Zdecydowanie BMW potrafi robić świetne samochody, ale firmie z Monachium bardzo dobrze wychodzi jeszcze jedno – wywoływanie kontrowersji. Dotyczy to zarówno designu nowych modeli, jak i podejmowanych decyzji. Dobrym przykładem jest wprowadzenie subskrypcji na podgrzewane fotele.
Pomysł ciekawy, ale…
Kupujesz nowe BMW, na pokładzie jest już funkcja podgrzewania foteli, ale została ona zablokowania z poziomu oprogramowania. W celu jej odblokowania należy zapłacić subskrypcję, podobnie jak za dostęp do Netfliksa czy Spotify. Trzeba przyznać, że brzmi to absurdalnie, ale faktycznie miało to miejsce.
Należy tutaj dodać, że podobną politykę stosują również inni producenci samochodów. Przykładowo w wybranych modelach Mercedesa w formie subskrypcji oferowana jest bardziej zaawansowana skrętna tylna oś, a w Tesli można wykupić pakiet podniesienia mocy. Co prawda, w przypadku Tesli jest to jednorazowa opłata, ale jednak wciąż mamy do czynienia z sytuacją, gdy określona funkcja jest już dostępna, ale jest zablokowana wyłącznie z poziomu softu.
Firmy motoryzacyjne formę subskrypcji starają się tłumaczyć niższym kosztem korzystania z określonej funkcji. Otóż podgrzewanie foteli można wykupić tylko na dwa miesiące na okres zimy, aby później z tego zrezygnować. Nie musimy z góry płacić więcej za dostęp do rozwiązania, z którego będziemy korzystać tylko przez krótki okres czasu. Brzmi to spójnie, ale pojawia się tutaj inny problem.
Owszem na pierwszy rzut oka wygląda to dobrze, ale przecież przy samochodzie, który kosztuje 200 tys. złotych lub nawet sporo więcej, nikt nie zauważy, że cena podgrzewanych foteli została przynajmniej częściowo wliczona w finalną cenę auta. To nie tak, że obok oferowana jest wersja pojazdu całkowicie pozbawiona tego rozwiązania. Dostajemy podgrzewane fotele w każdym egzemplarzu, niezależnie czy tego chcemy, czy jednak nie. Następnie możemy wykupić dostęp do nich w formie subskrypcji, ale nie możemy po prostu zamówić egzemplarza bez tego dodatku, zyskując tym niższą cenę końcową.
BMW rezygnuje z kontrowersyjnego pomysłu
Wypada tutaj zaznaczyć, że BMW nie wprowadziło subskrypcji na podgrzewane fotele, nie dając swoim klientom wyboru. Wciąż dostępna była możliwość zapłacenia z góry za nielimitowany dostęp, aczkolwiek było to sporo droższe niż płacenie abonamentu tylko przez kilka miesięcy w roku.
Pieter Nota, członek zarządu BMW ds. sprzedaży i marketingu, w udzielonym wywiadzie stwierdził, że subskrypcja na podgrzewane fotele wchodziła w zakres szerszych eksperymentów producenta z mikrotransakcjami, ale ten test nie zakończył się pomyślnie. Okazuje się, że akceptacja ze strony klientów była znacznie niższa niż wstępnie oczekiwano. Pieter Nota dodaje, że niektórzy mieli wrażenie, że płacą podwójnie za dostęp do tej samej funkcji, aczkolwiek nie zgadza się on z tym stwierdzeniem.
Mimo tej zmiany polityki nie należy nastawiać się, że to koniec jakichkolwiek subskrypcji na dodatkowe funkcje w samochodach. Najpewniej BMW, a także konkurencja, nadal będzie prowadzić podobne eksperymenty, aby zbadać rynek i docelowo wyciągnąć z kieszeni klientów jeszcze więcej pieniędzy. Wiem, że marketing może to tłumaczyć w inny sposób, ale prawie zawsze chodzi, aby zarobić jeszcze więcej. Tak działają firmy i nic tego nie zmieni, aczkolwiek z niekoniecznie dobrą polityką można walczyć, bowiem w ten sposób niektóre pomysły finalnie są wycofywane.