CANAL+ online nie ustaje w rozwijaniu oferty w rozdzielczości 4K. Do istniejących już programów dołączyły właśnie kolejne serwisy, poświęcone filmom, serialom oraz materiałom sportowym.
CANAL+ 4K – filmy, seriale i Ekstraklasa
Spójrzmy prawdzie w oczy – 4K to już nie nowinka i droga technologia, ale standard, którego możemy oczekiwać nawet od tańszych telewizorów. Choć w przypadku monitorów proces przebiega trochę wolniej, większość osób poszukuje już sprzętu z rozdzielczością 3840 na 2160 pikseli. CANAL+ nie chce zostać w tyle, dlatego udostępnia kolejne kanały, gdzie obejrzymy materiały najwyższej jakości.
Od dziś subskrybenci Canal+ online uzyskali dostęp do kanału CANAL+ 4K Ultra HD, gdzie nadawane są seriale, filmy, dokumenty i oryginalne produkcje własne, np. Powrót, The Office PL czy Król. Ponadto w bibliotece 4K obejrzymy wybrane mecze PKO BP Ekstraklasy, LaLigę, a kanał Eleven Sports 1 4K oferuje transmisje z wyścigów Formuły 1 czy żużlu.
Za CANAL+ 4K Ultra HD oraz bibliotekę seriali i filmów nie musimy ponosić dodatkowych kosztów – wszystko wliczone jest w ramach subskrypcji lub posiadanej oferty satelitarnej, natomiast kanał Eleven Sports 1 4K wymaga posiadania przez nas paczki Sport lub Eleven Sports & Polsat Sport Premium.
Kanały i treści w 4K trafiają do aplikacji CANAL+ online prawie wszędzie – obsłużą je Android TV, Tizen, dekodery CANAL+ BOX 4K, NVIDIA Shield, Amazon Fire TV Cube oraz 4K Stick. Istnieje również dedykowana aplikacja w Sklepie Play oraz Appstore.
Ile kosztuje CANAL+ online w 4K?
Jeżeli czujecie się skuszeni poszerzeniem oferty dawnego nc+ o wyższą jakość materiałów w aplikacji, możecie skorzystać ze promocji na start. Podstawowy pakiet CANAL+ kosztuje bowiem 29 złotych/mies. przez 3 miesiące, następnie cena rośnie do 45 złotych za miesiąc. Pakiety zamówione poprzez oficjalną stronę umożliwiają na oglądanie treści na dwóch urządzeniach jednocześnie.
Dobrze, że usługi popularne przed „erą Netflixa” nie poddają się, stale rozwijają i usprawniają swoją ofertę streamingu i VOD. W końcu ostatnie wiadomości pokazały, że „czerwone N” wcale nie jest tak stabilne, jak by się wydawało.