenia (tutaj w szczególności chodzi o smartfony) jest też dobry moduł fotograficzny. Producenci dwoją się i troją na tym polu, próbując wmówić klientowi, że to właśnie ich flagowy model ma najlepszy aparat. Jak jest w rzeczywistości? Jako człowiek, który na co dzień ma do czynienia z takimi urządzeniami powiem wprost. Jest to marketingowa mrzonka. Na chwilę obecną żaden aparat w smartfonie nie jest wstanie dorównać dedykowanym urządzeniom do robienia zdjęć. Nie biorę tu pod uwagę najstarszych kompaktów, które z racji raczkowania mobilnej, cyfrowej fotografii nie były najlepsze.
Jeśli jednak zagłębić się w tą kwestię, firmy produkujące inteligentne smartfony mogą pochwalić się użyciem technologii firm takich jak Sony G Lens czy Carl Zeiss. Mamy tutaj do czynienia z dość dużymi martycami 1/ 1,5 (Lumia 1020) czy 1/ 2/3 (Xperia Z1, LG G2, Galaxy Note 3), OIS (optyczną stabilizacją obrazu – LG G2, Note 3, Lumia 1020), HDR+ (High Dynamic Range – technologia ułatwia robienie zdjęć robionych przy silnym oświetleniu z tyłu obiektu np. pod słońce), BSI (Backside illumination – umieszczenie warstwy ilumininacyjnej za fotokatodami co przekłada się na lepszą jakość zdjęć w trudnych warunkach oświetleniowych), funkcjonalna dioda LED bądź ksenonowa lampa błyskowa (Lumia 1020). Jak widać lista technologii jest dość spora. Co z tego jak nie przekłada się to na jakość zdjęć w takim stopniu jaki ukazują je producenci urządzeń…
W każdej beczce miodu jest łyżka dziegciu… Nokio 6230i wróć…
Nie jedna osoba zapewne podnosząc swoją głowę ku nieboskłonom, prosiła z przejęciem o choćby jedną godzinę pracy dłużej, by móc wykonać ważne połączenie. Taki scenariusz widzimy coraz częściej. W całym tym zgiełku zapomniano o tak ważnym aspekcie, jakim jest zasilanie. Coraz większe ekrany, mocne układy obsługujące potężne rozdzielczości i szereg multimedialnych możliwości pochłaniających sporo energii powoduje, że niemal idealne urządzenie mobilne jakim jest smartfon bądź tablet rzadko przeżyje przy maksymalnej wydajności cały dzień. Oczywiście są modele takie jak Galaxy Note 3, Pentagram Monster, Sony Xperia Z1, iPad 4, MS Surface, które bez problemu, przy racjonalnym użytkowaniu, zapomną o ładowarce podczas codziennego użytku za dnia. Jednak nie oszukujmy się. Gdzie podziały się czasy Nokii 6230i czy E52, które potrafiły wytrzymać na jednym ładowaniu 2 tygodnie? To często przez to użytkownicy, szczególnie ci starsi, decydują się pozostać przy tradycyjnych featturephone’ach.
Uroda zawsze była w cenie…
W swoim portfolio terminale nafaszerowane całą masą funkcji z wyżej wymienionymi układami ma każdy producent. W zasadzie wymusza to rynek. Ludzie omamieni przez cyferki pożądają najlepszego urządzenia. Patrząc na tendencję rozwoju urządzeń mobilnych, śmiało możemy powiedzieć, że topowe urządzenie utrzymuje się na rynku kilka miesięcy (zwykle ok. pół roku) po czym wypuszczana jest jego ulepszona wersja. I tu pojawia się sugestia. Czy jest sens posiadania najlepszego smartfona, tabletu? Odpowiedzcie sobie sami…
W takim razie co tak naprawdę dzieli producentów? Odpowiedź jest prosta. Czy nowy Lexus może sobie pozwolić na tani lakier lokalnego dostawcy, który na dodatek nie chroni przed czynnikami zewnętrznymi i po roku jest do wymiany?
Oto właśnie kwestia, która podzieliła producentów. Niektóre firmy z uporem godnym Edisona (11 000 prób przy wynalezieniu żarówki) stosuje plastikowe, tandetne obudowy, które bardziej kojarzą się z zabawką z odpustu niż topowym urządzeniem. Najlepszym przykładem takiej firmy jest LG, Samsung czy chińskie ZTE. Jak podają Koreańczycy, plastik zwany wdzięcznie Hyperglize, ma rzekomo zapobiegać tłuczeniu się urządzeń poprzez swoją elastyczność. W praktyce tak jest. Ale gdzie walory estetyczne?
Po drugiej stronie barykady znajdziemy firmy takie jak Apple, HTC, Sony, Asus, Lenovo czy nawet Nokia, które zawsze kładły duży nacisk na jakość wykonania. Tutaj często mamy do czynienia z hartowanym szkłem (iPhone 4s, Xperia Z1), aluminium (Lenovo K990, HTC One) czy wysokiej jakości poliwęglanem (Lumia 920 czy 1020).
Coraz częściej do głosu dochodzą wodoodporne konstrukcje, odporne na kurz i warunki atmosferyczne a także zanurzenie (prym w produkcji takich urządzeń wiedzie Sony na rynku europejskim czy Panasonic w Japonii). Niekiedy nawet pancerne (Evolveo StrongPhone, Xcover), które swoją odporność rozszerzają o upadki i uderzenia czy nacisk koła samochodu…
Czego tak naprawdę pragnie i oczekuje klient…
Większość ludzi mamionych jest przez kolorowe reklamy oraz oferty operatorów z „super promocjami”. Biorąc do ręki rekomendowane przez ekspedienta urządzenie przeświadczeni są, że trzymają urządzenie idealne. Tak napędzany jest rynek. Niewiele osób wybiera to, czego tak naprawdę potrzebuje.
Urządzeń mobilnych jest coraz więcej, pomału przesuwają urządzenia stacjonarne do defensywy. Zresztą trudno się dziwić. Smarfton czy nawet tablet zabierzemy ze sobą wszędzie chowając go do kieszeni np. marynarki. Laptopa czy PC-ta już nie. Mobilność w czasach, w których ludzie żyją dynamicznie, jest w cenie.
Wśród nich znajdziemy zwolenników aktywnego spędzania czasu, którzy zainwestują w urządzenia wodoodporne bądź odporne na uszkodzenia i takich, którzy swój czas z urządzeniem spędzą w biurze z elektronicznym stylusem. Zaś inny będzie potrzebować ultramobilności i zaopatrzy się w poręcznego smartfona z przekątną do 4,3 -4,5 cala.
W jakim kierunku zmierza dzisiejsza elektronika?
W 2014 roku dalej będziemy obserwować wyścig na rdzenie i rozdzielczość. Przekątna ekranu powoli wyhamuje, gdyż nie każdy będzie wstanie zaakceptować terminal wielkości płytki kaflowej przy uchu. Do głosu dojdzie szeroko pojęta odporność na czynniki zewnętrzne i uszkodzenia (przykładem może być debiutujący LG G Flex – z samoregenerującą się obudową). Zapomniałbym wspomnieć o elastycznych ekranach, które co prawda dopiero raczkują, ale jak pokazują pierwsze prototypy technologia ma potencjał.
Prawdziwy rozkwit będą też miały urządzenia towarzyszące naszemu smartfonowi, jak smartwatche (inteligentne zegarki), a także google glass (czyli nic innego jak inteligentne okulary). Szczególnie to drugie urządzenie poprzez swe niebywałe możliwości i enigmatycznie trzymane w tajemnicy informacje o urządzeniu wywołuje zaciekawienie wśród koneserów technologii mobilnych.
Zastanawiam się tylko jak w tej rzeczywistości ma zamiar odnaleźć się statystyczny pan Kowalski czy Mrs Smith. Czy faktycznie do szczęścia potrzebne jest im aż tyle funkcji skoro z 80% z nich nigdy nie skorzysta? Wiadomo jednak, że potężne korporacje zatrudniają specjalistów od marketingu, którzy będą wstanie wmówić nam wszystko. Naprawdę zorientowanych wśród swoich potrzeb ludzi jest garstka, cała reszta jest skazana na „super promocje za 2500 zł” czy mega obniżki i „telefony za złotówkę” od operatora niewarte zachodu (przynajmniej nie za taką cenę).