DiRT to marka wyścigów, która towarzyszy nam od wielu, wielu lat i jest to pewnego rodzaju klasyk, podobnie jak Need for Speed. Seria wykształciła się zresztą z legendarnego u nas „Colina” czy też raczej Colin McRae Rally z 1998 roku. Przez te lata wyścigi ze stajni Codemasters przeszły naprawdę długą drogę, a DiRT 5 jest kolejnym krokiem dla tego studia. Czy krokiem dobrym i w odpowiednim kierunku? My już graliśmy, więc odpowiedź częściowo znamy.
List od niedoświadczonego rajdowca
Kilka słów na początek ode mnie – otrzymaliśmy dostęp do niewielkiego dema, w którym mogliśmy zapoznać się z głównym miąższem zabawy, czyli stylem artystycznym, technologią stojącą za wyścigami oraz oczywiście z samą mechaniką jazdy.
Ta wczesna wersja DiRT 5 uwzględnia kilka map z różnych punktów świata oraz lekko ponad 10 modeli pojazdów z różnych kategorii. Nie znamy jeszcze szczegółów odnośnie pozostałych trybów zabawy, ale jeśli je poznamy, oczywiście nie omieszkamy Was o tym odpowiednio powiadomić.
Zaznaczę tu też dodatkowo, że raczej nie traktuję się jako wybitnego specjalistę od gier wyścigowych. Nie jeżdżę na kierownicach (bo nawet takowej nie mam) z wyłączonymi ułatwieniami i można raczej nazwać mnie zaawansowanym casualem. W końcu w sporo tego rodzaju produkcji grałem – od symulatorów po bardziej arcade’owe doświadczenia, stąd rozeznanie w tymże gatunku mam. Nie oczekujcie zatem specjalnie wnikliwych analiz zachowania samochodów oraz dostępnych ustawień (choć tych w demie nie było za wiele).
DiRT 5 możecie zamawiać w Media Expert – w wersji na PC i XBOX One.
Rajdy w kolorowej formule
Jednak moje zaznajomienie z „wyścigówkami” w kontekście DiRT 5 nie jest bardzo krzywdzące dla wydania jakiejkolwiek opinii względem gry. Dlaczego? Jeśli śledzicie poczynania Codemasters, to zauważylibyście, że rok temu doczekaliśmy się już premiery DiRT Rally 2.0, które miało być bardziej wierną symulacją rajdów WRC. DiRT 5 idzie za to w zupełnie innym kierunku i stawia na lekkie podejście do tematyki.
Tym samym mamy tu do czynienia z czystym arcadem, choć oczywiście z korzeniem zasadzonym w realizmie. To gra, która ma stawiać na frajdę oraz szybką jazdę, bez nacisku na precyzję. Twórcy oczywiście się z tym nie ukrywają i raczej chcą, by DiRT oraz DiRT Rally były traktowane jako oddzielne serie.
Nic zresztą dziwnego, skoro Codemasters ma oficjalną licencję WRC na lata 2023 do 2027, więc stopniowo jesteśmy przygotowywani do lekkiego rozłamu w portfolio „Mistrzów Kodu”.
DiRT 5 już od razu mówi grającemu, że nie będzie traktować się specjalnie poważnie. Ta gra to istny festiwal kolorów i neonów oraz wręcz pastelowo oklejonych samochodów, co w zasadzie mówi, z jakim rodzajem zabawy będziemy mieli do czynienia. Wszystkie te barwy idealnie oddają naturę mechaniki rozgrywki, która ma usatysfakcjonować zarówno tych bardziej doświadczonych oraz tych początkujących graczy.
Nie trzeba być rajdowym mistrzem, żeby czerpać frajdę z dzieła Codemasters i jako osoba wpisująca się w te kryteria, mogę to tylko stanowczo potwierdzić. Natychmiastowo po włączeniu pierwszego wyścigu poczułem się jak w domu… ale takim wypełnionym błotem i nieprzyjemnymi warunkami pogodowymi.
Kąpiel w błocie
Twórcy w demo oddali do dyspozycji 4 mapy z różnych części świata – Norwegii, Brazylii, Chin oraz amerykańskiej Arizony. Każda z plansz ma swój charakterystyczny styl oraz przypisany tryb rozgrywki. Chiny chociażby dysponują potężną ilością wielkich i szerokich zakrętów, które wręcz wołają o to, żeby wchodzić w nie poślizgiem przy dużej prędkości, jadąc jakimś buggym. Brazylia to ciasne ścieżki leśne z masą wyboisk i urwisk, perfekcyjne dla potężnych terenówek. Padający deszcz zamienia ten krajobraz w prawdziwe bagno, po którym trzeba się uważniej poruszać.
Najbardziej jednak zakochałem się w Norwegii, która była nastawiona na nieco klasyczne Rally, ale w kompaktowej formule. Etap ten najmocniej ze wszystkich potrafił się jednak zamienić w pogodowe piekło, bo w trakcie wyścigu zapadała noc, wymieszana z okropnymi opadami śniegu oraz burzą. Oczywiście drastycznie wpływa to na samą widoczność, która w pewnych punktach potrafi być praktycznie zerowa, a na drodze nagle pojawia się biała pierzyna lub kałuże, zamieniające znane już zakręty w istny rollercoaster.
DiRT 5 ma być wysłany takimi nieprzewidywalnymi warunkami pogodowymi, przez co rajdy nie powinny się nudzić. Świetnie bawiłem się też przy trybie Sprint, gdzie bardzo charakterystyczne i mocne samochody wypchano na piaszczysty tor rodem z NASCAR-a. Zapanowanie nad tą wymagającą bestią to prawdziwe wyzwanie, które odpłaca się grającemu z dużą nawiązką.
Arcade’owy rollercoaster
DiRT 5 to przejażdżka po błocie oraz szutrze granicząca z symulacją, a przy tym dziejąca się w malowniczych warunkach… i tym zdaniem prawdopodobnie podsumowałem całe demo.
Samochodami steruje się bardzo przyjemnie, choć mają one swoją charakterystyczną naturę. Każdy zakręt to oddzielna, zwariowana przygoda trzymająca gracza na krawędzi fotela, ale w bardzo kompaktowej formule. Wyścigi nie zajmują bowiem 40 czy 50 minut i nie wymagają maksymalnego skupienia, ze względu na mały margines błędu (choć w DiRT 5 nie ma na ten moment funkcji cofania czasu, więc bączek na zakręcie w zasadzie zatraca całą zdobytą przewagę).
To idealne wyścigi na małe posiedzenie ze znajomymi przy drinku czy bezstresową sesję po ciężkim dniu w pracy… bardzo mi tego brakowało. Autorzy mają też zaimplementować 4-osobowy, kanapowy tryb wyścigowy, co mnie akurat bardzo ekscytuje.
DiRT 5 już na relatywnie wczesnym etapie, prezentuje się naprawdę ładnie. Modele samochodów są wiernie odwzorowane, choć żeby uczynić całą zabawę mniej frustrującą, te tylko nieznacznie można uszkodzić w trakcie trwania rajdu. „Rajdówki” realistycznie brudzą się od warunków na trasie, co tylko dodaje uroku temu festiwalowi jazdy.
Pierwsze skrzypce grają tu jednak trasy oraz towarzyszące im efekty cząsteczkowe. Produkcja ślicznie prezentuje się zwłaszcza w pełnym słońcu lub podczas zachodu, gdzie oślepiające promienie komponują się z pięknymi cieniami. Jest na czym zawiesić oko, choć w trakcie samej akcji trudno na zatrzymanie się i oglądanie cudownych widoczków przygotowanych przez twórców, choć oczywiście chciałoby się to zrobić.
Jest na co czekać!
Po spędzeniu kilku godzin z demo DiRT 5, zostałem zauroczony. Nie jest to gra skierowana do wyścigowych wyjadaczy, ale nie ma w tym nic złego. Codemasters świetnie przekuło rajdową koncepcję w bardzo przystępną, sprawiającą masę frajdy formułę, do której będzie mógł przysiąść praktycznie każdy.
To szybkie, nieprzewidywalne i wciągające wyścigi, których potrzebowałem. Mam nadzieję, że twórcy dowiozą na październikową premierę dużą liczbę trybów i samochodów, które odpowiednio zróżnicują zabawę.
DiRT 5 ukaże się najpierw na PC, Xbox One, PS4, Xbox Series X, PS5 i kiedyś na Stadię. Jest na co czekać!
DiRT 5 możecie zamawiać w Media Expert – w wersji na PC i XBOX One.