Moja przygoda z operatorem, któremu jestem wierny przez ponad dziesięć lat, powoli zmierza do końca. Nie wiem jeszcze, czy zarzucę abonament w stu procentach czy też może zwiążę się jakimś śmiesznie niskim abonamentem, który będzie mnie kosztować co najwyżej jedną trzecią obecnego zobowiązania. Idzie nowe. A przejrzenie ofert telekomów dało mi temat na dzisiejszy felieton.
Jak zawsze subiektywny wstęp
Internet jest nierozerwalnie związany ze słowem smartfon. Przynajmniej dla mnie. Podejrzewam jednak, że dla Wielu z Was rzeczy mają się zgoła podobnie. Przeglądamy nasze media społecznościowe, nie stronimy od muzyki czy filmów z popularnych platform, konsumujemy coraz to więcej treści z poziomu mobilnych przeglądarek czy komunikatorów, bez względu na to, czy głosowych, tekstowych czy wideo-konwersacji.
Sieć pochłonęła nas bez reszty. W zasadzie ten stan rzeczy trwa już od dłuższego czasu, jednak to era smartfonów upowszechniła to zjawisko o wiele szerzej, aniżeli kiedykolwiek mogło się to udać komputerom czy laptopom. Przyczyny są tak oczywiste, że bez sensu byłoby je tutaj wymieniać. Pamiętacie, jak pewien czas temu pisałem Wam o starszej osobie, która wreszcie przekonała się do smartfonów? Cóż, tydzień, może dwa tygodnie temu odkryła YouTube’a i jeszcze bardziej wkręciła się w trybiki maszyny.
Chciałem dziś porozmawiać z Wami o priorytetach. Chodzi mi o to, czym kierujecie się, kiedy przychodzi ten cudowny czas, gdy kończy się Wasza umowa z operatorem. To dość ciekawe zjawisko. Nagle dzwonią, przypominają sobie o nas i oferują całkiem ciekawe bonusy, byle tylko związać się kolejnym długim kontraktem. Nie neguję tego. Rozumiem, że firma musi zarabiać, jednak zawsze kiedy odbieram te połączenia, na mojej twarzy pojawia się nieco ironiczny uśmiech. A tym razem już wiem, że gdy zadzwonią, powiem, że dziękuję za współpracę, ale (raczej) się żegnamy.
Chcemy mieć pieniądze. Tyle, że w kieszeni
Jeszcze dwa lata temu z czystym sumieniem napisałbym, że w ofercie operatorskiej niebagatelną rolę odgrywają dla mnie takie rzeczy, jak darmowe połączenia do innych sieci czy możliwość wyboru nowego smartfona. Gdy widzę, jak bardzo zmieniła się branża przez ten czas, ogarnia mnie radość wymieszana ze złością. Zły jestem na to, że szarpnąłem się na wysoki abonament z flagowym urządzeniem. A cieszę się, bo to już zapewne ostatni raz.
Jestem w tej komfortowej sytuacji, że w zasadzie udało mi się „zinformatyzować” niemal wszystkie osoby, które są w moim kręgu. Mam tu naturalnie na myśli ten „mniejszy krąg”, czyli wiadomo, żona, rodzina z dwóch stron czy osoby, którym zawsze chętnie kupię prezent na urodziny czy święta. Większość rzeczy potrafimy dograć przez komunikator internetowy, a jedynie czasem, kiedy temat jest skomplikowany, posiłkujemy się SMS-ami lub telefonem.
Z tą myślą przejrzałem ostatnio historię wysyłanych i odbieranych danych. Cóż, okazało się, że liczbę połączeń telefonicznych w lipcu udało mi się zamknąć w 14-tu. To chyba trochę mało, jak na osobę, której wydawało się, że potrzebuje oferty bez limitów, prawda? SMS-ów było zauważalnie więcej, jednak wiele ofert różnych operatorów, wliczając w to tych wirtualnych, zachowuje nielimitowaną ilość „esów” za mniej niż 30 złotych na miesiąc. To przystępna cena.
W tym samym czasie udało mi się wyprodukować aż 55 GB danych po LTE i 15 GB dalszego transferu przez WiFi. I mówimy tu tylko o smartfonie. Nie ukrywam, że sporą część stanowiły nagrania, które wrzucam na swojego YoTube’a, ale kilka usług VOD, PUBG Mobile czy wideo-połączenia także dorzuciły całkiem sporą cegiełkę. Prosty rachunek i przeanalizowanie wydatków na abonament z ostatnich trzech miesięcy pokazuje zresztą dość jednoznacznie, że nie był to przypadek odosobniony.
Nie odbierajcie tego tak, że chwalę się ile to GB internetu udało mi się roztrwonić. To nie tak. Chcę Wam pokazać, że wraz z rozwojem techniki komunikacja z użyciem tak powszechnego narzędzia jak smartfon, weszła w zupełnie nowy wymiar. Jeszcze parę lat temu zaśmiałbym się, gdyby ktoś powiedział mi, że uda mi się z trudem zmieścić w – licząc łącznie – 70 GB na miesiąc. Obecnie? Cóż, w grudniu może zaatakuję 80 GB ;)
Wnioski są proste – można zaoszczędzić
Mój obecny rachunek u operatora zawyża dość mocno fanaberia, jaką było kupowanie flagowca w ofercie z abonamentem. Stało się, czasu nie cofnę. Mogę tylko wyciągnąć wnioski na przyszłość. Najważniejsze – wiele ofert operatorów wirtualnych może mi zaoferować porównywalne bądź zbliżone paczki danych za kwotę zdecydowanie niższą, względem tej, którą płacę obecnie w telekomie. Podpowiada to prosta lektura, na którą wystarczy poświęcić z pół godziny.
Druga rzecz. Chyba ta, która dla wielu z Was może wydawać się być nie do przejścia. Myślicie, że kupując nowe urządzenia z abonamentem zawsze wychodzicie do przodu? Zastanówcie się i przed zakupem sprawdźcie oferty zakupowe na dany smartfon w sklepach. Nawet, jeśli urządzenie wydaje się być droższe „na papierze”, to kilka działań na kalkulatorze może dość szybko wyprowadzić Was z błędu.
Nie macie gotówki, a chcecie szpanować po dzielnicy z nowym flagowcem? To także do przejścia. Nieoprocentowane raty stały się tak powszechne, że można je załatwić bez wychodzenia z domu. Kilka kliknięć myszą, siedząc w kapciach i popijając ulubiony napój. Policzyłem sobie, że gdybym chciał zmienić mojego wysłużonego Samsunga Galaxy S8 na dowolnego flagowca, który obecnie jest na rynku, to nadal byłaby to transakcja opłacalna.
Nie twierdzę przy tym, że abonament dla każdego z Was będzie zły. Mało tego, dla sporej grupy osób będzie to rozwiązanie trafione, może nawet kompletne. Jeśli jednak, tak samo, jak ja, odczuwacie, że internet staje się dla Was tą cechą, która zaczyna dominować w Waszym sposobie życia i komunikacji ze światem, to może faktycznie warto przemyśleć kilka rzeczy?
Kończąc, chciałem Was dzisiaj zapytać, czy abonamenty „no-limits”, rzecz jasna wraz ze smartfonem, mają jeszcze na rynku przyszłość. A może faktycznie idzie nowe i popularne w Polsce telekomy muszą szybko zmienić swoją ofertę?
Koniecznie dajcie znać w komentarzach :)
zdjęcie główne z: Pixabay