Bez muzyki nie byłoby rewolucji mobilnej

Internet mobilny, serwisy społecznościowe, gry i aplikacje – dzięki nim tablety, smartfony i inne tego typu urządzenia podbiły świat. Ale nie byłoby ich bez walkmanów i odtwarzaczy MP3, które nauczyły nas nosić ze sobą urządzenia mobilne.

Kilka miesięcy temu na Youtube pojawił się film pokazujący reakcję współczesnych dzieci na… Odtwarzacz kasetowy – walkman. “Czy to telefon?” – zadaje pytanie 12-letnia dziewczynka, po czym krzywi się na jego widok. Faktycznie – przy współczesnych telefonach walkman Sony wygląda pokracznie. OK, pierwsze wrażenie nie najlepsze. Ale zaraz portem dzieci mają zgadnąć, do czego służyło to urządzenie. I padają odpowiedzi: walkie-talkie, boombox, odtwarzacz muzyczny…

https://www.youtube.com/watch?v=9WT5Mh1GQK4

Oczywiście zagadka dla średnio ogarniętego dziecka nie była trudna – wszak obecne na obudowie przyciski “play”, “stop”, czy “FF”, to do dziś elementy interfejsu ekranowego różnego rodzaju playerów – czy w komputerze, czy w smartfonie. Ale dzieci wskazują jednocześnie na bardzo ciekawą rzecz. Jeśli jest to przenośne, to zasadniczo musi to być związane z komunikacją międzyludzką, albo muzyką.

Jeśli prześledzić urządzenia mobilne, jakich używamy/używaliśmy (powszechnie, nie chodzi mi tu np. o aparaty słuchowe), to obecnie są to smartfony i tablety, wcześniej były to różnego rodzaju PDA i playery MP3, telefony GSM i odtwarzacze CD, walkmany, zegarki elektroniczne, a jeszcze wcześniej… Tylko zegarki mechaniczne. Żadne inne urządzenie nie było tak popularne, rozpowszechnione, noszone przez wiele osób. Trudno jednak traktować zegarki mechaniczne, czy elektroniczne, jako elementy rewolucji mobilnej – pozwalały bowiem po prostu mierzyć czas – i nic więcej. Walkmany to już co innego…

#gimbynieznajo

Przenośny kasetowy odtwarzacz muzyczny – to tak dla współczesnych dzieci głupie i uciążliwe urządzenie – pojawił się w 1979 roku (Sony TPS-L2 – o taki) i wywołał prawdziwą rewolucję w świecie. Możliwość wzięcia ze sobą w kieszeń odtwarzacza muzycznego to był strzał w dziesiątkę! Samo tylko Sony do 1996 roku sprzedało 100 milionów „walkmanów”, a do 2010 roku – kiedy zakończono ostatecznie w firmie ich produkcję – 220 milionów! Doliczmy do tego sprzęt innych firm, również te najtańsze, bazarkowe, oszukane chińszczyzny typu “Panascanix” “Sonyo” czy inne “Thompsonixy” – szacować można, że tych urządzeń spokojnie wyprodukowano ponad miliard…

Możliwość zabrania ze sobą muzyki i puszczenia jej gdzieś np. znajomym wypierała już wtedy nabożne słuchanie w domu. Przenośne odtwarzacze kasetowe były wynalazkiem, na który rzuciła się przede wszystkim młodzież, która przedtem – jak wskazują na to m. in. ówczesne teledyski – nosiła ciężkie i niewygodne magnetofony metodą “na ramieniu” (afro na głowie, kaseciak na ramieniu – czujecie ten fejm!). Muzyka zaczęła towarzyszyć ludziom – podczas spaceru, meczu na podwórku, oraz oczywiście podczas imprez na świeżym powietrzu.

Walkman wszedł zaś w trochę inny sektor – nie służył publicznemu puszczaniu muzyki, a słuchaniu samemu dla siebie. W pewien sposób oddzielił od siebie ludzi. Dzięki słuchawkom nie tylko ograniczał hałaśliwość na zewnątrz (o dziwo, nie każdy z przechodniów lubił The Clash), ale i to zewnętrze odcinał. Teraz można było jechać z muzyką na uszach rowerem, autobusem do szkoły, słuchać muzyki przed klasówką, czy nawet… na klasówce. Gdziekolwiek się zechciało.

Walkmany (będę używał tej nazwy – zgodnie z polską tradycją użycia tego słowa – nie tylko dla urządzeń Sony, ale dla wszystkich tego typu odtwarzaczy kasetowych) nie dawały dobrej jakości dźwięku. Taśma magnetofonowa, zwłaszcza wielokrotnie odtwarzana, zamazywana i nagrywana – prędko się niszczyła. Sam mechanizm walkmana też nie był doskonały – zdarzało się, że urządzenie “wciągnęło taśmę”, zginało, a nawet potrafiło ją zerwać. Sam miałem niegdyś jakieś walkmanopodobne, bazarkowe świństwo, z którego żartowałem, że ma trzypozycyjny system wciągania taśmy: w harmonijkę, z zygzakiem i ze złożeniem na pół… Jako niegdyś zagorzały użytkownik walkmanów zauważę również, że słuchawki dołączane do zestawu były w większości przypadków fatalne. Te małe, nagłowne słuchawki na kolorowej gąbce, z płaskim środkiem i zero basu… Ech. Jazzu na tym się nie da wręcz słuchać. Słuchawki lepszej jakości zaś zabijały baterie w kilkadziesiąt minut. I jeszcze to czyszczenie głowicy, zwłaszcza po kiepskiej jakości taśmach, oraz jej ustawianie, gdy np. kupiliśmy kasetę nagraną z przesunięciem… Masa kłopotu.

Ale… Dało się na tym słuchać “nowoczesną” muzykę – rock, punk, zimną falę, czy elektronikę – coś oszczędnego i sterylnego, jak choćby to:

https://www.youtube.com/watch?v=gBWrLhgiX74

Bardzo małe – jak na tamte czasy – rozmiary urządzenia, możliwość zabrania muzyki ze sobą, gdziekolwiek się człowiek znajdzie, możliwość odtwarzania popularnych i prostych do nagrania kaset – to spowodowało prawdziwą rewolucję w przyzwyczajeniach. Przenośność i personalizacja kosztem jakości? Jak najbardziej! Ludzie zagłosowali nogami. Pierwszą technologią ubieralną nie były Google Glass i inne Android Wear, a walkmany – wpinane klipsem na pasku spodni, czy podczepiane na ramieniu podczas biegania. Planując wyjazd człowiek zabierał walkmana z kompletem baterii (i nagrywał na jedną kasetę najlepsze kawałki, by nie wozić ze sobą kilku kaset). Walkman uwolnił radość ze słuchania muzyki – już nie potrzeba było drogiego sprzętu stacjonarnego, nikt nie krzyczał, że słuchamy za głośno. Wystarczyło zabrać go ze sobą i pójść do lasu i słuchać, słuchać, póki baterie wystarczały…

W latach 80. i 90. chodziłem do szkoły – pamiętam, że dla wielu z nas walkman był najbardziej obowiązkową rzeczą do zabrania ze sobą. Można było zapomnieć czapki, ale wyjść bez walkmana? Iść kilkanaście czy kilkadziesiąt minut w ciszy? O, nie! Trzeba było wrócić po niego do domu!

Jak dziś po smartfona.

Z muzyką na uszach

Urządzenia przenośne do odtwarzania muzyki ewoluowały. Już w 1984 roku  Sony pokazało model D- 50, czyli pierwszego Discmana – przenośny odtwarzacz płyt kompaktowych. Sprzedano go aż 10 milionów sztuk. Discmany miały wady, które utrudniały im pokonanie popularnością walkmanów. Były o wiele większe (pierwszy model Sony to w zasadzie takie radio samochodowe!); podczas ruchu laser potrafił “przeskakiwać” po ścieżkach na płycie, co utrudniało np. bieganie. No i na płytę CD nie można było wówczas nic nagrać… Te wady powoli były eliminowane, z nadejściem obsługi nagrywalnych płyt CD można było znów, jak kiedyś w walkmanie, zrobić własną składankę. Lepsze baterie i lepsza elektronika pozwoliły wydłużyć znacząco czas działania. Wielkość i ciężar bardzo pomniejszono – do pewnej graniczy oczywiście, urządzenie musiało pomieścić płytę CD przecież. Stąd pomysły np. odtwarzacza CD Sony który nosi się na sobie na brzuchu ;) Ale i tak dzięki o wiele lepszej jakości dźwięku (discmana można było podłączyć do jakiegokolwiek wzmacniacza i służył wówczas jako po prostu odtwarzacz płyt) oraz dlatego, że od połowy 90. było już coraz trudniej o kasety, natomiast płyt CD było w bród, discmany były bardzo popularne.

Ale o największej popularności discmanów przesądziły… komputery. A dokładnie format MP3, na który można było zrzucić płytę muzyczną, a następnie upakować zamiast 74 minut muzyki – 700 megabajtów empetrójek – na jednej nagrywalnej płycie CD. Którą dało się odtworzyć w discmanie. Paradoksalnie – komputery i MP3 również spowodowały upadek i walkmanów, i discmanów. Nastąpiła bowiem epoka odtwarzaczy MP3.

MP3 – i muzyka jest wszędzie

W 1988 roku pojawia się na rynku pierwszy, prawdziwie komercyjny odtwarzacz plików mp3 – MPman F10. W najuboższej wersji miał on 32 MB pamięci, więc wystarczał na maksymalnie.. 10 piosenek. Następne modele posiadały więcej pamięci lub możliwość rozbudowy o kartę pamięci. Jednak i tak pozostawał problem, skąd wziąć muzykę do MP3. Ripowanie płyt nie było czynnością prostą (mówimy o latach 90.). Odpowiedzią na to były serwisy do pobierania nielegalnych kopii utworów – np. Napster. Napster pojawił się w internecie w 1999 roku i momentalnie stał się ogromnie popularny. Potrafiło z niego korzystać aż 25 milionów użytkowników! To pokazuje skalę zapotrzebowania na empetrójki…

W 2001 roku Apple pokazało pierwszego iPoda – i to był prawdziwy przełom pod względem wielkości dysku wewnętrznego (5 GB! To kilkudziesięciokrotnie więcej miejsca na muzykę, niż w innych odtwarzaczy tamtego czasu!), obsługi (kółko nawigacyjne i system operacyjny!), oraz … wyświetlacza pomagającego zarządzać urządzeniem. Był to również przełom, jeśli chodzi o dostęp do muzyki – dzięki aplikacji iTunes, z którą synchronizowało się urządzenie podłączone do komputera, można było kupować i ściągać na dysk iPoda legalne pliki muzyczne, które – w wypadku utarty urządzenia – nadal były naszą własnością, dzięki przypisaniu do prywatnego konta…

Do dziś wszystkich modeli iPoda sprzedano ponad 350 milionów sztuk – i nawet obecnie, gdy w każdym smartfonie jest program do odgrywania plików muzycznych, już mało kto kupuje “tylko odtwarzacz MP3”. Ich sprzedaż przynosi Apple prawie pół miliarda dolarów zysku kwartalnie. A iPod to tylko jeden produkt jednej firmy… Odtwarzaczy MP3 na świecie jest cały legion, od malutkich, chińskich kostek za 2 dolary, po bardzo drogie i profesjonalne przenośne odtwarzacze, obsługujące też pliki wideo, gry, potrafiące się łączyć z internetem… MP3 potrafią odtwarzać zegarki, radia, zabawki, scyzoryki, książki…

Urządzenie mobilne to urządzenie, na którym można słuchać muzyki

Jak widać, walkmany, discmany i odtwarzacze MP3 były protoplastami dzisiejszych urządzeń mobilnych. Były one technologiami „portable”, czyli mogły być po prostu zabrane w różne miejsca i miały tam działać. Zatem były niewielkie i nie pochłaniały zbyt dużo prądu. Z definicji urządzenia mobilnego wynika, że pozwala ono dodatkowo na wysyłanie i odbieranie danych, bez kabli.  Urządzenie mobilne zaś to urządzenie przenośne, z transferem danych.

Zatem… Dzisiejsze urządzenie mobilne to tak naprawdę dawny odtwarzacz MP3, z funkcją bezprzewodowego łączenia się siecią…

Nawet telefony komórkowe – urządzenia stworzone w zupełnie innym celu przecież – po jakimś czasie otrzymały możliwość odtworzenia plików muzycznych, gniazdko słuchawkowe i obsługę kart pamięci, by można było napchać w taki telefon empetrójek. Coraz częściej w nowych modelach stawiano nie tyle na lepszą antenę GSM, a lepszy procesor dźwięku, albowiem ludzie mając do wyboru – nosić dwa różne urządzenia (mp3 player i telefon) i w razie czego się przełączać, albo wybrać jedno łączące obie funkcjonalności – telefon “muzyczny” – wybierali to jedno właśnie.

Smartfony i tablety niedaleko odbiegły od idei pierwszego iPoda. Duży dysk i możliwość obsługi ekranowej, do tego aplikacje takie, jak iTunes, Deezer, Spotify, dzięki którym możemy legalnie słuchać muzyki tam, gdzie chcemy… Oraz możliwość odtwarzania plików Mp3 z pamięci wewnętrznej – bo przecież każdy jakieś MP3 gdzieś w komputerze ma… Nie wymagają też słuchawek – można je używać zarówno jako boomboxa by umilić imprezę, jak i słuchać muzyki samemu. O wadze muzyczności smartfonów świadczą choćby porządne słuchawki dodawane do urządzenia (niegdyś do flagowego modelu HTC dodawano Beats Audio), czy nacisk na dobrą jakość głośników (rewelacyjne BoomSound w HTC One). Mnogość aplikacji poprawiających jakość dźwięku, wszelkiego rodzaju wzmocnienia basu, equalizery, ale także aplikacje do tworzenia i miksowania muzyki wskazują na to, jak ważna jest nadal dla nas muzyka. Z pewnością dla wielu jakość dźwięku jest jednym z decydujących czynników podczas zaplanowania zakupu…

Bo chyba wielu z nas częściej słucha, niż dzwoni…

[hr style=”dotted”]

Ponad 30 lat temu zaczęło się od plastikowych, kolorowych cegiełek, które można było przypiąć na pasku i słuchać muzyki takiej, jaką się chce, tam, gdzie się chce.

Obecnie urządzenia mobilne łączą różne funkcje ze sobą, pozwalając nam nie nosić plecaków pełnych budzików, kaset i płyt CD, boomboksów, notatników, książek, map, gołębi pocztowych, maszyn do pisania… Lusterek… Również tych społecznościowych “powiedz przecie” mających odpowiedzieć na pytanie “kto jest najpiękniejszy w świecie – i dlaczego ja”…

Ale wciąż dla wielu z nas prawie najważniejszą rzeczą jest to, że potrafią odtworzyć muzykę. W statystykach zużycia baterii np. smartfona podaje się dane, ile godzin można słuchać na nim MP3. Nie bez powodu. Według szacunkowych danych z 2012 roku, codziennie słucha muzyki z MP3 od 50-100 milionów obywateli UE (z czego te dane dotyczą głównie odtwarzaczy MP3, a gdzie np. smartfony?!).

Odpowiedzcie na pytanie: czy kupilibyście smartfon/tablet bez możliwości odtwarzania muzyki?

Ja na pewno nie.

Exit mobile version