Kolejny weekend i znów przychodzę do Was z pytaniem, będąc szczerze ciekaw Waszego zdania w tym temacie. Być może jest to trochę pokłosie Czarnego Piątku i zbliżającego się wielkimi krokami Cyber Poniedziałku, ale chciałem z Wami porozmawiać o tym, co też musiałoby się stać, żebyście nagle, z przytupem, zdecydowali się na zmianę smartfona.
Jak zawsze subiektywny wstęp
Czarny Piątek i Cyber Poniedziałek. Temat rzeka, jednak w dużej mierze zgadzam się z opinią Kasi, którą wygłosiła ona w swoim felietonie. Cóż, daleko nam jeszcze do tych typowych, amerykańskich promocji, choć widać już kilka firm, które podążają w dobrą stronę. Swoją drogą, czy też zauważyliście, że po polsku te nazwy brzmią jakoś tak… mniej spektakularnie? Black Friday z założenia pachnie promocjami, a Czarny Piątek, z sobie znanych względów, raczej kojarzy mi się z pewną piosenką o kocie ;)
Pomińmy jednak te drobne dygresje. Chyba trochę poniosła mnie ta magia przecen, bowiem nagle zdałem sobie sprawę z tego, że byłoby fajnie poczuć się jak gość i zostawić trochę gotówki w elektromarketach, przekonując samego siebie, że ten i ten produkt są mi absolutnie niezbędne do szczęścia. Mało tego, zamierzam zaszaleć i w poniedziałek spróbuję zaparkować pod galerią handlową. Jak na bogato, to na bogato.
Tak właśnie, samoczynnie się nakręcając, zamierzam złowić dla siebie konsolę. Stary wyjadacz w świecie PC, który jeszcze pół roku temu żartował ze szwagra, że ten kupił taki produkt, czyta właśnie artykuły i na szybko dokształca się w kwestii tego, czy lepszym wyborem będzie Xbox One S czy może PlayStation 4 Slim. Nie ukrywam, że przemycam tu ten akapit, licząc na Waszą poradę w komentarzach. Tak samo, nie ukrywam, że nie zamierzam grać w exclusive’y, a raczej szukam maszyny do Fify, RDR2 i… usług VOD. Poradzicie? ;)
Łowimy okazje czy patrzymy pragmatycznie?
Społeczeństwo dopiero się bogaci. Wykonaliśmy zauważalny krok do przodu, jednak mam takie nieodparte wrażenie, że nadal często myślimy portfelem. Sam się przyłapuję na tym, że to robię, bo po prostu chcę mieć gwarancję tego, że dobrze wydaję ciężko zarobione pieniądze i nie przepłacam. Racjonalne wydatki można przełożyć w zasadzie na każdą z dziedzin naszego życia. Od paliwa, przez edukację, po jedzenie, a na elektronice użytkowej kończąc.
Powoli zbliżamy się do tego kluczowego pytania, które wreszcie musi paść. Załóżmy zatem, że macie w miarę fajnego, powiedzmy że 1,5-2-letniego smartfona. Działa on dobrze i zwykle spełnia Wasze oczekiwania. Jesteście jednak tym typem konsumenta, który doskonale wie, że jest już następca danego produktu i że zbiera on lepsze opinie, bo producent poprawił wiele rozwiązań. Mało tego, na Tabletowo przeczytaliście recenzję, poznaliście cenę i co jakiś czas ukradkiem zerkacie, czy ta może już nie spada.
I nagle, dajmy na to, że w Cyber Poniedziałek lub z okazji świąt Bożego Narodzenia, widzicie, że Wasze wymarzone urządzenie jest w promocji. Potaniało na tyle, że nie jest to już spadek ceny, a małe tąpnięcie. Co robicie? Decydujecie się na jego zakup? A może wychodzicie z założenia, że stary smartfon jeszcze działa, więc lepiej poczekać, bo – cytując klasyka – trochę jednak szkoda kasy. Może są też na sali ci z Was, którzy poczekają na koniec umowy u operatora? Bez względu na rynek i na całą tę otoczkę?
Ciekawi mnie, gdzie biegnie granica
Jak w tytule akapitu. Ciekawi mnie, gdzie biegnie ta linia, która oddziela dla Was rozsądną, przemyślaną decyzję zakupową od tej, którą podjęliście na szybko, z marszu. Wchodząc do sklepu, przekonując samego siebie, że grzechem byłoby nie kupić. Dla mnie chęć zakupu urządzenia jest zwykle wprost proporcjonalna do zsumowanych wydatków w danym miesiącu. Jeśli wiem, że lepsza połówka też zamknęła już swoje wydatki, szybko przegadamy temat i zobaczymy, niech się dzieje.
Mogę jednak dość łatwo wyobrazić sobie wiele osób, które zarzuca swój miesięczny plan finansowy i kupuje, bo wola posiadania nowszej wersji przedmiotu jest zbyt silna. Podejrzewam, że wielu z nas tak bardzo dało się wkręcić w trybiki tej machiny, która ma na celu napędzać sprzedaż, że trudno nawet byłoby tym osobom zarzucić podjęcie nieodpowiedzialnej decyzji.
Zewsząd jesteśmy bombardowani przekreślonymi cyferkami cen, napisami SALE i w zasadzie kwestią czasu jest to, kiedy każdy z nas pęknie, poda miłej pani przy kasie kartę, wprowadzi PIN i potwierdzi zielonym przyciskiem. Naturalnie, zawsze mamy swoją wolną wolę, jednak nie jestem przekonany, czy psychologia społeczna i tak zwany owczy pęd nie zadaje kłamu tej regule.
No i, żeby nie było, nie moralizuję. Ostatecznie, już w trzecim akapicie przyznałem, że sam uległem tej wspaniałej, zgubnej chęci posiadania czegoś nowego. Nie do końca jestem z tego zadowolony, ale jak przystało na ładnie przystrzyżoną owieczkę, nadal brnę przed siebie, wynajdując coraz to nowe zastosowania z których przecież na pewno będę korzystał w każdej wolnej chwili.
Zatem, moi drodzy, jak to wygląda u Was? Nie kupicie? Dlaczego? A może kupicie, bo potrzebujecie lub w tej danej chwili sądzicie, że to dobry zakup? Dajcie znać w komentarzach ;)
zdjęcie główne z: Pixabay