Nie będę zgrywać wielkiego specjalisty, ponieważ Elden Ring to moje pierwsze zderzenie z grami od From Software. Czy osoba, która nie grała zatem wcześniej w Dark Souls, ma czego szukać w najnowszej produkcji Hidetaki Miyazaki? Wszystko zależy od tego, na jaką grę się nastawicie.
Witaj otwarty świecie!
Kiedy tylko wyjdziemy z pieczary, graczowi ukaże się wielki, gotowy do eksploracji świat Elden Ring. Jest to zdecydowanie największa zmiana w formule od czasów Demon’s Souls na PlayStation 3. From Software postawiło tym razem na otwartą mapę, którą gracz może dowolnie eksplorować w poszukiwaniu wyzwań. Z tym wiąże się element rozgrywki, który nie przypasował mi zbytnio. Produkcja w żaden sposób nie podpowiada, do jakich lokacji mam się udać na początek, zostawiając gracza samego sobie w tym pięknym, lecz opustoszałym nieco świecie.
Dlatego też pobiegłem do pierwszego obiektu, jaki wydawał się poruszać. Wielki, złoty rycerz na błyszczącym się rumaku, do tego z potężną lancą. Wystarczyły mi dokładnie dwa ciosy i jeden napis „NIE ŻYJESZ”, by zrozumieć, iż nie jest on przyjaznym koleżką. Najpierw próbowałem go wyprzedzić, lecz niestety, nasz przyjaciel bardzo chciał się ze mną pobawić. Stwierdziłem więc, że nie dam grze tak łatwo się wkręcić i odbiłem po prostu na bok.
Chociażby dlatego Elden Ring może okazać się świetnym punktem startu dla tych, którzy chcieliby spróbować swoich sił w produkcjach od From Software. Każda z poprzednich gier to dość liniowe tytuły, w których trzeba mierzyć się z każdym silniejszym wrogiem. Tutaj następuje jednak odwrócenie schematu – teraz to ty wybierasz, kiedy i na jakich zasadach chcesz walczyć z konkretnym wrogiem, jeśli tylko jesteś na taki pojedynek gotowy.
Elden Ring, czyli jak łatwo zniechęcić gracza
Choć jestem w stanie dostrzec piękno świata stworzonego przez From Software, a także specyfikę mechaniki poruszania się bohaterem, tak absolutnie nie jestem przyzwyczajony do tak powolnej rozgrywki. Zabijanie mniejszych pomiotów, początkowa eksploracja bez konia są tak wolne, że w tych cennych pierwszych minutach, wielu graczy może odbić się z łatwością. Potem jest nieco łatwiej – wierzchowiec pomaga w szybszym wykonywaniu uników oraz ucieczce od niewygodnych wrogów.
Uwielbiam, gdy tytuł rzuca mi zrównoważone, stopniowo rosnące wyzwanie. Serio, naprawdę lubię poczuć ten dreszczyk adrenaliny, gdy 5 raz ponownie uruchamiam starcie z danym bossem. Kluczem jednak jest stopniowanie tego wyzwania, odkrycie przed graczem wszystkich atutów herosa, których łatwo będzie mógł się nauczyć, wraz z postępem w rozgrywce.
From Software ma jednak inne metody operacyjne, uświadamiając graczowi na każdym kroku jak bardzo jest on słaby. Podobnie jak gry z serii Dark Souls, tutaj z zabawy robi się czyste zapamiętywanie ruchów postaci oraz pułapek, jakich nie jesteśmy w stanie za pierwszym razem przewidzieć. W momencie, gdy pierwszy boss w grze zabija mnie na dwa strzały, gra nawet nie daje mi szansy jej się nauczyć.
Bezcelowa wędrówka
Mój największy zgrzyt z Elden Ring nie polega jednak na poziomie trudności. Decydując się na otwarty świat, From Software zostawiło graczy samych sobie z decyzją, do jakiej lokacji mają się udać. Gra też nie kwapi się, aby pokazać odbiorcy coś więcej z fabuły, zostawiając ją do opowiadania przez nieliczne postacie, jakie napotkamy na swojej drodze, notatki, czy też sam świat przedstawiony i bossów.
Mam nadzieję, że to jedynie kwestia nietypowej wersji beta. Jeżeli główna produkcja także da całkowicie wolną rękę graczowi, pozwalając mu jedynie odkrywać kolejnych wrogów i punkty łaski – nowe ogniska – to nie widzę tam absolutnie dla siebie miejsca. Odbijanie się od kolejnych bossów, umieranie co 5 minut oraz bardzo powolne tempo rozgrywki, nie stanowią dla mnie definicji dobrej zabawy.
Nie ma jednak w tym nic złego! Nie wszystkie gry muszą być stworzone dla każdego, a From Software już od czasów Demon’s Souls ma dokładnie określony typ gracza, do jakiego uderza ze swoim produktem.
Nie uważam też, że produkcja powinna być łatwiejsza. Na tym dokładnie polega urok gier od From Software oraz ich odmienność.
Co więcej, konsekwencją ich rozwoju są narodziny takich hitów jak Kena: Bridge of Spirits – przyjemna, pełna w fabułę i wspaniałą animację produkcja, które czerpie garściami z systemów walki zaproponowanych przez studio Hidetaki Miyazaki.
Niecodzienna beta
Na koniec opowiem nieco o samym charakterze testów beta, ponieważ było to dość intrygujące doświadczenie. Twórcy zaoferowali dostęp do Elden Ring od 12 do 15 listopada, w kilku wybranych przez siebie turach, po trzy godziny każda. I to by było jeszcze do przełknięcia, gdyby nie problem stref czasowych. Tym oto sposobem, dwa z pięciu dostępnych w ostatni weekend bloków, trwały od 4 do 7 rano czasu polskiego. W takiej sytuacji nie rozumiem, dlaczego From Software nie odpaliło serwerów na pełne trzy dni tak, aby każdy zainteresowany mógł sprawdzić Elden Ring przez zakupem w lutym.
W momencie, gdy na rynku pojawia się ogrom produkcji każdego miesiąca, tak sztuczne ograniczanie dostępu do gry nie jest najlepszym pomysłem na zdobycie uwagi mediów. Prawda jest jednak taka, że From Software w tej chwili nic nie musi. Zarówno seria Dark Souls, jak i dwuletnie już Sekiro: Shadows Die Twice to dwie uznane marki, dzięki którym gracze rzucą się na Elden Ring jak szaleni.
Jeżeli tylko otwarty świat sprawi, że zabawa będzie łatwiejsza, tym lepiej dla studia i fanów jego gier. Ja tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że to raczej nie jest zabawa dla mnie.