Sobota i chwilowy przestój w wydawaniu flagowych urządzeń, to świetny moment ku temu, żeby zastanowić się razem z Wami nad jedną dość ważną kwestią. Długo myślałem nad tematem dzisiejszego felietonu. Czy może wziąć jakiś temat pod lupę i rozbijać go na czynniki pierwsze, czy też raczej skupić się na jakimś problemie, kwestii, która dotyczy szerszego grona odbiorców. Padło na ten drugi pomysł.
Jak zawsze subiektywny wstęp
W felietonach fajne jest to, że mam dużo dowolności w kwestii wyboru tematu. Mogę sobie sam wybrać zagadnienie, które chciałem z Wami przedyskutować i gdzieś w głębi serca zawsze liczę na to, że temat się Wam spodoba i wywoła kulturalną oraz merytoryczną dyskusję w komentarzach. Gdzieś jednak z tyłu głowy zaczyna majaczyć mi taka myśl, że w kolejnych miesiącach trudno będzie znaleźć szereg tematów, które będą bardzo odkrywcze, mówiąc nieco na wyrost, przełomowe.
Wynika to z prostej zależności – w branży mobilnej od pewnego czasu najzwyczajniej w świecie wieje nudą. Są oczywiście pewne pozytywne smaczki, jednak myślę, że większość z Was zgodzi się z tezą, wedle której przyszło nam żyć w czasach, kiedy producenci coraz to bardziej upodabniają się do siebie. Paradoksalnie, to nawet nie do końca jest ich wina, jednak wiele marek po prostu zatraciło gdzieś to poczucie odrębności, indywidualności.
Tutaj docieramy do głównego pytania – co Was tak naprawdę kręci w obecnych smartfonach? Jeśli spojrzymy na rynek sprzed paru lat, to każdy znalazł coś dopasowanego idealnie pod swój gust. Chciałeś telefon z klapką? Nie ma kłopotu, Motorola RAZR albo coś równie ciekawego od kilku konkurencyjnych marek. Slider? Znajdzie się – Sony Ericsson i Nokia aż proszą się o Twoje pieniądze. Duży wyświetlacz? Naturalnie, i tutaj miły sprzedawca ze sklepu z elektroniką wybierze kilka niezłych opcji. Przykłady można mnożyć.
Kiedyś telefony dopasowywały się do nas. Ta epoka minęła
Odnosicie takie wrażenie, że obecnie nasz wybór ogranicza się w zasadzie do tego, czyje logo znajdzie się na prostokącie z ekranem? Naturalnie to dość duże uproszczenie, jednak dość dobrze zdaje się ono oddawać znak czasów, w jakich przyszło nam żyć. Do wyboru kilka technologii, w jakich powstał sam ekran, obecność i kształt notcha, a także rozdzielczości kamer, 2-3 wersje kolorystyczne oraz wersja systemu operacyjnego (i/lub nakładka systemowa) w zasadzie zamykają większość opcji, jakie dają nam producenci.
Współczesna technologia jest przy tym wszystkim świetna. Coraz szybciej tanieje, jest coraz to bardziej zaawansowana i widać parę rozwojowych ścieżek, które kiedyś mogą odmienić tę branżę na dobre, jednak w życiu nie powiedziałbym, że smartfon, którego protoplastą stale i niezmiennie będzie pierwszy iPhone, przetrwa na rynku tak długo w dość zbliżonej formie.
Naturalnie, ktoś łebski od razu rzuci, że przecież samochody nadal mają po cztery koła, więc o co to wielkie halo. Owszem, można wyjść z takiego założenia. Mało tego, jestem pewien, że grupa osób przyklaśnie takiemu stwierdzeniu. Tutaj docieramy do kolejnej ważnej kwestii – czy to aby nie tak, że wszyscy już zdążyliśmy się pogodzić z tym, że większość produktów, z jakich korzystamy na co dzień, to tylko i wyłącznie mniejsze bądź większe, ale upgrade’y, aktualizacje tego, co ktoś mądry wymyślił kilka dekad temu?
To naturalnie temat na odrębny wpis, dlatego też pozwolę sobie pozostawić tę furtkę otwartą. Wracając do tytułu tego akapitu, jestem przekonany o tym, że rynek wychował nas wszystkich już na tyle wystarczająco, że sami zgodziliśmy się na odwrócenie ról w procesie zakupowym. To już nie jest kwestia tego, czego my oczekujemy od producenta, ale raczej kwestia pogodzenia jego pomysłu na produkt z naszymi potrzebami. I wierzcie lub nie, ale w tej transakcji nie zawsze kupujący ma lepszą pozycję wyjściową.
Kończymy nieco refleksyjnie
Wyobraźcie sobie, że ktoś daje Wam powiedzmy że dwa tysiące złotych. Haczyk polega na tym, że musicie kupić w tej kwocie idealnego smartfona, który będzie idealnie skrojony pod Was. Darczyńcy nie obchodzi, gdzie go kupicie, ale są dwa haczyki. Po pierwsze, cała procedura zakupu jest nagrywana, a po drugie, kwota jaka Wam zostanie po wykonaniu transakcji, wraca do rąk osoby, która ją Wam podarowała. No i na końcu, żeby zbudować koloryt, wypełniacie prostą ankietę, ot, tyle.
Na jakie cechy urządzenia zwrócilibyście największą uwagę? Co w danym telefonie kręciłoby Was na tyle, żeby wydać te pieniądze, firmować ten zakup swoją twarzą, a następnie wypełnić ankietę, gdzie podalibyście te cechy, które skłoniły Was do takiej, a nie innej decyzji zakupowej? Fajnie się rozmawia o flagowcach, fajnie się je ze sobą porównuje, ale gdy chodzi o nasze własne pieniądze, wybór nagle zaczyna się różnić od tych cech, które w reklamach promuje producent, prawda?
Zatem co? Aparaty? Bateria? A może kluczowy element to notch bądź jego brak? A może są na sali osoby, które są fanbojami marki i kupiliby produkt z logo swojego ulubionego producenta, tak po prostu?
Wydaje mi się, że wybór wcale nie byłby taki oczywisty. Mam swoje dwa-trzy mocne typy, ale też musiałbym się nad takim zakupem dość poważnie zastanowić. A Wy? Koniecznie dajcie znać w komentarzach :)
zdjęcie główne z: Pixabay