Audacity potrafi być naprawdę przydatne osobom nagrywającym podcasty, materiały wideo na YouTube oraz tym, którzy na co dzień bawią się w edycję dźwięku. Jako darmowe narzędzie jest całkiem popularne. Teraz programowi zarzuca się szpiegowanie użytkowników. Czy słusznie?
Audacity z nową polityką prywatności
W ostatnich miesiącach potrafimy być bardzo wrażliwi na temat udostępniania naszych danych. Ponieważ praktycznie nie ma tygodnia bez doniesienia o jakimś potężnym wycieku poufnych informacji, wielu z nas podchodzi do tematu ich ochrony całkiem poważnie – i całkiem słusznie. Dlatego tak duże kontrowersje powstały wokół Audacity. W gruncie rzeczy właściciele aplikacji znajdują się teraz w krzyżowym ogniu krytyki z powodu zmian w polityce prywatności programu. Co włączyło wielu czerwone lampki ostrzegawcze?
Audacity zmieniło właściciela. Kilka miesięcy temu aplikacja została kupiona przez Muse Group – firmę stojącą za popularnymi programami muzycznymi pokroju MuseScore czy Ultimate Guitar. Program pozostał na licencji GPL (General Public License), więc w dalszym ciągu pozostaje wolnym i otwartym oprogramowaniem. Muse Group pokusiło się jednak o kilka zmian w polityce prywatności apki, które mogą się z założeniami tej licencji kłócić. W czym problem?
Nagłówki biją na alarm, a tu trzeba spokoju
Do tej pory, Audacity nigdy nie zbierało danych użytkowników programu. Nigdzie ich nie przechowywano i nie przesyłano. Wszystkie operacje odbywały się na komputerze, na którym oprogramowanie było zainstalowane i z powodzeniem można było z niego korzystać offline. Nowa polityka prywatności wspomina już jednak o zbieraniu pewnych informacji, co bardzo nie spodobało się tym, którzy wszędzie węszą spisek i doszukują świadectw totalnej inwigilacji. Wystarczy jednak przeczytać nowe zasady Audacity, by przekonać się, że wspomniane dane będą głównie diagnostyczne, czyli pomagające na przykład rozwiązywać problemy z oprogramowaniem w wypadku awarii (np. adresy IP naszych komputerów). Przypomina to informacje, które Microsoft pobiera o naszym urządzeniu i sposobie korzystania z systemu Windows, a na które wielu użytkowników zgadza się na zbieranie podczas jego instalacji.
Wspomniane dane, zgodnie z nowym regulaminem, będą mogły być przekazywane innym podmiotom, ale nie w celach reklamowych. Po prostu Muse Group nie wyklucza, że przekaże kiedyś prawa do Audacity jakiemuś podmiotowi, a wtedy, zgodnie z zapisami, zyska on dostęp do baz danych nagromadzonych informacji. Wciąż jednak mówimy o danych diagnostycznych, a nie hasłach do naszych kont bankowych czy choćby adresach mailowych, ani nawet danych mogących mogących później posłużyć jako materiał do sprzedaży obcym reklamodawcom. Do Audacity nie będzie trzeba się logować.
Audacity złe, bo będzie wysyłać dane do Rosji
Polityka prywatności Audacity przewiduje przechowywanie zebranych informacji na serwerach w USA, Europejskim Obszarze Gospodarczym oraz Rosji. Zwłaszcza kiedy pojawia się wzmianka o naszych rosyjskich sąsiadach, niektórym od razu nasuwają się skojarzenia z czasami zimnej wojny i socjalistycznej inwigilacji, co z miejsca jest dla nich powodem do skreślenia Audacity z listy zainstalowanych na komputerze programów.
Oczywiście nie wszystkie zapisy nowego regulaminu Audacity są równie jasne – na przykład adresy IP są przechowywane przez jeden dzień w niezaszyfrowanej formie, zanim trafią na serwery na stałe (tzn. na rok). Ponadto, zasady zabraniają korzystania z oprogramowania osobom poniżej 13 roku życia, co w gruncie rzeczy stanowi naruszenie licencji GPL. Nie chodzi jednak o to, że nagle aplikacja przestanie nadawać się dla dzieci (choć ogólnie rzecz biorąc nigdy nie była dla nich tworzona), a o to, by ze względu na gromadzone dane, Muse Group nie przetwarzało informacji pozostawionych przez młodszych użytkowników, co byłoby z kolei pogwałceniem praw obowiązujących w Unii Europejskiej. Taki zapis po prostu musiał się znaleźć w polityce prywatności, skoro Audacity zamierza już jakieś dane gromadzić.
Koniec końców, Audacity nie staje się z miejsca oprogramowaniem szpiegującym, które będzie przekazywać nasze pliki dźwiękowe na biurka funkcjonariuszy rosyjskiego FSB. Zmienia w jedną z wielu aplikacji, które pobierają pewną ilość danych o naszych urządzeniach. Tylko tyle i aż tyle.