Od ponad roku, twórcy gier próbują nas przyzwyczaić do produkcji kosztujących ponad 300 złotych na premierę. Etykiety znane z konsol docierają już na komputery PC, pomimo równie wielkiego zalewu promocji. To jednak nie pieniądze są największą walutą, jaką możemy ofiarować każdemu studiu deweloperskiemu.
Czas to pieniądz
Zaczęło się dość niewinnie. Dział marketingowy Dying Light 2: Stay Human dumnie ogłosił, że aby w stu procentach ukończyć zbliżający się tytuł, gracze będą musieli wygospodarować ponad 500 wolnych godzin. Podstawowa edycja gry kosztuje 269 złotych. W prostym przeliczeniu, oznacza to że godzina zabawy w dziele wrocławskiego Techlandu, będzie nas kosztować nieco ponad 50 groszy. Na pierwszy rzut oka jest to fantastyczna wiadomość, prawda?
Okazuje się, że nie do końca. Obserwując dyskusję na portalach społecznościowych można wywnioskować, że 500 godzin to zdecydowanie zbyt wiele jak na grę fabularną. Spanikował nawet sam Techland, wyjaśniając iż w Dying Light 2 spędzimy tyle czasu, chcąc zobaczyć wszystkie wybory i zakończenie, usłyszeć każdą dostępną opcję dialogową oraz wyczyścić mapę ze znajdziek, misji głównych i pobocznych.
Dlaczego więc gracze tak przestraszyli się liczby 500 godzin? To nie jest tak, że komunikat Techlandu nie został zrozumiany – wręcz przeciwnie. Na nieszczęście wrocławskiej firmy, wiemy doskonale w jaki sposób producenci gier potrafią sztucznie wydłużać swoje tytuły. 50 obozów z zakażonymi do rozwalenia, kolejne 50 z wrogimi klanami, a co by nie było nudno, tutaj damy jeszcze 100 plecaków z nagraniami lekarzy badających chorobę. O proszę, pełny czas rozgrywki właśnie podskoczył o kolejne 20 godzin!
Gracze nie kończą gier
Dla przeciętnej osoby, która pracuje 5 dni w tygodniu przez 8 godzin, znalezienie 500 godzin na wysprzątanie Dying Light 2: Stay Human wydaje się zadaniem niemożliwym. Szybki rzut oka na statystyki wskazuje jednak na prostą zależność. Podstawowe 20 godzin na ukończenie fabuły również może okazać się problematyczne. Powód jest zaskakująco prosty – gracze w większości nie kończą gier.
Do udowodnienia swojej tezy, posłużyłem się trofeami z najpopularniejszych gier ekskluzywnych na PlayStation 4 oraz PlayStation 5. To dla nich przecież gracze kupują konsole, więc z pewnością będą chcieli je ukończyć, tak? Każdy z przykładów to pucharek przyznawany za ukończenie głównego wątku fabularnego gry. Jego zdobycie łatwo pozwala określić, jaki procent osób rzeczywiście dotarł do konkretnego etapu zabawy.
Rzadkość zdobytego pucharu jest określana na podstawie liczby wszystkich graczy, którzy choć raz uruchomili dane dzieło. Rzućmy więc okiem na stopień ukończenia kilku popularnych produkcji. Dodatkowo, przy każdej pozycji dodałem czas potrzebny na ukończenie jej głównego wątku, sprawdzony na kultowym i rzetelnym HowLongToBeat?
- God of War (2018) – 49,2% – 20,5 godziny
- The Last of Us Part II – 58,5% – 24 godziny
- Astro’s Playroom – 22,4% – 3 godziny
- Marvel’s Spider-Man – 50,7% – 17 godzin
- Sackboy: Wielka Przygoda – 15,7% – 10 godzin
Czy gry są obecnie za długie?
Swoje najlepsze lata przed konsolą spędziłem grając na dwóch pierwszych konsolach PlayStation. Do dziś nie zapomnę, jak licznik przy Ratchet & Clank: Going Commando wybił 38 godzin, które osiągnąłem, spędzając konkretny tydzień przed konsolą w okresie przedmaturalnym. Niemal 8 lat później, nie wyobrażam sobie takiego scenariusza nawet jako recenzent gier. Ostatnią pozycją, w jakiej spędziłem więcej niż 50 godzin w miesiąc, był Cyberpunk 2077 na swoją pecetową premierę. Tak mocno Night City wchłaniało w swojej najlepszej formie.
Wierzę, że Dying Light 2: Stay Human będzie świetną grą. Pomimo ogromu premier w lutym, jestem przekonany, że tytuł Techlandu wyjdzie z bitwy obronną ręką, pokazując o wiele lepszy tytuł na konsolach ostatniej generacji niż CD Projekt RED. Mam nadzieję, że wszyscy Ci, którzy zdecydują się na jej premierowy zakup, spędzą z nią setki wspaniałych godzin, nawet jeśli rozciągnie się to na długie miesiące. Powiedzmy jednak to sobie wprost: obecnie gier wychodzi za dużo, a często też są one za długie. W szczególności winne są temu otwarte światy, które zachęcają twórców do tworzenia łatwych zadań polegających na zbieractwie przedmiotów oraz wybijaniu podobnych grupek złoczyńców.
Tylko dlaczego? Większość graczy i tak nie znajdzie czasu na zachcianki twórców, przez co rzuci grę w kąt, bądź co gorsza – znajdzie sobie kolejną. Spójrzmy na takie The Last of Us Part II. Przez to, że historia została zwarcie zamknięta w 25 godzinach, aż 60% osób które uruchomiło grę, zdecydowało się ją ukończyć. To samo God of War z 2018 roku – niemalże połowa osób dotarła do napisów końcowych. Patrząc na o wiele gorsze statystyki Astro’s Playroom – darmowej gry dla każdego posiadacza PlayStation 5 – robi to zdecydowanie ogromne wrażenie.
Czasami mniej znaczy lepiej! Zdecydowanie preferuję gry, które szanują mój czas. A dokładając do tego filmy, muzykę, seriale, social media czy wreszcie codzienne życie – czasu mamy tylko coraz mniej. Dlatego też pora na mały apel do producentów, wydawców oraz agencji marketingowych. Jakość zawartości, oryginalność, pomysłowość, a nie jej ilość w grze – to się liczy najbardziej!