Dlaczego pokochałem tablety, ale Sony Tablet S i tak nie kupię?

sony tablet s szymon adamus

[Mój serdeczny znajomy, Szymon Adamus z bloga ObywatelHD, pierwszy raz przez dłuższą chwilę miał do czynienia z tabletami. Jak zdecydowana większość Polaków uważał, że tego typu sprzęt jest całkowicie niepotrzebny. Po kilku tygodniach spędzonych z Sony Tablet S doszedł jednak do innego wniosku i tablety pokochał. Niemniej jednak i tak żadnego nie kupi… Poczeka, aż sprzęt stanieje. /Kasia]

Tekst pochodzi z ObywatelHD.pl:

Mój dłuższy kontakt z tabletami zaczął się nie od iPada, ale Sony Tablet S, japońskiego sprzętu z systemem Android. Nie zakochałem się w nim na zabój i niedługo będziemy musieli się rozstać, ale w czasie naszego romansu poznałem co to rozkosz. Przeszedłem też kilka etapów zauroczenia chyba dość typowych dla każdego związku. Jak się to potoczyło?

Słabe zauroczenie

Spotkaliśmy się 23 listopada 2011 roku. Sony Tablet S pojawił się u mego progu w niewielkim opakowaniu. Był szczupły, elegancki, interesujący… ale zupełnie mi nieznany.

Wcześniej nie miałem okazji dłużej obcować z przedstawicielami jego gatunku i mówiąc szczerze nie widziałem ku temu większego powodu. Mam komputer, mam komórkę z dobrą klawiaturą QWERTY, mam konsolę do gier i iPoda Touch do przeglądania sieci na kanapie… to mi wystarczy. Przez pierwsze dni tablet w domu był jak telewizor w samochodzie. Ciekawy, ale w zasadzie całkowicie zbędny.

Co więcej wkurzały mnie ograniczenia takiego urządzenia. System operacyjny Android może i da się ciekawie rozbudować, ale na starcie jest dość goły. Sony Tablet S nie ma HDMI, więc mogłem zapomnieć o wygodnym podłączeniu go do telewizora. W pierwszej wersji nie ma też slotu na karty SIM, więc oferuje dostęp do Internetu tylko w zasięgu WiFi.

Jakby tego było mało przyjmuje ciągłe „zwiechy”. Jestem nowy w świecie tabletów, więc nie wiem czy wszystkie tak mają, ale gdy klawiatura w przeglądarce internetowej zaczyna działać wolniej niż moje palce, to nie jest dobrze.

Przez pierwszy tydzień tablet w sumie leżał i się kurzył. Oprócz testu aplikacji TVN Player na iOS i Android nie zrobiłem na nim nic konstruktywnego. Niby mnie zainteresował, ale nie zauroczył.

Eksplozja rozkoszy

Wszystko zmieniło się gdy poszliśmy na kolację… dosłownie. Mojej bardzo zapracowanej żony nie było w domu. Postanowiłem więc zaciągnąć tablet do kuchni i zrobić, to z nim na stole.

„Tym” była domowa pizza.

Przez ostatnie 10 lat pracy w sieci straciłem już całkowicie zdolność czytelnego pisania odręcznego. Zawsze wszystko zapisuje w komórce lub na pulpicie komputera. Szukając przepisu na ciasto do pizzy stwierdziłem jednak, że najwyższy czas dać szansę tabletowi Sony. Wczytałem odpowiednią stronę na panoramicznym ekranie 1280 x 800 pikseli i ruszyłem na podbój niezbadanych terenów kulinarnych rozkoszy.

No i się zaczęło. Wystarczył jeden „numerek” w kuchni byśmy robili to wszędzie. Na kanapie w pokoju sprawdzałem pocztę. Na łóżku w sypialni czytałem e-booka. W łazience oglądałem YouTube. Na klatce schodowej, idąc po listy ze skrzynki nie przerywałem grać w Cartoon Wars Gunner.

Rozkoszy nie było końca! Zacząłem instalować wszelkie możliwe aplikacje z Android Market zadowolony, że tak wiele z nich jest za darmochę. Najbardziej wciągnęły mnie oczywiście gry, które na dużym i szczegółowym ekranie Sony Tablet S prezentowały się o niebo lepiej niż na małym wyświetlaczu iPoda Touch trzeciej generacji. Wreszcie mogłem odczytać napisy w ulubionych przygodówkach!

Przyzwyczajenie

Po dwóch tygodniach niczym nieskrępowanego szaleństwa poziom adrenaliny w moim ciele trochę zmalał. Wtedy wreszcie zacząłem używać tabletu do bardziej praktycznych rzeczy. Zainstalowałem mobilna Operę, która lepiej radzi sobie z szybkością działania przy kilku otwartych kartach niż wbudowana przeglądarka. Zainstalowałem jeden z wielu darmowych notatników i zacząłem dodawać w nim wieczorami kolejne fragmenty drugiej książki, nad którą pracuję. Pisanie na wirtualnej klawiaturze nie jest idealne, szczególnie, że twórcy nie uważali za stosowane dodanie zwykłego Alta do wstawiania polskich znaków, ale po kilku razach zaczęło mi to iść zadziwiająco szybko. Wreszcie zainstalowałem też odtwarzacz MX Video Player, który w połączeniu z paczką kodeków i programem do ściągania torrentów aDownloader okazał się prawdziwym pożeraczem wolnego czasu.

Zawiodło mnie, że mimo znakomitej rozdzielczości ekranu Sony Tablet S nie bardzo nadaje się do oglądania filmów w 720p. Większość próbek w dobrej jakości, którymi go karmiłem skakało. Filmy z niższym bitratem działały ok, ale nie wyglądały już tak dobrze.

Ilość miejsca na pliki w takim urządzeniu to oczywiście żal. Zabawka za prawie 2000 zł oferuje 32 GB pamięci. W roku 2012 to śmiech na sali.

Równie rozczarowujące było działanie WordPressa, systemu zarządzania treścią, na którym stoi ObywatelHD. Niestety newsów na Obywatela pisać na tym się nie da (w przeglądarce się nie da, jest za to całkiem miła aplikacja WordPress for Android – przyp. Kasia). Można jednak sprawdzać komentarze, dodawać wpisy na Facebooka, Twittować i szukać nowych informacji.

Co najważniejsze można to robić w łóżku lub na fotelu bez strachu, że grzejący podbrzusze komputer zabija moje przyszłe potomstwo.

Miłość?

Dwa miesiące z Sony Tablet S minęły jak dwa tygodnie. Nasze uczucia kiełkowały powoli, ale wyrosły na coś silnego i trwałego… tym bardziej żal mi, że musimy się rozstać.

Do niedawna myślałem, że tablet to taki większy iPod Touch – zabawny, ale mało praktyczny do bardziej konkretnych rzeczy. W trakcie zabawy z Sony Tablet S po części się to potwierdziło. Tablet nie jest w stanie zastąpić komputera kogoś takiego jak ja, spędzającego w sieci od kilku do kilkunastu godzin dziennie. Pal licho problemy z komunikacją, ale jest momentami po prostu za wolny i zbyt ograniczony. W większości przypadków przez mobilny system operacyjny.

Zaskoczyło mnie jednak to, że po pierwszych tygodniach, w ciągu których głównie na tablecie grałem, zacząłem używać go też do mniej trywialnych rzeczy.

Tak więc wygląda na to, że tablety pokochałem. Ale Sony Tablet S i tak nie kupię. Dlaczego? Bo jest po prostu za drogi. Wersję 16 GB można dostać obecnie za 1628 zł. Model 32 GB kosztuje już prawie 2000 zł. To dużo jak za urządzenie, które służy głównie do multimediów, ale nie można go podłączyć do telewizora. No i sprzęt bez karty SIM, a więc i bez Internetu w podróży.

Z tego samego powodu nie kupię iPada i żadnego innego, w miarę szybkiego tabletu. Wolniejszego i tańszego też nie nabędę, bo po co mam się wkurzać topornie działającym systemem?

Mówiąc inaczej, tablet to świetna zabawka, która dzięki bogatej ofercie oprogramowania z AppStore czy Android Market jest w stanie zastąpić komputer, konsolę i odtwarzacz multimediów… ale tylko na chwilę i w części. Całkowicie ich nie wyeliminuje. A skoro tak, to powinien być tańszy, by można bez problemu kupić jedno i drugie. Obecnie szybki tablet kosztuje dwukrotnie więcej niż konsola stacjonarna i tyle samo lub niewiele mniej niż całkiem dobry komputer. I dlatego tabletu nie kupuję. Tylko dlatego.

Exit mobile version