Jakiś czas temu zmieniłem swój smartfon. Po poczciwym, świetnie wywiązującym się ze swojej roli Samsungu Galaxy S8, przyszedł czas na coś innego. W moim przypadku tą zmianą okazał się być Samsung Galaxy Note 9. Co ważne, postanowiłem dać szansę nie tylko temu urządzeniu, ale i brandowi operatora.
Jak zawsze subiektywny wstęp
Długo nie czytaliśmy się w felietonie. Tym przyjemniej mi Was wszystkich serdecznie przywitać :) Mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze, a Wasze smartfony – bez względu na oprogramowanie – działają tak, że jesteście z nich zadowoleni. Wracając jednak do głównego wątku, należy się Wam kilka słów wyjaśnienia. Kiedy kupowałem swojego Note’a 9, zastałem na nim wgrane oprogramowanie jednego z operatorów. I chyba po raz pierwszy coś mnie tknęło, żeby go nie usuwać i dać mu szansę.
Samsung Galaxy Note 9 – czy migracja z Galaxy S8 była dobrym pomysłem?
Branża mobilna jest pełna mitów, a jednym z wiodących jest ten, jakoby oprogramowanie z brandem wybranego operatora zawsze odstawało od czystego Androida szybkością otrzymywania aktualizacji. Często powtarza się też, że jest to soft, który cechuje się nieco niższą stabilnością. Te teorie krążyły po forach internetowych przez długie lata. Wiadomo, że każda plotka bierze gdzieś swój początek, więc faktycznie, nie można wykluczyć, że kiedyś sprawy wyglądały właśnie w ten sposób.
Operatorzy na szczęście powoli uczą się zasad wolnego rynku i stopniowo zdejmują kolejne ograniczenia. SIM-Lock to już w dużej mierze melodia przeszłości, którą niemal udało się wyplewić ze smartfonów. Oczywiście, wciąż jest wiele do zrobienia, jednak skłamałbym, gdybym stwierdził tutaj z całą stanowczością, że oprogramowanie modyfikowane przez telekomy to definicja zła. A jednak, już za kilka dni wybieram się do Samsunga i poproszę o wgranie czystego, niebrandowanego XEO. Dlaczego?
Czytanie informacji o aktualizacjach stało się bolesne
Nie ukrywajmy, największą bolączką stale i niezmiennie są dla mnie aktualizacje oprogramowania. Spodziewałem się tego, jednak mój operator – w pewnym sensie – przerósł te oczekiwania. W chwili, gdy piszę dla Was ten felieton mamy 29 czerwca. Samsung już dawno uporał się z wypuszczeniem łatek oprogramowania na czerwiec, a ja stale i niezmiennie mam do swojej dyspozycji soft „prima-aprilisowy”, który datowany jest na 1 kwietnia. I dosłownie i w przenośni, brzmi to jak kiepski żart.
Gdyby nowe wersje oprogramowania przynosiły tylko te nieszczęsne łatki zabezpieczeń, to można by z tym jeszcze było jakoś żyć. Nie sposób jednak nie zauważyć tego, że w drodze aktualizacji często ulepszane jest na przykład oprogramowanie aparatu czy szeroko rozumiana wydajność urządzenia. W 2019 roku, który – póki co – upływa nam pod znakiem wielkiej rywalizacji na jak najlepsze zdjęcia, jakie można wykręcić smartfonem, jedna duża aktualizacja może być game-changerem, który – jak na złość – nie trafi do wszystkich jednocześnie.
To mój główny zarzut. Naprawdę, nie rozumiem, jakim prawem dzieje się tak, że Google nie może upilnować operatorów, aby ci wypuszczali kolejne aktualizacje w jasno określonym czasie, który – jak dla mnie – nie powinien przekraczać dwóch tygodni. Wydawca Androida najwyraźniej dostrzega problem i co jakiś czas pojawiają się plotki o tym, jakoby kolejne uaktualnienia miały być dystrybuowane przez Sklep Play, jednak wciąż jest to melodia przyszłości.
Oprogramowanie to pic na wodę
Operatorzy robią, co mogą, by przemycić kilka swoich aplikacji w tle. Wydaje mi się, że to jeden z ostatnich bastionów, który trzyma urządzenia brandowane przy życiu. Nie wiem, czy chodzi tu o statystyki czy innej maści dane, jakimi później chwali się dział PR, ale w dopiero co uruchomionym smartfonie nie sposób nie zauważyć garści programów, które wnoszą bardzo mało, żeby nie powiedzieć nic. Sami wiecie jak to wygląda. Tu apka do muzyki, tu jakaś nawigacja, a gdzieś obok tego jakiś program do oglądania filmów.
Czasem pojawia się też urokliwa animacja logo operatora przy włączaniu smartfona, dostajemy dedykowane dźwięki, tapety i to by było na tyle. Zabawne w tym wszystkim jest to, że ustawienia sieci zazwyczaj trzeba sobie pobrać zdalnie. Co jest dla Was ważniejsze? To, żeby LTE było skonfigurowane zaraz po włożeniu karty SIM i odpaleniu urządzenia czy zestaw tapet i dzwonków? Zakładam, że między Waszymi odpowiedziami a tymi, których udzieliłem ja, nie będzie zbyt wielkich rozbieżności.
Tu docieramy do kolejnej ważnej kwestii. Życie stopniowo przenosi się do internetu. Internet stopniowo przenosi się do smartfonów, a aplikacje w tych smartfonach już od dłuższego czasu są dystrybuowane z poziomu oficjalnych sklepów. Skoro operatorzy czerpią pełnymi garściami z dobrodziejstw tych sklepów i umieszczają tam swoje programy, to czy nie prościej byłoby zachęcić użytkownika do tego, aby pobrał tylko te, których potrzebuje, a w zamian mógł cieszyć się urządzeniem, które pracuje na smartfonie bez brandu? Odnoszę nieodparte wrażenie, że odbiorca końcowy mógłby na tym tylko zyskać.
Krótkie i zwięzłe zakończenie
Zwykle moje felietony powstają w taki sposób, że do ostatniej chwili nie wiem, w jakim kierunku będą one zmierzać. Staram się pisać dla Was szczerze i nigdy nie zakładam żadnego scenariusza, który byłby obliczony na kliki czy kontrowersje. W tym tekście sprawy mają się dokładnie tak samo. Nie chcę zostawiać sobie furtki do zachowania softu mojego operatora, bo już teraz wiem, że to rzecz, której najzwyczajniej w świecie nie potrzebuję.
Potrafię wejść do Sklepu Play i pobrać tę jedną aplikację mojego telekoma, jakiej używam. W tym celu brand jest mi zbędny. Wolę tapety producenta, które tylko czasem zmieniam na jakieś zdjęcia swojego autorstwa. Płacę operatorowi i nie uważam, żebym w zamian musiał jeszcze eksponować na tapecie jego logo czy raczyć osoby, z którymi się mijam w pracy melodyjkami, które są kojarzone właśnie z tą firmą.
Samsung i Sony aktualizują smartfony: Galaxy Note 9 dostaje tryb nocny aparatu
Decyzja o wgraniu czystego oprogramowania XEO zapadła już pod koniec maja, jednak ze względu na pewne okoliczności, musiałem nieco przesunąć ten termin w czasie. Jeszcze nie postanowiłem, czy będę bawił się w samodzielne wgrywanie softu (co już przerabiałem i wiem, jak szybko się z tym zabiegiem uporać) czy też może zaszaleję i pojadę do autoryzowanego punktu Samsunga w Katowicach, bo tam mam najbliżej. Wspólnym mianownikiem obu tych decyzji jest jedna, kluczowa kwestia: z brandem nie wytrzymam dłużej i zamierzam usunąć go na stałe, kończąc eksperyment, który – w mojej opinii – i tak trwał zbyt długo.
A Wy jak uważacie, brandowane oprogramowanie ma jakąś przyszłość? A może lata świetności tego rozwiązania już dawno minęły i przyszłością jest czysty soft producenta telefonu? Dajcie znać w komentarzach.