Niemiec płakał jak sprzedawał – często się słyszy, gdy jest się zainteresowanym kupnem samochodu, sprowadzonego z Niemiec. Tym razem Niemiec z popularnego powiedzenia może jednak płakać nie dlatego, że sprzedał, a dlatego, że kupił. Posiadanie elektryka może bowiem stać się dość problematyczne dla naszych zachodnich sąsiadów. Czy podobne niedogodności czekają również Polaków?
Niemieccy kierowcy pożałują, że kupili elektryka?
Przyszłość jest elektryczna, czy się komuś to podoba, czy nie. Tak bowiem zdecydowała Unia Europejska i producenci, którzy chcą sprzedawać samochody w Europie, muszą się do tego dostosować. Klienci również, aczkolwiek nie oznacza to, że za kilka lat samochody z silnikami spalinowymi znikną z polskich ulic – wciąż będzie można je kupić „z drugiej ręki”, chociaż ich posiadanie może być kosztowne z uwagi na dodatkowe obciążenia, którymi właściciele takich pojazdów mają zostać objęci.
O ile w Polsce elektryk to wciąż nie tak często spotykany widok jak samochód na benzynę, diesel czy gaz, to w innych krajach Europy Zachodniej sytuacja wygląda już inaczej. Niemcy są jednym z państw z najwyższym odsetkiem rejestrowanych aut elektrycznych. Ich właścicielom może jednak wkrótce zrzednąć mina.
Deutsche Welle donosi bowiem, że Niemcom grozi kryzys energetyczny – prezes Federalnej Agencji ds. Sieci, Klaus Mueller, powiedział dziennikowi Frankfurter Sonntagszeitung, iż obawia się, że coraz większa liczba pomp ciepła i stacji ładowania doprowadzi do przeciążeń sieci energetycznych oraz lokalnych przerw w dostawach prądu. Ich posiadaczy czekają zatem trudności.
W związku z tym Federalna Agencja ds. Sieci opublikowała dokument, w którym zawarto wytyczne dotyczące tymczasowego racjonowania energii elektrycznej dla pomp ciepła i stacji ładowania samochodów elektrycznych w czasie, gdy sieci (szczególnie lokalne sieci niskiego napięcia) będą bardziej obciążone. Zapowiedziane racjonowanie energii rozpocznie się od 1 stycznia 2024 roku.
Właściciele elektryków nie pojadą?
Racjonowanie energii nie będzie jednak równoznaczne z całkowitym jej odcięciem – Klaus Mueller powiedział bowiem, że chcą zagwarantować minimalną podaż przez cały czas, aczkolwiek posiadacze elektryków muszą przygotować się na ograniczenia. Jakie? Jest mowa o tym, że kierowcy na prywatnych stacjach ładowania pojazdów elektrycznych będą mogli w ciągu trzech godzin naładować akumulator do takiego poziomu, który pozwoli im na przejechanie 50 km.
Czy polskich posiadaczy elektryków czeka to samo? Obecnie nie ma (oficjalnie) mowy o racjonowaniu energii elektrycznej – Polsce podobno nie grozi blackout, zatem polscy kierowcy mogą spać spokojnie. Chyba że pojadą do Niemiec – wtedy mogą mieć już problemy ze swobodnym poruszaniem się. Racjonowanie energii może natomiast negatywnie wpłynąć na rynek elektryków w Niemczech, nawet jeśli Tesla obniżyła ceny.
Na koniec przy okazji warto przypomnieć, że w Polsce zarejestrowanych jest już ponad 64700 elektryków, w tym ponad 61500 osobowych.