Gdy żyłem w świecie, gdy jeszcze królowały komputery stacjonarne, bardzo brakowało mi mobilności. Jako posiadacz telefonu komórkowego marzyłem, by kiedyś mieć możliwość operowania ultra-przenośnym komputerem. Za sprawą Steve’a Jobsa i ekspansji urządzeń mobilnych mam taką możliwość. Rynek elektroniczny opanowały smartfony i tablety. Mój wysłużony laptop poszedł w odstawkę, a komputer stacjonarny, na którym stawiałem pierwsze kroki, stoi zakurzony w pokoju mamy…
Dziś urządzenia dotykowe to codzienność, a tablety hybrydowe (z doczepianą klawiaturą) często stanowią główne narzędzie rozrywki czy pracy. Bardziej mobilni 7-calowcy, mogą być zawsze przy nas. Z racji swych kompaktowych rozmiarów, spokojnie mieszczą się w kieszeni marynarki. Potężne czterordzeniowe smartfony i 7 calowe tablety można spotkać prawie wszędzie. Mamy z nimi do czynienia, co dzień. Podczas porannej toalety, w czasie śniadania w kuchni, w szkole, i w pracy, gdy odpoczywamy na kanapie, a nawet, gdy śpimy. Są naszymi nierozerwalnymi towarzyszami. Te pierwsze tak urosły w siłę, że niedługo zrównają się wymiarami z tymi drugimi. Z roku na rok rośnie przekątna wyświetlacza. Najlepiej możemy to zaobserwować na przykładzie flagowych modeli – serii Galaxy od Samsunga. W roku 2010 rozmiar 4 cali, SGS-a pierwszej generacji, to było coś, co wywoływało na ustach ludzi „amazing”. Rok później hitem sprzedaży okazała się, 4,3-calowa S-dwójka. Popularna „mydelniczka”, flagowa trzecia generacja od koreańskiego giganta, w 2012 roku wywołała furorę, swoim ogromnym 4,8-calowym ekranem. W Galaxy S4 urósł on zaledwie do magicznych 5 cali. Natomiast, tegoroczna piąta edycja „galaktycznej” serii ma 5,1-calowy wyświetlacz. Pomimo, że kierunek wzrostu nieco wyhamował, nadal mamy do czynienia z powiększaniem matrycy. Gdyby tego było mało, Samsung w 2012 roku wprowadził niespodziewanie, osławioną już serię „Notatników”. Zaczęło się od Galaxy Note, który mógł się pochwalić 5,3-calową matrycą. Mamy rok 2014 i piszę do was z Redakcji Tabletowo o „przerośniętych” smartfonach, zamiast stawiać na piedestał większych braci. Jednak biorąc pod uwagę 5,7-calowy rozmiar wyświetlacza trzeciej edycji Note’a, aż boję się pomyśleć ile będzie miał jego następca. Czy w związku z tym rynek małych tabletów zostanie wchłonięty przez rosnące w siłę phablety? Czy podzielą one los netbooków? Z chęcią odpowiem Wam na te pytania i wiele innych wątpliwości w tym wpisie.
Rozmiar – głównym czynnikiem ewolucji
Skoro już jesteśmy przy wielkości matrycy to zastanówmy się, dlaczego społeczeństwo masowo idzie w stronę dużych wyświetlaczy. Przecież trzymana w ręku „płytkę”, która tylko ukrytymi możliwościami przypomina komputer, wygląda, co najmniej komicznie. Pomijam już takie aspekty, jak komfort z korzystania przy, nie ma co ukrywać, sporej wadze. Pomimo tego, zwolenników takich rozwiązań przybywa.
Doskonały przykład stanowi tutaj opisana przeze mnie wyżej firma Samsung. Wprowadzając serię Galaxy Note zapoczątkowała, erę phabletów, bądź tabletofonów, (jak kto woli). Ale, po co? Skoro większość smartfonów oferowanych na rynku była znacznie, znacznie mniejsza. Koreański gigant poczuł szanse w nowym sektorze, a ponieważ posiadał bardzo duży budżet, mógł sobie pozwolić na eksperymenty. I tak powstał trend na „przerośnięte” smartfony. Pomimo, że podobne pomysły już występowały w przeszłości (wspomnę tu tylko na szybko, o 5-calowym Dell Streak, który w czasach królowania zdecydowanie mniejszych smartfonów budził zdziwienie), to do tej pory nie miały one takiej siły przebicia, jak urządzenia desygnowane logiem Samsung. Ach, ten cudowny marketing Koreańczyków!
Przyjmijmy jednak, że technologiczny gigant trafił na niezłą niezagospodarowaną niszę. Potwierdzają to liczne doniesienia. Pierwszy elektroniczny „Notatnik” pokazał, że ludzie nie tyle są w stanie zaakceptować, co nawet pragną takich urządzeń. No właśnie, dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Większa powierzchnia robocza, to większy komfort podczas konsumpcji treści. Choć pierwszy Note, przecierając szlaki rozszedł się w „zaledwie” (jak to pompatycznie określa Samsung) 10 mln sztuk, to już jego druga edycja, w ciągu tylko 12 miesięcy, zdołała osiągnąć magiczną sumę 40 mln sprzedanych terminali. Z ostatnich doniesień, które miały miejsce w pierwszej połowie grudnia 2013 roku, galaktyczny „Notatnik” trzeciej generacji może poszczycić się wynikiem 10 mln sztuk, które rozeszły się po klientach. Wynik ten jest o tyle niezwykły, że premiera Galaxy Note 3 odbyła się 25 września tego samego roku. Zatem najmłodszy członek rodziny phabletów od Samsunga, osiągnął ten wynik w zaledwie dwa miesiące. Czy wpływ mógł mieć na to tak duży ekran? W pewnym sensie tak, ale nie tylko. Urządzenie to ma jeden z najlepszych wyświetlaczy (pod tym względem wyprzedza go tylko debiutujący niedawno Galaxy S5), jest ultrawydajne – nie ma najmniejszych przycięć, uzbrojone zostało w ogrom przydatnych funkcji, a także niezwykle responsywny rysik, który rozpoznaje bardzo dobrze pismo odręczne. W połączeniu z marketingiem Samsunga, to musiał być murowany hit. Nawet ja, zwolennik linii Xperia od Sony, muszę przyznać, że jest to niewątpliwie najmocniejsza maszyna, jaka powstała w 2013 roku.
Jednak phablety, to nie tylko osławiona seria Note. W 2013 roku zaobserwowaliśmy dynamiczny rozwój tych urządzeń. Sony ma swoją Xperię Z Ultra i debiutującą wkrótce Xperię T2 Ultra, LG – G Pro i Pro 2, Nokia – Lumię 1320 i 1520, HTC – One Max, Huawei – Ascend’a Mate i Mate II. Pozostali gracze jak Lenovo, ZTE, Acer, Asus, Xiaomi, Oppo, Zoppo i inne mniej liczące się firmy mają w swoim portfolio podobne urządzenia. Rynek urządzeń mobilnych ciągle ewoluuje. Trend zapoczątkowany przez Samsunga przyjął się na dobre. Wyniki sprzedaży „przerośniętych” smartfonów stale rosną. Wraz z rosnącym popytem, w górę idzie również wielkość wyświetlaczy. Kiedyś rozmiar 7 cali, zarezerwowany był dla małych tabletów. Jednak w 2014 roku może się okazać, że rozmiar ten zostanie wchłonięty przez tabletofony. Już 6,44-calowa Xpiera Z Ultra dawała coś do zrozumienia, a przecież powstała w 2013 roku. Nie mniej na tym przykładzie widać zmieniający się trend, który stanowi duży problem dla mniejszych tabletów.
Mobilność tabletów – recepta na sukces czy przekleństwo popularności?
Gdy cofniemy się dwa lata wstecz do momentu debiutu Nexusa 7 pierwszej generacji (pisałem o nim przy okazji felietonu poświęconego rodzinie Nexus) można powiedzieć, że było to urządzenie wszechstronnie uniwersalne, a zarazem bardzo wydajne. Na dodatek jego kompaktowe wymiary spowodowały, że ludzie mogli, idąc na niewielki kompromis ( szersze spodnie, czy ubieranie marynarki), mieć te urządzenie praktycznie cały czas przy sobie. Przy bezkonkurencyjnym stosunku jakości do ceny, model ten bardzo mocno spopularyzował rynek mniejszych tabletów. Google zrobiło to, czego wcześniej nikt jeszcze nie dokonał. Można powiedzieć, że gigant z Mountain View znalazł sposób na murowany sukces. Patrząc jednak na te dokonania z perspektywy czasu, nad Nexusową „Siódemką” zawisły czarne chmury. Nikt nie przypuszczał, że ludzie tak mocno pokochają phablety. A to one teraz zaczynają pochłaniać coraz większy obszar rynku mobilnego. Stale rosnące wymiary wyświetlaczy tabletofonów, nie pozwalają spać spokojnie producentom 7-calowych urządzeń. Można śmiało zakładać, że w 2014 roku phablety są w stanie zrównać się wielkością ekranu z małymi tabletami. Takie próby na pewno powstaną. Co wtedy? Może się okazać, że trzecia generacji Nexusa 7 wcale nie powstanie, a składniki sukcesu tego urządzenia, stają się powoli jego przekleństwem…
Szybka reakcja gigantów
Najwięksi potentaci rynku mobilnego, już od pewnego czasu wnikliwie analizują nadchodzące trendy. W wyniku, czego na rynku pojawiają się 8-calowe tablety. Lekkiej korekcie uległy, ogólne gabaryty urządzenia oraz panoramiczna proporcja ekranu, która obecnie wynosi 16:10.
Na łamach Tabletowo, niedawno opublikowana została recenzja jednego z najlepszych Androidowych terminali, w tych wymiarach – LG G Pad 8.3. Nie bez powodu koreański koncern włożył dużo pracy w to urządzenie. Chciał tym samym pokazać, że taki rozmiar
Podobną metamorfozę przechodzą tablety z Windowsem. Nie da się ukryć, że kompaktowe terminale z pełnoprawnym systemem od Microsoftu robią furorę. Zatem niemądrym posunięciem byłoby pozostawić ten sektor na pastwę Androida. Wśród firm, które mają w swoim portfolio takie urządzenia, jest Dell. Jego Venue 8 Pro posiada wystarczającą specyfikację by spełnić potrzeby większości użytkowników. Tablet oparty jest na architekturze Bay Trail. Nowa generacja Atomów poczyniła wielki skok technologiczny, nie ustępując już znacznie serii iCore. Miłym, a zarazem kluczowym dodatkiem, przy tej wielkości wyświetlacza,
Pomimo, że urządzeń o takich rozmiarach, wcale nie ma na rynku tak dużo (szczególnie tych z Windowsem na pokładzie), coraz częstszym zjawiskiem wśród producentów jest przechodzenie na przekątną wyświetlacza oscylującą w granicach 8 cali. To nic innego, jak odpowiedź na prężnie rozwijający się target phabletów i próba ratowania sektora małych, mobilnych tabletów.
Phablet czy mały tablet?
Zastanówmy się teraz nad tym, do czego potrzebne nam jest urządzenie mobilne. Czy jest ono jedynie terminalem do konsumpcji treści, czy też spełnia nam rolę multimedialnego kompaktu z funkcją dzwonienia? A może często pracujemy w terenie i wtedy jest to „przenośna” stacja robocza?
Kiedyś mówiono, że jeżeli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Czy we współczesnych czasach możemy to odnieść do smartfonów i ich większych odpowiedników – phabletów? Zdecydowanie nie! Odkąd pracuje na tego typu urządzeniach, a początki sięgają roku 2009, kiedy to w moje ręce trafiła Nokia 5800 XpressMusic, oszczędzam sporo czasu. Z powodzeniem mogę wykonać wiele czynności, które musiałbym zrobić w domu na laptopie, albo kupując dodatkowe gadżety, jednocześnie nosząc je w plecaku ze sobą. Pomimo, że wtedy hasło „smartfon” było rzadko spotykane, Nokia ta posiadała wszystko, czego można oczekiwać od przenośnego urządzenia multimedialnego typu „smart”. Na dodatek mogłem z niej swobodnie wykonywać połączenia. Nie była demonem prędkości, jak dzisiejsze czterordzeniowe „potwory”, ale dało się na niej sprawdzić pocztę, pokierować za pomocą świetnej nawigacji Nokia Ovi Maps (która działała nawet w trybie Offline), przeglądać z powodzeniem strony internetowe, słuchać muzyki (świetny korektor muzyczny i głośniki stereo, to po dziś dzień klasa sama w sobie), czy zrobić zdjęcia dzięki wbudowanemu modułowi fotograficznemu z diodą LED (latarka). Na wzór dzisiejszych Note’ów miała schowany w obudowie rysik. W tamtym okresie nie potrzebowałem niczego więcej. Dziś, gdy mam Xperię Z1 nie wyobrażam sobie pracy na takim maleństwie. I choć wielkie rozmiary tego smartfona często utrudniają mi życie, uważam, że z powodzeniem dałbym radę operować na 6- calowym sprzęcie. Podobne zjawisko obserwuję u znajomych, a nawet spotykanych na ulicy ludzi. „Większy terminal, większy komfort i możliwości” – to hasło tak bardzo zakorzeniło się w świadomości użytkowników, że trudno spodziewać się, iż nagle trend ten ulegnie zmianie. Nic dziwnego – urządzenie mobilne, które jest do wszystkiego, daje większe możliwości i pomaga zaoszczędzić czas.
Z drugiej strony mobilne tablety, to zawsze większy komfort z korzystania. 7 cali to rozmiar, który pozwala swobodnie przeglądać multimedia. Również w przeglądarce nie musimy wpatrywać się w malutkie literki. Co prawda responsywność digitizer’ów w dzisiejszych czasach jest na najwyższym poziomie, ale zawsze łatwiej trafić w większy element. Urządzenia te wydają się być stworzone do konsumpcji treści. Na dodatek w odróżnieniu od 10 calowych większych braci, przy odrobinie kompromisu można je mieć zawsze przy sobie. Mało tego, eksperymenty niektórych koncernów pozwoliły wprowadzić tablety z funkcją wykonywania połączeń głosowych i wysyłania smsów. Tutaj od razu przychodzi mi na myśl produkt Asusa – Fonepad. Projekt stale jest rozwijany,
Osobiście bliżej moich potrzeb jest pierwsze rozwiązanie. Nigdy w moim życiu nie widziałem miejsca na tablet. Nie stanowi on dla mnie tak dużej wartości, jak smartfon/phablet. Co oczywiście wcale nie stanowi punktu odniesienia. Jest to moja subiektywna potrzeba. Co innego urządzenie hybrydowe, na które poluje od dłuższego czasu. Jednak z racji podatku od nowości, ich ceny nie są adekwatne do osiągów, które prezentują choćby laptopy.
Dynamiczny początek, rychły koniec
procesem wymierania całej ideologii, którą zapoczątkował Jobs. On nie był fanem przerośniętych wyświetlaczy. Zapewne przewraca się dziś w grobie widząc, że jego zamysł w coraz szybszym tempie zostaje wypierany przez ewolucję. Nic jednak nie trwa wiecznie.
Reasumując, czy tytułowa nazwa procesu, jakiego jesteśmy świadkami, zwiastuje rychłą śmierć 7-calowych tabletów? Wszystko wskazuje na to, że może się tak stać. Wiadomo, zawsze pozostaną zwolennicy tego typu rozwiązania. Nie wiadomo jednak, czy wielcy giganci tego rynku, będą zainteresowani produkcją takich terminali. W obawie przed nierentownym targetem, podaż tych urządzeń może być wkrótce marginalna. W podobnej sytuacji nie tak dawno znalazły się dobrze wszystkim znane netbooki. Wyparły je wtedy właśnie tablety. Teraz same są wypierane przez swoich mniejszych braci. Można by rzec… cóż za ironia losu…
Jeśli chcielibyście coś dodać, bądź nie zgadzacie się z moją subiektywną opinią, zapraszam do dyskusji zaraz pod artykułem.
Fot. by Maria Elena– tytułowe (CC), John Biehler (CC), pestoverde (CC), Tabletowo – Nexus 7, Tabletowo – LG G Pad 8.3, Maria Elena – Vivo Tab 8, Kārlis Dambrāns (CC), Tabletowo – Fonepad, en.wikipedia.org (CC)