Od premiery gry Blair Witch minęły już ponad dwa miesiące, a mnie dopiero teraz udało się do owego horroru „dorwać”. I, co prawda, nie spodziewałem się fajerwerków, ale też nie myślałem, że w czasie tej podłej jesiennej aury coś zdoła mnie aż tak wynudzić. To była podróż przez mękę, ale w myśl łacińskiego przysłowia „Per aspera ad astra” (przez ciernie do gwiazd), postanowiłem się tak łatwo nie poddawać. Ukończenie Blair Witch w wersji na PC zajęło mi około 10 godzin i były to jedne z najgorzej spędzonych chwil mojego życia. Jesteście ciekawi dlaczego? Zapraszam do lektury i polemiki w komentarzach.
„Na cienie trzeba uważać. Bo inaczej mogą wyrosnąć im zęby. Naprawdę mogą. A czasem, kiedy chcesz zapalić światło, żeby je odpędzić nagle okazuje się, że nie ma prądu” – napisał Stephen King w jednej ze swoich powieści grozy „Ręka Mistrza”. Cóż, gdybym przez pryzmat tego cytatu musiał zrecenzować Blair Witch, zaśmiałbym się rubasznie i zostawił to bez komentarza.
Blair Witch nie ma ani swojego cienia, ani zębów. To szczerbaty, bezpłciowy produkt, mający imitować gatunek z pogranicza horroru.
Gra dłuży się niemiłosiernie, nużąc i usypiając gracza już od pierwszych minut rozgrywki. Większe emocje dostarczają mi zakupy w lokalnym sklepiku, gdzie stada wygłodniałych staruszek wychodzą na żer, łapczywie spoglądając na trzymany przeze mnie bochenek chleba. Oj, ich zębów bałbym się w szczególności. W końcu, co jak co, ale sztuczna szczęka potrafi dotkliwie ukąsić.
W Blair Witch poczucie zagrożenia, lęku czy strachu po prostu nie istnieje. Misternie przygotowana przez twórców otoczka horroru zaczyna gasnąć tuż po zapadnięciu zmroku.
Aby lepiej Wam przybliżyć, co tutaj poszło nie tak i dlaczego Blair Witch w mojej ocenie jest stratą czasu, wrzucę teraz garść suchych faktów.
Czym jest Blair Witch?
Miłośnicy kinematografii zapewne kojarzą cykl filmów traktujących o nawiedzonym lesie, w którym mieszka złowieszcza wiedźma.
Ekipa z polskiego studia Bloober Team postanowiła wykorzystać wątki znane z filmów i stworzyła grę stanowiącą spójną całość z kinową serią. No, na tym etapie faktycznie nie ma się do czego przyczepić. Przed rozpoczęciem „zabawy” zdołałem obejrzeć Blair Witch Project z 1999 roku oraz Blair Witch w reżyserii Adama Wingarda z 2016 i rzeczywiście wszystko ze sobą współgrało.
W trakcie rozgrywki poznajemy małego chłopca, który zaginął w tajemniczym lesie Black Hills. Gracze zaś wcielają się w byłego policjanta, Ellisa, próbującego pomóc w jego poszukiwaniach. Wkrótce okazuje się, że las jest nawiedzony, a naszemu bohaterowi przyjdzie się zmierzyć z prawdziwym koszmarem – przynajmniej w teorii.
Jak widzicie, materiał na horror jest dość solidny, więc co mogło pójść nie tak?
Dzięki Blair Witch w końcu posprzątałem mieszkanie
„Strach to ciemna strona Mocy. Strach wiedzie do gniewu, gniew do nienawiści, nienawiść prowadzi do cierpienia” – powiedział mistrz Yoda w Mrocznym Widmie.
Radowałbym się ponad wszelką miarę i tańczyłbym wraz duchami przodków w rytualnej euforii, gdyby Blair Witch sprowadziło mnie na ciemną stronę mocy. Gdyby wzbudziło choć odrobinę gniewu, lęku, bólu czy strachu. Gdyby przyniosło za sobą odrobinę jakichkolwiek emocji, poza ogarniająca człowieka frustracją i cierpieniem właśnie.
Nigdy nie przepadałem za typowymi straszakami, których jedynym celem jest doprowadzenie odbiorcy do zawału serca. Doceniałem produkcje rozbudowane, stawiające na rozwój psychologiczny postaci, które urealniały scenariusz i potęgowały odczuwane emocje.
Ponadto, w mojej ocenie absolutną podstawą w kontekście horrorów jest budowanie napięcia. Wiecie, to uczucie, gdy przemierzacie ciemny korytarz i słyszycie złowrogie dźwięki, których źródła nie jesteście w stanie sprecyzować.
To właśnie m.in. sprawia, że stopniowo zaczynacie odczuwać lęk, pocą Wam się ręce, a serce przyśpiesza do niewyobrażalnej prędkości.
Jeśli szukacie tego w Blair Witch to mam dla Was smutne wieści – nic z tego. Gdy po kilkunastu minutach gry zapadnie zmrok, dopadnie Was szokująca cisza. Przemierzając ciemny las nie usłyszycie ani dźwięku łamanych gałązek, ani szelestu liści, ani odgłosów dzikich zwierząt.
Jedyne, co odbije się echem w Waszych słuchawkach, to zatrważająca cisza, niemająca nic wspólnego z narastającym lękiem. No dobra, podczas „przygody” towarzyszy nam też pies, który co jakiś czas skomle albo szczeka, ale to by było na tyle.
Może nie przyczepiłbym się do tego faktu tak bardzo, gdybym miał przed sobą wizję rozbudowanej fabuły, której wielowątkowość zrekompensuje mi monotonną eksplorację lasu. Nie, niestety, nic takiego się nie dzieje.
Blair Witch jest w pewnym stopniu nieliniowe, ale ograniczenia płynące z rozgrywki skutecznie ten fakt kamuflują. Uwierzcie mi, że po kilkudziesięciu minutach błąkania się po lesie bez celu, można się skutecznie zniechęcić. Chociaż ma to swoje plusy, bo dzięki wszechogarniającemu znużeniu w końcu udało mi się posprzątać mieszkanie!
Kilka słów o grafice – optymalizacja pozostawia wiele do życzenia
Problemy Blair Witch nie kończą się na sztampowej historii i fatalnym gameplay’u rodem z symulatora chodzenia.
Jednym z największych bolączek tego tytułu jest optymalizacja. Gra co rusz ścinała mi się niemiłosiernie, pomimo wydajnego komputera. Zdarzało się także wyrzucanie gry do pulpitu, ale to i tak podobno nic w porównaniu do bugów wyskakujących zaraz po premierze Blair Witch.
Mógłbym też sporo zarzucić animacjom, których drętwość była momentami porażająca, ale powiedzmy, że to i tak nieduży minus w porównaniu do wyżej wspomnianej optymalizacji.
Całościowo na szczęście wielkiej tragedii nie było. Oprawa graficzna prezentowała wysoki poziom, a sam las był naprawdę klimatyczny. Gdyby jeszcze nie trzeba było krążyć po nim bez celu, skupiając uwagę na swoim zabugowanym psim towarzyszu, to byłoby wspaniale!
Gameplay i moc błędów
Chyba nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że Blair Witch mogliby podawać zamiast środków nasennych. Na około 10 godzin, co najmniej 3 godziny szukałem właściwej ścieżki. Podczas tego nużącego spacerku, nie natrafiłem na żadnego przeciwnika, ani moment, który mógłby mnie wybudzić z tej gamingowej narkozy.
Twórcy nie wpadli na pomysł wyposażenia naszego bohatera w mapę albo kompas, które mogłoby ułatwić przechodzenie kolejnych etapów rozgrywki. Zamiast tego krążymy bezczynnie po lesie wraz z naszym zabugowanym pieskiem.
Oj tak, nasz psi towarzysz napsuł mi tyle krwi, co żaden inny kompan w jakiejkolwiek innej grze. Klinował się ciągle pomiędzy drzewami albo obszczekiwał jakieś miejsce, w którym de facto nie było nic szczególnego. Czasami w ogóle nie reagował na wydawane polecenia i musiałem ratować się ponownym uruchomieniem gry – no po prostu koszmar.
Przeciwnicy też pozostawiali wiele do życzenia. Wyskakiwali oni nagle z ciemności, łudząc się, że czymś takim uda im się mnie wystraszyć.
Choć nie ukrywam, że parokrotnie dali mi oni popalić, gdy okazało się, że istnieje dziwny związek pomiędzy wyrzucaniem gry do pulpitu, a pojawianiem się naszych uroczych, leśnych demonów.
No dobra, ale czy to znaczy, że Blair Witch to gra bez zalet?
Blair Witch to typowy średniak, dobry na jeden raz, gdy już nic bardziej twórczego nie przychodzi do głowy.
Gra ma pewne plusy, ale nikną one w oceanie błędów i niedociągnięć. Sporą zaletą jest na pewno oprawa graficzna na czele ze świetnie zaprojektowanym lasem. Wiecie, to wcale nie takie proste stworzyć miejsce, w którym faktycznie poczujemy się jak w środku mrocznej puszczy. W sumie, chyba tylko w Kingdome Come: Deliverance widziałem tak pieczołowicie i starannie zaprojektowany las.
Twórcy po prostu nie wykorzystali tutaj potencjału swojej pracy, przez co rozgrywka skupia się wokół wielokrotnego przechodzenia tych samych lokacji i ślepego poszukiwania właściwej ścieżki.
Podobną zależność zaobserwowałem w udźwiękowieniu, które stoi na naprawdę wysokim poziomie, ale nie spełnia podstawowej funkcji – nie buduje napięcia. Serio, mało jest tak przerażających rzeczy, jak leśne odgłosy w środku nocy… a w Blair Witch tego praktycznie nie wykorzystano.
Choć przedstawiona historia goni schemat za schematem, to tragedii nie ma. Fabuła jest w miarę spójna, pojawiają się nawet niespodziewane zwroty akcji, a gra oferuje cztery różne zakończenia.
Niestety, po paru godzinach rozgrywka zaczyna się koszmarnie dłużyć, przez co odnosi się wrażenie, że twórcom zabrakło albo pomysłu, albo budżetu na zaimplementowanie odpowiedniej treści. A szkoda, bo sama koncepcja była całkiem niezła.
Skupmy się na chwilę na samej mechanice. Blair Witch nie odstaje tutaj od innych gier swojego gatunku. Nasz bohater został wyposażony w latarkę, która nie tylko pomaga znaleźć drogę w ciemności, ale także służy jako broń przeciwko leśnym duchom.
Nasze działania są w sporym stopniu determinowane przez znajdywane w lesie nagrania oraz psiego towarzysza, który ostrzega przed niebezpieczeństwem i pomaga w prowadzeniu eksploracji.
Do czego można porównać Blair Witch?
Przeglądając internetowe fora, natrafiłem na liczne komentarze, porównujące Blair Witch do Outlasta 2 czy Resident Evil 7, ale w mojej ocenie nie ma ku temu żadnych podstaw.
Jasne, Blair Witch powiela typowe dla straszaków schematy, ale nie radzi sobie zarówno na polu opowiadanej historii, jak i samego gameplay’u. No bo powiedzcie mi, co może być wciągającego w symulatorze chodzenia po lesie, w którym przez 70% gry nie dzieje się absolutnie nic, poza wspomnianym spacerem w ciemności?
Blair Witch jest tym pod tym względem bardzo nierówne, bo gra nabiera kolorów dopiero po kilku godzinach żmudnej eksploracji. Czasami odnosi się wręcz wrażenie, jakby tę grę tworzyły dwa różne zespoły, choć dużo bardziej prawdopodobną odpowiedzią była konieczność sztucznego przedłużenia rozgrywki.
Krótkie podsumowanie
Pomimo szczerych chęci trudno znaleźć mi w Blair Witch coś, co mogłoby być impulsem do ponownego przejścia gry.
To zdecydowanie jeden z tych tytułów, o których pragnie się jak najszybciej zapomnieć. Blair Witch nie wyróżnia się niczym szczególnym, dając graczom znacznie mniej od innych przedstawicieli swojego gatunku.
Jeżeli cierpicie na bezsenność i szukacie gry, która ulula Was do snu, to Blair Witch będzie świetnym wyborem. Jednak jeśli oczekujecie solidnej dawki strachu, po której będziecie bać się własnego cienia, to niestety będziecie rozczarowani.
Blair Witch to średniak niższej klasy, wyróżniający się jedynie ładną oprawą graficzną. To typowy symulator chodzenia, gdzie zamiast napięcia, wzrasta poczucie irytacji i rezygnacji. To produkcja nieudana i pusta, rażąca szorstkością i wszechobecnymi lukami.
Na rynku są obecnie znacznie lepsze horrory, którym warto poświęcić czas i pieniądze. Layers of Fear, SOMA czy Outlast to tylko kilka z wielu produkcji, które zagwarantują Wam nieprzespane noce.
A co do Blair Witch… cóż, szkoda że się nie udało, bo potencjał był spory. Ode mnie leci 4,5/10.
Do następnego!