Wyobraź sobie, że za tydzień ma Ci stuknąć osiemnastka. Radujesz się w głębi ducha, bo oto w końcu w pełni legalnie kupisz alkohol i obejrzysz zakazany w dzieciństwie film. Wkrótce sięgasz po ulubioną grę z klasyfikacją 18+. Okazuje się, że z ubijanych przeciwników nie tryska krew, a sceny erotyczne czy nagość ocenzurowano praktycznie w całości. Zadajesz sobie pytanie, o co właściwie chodzi? Przecież twórcy nie muszą niczego ukrywać przed dorosłym odbiorcą. Klasyfikacja PEGI mówi sama za siebie, a Ty jednak dostajesz produkt w jakiś sposób niekompletny. Wzbiera w Tobie irytacja i zażenowanie – zaczynasz przekopywać internet w poszukiwaniu odpowiedniego patcha, usuwającego cenzurę. Historii takich jak ta jest w świecie gamingu mnóstwo. Zastanówmy się jednak, jaki jest w ogóle sens cenzurowania gier 18+ i co sprawia, że wydawcy decydują się na właśnie taki krok?
W trosce o dobro dzieci
Jednym z częstych tłumaczeń wydawców jest troska o dobro młodszych odbiorców. W końcu po produkcje 18+ sięgają także dzieci za zgodą lub bez zgody swoich rodziców. Tego typu argumenty w ogóle do mnie nie przemawiają. Dlaczego mamy czuć się stratni z powodu odbiorców, dla których dany produkt w ogóle nie jest przeznaczony? To tak, jakby ocenzurować filmy erotyczne, bo przecież jakieś dziecko mogłoby je obejrzeć. To brzmi abstrakcyjnie i niepoważnie, a jednak się dzieje.
Doskonałym przykładem jest „afera muszelkowa” w Assassin’s Creed: Origins. Każdy, kto sięgnął po ten tytuł zapewne wie, że gra oferuje także tzw. tryb edukacyjny, w którym spacerujemy po starożytnym Egipcie, wchłaniając przedstawiony świat. O historii poszczególnych miejsc czy wydarzeń informuje nas narrator, a my sami możemy dowiedzieć się więcej o niesamowitej epoce faraonów.
Pomysł Ubisoftu był rewelacyjny. Gdy tylko dowiedziałem się, że twórcy współpracują z naukowcami i historykami, aby stworzyć specjalny tryb edukacyjny dla graczy – oniemiałem. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jeden szkopuł – cenzura. Każdy, kto choć trochę interesuje się historią starożytności, doskonale zdaje sobie sprawę, jak ważna dla ówczesnych ludzi była nagość. Ciało człowieka stanowiło inspirację dla wszelkiego rodzaju artystów, czego przejaw odnajdujemy przede wszystkim w sztuce.
Jak wytłumaczyć zatem fakt, że Ubisoft postanowił ocenzurować miejsca intymne rzeźb i posągów, zasłaniając je fikuśnymi muszelkami? Twórcy AC: Origins tłumaczyli swoją decyzję troską o młodszych odbiorców. Tryb edukacyjny miał być bowiem przeznaczony dla jak największej liczby osób, a nagie piersi czy genitalia mogłyby jakiegoś młodzieńca zgorszyć. Ubisoft dodał także, że odbiorcami gry są ludzie z różnych kultur, dla których nagość może być znacznie większym tematem tabu niż u nas w Europie – totalna paranoja.
Uwidacznia się tutaj swoista hipokryzja francuskiego dewelopera. Zamiatanie pod dywan tak istotnego elementu starożytnego świata, jakim była nagość, jest decyzją niekompetentną i chyba nie do końca przemyślaną, zwłaszcza, że standardowa wersja gry nie została ocenzurowana. Można śmiało przecież założyć, że osoba sięgająca po AC: Origins nie kupi go wyłącznie dla trybu edukacyjnego.
Swoją drogą, czy kiedykolwiek byliście świadkami, aby ktoś w sklepie odmówił nastolatkowi sprzedaży gry dla dorosłych? Mnie nigdy to nie spotkało. Kupowałem każdą grę bez żadnego problemu, ale później moi rodzice robili gruntowny research i decydowali czy w ogóle pozwolić mi w nią grać. To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że w tym wielkim rozgardiaszu pierwsze skrzypce grają… pieniądze.
Co więcej, bywa również tak, że z gier są wycinane zbyt drastyczne sceny, żeby uchronić psychikę graczy przed potencjalnym zagrożeniem. I nie pomaga tutaj tłumaczenie, że to gra dla dorosłych – po prostu przekroczenie pewnej granicy wiąże się z tego typu działaniami. Zgadzam się z tym, że każdy ma inną wrażliwość i że nie każdy ma ochotę oglądać czyjeś wnętrzności na wierzchu, ale z drugiej strony są osoby, którym takie klimaty odpowiadają. W tej chwili nasuwa się pytanie, jak zjeść ciastko i mieć ciastko? Według mnie rozwiązanie jest dość proste!
Odpowiednie oznaczenia lub specjalne DLC
Dobrym rozwiązaniem w kwestii cenzury mogłyby być odpowiednie oznaczenia albo rozszerzenia, które usuwałyby cenzurę. W ten sposób, twórcy, pomimo klasyfikacji PEGI, mogliby według wymagań wydawców regulować cenzurę w swoich grach i odblokowywać ją wraz ze specjalnymi DLC.
Być może samo oznaczenie PEGI mówi graczom za mało. Być może, gdyby twórcy ostrzegali przed drastycznymi czy erotycznymi scenami w bardziej dosadny sposób, odbiorcy wiedzieliby czego się mniej więcej spodziewać. Tego typu pomysły mogłyby być jakąś formą wyjścia z tej w gruncie rzeczy głupiej sytuacji.
Warto wspomnieć, że zdarzają się również takie sytuacje, gdy wydawcy nie zgadzają się z daną wizją twórców i wymagają naniesienia pewnych zmian. To oczywiście zupełnie naturalna procedura, ale w niektórych przypadkach przeobraża się ona w brutalną cenzurę, na której najbardziej tracimy my, czyli gracze.
Posłużę się przykładem studia Madmind, które planowało stworzyć wyjątkowo psychodeliczną grę Agony. Ich projekt był współfinansowany z kieszeni graczy, którym taka wizja projektu się podobała. Wpłacali oni swoje własne pieniądze za pośrednictwem Kickstartera, licząc na produkt, który spełni ich gamingowe fantazje.
https://www.youtube.com/watch?v=0oPnKm4xpFM
Stety lub niestety, okazało się, że wydawcy nie zgodzili się, aby Agony wyszło w takiej formie ze względu na restrykcje prawne danych państw lub politykę platform, na które miała trafić gra. Twórcom kazano usunąć część makabrycznych scen, które w dużej mierze składały się na stylistykę produkcji. Czy jednak faktycznie było się czego obawiać?
Agony miało wyróżniać się na tle innych kontrowersyjnych gier przede wszystkim scenami bardzo brutalnego seksu – w tym lesbijskiego i gejowskiego. Całość spajała nieludzka przemoc, której częścią było także krzywdzenie dzieci. Wulgaryzmy i demonizm stanowiły najlżejsze z zarzutów kierowanych pod adresem tej gry.
Nie jestem fanem tego typu produkcji i nie popieram tworzenia takiego contentu, ale jedną rzecz trzeba tu wyraźnie zaznaczyć. Agony było grą finansowaną m.in. przez graczy i chociażby przez ten fakt wydawcy powinni być bardziej wyrozumiali. Zwłaszcza, że w porównaniu do takiego RapeDay gra studia Madmind prezentowała się i zapowiadała znacznie lepiej.
Parę słów o cenzurze na Steamie
Skoro już jesteśmy przy wydawcach i platformach, to skierujmy jeszcze na chwilę swoje spojrzenia w stronę Steama. W zeszłym roku wokół platformy Gabe’a Newella rozpętała się medialna burza, a wszystko za sprawą zmian w polityce Steama, które dość mocno uderzały w twórców gier dla dorosłych.
Ze sklepu zaczęły wówczas znikać produkcje o zabarwieniu pornograficznym i bluźnierczym. Niektórych z nich, w tym tak popularnym tytułom jak HuniePop postawiono ultimatum – albo twórcy usuną mocno erotyczne treści, albo ich gra zostanie usunięta ze Steama. Co ciekawe, produkcje w stylu HuniePop czy Mutiny miały odpowiednie oznaczenia, tj. przeznaczone wyłącznie dla osób dorosłych. Ponadto, twórcy Mutiny konsultowali się wcześniej z przedstawicielami Valve, gdzie zapewniano ich, że wszystko jest w porządku.
W tym wypadku grupę docelową stanowiły osoby pełnoletnie, które były w pełni świadome zawartości, którą kupują. Obawy przed tym, że gra trafi w ręce dzieci można więc wsadzić między bajki, bo takiej sytuacji byliby winni wyłącznie rodzice. Niedługo później Valve stwierdziło, że otworzy drzwi dla wszystkich deweloperów. Warunek jest jeden – treści muszą być zgodne z prawem, co w skrócie oznaczało tyle, że do sklepu powrócą gry pornograficzne, obrazoburcze i promujące przemoc. Skąd taka decyzja? Cóż, zazwyczaj jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze i najpewniej było tak także w tym przypadku. Odpływ tak dużego procentu gier musiał dotkliwie dać o sobie znać portfelowi Valve.
Polska gra też doczekała się cenzury
Podobna sytuacja spotkała polskie studio Destructive Creations za grę Hatred. O tej produkcji było głośno w 2014 roku za sprawą dość kontrowersyjnego traileru. Mogliśmy tam zobaczyć między innymi akty przemocy wobec bezbronnych cywili i sporo innych brutalnych scen, które wywołały w sieci dyskusje na temat cenzury i granic moralności, które wciąż są przesuwane w niewiadomym kierunku.
https://www.youtube.com/watch?v=qV3PhvCf_Jg
Hatred – jak później sami twórcy przyznali – powstało jako sprzeciw wobec cenzury i swoisty manifest wolności słowa. Cyprian Listowski, level designer w Destructive Creations mówił w wywiadzie dla Spider’sWeb, przeprowadzonemu przez Szymona Radziewicza:
Sam jestem przeciwnikiem cenzury. Bardzo lubię wolność słowa, w każdej formie. Dla mnie jest to wyraz buntu. Ponadto mieliśmy ochotę zatelepać skostniałą branżą. W naszej grze nie podaje się fajnej otoczki, nie pudruje się niczego. Dla mnie to, że wzbudzamy sam dialog na temat tego co jest dobre a co złe w grach jest ciekawe, jest fajną rzeczą.
Problemy Hatred nie skończyły się na samych kontrowersjach. Później twórców czekały nieprzyjemne niespodzianki w postaci usunięcia przez Valve ich gry z usługi Greenlight (z czasem tę decyzję cofnięto). Ponadto, Hatred dostało rating „AO” tj. tylko dla dorosłych, stając się trzecim tytułem w historii gamingu, który dostał to oznaczenie wyłącznie za przemoc (wcześniej był tylko Manhunt 2 i Thrill Kill). Dla porównania, gry zawierające przemoc czy sceny erotyczne zazwyczaj oznacza się jako „M” lub „M+”, czyli od 17 roku życia. Taką kategorię dostało m.in. GTA San Andreas, które dzięki temu trafiło na konsolę PS2. Warto tutaj dodać, że większość platform (w tym Steam) nie pozwala na publikowanie gier z kategorią „AO”, więc twórcy dostali naprawdę mocno w kość.
O Hatred słyszałem już parę lat temu, ale dopiero na potrzeby tego artykułu zrobiłem research na temat tej gry i powiem Wam szczerze, że zupełnie nie rozumiem decyzji ESRB (Entertainment Software Rating Board). Jasne, mamy tutaj sporą dawkę przemocy, ale na tle innych gier Hatred nie wyróżnia się pod tym względem niczym szczególnym. Tym bardziej, że znowu mamy do czynienia z produkcją dla dorosłych…
Cenzura za granicą rządzi się własnymi prawami
Czasami cenzura może przybrać iście abstrakcyjne formy – zwłaszcza, jeśli chodzi o historię danego narodu. Wyjątkowo wrażliwi na tym punkcie są Niemcy, którzy ze względu na dość ponurą przeszłość okresu II wojny światowej, starają się nieco wybielić na kartach historii. Jednym z charakterystycznych zabiegów, który mogliśmy zaobserwować w niemieckich wersjach gier, był chociażby usunięty wąsik u Adolfa Hitlera (Wolfenstein 2: New Colossus). Co prawda i tak każdy kojarzył o kogo chodzi, ale niemieckie prawo musiało w tym widzieć głębszy sens. Piszę o tym w czasie przeszłym, bo w 2018 roku zdecydowano się na pewne ustępstwa w kwestii nazistowskich symboli.
W skrócie, symbole nazistowskie będą mogły pojawić się w grach, jeśli będą służyć celom artystycznym, naukowym lub historycznym. Oczywiście najpierw sprawę zbada komisja, która sprawdzi, czy dana produkcja zawiera „klauzulę adekwatności społecznej”. Co więcej, nastoletni Niemiec, który zechce kupić grę przeznaczoną dla osób dorosłych, musi się w sklepie wylegitymować. Tak, to nie są żary. Wszelkie oznaczenia wiekowe stanowią prawo, którego nieprzestrzeganie może się przykro skończyć.
Nasi zachodni sąsiedzi mają też fioła na punkcie seksu, przemocy i krwi, którą skrupulatnie usuwają z wszelkich produkcji. Czasami tego typu cenzura nie wystarcza i wtedy gra trafia na tzw. czarną listę. Taki los spotkał m.in. Manhunta 2 czy Dead Island. Krew ocenzurowano lub zmniejszono jej ilość w takich grach, jak Call of Duty 4: Modern Warfare czy Team Fortress 2. W tej drugiej, krwawe elementy zostały całkowicie usunięte, a „zabicie” przeciwnika może się zakończyć jego reinkarnacją w rybi szkielet albo… budzik.
Nic zatem dziwnego, że wielu niemieckich graczy sprowadza gry zza granicy, aby móc w pełni delektować się jakąś krwawą rozgrywką czy Hitlerem z wąsem. Tego typu podejście jest tak absurdalne, że aż szkoda słów, dlatego tym bardziej cieszę się, że coś w tym kierunku zaczyna się zmieniać.
Ostatnio głośno też było o ocenzurowanej pupie jednej z bohaterek gry Devil May Cry 5 w wersji na PS4 w Europie i Ameryce Północnej. Niedługo później podjęto decyzję o aktualizacji, która usunęła cenzurę w Ameryce, a w Europie pozostawiono w tym intymnym miejscu jakże uroczy blask flary z motocykla Dantego. No po prostu absurd…
Podsumowanie
Z jednej strony nie uważam, aby powstawanie gier typu RapeDay czy Agony miało pozytywny wpływ na rozwój branży gamingowej oraz ludzi, którzy chcą przy tym spędzać wolny czas, ale z drugiej strony czy mamy prawo ich ograniczać? Mówimy w końcu o osobach dorosłych i świadomych swoich decyzji, którzy wydają na to własne pieniądze. Poza tym, takie gry nie wyrządzają nikomu krzywdy – przynajmniej niedosłownie. Zdaje mi się, że w tym wszystkim najważniejsza jest kasa w myśl zasady: nieważne jak mówią, ważne by mówili.
Od jakiegoś czasu narasta moda na tworzenie gier kontrowersyjnych, których zawartość jest całkowicie sprzeczna ze współczesną „ideą” poprawności politycznej. I w zasadzie oprócz paru wyjątków, trudno nazwać Hatred, Agony czy RapeDay grami udanymi i dobrze zaprojektowanymi. Są to raczej produkcje nastawione wyłącznie na pieniądze, będące jednocześnie kopalniami bugów. W tym miejscu powinniśmy zadać sobie pytanie: dokąd to wszystko zmierza i w którym miejscu warto postawić granice?
A może Wy macie jakieś pomysły na rozwiązanie tego problemu? Gdzie według Was powinna być granica pomiędzy cenzurą a wolnością słowa i przekazu? Czy cenzura gier 18+ ma jakikolwiek sens? Czekam na Wasze komentarze!