Późnym sobotnim wieczorem 29 września internet obiegły łamiące wiadomości o ugodzie, którą Elon Musk zawarł z Amerykańską Komisją Papierów Wartościowych i Giełd (SEC). W jej myśl Musk straci fotel prezesa Tesli, choć wciąż pozostanie CEO, czyli dyrektorem generalnym. Ugoda jest efektem pozwu złożonego dwa dni wcześniej przez ten sam organ. Powód pozwu? Jeden tweet.
Jeśli ktoś łudził się jeszcze, że każdy może w sieci bezkarnie pisać, na co tylko ma ochotę, to najwyższy czas, by zmienił zdanie. No dobra, może nie dosłownie każdy; kiedy jednak jesteś prezesem firmy tak niejednoznacznej, jak Tesla, powinieneś liczyć się z tym, że nieprzemyślane (bądź świadomie wprowadzające w błąd) tweety mogą mieć przykre konsekwencje. Elon Musk nie ma już wątpliwości. Po tym, jak 7 sierpnia ogłosił, że chce wycofać Teslę z giełdy i odkupić wszystkie akcje po kursie wyższym niż ówczesny, a w dodatku zapewnił, że ma na ten cel odłożone pieniądze, sprawie zaczęły przeglądać się różne instytucje.
Am considering taking Tesla private at $420. Funding secured.
— Elon Musk (@elonmusk) August 7, 2018
Siła tego krótkiego tweeta sprawiła, że krótko po jego publikacji kurs spółki zaczął rosnąć; gdy jednak coraz więcej osób zaczęło zadawać sobie pytania na temat możliwości pokrycia tej obietnicy, ponownie zaczął maleć. Kilkanaście dni później Elon Musk wycofał się z tego planu i publicznie oświadczył, że Tesla pozostanie spółką giełdową. To jednak nie wystarczyło, a żniwa zasiane tym jednym, krótkim tweetem, nadal aktualny CEO Tesli będzie zbierał jeszcze przez kawałek czasu. Bo choć batalia z SEC zdaje się dobiegać końca, to niezależnie od komisji, w połowie września dochodzenie o charakterze kryminalnym wszczął także Departament Sprawiedliwości USA. A z tym pójście na ugodę będzie nieco trudniejsze.
Gdy jesteś zbytnim optymistą
Cała ta sprawa z zapowiedzią wycofania Tesli z giełdy nie miałaby miejsca, gdyby nie wielopłaszczyznowe kłopoty firmy. A przynajmniej, żeby nie brzmieć zbyt jednostronnie, sytuacje nazwane przez różne media kłopotami. W czerwcu sieć obiegły informacje o zwolnieniu dziewięciu procent, czyli około 3600 pracowników Tesli. Ale jak to – sprzedaż rośnie, możliwości produkcyjne rosną, a firma zwalnia załogę? Mocne medialnie doniesienia nabierają nieco więcej sensu po zagłębieniu się w temat; pracę stracili głównie pracownicy biurowi, których stanowiska okazały się zdublowane po przejęciu firmy Solar City. Nie zmienia to jednak faktu, że o zwolnieniu pracownicy dowiedzieli się poprzez… e-maile.
Wspomniałem przed chwilą, że produkcja samochodów rośnie i jest to zjawisko bardzo pozytywne, ale jednocześnie ta produkcja rośnie wolniej, niż było zakładane, co jest już zjawiskiem negatywnym. Okazało się, że linie produkcyjne Modelu 3 (czyli modelu najbardziej budżetowego, skierowanego do szerokiego grona odbiorców) zostały źle zaprojektowane. Elon Musk zbytnio postawił na automatyzację, za co później wziął pełną odpowiedzialność; przyznał, że w pewnych kwestiach człowieka nie da się zastąpić nawet najbardziej wyrafinowaną maszyną. Jednakże inwestorzy mają prawo czuć się rozczarowani, niezależnie od powodów. Według danych Bloomberga już kilka razy udało się wyprodukować ponad 5000 sztuk Modelu 3 w ciągu tygodnia, natomiast obietnice mówiły o co najmniej dwukrotnie większej ilości. Tymczasem w ciągu ostatniego tygodnia wyprodukowane zostało zaledwie około 2000 sztuk, co wciąż jest liczbą imponującą, niezależnie od naszych własnych sympatii.
Jeszcze inne informacje dostarczył nam The Wall Street Journal. Dziennikarze tego jednego z najbardziej rozpoznawalnych dzienników pod koniec lipca poinformowali, że Tesla poprosiła swoich dostawców o zwrot części zapłaconych im pieniędzy. Niezależnie od warunków takiej umowy, brzmi to, delikatnie mówiąc, słabo. Czy firma chciała odzyskać część pieniędzy zapłaconych z góry na dłuższy okres, czy też liczyła na darowiznę od dostawców, trudno powiedzieć. Jak powiedział dziennikarzom przedstawiciel jednego z dostawców, Tesla w swojej „prośbie” wspomniała, że zwroty są niezbędne do kontynuowania działalności firmy. Przedstawiciele firmy Muska tych doniesień oczywiście nie skomentowali, ale inwestorzy nie karmią się przecież tylko oficjalnymi komunikatami, ale raczej wszystkim, co na temat ich inwestycji pojawia się w mediach.
Gdy chcesz rozbawić swoją partnerkę
Przytoczone powyżej problemy nie są oczywiście wszystkimi, chciałem jedynie zarysować obraz problemów, z którymi musiał borykać się Elon Musk. Nie zapominajmy również, że równolegle z tym wszystkim Elon pracował nad kosmiczną częścią swojego imperium; SpaceX wyrasta na absolutnego faworyta wyścigu kosmicznego, a aktualna technologia odzyskiwania rakiet jest już niemal niezawodna. Jednakże, by możliwe było ogarnianie dwóch firm tej wielkości, Elon Musk często nie wychodził z biura przez parę dni, sypiał pod biurkiem, a to zdecydowanie nie mogło mieć na niego pozytywnego wpływu.
Akcent samospełniającej się katastrofy pojawił się również podczas przesłuchania Muska przez SEC. Musicie bowiem wiedzieć, że CEO Tesli zapowiedział, że wykupi wszystkie akcje firmy po kursie dokładnie 420 dolarów za akcję. Na pytanie, dlaczego akurat po takim kursie, Elon odpowiedział, że „dowiedział się, że to znacząca liczba w kulturze związanej z marihuaną”, dlatego też swoją kwotę zaokrąglił w górę właśnie do 420. Powód? Komisja publicznie powiedziała, że Musk myślał, że… rozbawi tym swoją ówczesną partnerkę, piosenkarkę Grimes. Komisja eufemistycznie stwierdziła, że to nie jest najlepszy powód podjęcia decyzji o sprawie tak istotnej, jak kurs akcji. Bardzo eufemistyczne stwierdzenie.
Gdy masz arabskiego krewn… arabskiego inwestora
Dochodzimy wreszcie do sedna sprawy, czyli pokrycia finansowego obietnicy wycofania Tesli z giełdy. Elon Musk powiedział, że rozmawiał w tej sprawie z przedstawicielami Funduszu Inwestycji Publicznych Arabii Saudyjskiej. Saudowie stwierdzili, że chcą zostać inwestorami firmy, natomiast warunkiem jest wycofanie jej z giełdy. Jest to informacja nieoficjalna; oficjalnie wiadomo tylko tyle, że ten sam fundusz chciał wykupić nowe akcje już kiedyś, natomiast, ze względu na brak emisji nowych akcji, wykupił je od innych inwestorów za pomocą banku inwestycyjnego. Tym samym udział funduszu w kapitale spółki wyniósł 5 procent.
Wracając do kwestii 420 dolarów – Elon Musk na Twitterze poinformował, że wsparcie ze strony saudyjskich inwestorów zostało już potwierdzone. Problem był jednak taki, że potwierdzenie nie figurowało na żadnych oficjalnych dokumentach, zaś umowa słowna okazała się niewystarczającym uzasadnieniem. Oficjalnie CEO Tesli mówił również, że obecność na giełdzie nakłada na firmę zbyt dużo ograniczeń, które po prostu spowalniają jej rozwój.
I ma to sens, trzeba przyznać. Jednakże, gdy Musk wycofał się z tego planu i oficjalnie ogłosił, że Tesla pozostanie spółką giełdową, uzasadnił to w następujący sposób. Po pierwsze, większość inwestorów firmy jest z nią od 2010 roku, kiedy to firma weszła na giełdę, choć nie wyprodukowała jeszcze żadnego samochodu. Innymi słowy, ci inwestorzy cały czas niezachwianie wierzą w misję Tesli, a dodatkowo część z nich stwierdziła, że mieliby ograniczone możliwości zainwestowania w Teslę będącą firmą prywatną. I to również ma sens.
Gdy komisja przydziela ci opiekuna
Jak więc sami widzicie, sytuacja Tesli jest bardzo niejednoznaczna. Elon Musk wielokrotnie udowadniał już, że potrafi przekonywać inwestorów do wyłożenia funduszy na coś, co nawet jeszcze nie istnieje. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że głównie dzięki temu Tesla i SpaceX nadal funkcjonują i tworzą, co by nie mówić, innowacyjne technologie. Przy całej niechęci do założyciela (choć w przypadku Tesli raczej drugiego ojca) obu firm, nie można odmówić mu umiejętności zebrania wokół siebie naprawdę bystrych i pracowitych umysłów. Filozoficznie można przypomnieć Nikolę Teslę (na którego cześć nazwana została firma samochodowa), który, choć genialny, umarł w biedzie, bo zabrakło mu zwycięstw na polu biznesowym.
Wróćmy jednak do Elona i zawartej z SEC ugody. W ciągu 45 dni musi on ustąpić z pozycji prezesa Tesli i nie wolno mu do tego stanowiska powrócić przez najbliższe trzy lata. Nie jest to więc wyrok ostateczny, a znając Muska, za trzy lata możemy usłyszeć, że powrócił do przymusowo porzuconej funkcji. Istotne jednak jest, że komisja pozwoliła zachować mu posadę CEO, czyli dyrektora generalnego, wykonawczego czy szefa zarządu, w zależności od tłumaczenia. Bycie CEO oznacza po prostu bycie główną osobą decyzyjną w firmie, a więc raczej nie powinno dojść do zauważalnej zmiany kierunku rozwoju firmy. Mimo to część inwestorów wciąż mówi, że Tesla dużo zyskała na tym, że jej twarzą był właśnie Elon Musk, nawet pomimo tych wszystkich słownych utarczek na Twitterze.
Kolejną karą jest kara czysto finansowa – pośród poszkodowanych inwestorów rozdzielone zostanie 40 milionów dolarów, po połowie od Elona Muska i od Tesli. Dodatkowo firma została zobowiązana do powołania dwóch nowych i niezależnych od siebie dyrektorów. Najśmieszniejszą karą jest jednak obowiązek zatrudnienia przez Teslę prawnika, który będzie… monitorował komunikację Muska. Tak. SEC zadecydowało, że to najwyższy czas, by ktoś pilnował Elona przed zbytnią aktywnością w mediach społecznościowych, głównie na Twitterze.
I co dalej?
Wbrew pozorom kary nałożone przez SEC nie są bardzo dotkliwe. Finansowo nie są to duże kwoty, zarówno dla firmy, jak i dla Elona. Obowiązek ustąpienia z fotela prezesa również nie jest najgorszym, co mogło się Muskowi przytrafić – znacznie gorsza byłaby konieczność ustąpienia z posady CEO. Najgorzej brzmi ten prawnik. Ciekawe, czy będzie cały czas przebywał z nim, czy też sam będzie publikował tweety w imieniu Elona :)
Ale! Jak poinformował New York Times, przed zawarciem tej ugody Elon Musk negocjował z SEC warunki innej, znacznie lżejszej umowy. Karą miał być zaledwie dwuletni zakaz sprawowania funkcji prezesa oraz 10 milionów dolarów kary. Elon jednak zdecydował, że nie chce się z taką karą pogodzić i zerwał negocjacje, więc jeszcze tego samego dnia SEC oskarżyła go o oszustwo w zakresie papierów wartościowych. W ten sposób zapłacił cztery razy tyle, ustąpić z fotelu prezesa musi na trzy lata, a dodatkowo będzie miał nad sobą tego nieszczęsnego Twitterowego opiekuna.
[AKTUALIZACJA] Czytelnik w komentarzu słusznie zauważył, że powodem nieprzyjęcia tej lższej wersji ugody była obawa Muska o zablokowanie możliwości współpracy jego innych firm z rządem; chodzi tu głównie o SpaceX (które z NASA współpracuje bardzo ściśle, a jest to przecież agencja rządowa), a także o The Boring Company, które również do realizowania swoich celów miejskich tuneli potrzebuje tej współpracy z rządem.
Cała ta historia ma jeszcze jedne aspekt, o którym wspomniałem wcześniej – Departament Sprawiedliwości USA. Dochodzenie w sprawie nieudanej próby prywatyzacji firmy prowadzone jest niezależnie od działań SEC, a ugoda zawarta pomiędzy Muskiem i komisją wcale nie oznacza zaprzestanie śledztwa organu rządowego. Ba! Business Insider przytoczył przypadek startupu Theranos i jej CEO Elizabeth Holmes, która z SEC zawarła ugodę podobną do tej opisywanej dzisiaj. Mimo ugody trzy miesiące później Departament Sprawiedliwości postawił jej zarzuty kryminalne. Sprawy te są jednak zgoła odmienne, a Elon Musk raczej nie powinien się obawiać tak drastycznej kary. Raczej.
Nie zmienia to jednak faktu, że cała ta historia dzisiaj wydaje się czymś zbędnym. Czymś, co wynikło po części z przepracowania, po części z frustracji spowodowanej medialną nagonką (czasami słuszną, czasami kompletnie abstrakcyjną), a po części z po prostu nieudanego ruchu biznesowego. Gdyby cała ta operacja zakończyła się sukcesem, to Tesla powróciłaby do statusu firmy prywatnej, a Elon Musk nie musiałby brać pod uwagę głosu inwestorów. Pozostaliby z nim bowiem tylko ci, którzy ufaliby mu naprawdę mocno.
Mimo wszystko niektórzy komentują, że ustąpienie z pozycji prezesa wcale nie musi być dla Muska tak drastyczną karą. Wprost przeciwnie. Odpadnie mu przecież część obowiązków, a więc pozostałe będą mogły uzyskać nieco więcej uwagi. Niewiadomą pozostaje głównie wyrok Departamentu Sprawiedliwości, który, miejmy nadzieję (nawet przy całej antypatii), nie doprowadzi do zakończenia działalności Elona Muska. Bo co by o nim nie mówić, trochę przyczynił się do wprawienia w ruch technologicznej machiny, czy to w przypadku Tesli, czy zdecydowanie bardziej w przypadku SpaceX. I tym mimo wszystko optymistycznym akcentem zakończę dzisiejszy materiał. Do następnego!
źródła: theverge, theguardian, wired i wszystko co podlinkowane w tekście / zdjęcie tytułowe z flickr