Czy jesteś terrorystą czy śmiesznym kotem – uważaj, będą banować!

Hejter, troll, oszust, kłamca czy agitator to jeden z oczywistych filarów każdego social media. Generuje ruch, interakcje, prowokuje do dyskusji, przyciąga widzów. Podobnie jak zdjęcia śmiesznych kotów czy dobrze wysmażonych steków – jest esencją internetu. No to uwaga, ważna informacja. Za steki na razie jeszcze banowanie w social media nie grozi!

Co rusz atakuje nas artykuł o tym, że taki a taki serwis usunął tyle kont z uwagi na coś tam. Że Twitter i Facebook usunęły konta powiązane z palestyńskim Hamasem; że Facebook usuwa treści związane z promowaniem broni i handlem bronią; że Twitter zamyka 5 kont wyśmiewających Putina, a Facebook zamknął liczący ponad 500 tys. lajków profil Stonogi czy Jarosława Kuźniara albo że pani nie może założyć konta na Facebooku, bo ma na imię tak, jak nazywa się organizacja terrorystyczna. Napawa nas to dumą, że dba się o przestrzeganie prawa lub złością, że jest w tym banowaniu jakaś przesada, ale ogólnie daje informację, że social media nie jest takim pojazdem bez kierowcy zjeżdżającym z górki. Że ktoś moderuje, ktoś czyta, ktoś myśli i pilnuje.

W lutym br. (oraz powtórnie w maju) Twitter ogłosił dumnie, że zamknął aż 125 tysięcy kont powiązanych z terroryzmem. Powiązanych, czyli udostępniających tego typu treści. Sporo. 125 tysięcy – tylu mniej więcej liczy mieszkańców Gorzów Wielkopolski.

Tyle, że w 2013 roku tylko jednego dnia Twitterowi przybywało 135 tysięcy zupełnie nowych.

Dziś Twitterowi na pewno nie przybywa już tylu użytkowników. Tylko 1/4 założonych kont jest aktywna, a z 44 proc. nie wysłano nigdy ani jednego tweeta. O aktualne dane liczby nowych użytkowników trudno, może dlatego właśnie, że rok 2016 to według analityków być albo nie być dla Twittera, który pomimo iż jest gratką dla polityków czy dziennikarzy, nie umie efektywnie monetyzować użytkowników. W popularności Twitter wyraźnie przegrywa już nie tylko z Facebookiem, Instagramem czy Youtubem, ale też młodym wilkiem Snapchatem – ten właśnie wyprzedził Twittera w dziennej ilości aktywnych użytkowników.

W takiej sytuacji banowanie kont, które są aktywne, jest z pewnością bolesne dla serwisu. Choćby był to jedynie ich odsetek (a dokładnie 4 setne procenta). Tak czy siak, 125 tysięcy to na pewno ogrom pracy włożony w namierzenie i sprawdzenie oraz zablokowanie dostępów dla prowadzących konta powiązane z terroryzmem. To jest ogrom pracy włożony w to, by wysłać komunikat w świat, że „NIE POZWOLIMY”, że „NASZE STANDARDY” i że „NIE WSPIERAMY” oraz że „PIĘTNUJEMY”.

Ale nic poza tym. To kasa włożona w stratę kasy – w usunięcie dojnych krów, które powodują ruch w interesie.

Zasłona dymna

Banowanie jest jednak konieczne z uwagi na innych użytkowników, którzy ślą monity, żądania i skargi na użytkowników łamiących regulamin. Jeszcze gorzej, gdy do tematu dobierze się prasa. To z tego powodu Twitter rozpoczął antyterrorystyczną kampanię usuwania kont. Ponieważ coraz głośniej zaczynało się o Twitterze mówić, że jest to ciepła przystań dla różnej maści fanatyków, którzy tu znajdują posłuch i nieskrępowaną możliwość propagowania swych treści – i nikt ich za to nie piętnuje.

Właściciele zawsze zasłaniać się będą argumentem z wolności wypowiedzi w internecie, jej dowolnej interpretacji oraz odpowiedzialności nie serwisu a użytkownika za udostępniane przez niego treści. To dzięki temu funkcjonuje na rynku kilka serwisów społecznościowych o opinii wręcz szmatławej, które pomimo, że pozwalają użytkownikom na hejt czy treści, które nie byłyby dozwolone na innych serwisach – doskonale sobie radzą i świetnie na tym zarabiają.

Ale nawet takie serwisy, w sytuacji afery, czasem muszą czasem urządzić pokazówę. Usunąć treści. Zbanować iluś tam użytkowników. By uniknąć większych kłopotów i pokazać, że „tu się pilnuje zasad”.

Jest to o tyle bezpieczne, że bardzo chwilowe. Walka ze zdesperowanymi lub fanatycznymi użytkownikami jest z góry skazana na porażkę. Większość założy konto ponownie, na innym e-mailu. Jedno, dwa czy pięć – po to, by zabezpieczyć się przed następną „czystką”. Co prawda będą musieli budować swą popularność i kontakty od nowa (i to jest jedna z głównych wartości takiego „sprzątania”). Ale… Wrócą. Niczym głowy hydry.

By znów generować ruch i powodować odsłony reklam.

Ban – metoda zacierania różnic

Udostępnianie treści związanych z terroryzmem to tylko jedno z przewinień, za które można dostać bana. Regulaminy serwisów społecznościowych są pełne wskazówek, czego nie wolno robić. Są to głównie zachowania i treści, które są zakazane obowiązującym prawem. Np. propagowanie treści rasistowskich, pornograficznych, obraźliwych, groźby karalne, prześladowanie i nękanie, nawoływanie do przemocy. Są też rzeczy, których zabrania sam serwis po to, by chronić się przed późniejszymi procesami. Na Facebooku naruszeniem jest nawet użycie nieprawdziwych danych osobowych przecież.

Ale najważniejsze jest to, że jest to walka nieopłacalna dla właścicieli serwisów, bowiem każde aktywne konto to ruch, odsłony, interakcje, a zatem i pieniądze. Konta, które poruszają tematy drażliwe lub zabronione, jak jabłka z drzewa wiadomości dobrego i złego, przyciągają ludzi i stają się niezwykle popularne. Trolling i hejterskie wypowiedzi prowokują innych użytkowników do interakcji. Działają w ten sposób nawet mocniej niż profile ze śmiesznymi kotkami. I to wszystko jest jak najbardziej przeliczalne na brzęczącą monetę. Codziennie na Facebooku zakłada się ok. pół miliona nowych kont, ponad miliard kont jest aktywnych każdego dnia. Z każdego Amerykanina mającego konto w serwisie, Facebook wyciągał w 2015 roku prawie 10 dolarów. I to tylko jeśli chodzi o reklamę w serwisie!

Co ciekawe – najważniejszym obecnie problemem Facebooka jest nie terroryzm czy mowa nienawiści a… nieprawdziwe konta. Konta, które nie mają rzeczywistych danych osobowych, konta kotków, piesków, chomików, fake-konta gwiazd i celebrytów. Tak. Konta śmiesznych kotów stały się nagle niewygodne, trudno bowiem raczej posądzać władze o takie samo naciskanie na Facebooka, by ten usunął konta Mruczków i Azorków, jak wcześniej Abdullahów i Isis.

9 maja Facebook ogłosił, że na celowniku ma już 1,5 miliona kont, które bezpowrotnie usunie. Są to konta nieistniejących ludzi, zwierząt oraz konta udostępniające linki do pornograficznych stron i pornozdjęcia.

1 lipca 2016 Facebook włączy zaś specjalny, nowy algorytm, który pomoże w namierzaniu i banowaniu kolejnych takich osób.

Tak. Facebook zbudował specjalny algorytm do banowania kont kotków. Ale nie ma podobnego do banowania kont ludzi ubranych w pasy szahida.

Zatem uwaga:
– jeśli udostępniasz na swoim profilu materiały terrorystyczne, pedofilskie, rasistowskie – dostaniesz bana,
– jeśli twoje konto na Facebooku nie nazywa się tak, jak Ty lub, co gorsza, prowadzisz konto swego kota, również dostaniesz bana. A już zwłaszcza, jeśli jako kot promujesz ludzką pornografię. Brr!

Internet.

Zaiste, medium zacierania różnic społecznych.

PS. Ciekawe czym podpadły koty Zuckerbergowi. Pewnie słabo się monetyzują.

Źródła:
1. http://www.businessinsider.com/facebook-average-revenue-per-user-is-up-sharply-2015-11
2. http://www.statisticbrain.com/twitter-statistics/ 
3. http://www.someonesbones.com/blog/facebook-to-ban-over-1-5-million-accounts/

Źródła ilustracji:
1. Obrazek ilustracyjny: denAsuncioner, flickr, licencja CC-BY