Najczęściej klient idzie do sklepu (lub przegląda ofertę internetowego), widzi wielki napis PROMOCJA (czasami z wykrzyknikiem albo nawet kilkoma) i kupuje produkt – w jego przeświadczeniu – kilkaset złotych bądź nawet (ponad) tysiąc złotych taniej, bo informacja o ogromnej obniżce widnieje przy cenie produktu. W rzeczywistości rzadko zdarzają się takie okazje. Wkrótce się to skończy – ukróci to dyrektywa Omnibus.
Nie każda promocja to prawdziwa promocja
Zdecydowana większość klientów nie śledzi na bieżąco cen wszystkich produktów, które w bliższej lub dalszej przyszłości może kupić. Sklepy skrzętnie to wykorzystują, kusząc konsumentów – teoretycznie – ogromnymi rabatami. Tajemnicą poliszynela jest to, że nierzadko wcześniej z premedytacją podnoszą cenę danej rzeczy lub obliczają wysokość obniżki względem ceny początkowej, mimo że na przykład smartfon w tzw. międzyczasie zdążył mocno stanieć – w końcu „-500 złotych” wygląda zdecydowanie bardziej kusząco niż „-100 złotych”, prawda?
Analizy promocji na Black Friday w 2021 roku wskazują, że faktyczne obniżki wynosiły średnio tylko 3,6%. W dodatku ok. 10-15% podmiotów zawyżyło ceny swoich produktów w stosunku do piątku tydzień wcześniej, a kilka dni później – na Cyber Monday – co dziesiąty sklep internetowy kolejny raz podniósł swoją cenę.Rafał Gadomski, CEO Advox Studio
Konsumenci mają jednak narzędzia, aby sprawdzić, czy dana oferta to rzeczywiście atrakcyjna promocja – na przykład Ceneo i Skąpiec oferują funkcję sprawdzenia historii cen w wybranym przedziale czasowym. Z kolei w okolicach Czarnego Piątku rekordy popularności bije strona FakeFriday, która wielokrotnie obnażyła „przecenę” niejednego produktu.
Mimo to wciąż większość klientów daje się złapać na „mega promocje”. Trzeba bowiem zauważyć, że często decyzja o zakupie jest podejmowana „na chybcika”, bez głębokiego zastanowienia, analizy i sprawdzenia historii cen, bo obniżka wydaje się tak duża, że aż żal z niej nie skorzystać. A skoro tak samo pomyśli wystarczająco dużo osób, to dostępna pula danego produktu może się bardzo szybko wyczerpać, więc „czas goni”.
Ponadto konsumenci nierzadko kupują jakąś rzecz, gdyż zwyczajnie muszą – bo nagle lodówka, pralka czy telewizor odmówią posłuszeństwa, a nie da się żyć bez takich urządzeń dłużej niż kilka dni. W takiej sytuacji klient jest bardziej skory wybrać „mocno przeceniony” produkt niż inny w regularnej cenie lub którego cena została obniżona o niższą kwotę.
Wszyscy są świadomi praktyk sklepów, które trzymają się ich kurczowo nie bez powodu – w końcu muszą sprzedawać i zarabiać oraz pozbywać się produktów, które z jakichś powodów „nie schodzą” (a jeśli nagle pojawi się na nie „mega promocja”, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że się sprzedadzą i zwolnią miejsce w magazynie czy na sklepowej półce).
Omnibus batem na oszustwa sklepów
Nikt jednak nie lubi być robiony w konia. Oszustwa cenowe sklepów zakończą się już za miesiąc, gdyż 28 maja 2022 roku zacznie obowiązywać unijna dyrektywa o nazwie Omnibus. W założeniach ma ona zmusić sprzedających do tego, aby obok aktualnej ceny podawali najniższą cenę, jaka obowiązywała w ciągu 30 dni przed wprowadzeniem promocji. W przypadku sklepów internetowych wymagane dodatkowo będzie informowanie o indywidualnym dostosowywaniu ceny do konsumenta na podstawie zebranych danych na temat jego preferencji i zachowań konsumenckich, jeśli takie działania mają miejsce (bo na przykład obniżka kierowana jest tylko do wybranych grup klientów).
Ponadto unijna dyrektywa Omnibus ma zniechęcać sklepy do publikowania lub zlecania publikacji fałszywych opinii na temat oferowanych przez nich produktów. Nie wszyscy bowiem wiedzą, że nie każda opinia w internecie faktycznie pochodzi od osoby, która kupiła i sprawdziła daną rzecz bądź usługę. Często do pisania pozytywnych opinii zatrudniane są osoby, nie mające żadnego pojęcia o produkcie, który mają chwalić, ale wystarczy mały research, żeby zdobyć chociaż minimalną wiedzę na jego temat, aby potem go promować.
Za takie praktyki będą grozić kary, podobnie jak za usuwanie i ukrywanie negatywnych opinii czy zniechęcanie do ich zamieszczania. Dyrektywa Omnibus zakłada, że niedostosowanie się do jej wymagań może skutkować karami do 40 tysięcy złotych, natomiast w przypadku posuwania się do fałszywych obniżek nawet do 10% obrotu z poprzedniego roku.
To jednak nie koniec skutków Omnibusa, bo dyrektywa ta wpłynie również na funkcjonowanie sprzedawców na platformach typu marketplace, takich jak Allegro, Amazon czy Facebook Marketplace. W ich przypadku wymagane będzie udostępnianie informacji o tym, czy sprzedawca platformy internetowej jest przedsiębiorcą, czy wystawia ofertę jako osoba prywatna. To ogromnie ważne, ponieważ tylko w przypadku kupowania produktu u przedsiębiorcy istnieje prawnie usankcjonowana możliwość odstąpienia od umowy w ciągu 14 dni od otrzymania towaru.