Nasze życie przez większość czasu to nic innego jak powtarzalny obraz, składający się z tych samych elementów, barw, sposobów zabawy światłem oraz ukazania postaci. Jednak sporadycznie, prawie równie często, jak tzw. cud w prawie Littlewooda, zdarzy się coś osobliwego. Nie do zaklasyfikowania – rzecz, która była warta tego całego czasu oczekiwania, jakże wspaniałego. W końcu kto z nas jako małe dziecko nie mógł się doczekać możliwości zobaczenia prezentu pod choinką od Świętego Mikołaja? Jednak z kolejnymi latami oraz coraz pokaźniej prezentującą się datą urodzenia w dowodzie zmieniają się sytuacje, sprawiające nam tę radość, na swój sposób specyficzną, każdemu dobrze znaną. Teraz zajmiemy się euforią związaną z naszymi słodkimi, kochanymi smartfonami, laptopami, zegarkami i inteligentnymi lodówkami.
ZAPACH, DOTYK, KREDYT
Każdy z nas choć raz w życiu przeżył ten moment, kiedy nadszedł czas kupna nowego urządzenia, wymarzonego lub nieco mniej, ale na pewno będącego wynikiem osobistej burzy mózgów, zajrzenia w głąb siebie i zadania sobie pytania: Czego chcę? Dokąd zmierzam? Dobra, może trochę wyolbrzymione, ale atmosfera temu towarzysząca zdecydowanie jest przyjemna. Na początku pojawia się TA myśl. Potem zaczynamy dokładne studium nad wszystkimi dostępnymi recenzjami, czytamy artykuły przygotowane przez profesjonalistów, którym ufamy, potem jeszcze raz przeglądamy teksty literka po literce, plus po minusie, aby na końcu uzupełnić to kolejną porcją filmów, będących wideoprezentacjami, recenzjami, pierwszymi wrażeniami czy reklamami danego produktu. Ot, taka faza pierwsza.Potem przechodzimy dalej. Jedną z dostępnych ścieżek jest wybranie się do sklepu wielkopowierzchniowego / komisu i osobiste spotkanie z naszą namacalną, dostępną na wyciągnięcie ręki elektroniczną Afrodytą. Pierwsze uruchomienie. Ten szelest folii, kiedy urządzenie wydobywa się z czeluści pudełka jak grecka bogini z fal morskich piany. Potem naszym rozochoconym oczom ukaże się animacja, byśmy po chwili sami mogli dokładnie sprawdzić, czy dany model nam pasuje. Czy wygodnie się go trzyma i obsługuje? Jak wygląda na żywo? Co tam też on takiego niezwykłego oferuje? W dodatku możemy porównać. W końcu samemu podjąć arcypoważną decyzję, która będzie nam spędzać sen z powiek przez najbliższy czas: który z nich jest lepszy? Tutaj właśnie można dostrzec lub nie (w przypadku zaaferowania nie jest to nic szczególnie dziwnego), jak bardzo istotne pozostaje pierwsze wrażenie.
Kiedy już zaspokoimy swoją chęć wiedzy następuje krok wieńczący całą groteskę zakupową. Chwila zakupu, która pozwoli nam obserwować świat z zupełnie innej perspektywy, oglądać memy, te grażynkowe albo akapowe, podziwiać Tabletowo na nowym ekranie lub drzwiach, dzielących nas od jedzenia. Tutaj nadchodzi ta chwila rozstania. Bez Kafki procesu, dla nas całkowicie zrozumiałego. Kiedy to pogodzenia ze swym losem jak Winston w Ministerstwie Miłości, oddamy pieniądze w zamian za towar. Nowy narkotyk na wyłączność. Dobre, elektroniczne. Jednak nie da się ukryć, że pieniądze trzeba też wydawać, a zakup elektroniki zdecydowanie jest aktualnie na topie, choć również tutaj należy także zachować umiar. Niestety, nie każdemu jest to dane zrozumieć.
NOWE KRÓLA SZATY
PEŁNE NOWOŚCI SCHEMATY
Wszystko zaczyna się idyllicznie. Mamy swój wymarzony sprzęt, ale z czasem zacznie nas dosięgać swoiste znużenie tą jednostajnością naszego smartfona czy telewizora, z którym możemy sobie porozmawiać jesiennymi, deszczowymi wieczorami. Na szczęście co jakiś czas możemy liczyć na aktualizacje. Te wyczekiwane, nie zawsze dostępne dla szerokiego grona, ale zawsze wnoszącego powiew świeżości, nawet w postaci nowego numeru wgranego oprogramowania, przynajmniej dostarcza fantomowych odczuć nowości. O co chodzi z tymi całymi zmianami w systemie?Raz aktualizacje to nic innego jak skromne paczuszki, których opis zawsze można sprowadzić do jednego zdania: „Poprawiliśmy błędy i ogólna stabilność działania również uległa zmianie na lepsze”. Potem są „łatki” bezpieczeństwa, będące prawdziwym złotym przebojem w ekosystemie Google. Amerykanie postanowili ostro zabrać się za swój świat i zrobić w nim konkretne porządki, aby wszyscy użytkownicy mogli być zadowoleni ze swoich urządzeń, a kolejnym dowodem na to jest wprowadzenie procesu certyfikacji, o którym więcej dowiecie się w tym artykule. Na koniec mamy poważne update’y. Są one rzadkie, nie zawsze producentowi w ogóle opłaca się testowanie nowego oprogramowania, potem zakończone dystrybucją go, najczęściej za pośrednictwem kanału OTA (pobranie do pamięci urządzenia pakietu instalacyjnego). Przy low-endach nie ma co na nie zazwyczaj liczyć, „średniaki” dożywają jednej, w porywach dwóch takich aktualizacji, a flagowce mogą liczyć na nie w liczbie od zera (tak, o dziwo, na rynku znajdziemy takie przypadku) do trzech, czterech. W końcu za coś się płaci x-tysięcy złotych, nieprawdaż?
Jeżeli chce poczytać na temat fragmentacji odsyłam do tekstu Marka z zeszłego roku.
Czy aktualizacje rzeczywiście są pożądane przez wszystkich? Jeżeli jesteśmy maniakami technologii to zdecydowanie tak, w końcu możliwość poznania nowej wersji systemu jest nie do przecenienia, będziemy nagle w stanie poznać te wszystkie tajemnicze technologie, niskopoziomowe API w grach, ładniejsze animacje, na świecie zapanuje pok… Albo też nie. Jednak najliczniejsze grono stanowią osoby, dla których update’y to zło wcielone. Nauczone przed wiekami, kiedy wszystkich historii nie spisywano, a przekazywano ustnie, aktualizacja była synonimem niedopracowania, błędów i początkiem końca. Jednak aktualnie tak to już nie wygląda. Niestety, nie wszyscy zdążyli się do tego przekonać. Owszem, czasami nowa wersja systemu spowalnia nieco urządzenie (na ten temat znajdziemy w internecie sporo teorii, samemu zdecydujcie, ile w nich prawdy), ale przywrócenie ustawień fabrycznych pozwala w większości przypadków na powrót do normalnego działania.
Inny sposób na nowe wrażenia z urządzenia to Custom ROM-y. Nadal w sieci znajdziemy ich sporo, jednak ich liczba stopniowo maleje, szczególnie chodzi tu o smartfony, które już nawet na stockowym oprogramowaniu działają przyzwoicie. Kiedyś właśnie to pragnienie szybkości i płynności doprowadziło nas do zabawy z kodem. Nieco mniejsze znaczenie miała chęć dodania nowych funkcji, które bazowo były dostępne w innych modelach. Teraz najczęściej spotykane dla nowych smartfonów są Custom ROM-y, bazujące na standardowym oprogramowaniu, ale względem nich pozbawione zbytecznych lub niechcianych elementów. Idealnie pokazuje to rozwój rynku. Z mojego doświadczenia mogę napisać: Samsung Galaxy SII rzeczywiście odżywał po zmianie systemu, ale już Note5 działa wystarczająco dobrze (ale sporadycznie lag się zdarzy), że już nawet nie widzę sensu w takiej zabawie. O roocie więcej dowiecie natomiast z artykułu Patryka, przedstawiającego jego historię i jego powolną ewolucję.
MODNE STROJE
W SZARE PRZEBOJE
Teraz przyjrzymy się smartfonom i tabletom. Wszystko dobrze, dopóki nic się nie dzieje. Dlatego spore grono osób od razu po zakupie poszukuje także etui, pełniącego funkcję ochronną, a także specjalnych szkieł, folii na ekran, aby zabezpieczyć ten jakże cenny element przed niechcianym podłamaniem się na duchu. Ten segment rynku obecnie bardzo się rozwija, każdy może znaleźć coś dla siebie. Do wyboru, do koloru.
Bardzo łatwo można zwrócić uwagę na to, jak bardzo zmieniły się folie na wyświetlacz. Po prostu w końcu stały się dojrzałym produktem, w dodatku można je już używać również na zakrzywionych obustronnie ekranach. Dalej mamy wspomniane etui. Często mają także wzbogacać wygląd urządzenia, pozwalają nam je bardziej spersonalizować, a te w kształcie postaci z bajek, uzupełnione plastikowymi „świecidełkami” okazują się być bardzo popularne. W dodatku mając np. srebrnego iPhone’a, możemy stuningować go w wersję Rose Gold. Czyż to nie da nam dodatkowych punktów do fajności?
Na koniec zostały akcesoria. W pudełku znajdziemy najczęściej ładowarkę, kabel USB, słuchawki, szpilkę do otwierania szufladki ze slotem na kartę SIM (i microSD, o ile dane urządzenie go oferuje), sporadycznie przejściówkę USB OTG. Rozwiązanie to jest bardzo praktyczne, pozwala nam podpiąć nośniki pamięci, myszkę, klawiaturę, tylko tu znowu dochodzimy do jednej sprawy, mianowicie wsparcia przez dany model tego standardu. Rynek akcesoriów jest tak duży, że jemu samemu należy się osobny artykuł. Mamy uchwyty samochodowe, docki, specjalnie zaprojektowane słuchawki, głośniki Bluetooth, ładowarki indukcyjne, dodatkowe etui oferujące powerbank w sobie lub właśnie pozwalające na ładowanie bez kabli, same powerbanki, przejściówki na HDMI, rozdzielacze audio jack i tak dalej. Nasz mózg może być wprost oszołomiony liczbą dostępnych dodatków.
STAROŚĆ JESIENNA
SPOKOJNIE NIECODZIENNA
Wszystko w naszym życiu kiedyś się skończy. Nie będę przywoływał cytatów powiązanych nierozerwalną nicią z sentencją vanitas vanitatum et omnia vanitas, ale bardzo ciekawe jest życie pośmiertne elektroniki. Przy ludziach mamy pogrzeb, przy sprzęcie zakup nowego, więc chwila smutku, kiedy nasz telefon po raz ostatni wyświetlił jakieś treści, szybko odpędzi z nas smutek lub gniew na nasz smartfon. Wtedy rozpoczyna on swoją pasjonującą podróż do wnętrza Ziemi.
Elektrośmieci to tajemnica poliszynela: wszyscy wiedzą, lecz nikt nic z tym poważnego nie robi. Oczywiście my sami tego nie dostrzeżemy za ogrodzeniem w ogródku, ale nawet w lasach da się czasami spotkać dzikie wysypiska, apogeum natomiast znajduje się w Azji. Chociażby Chiny, główny producent elektroniki na świecie, ma poważne problemy związane z takimi odpadami. Konsumpcjonizm jest wymieniany także jako jedna z przyczyn takiego stanu rzecz, lecz moim zdaniem to nic innego jak lanie wody. Przede wszystkim fundamentalny problem stanowi sposób odzyskiwania materiałów ze starych urządzeń. Recykling śmiało można nazwać jako przestarzały i koszmarnie nieefektywny. Jeżeli chcecie bardziej zagłębić się w ten temat, zapraszam do przeczytania świetnego tekstu Karola dotyczącego tego problemu.
NIEKOŃCZĄCA SIĘ ZABAWA…
Work it harder, make it better/Do it better, make us stronger (tł. Pracuj ciężej, ulepsz to/Zrób to szybciej, uczyń nas silniejszymi) – to zdanie z piosenki Daft Punk pt. Harder, better, faster, stronger doskonale mogłoby opisać to, co starają się robić producenci. Mamy te nowości, ewolucje, rewolucyjne dodatki jak obsługa gestami, głosem, dotykiem, nowe aparaty, pozwalające nam stać się artystami, poznać nowinki, jeszcze ciepłe, jakby przed chwilą dopiero zostały upieczone w jakimś centrum R&D. Jednak dla nas piękna jest ta chwila zakupu, moment zainteresowania naszą nową zabawką, dającą tyle możliwości. Polepszającą nasz kontakt ze światem, poprawiającą nastrój. Zakupy potrafią uzależnić. Potem jednak zabawa się nie kończy, może jeszcze nabrać rumieńców: aktualizacje, etui, dodatki. Wszystko po to, aby potem znowu cała pętla nowego sprzętu nas dorwała, stary natomiast model trafił na kraniec świata i został pochowany pośród resztek trawy i czarnobylskiej gleby…
źródło grafiki: gadżety do smartfona – Top of Android, Mr Lista, elektrośmieci – Yeinjee