Minął niecały rok od momentu, kiedy kupiłem Apple Watch series 6. Początkowo nie sądziłem, że zmiana poprzedniego modelu na nowy, tj. series 7, będzie miała jakikolwiek sens. Generacja z 2020 roku bardzo dobrze się trzymała zarówno z wydajnością, jak i baterią. Co zatem skłoniło mnie do zmiany?
Zawartość pudełka
Po zakupie nowego zegarka w jednym z polskich autoryzowanych sklepów Apple, pierwszą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę, był brak folii jeszcze obecnej w poprzednich modelach Apple Watcha.
Firma od tego roku – tłumacząc się celem ochrony środowiska – pozbawiła pudełka wielu swoich produktów folii. Jedyną formą zabezpieczenia pudełka przed otwarciem są dwa pull taby, czyli zwykłe naklejone na dół opakowania paski, które wystarczy pociągnąć, aby dostać się do zawartości.
Pudełko samego zegarka wraz z paskiem ukryte są pod złożoną, łatwą do otwarcia tekturą, na której znajdziemy informacje o wybranym przez nas modelu, jego wielkości oraz pasku. Model, który wybrałem, to aluminiowa koperta 41 mm w kolorze „północ” w wersji Nike+ z paskiem koloru czarnego.
Jest to zestaw dostępny w sklepach stacjonarnych. Gdy interesuje nas konkretna kompozycja zegarka wybranego przez nas koloru z paskiem pasującym naszym gustom, opcję personalizacji konfiguracji oferuje jedynie Apple Store Online.
W pudełku, oczywiście oprócz samego zegarka, znajdziemy również kabel magnetyczny, pozwalający na ładowanie zegarka. Tym razem kończy się on portem USB C, w przeciwieństwie do tego dodawanego do poprzednich modeli, wyposażonego w stary typ złącza.
W zestawie nie znajdziemy ładowarki. Szkoda, zwłaszcza, że Apple Watch series 7 wspiera jeszcze szybsze ładowanie niż poprzedni model. Niestety, aby z niego skorzystać potrzebujemy zasilacza o mocy 20 W, którego koszt wynosi 99 złotych.
Ekran i ramki, a właściwie ich brak
Główną zmianą, zauważalną na pierwszy rzut oka, jest rozmiar ekranu. Na zdjęciach różnica nie wyglądała na aż tak dużą, jednak mając Apple Watcha series 7 na ręce, ciągle nie mogę wyjść z podziwu, jakim cudem firma zmieściła tak ogromny ekran do tak niewielkiej obudowy.
Różnica, o której mówię, dotyczy wersji mniejszej, z kopertą 41 mm. Zawsze mniejsze zegarki Apple były lekko „dyskryminowane”, ponieważ mieściło się na nich dużo mniej informacji niż na większym o kilka milimetrów modelu. Porównując mojego Watcha 6. generacji o kopercie 40 mm do 44 mm, zawsze zazdrościłem większemu modelowi tak dużej ilości treści i czytelności ekranu.
Mimo, że wyświetlacz zegarka serii czwartej, piątej i szóstej był znacznie większy niż poprzednie generacje, na mniejszej kopercie miałem problem z wygodnym i poprawnym odczytaniem godziny, zwłaszcza w formacie analogowym. I nie, nie mam problemów ze wzrokiem, po prostu na mniejszym ekranie były zbyt małe odstępy między informacjami, aby można było wygodnie je odczytać.
Nowy ekran zegarka 7. generacji w końcu sprawia wrażenie o wiele większego. Patrząc na niego nie mam już wrażenia posiadania mniejszej, „gorszej” wersji. Tak jak poprzedni model, na mojej ręce mieści się on idealnie. Ze względu na niewielką szerokość mojego nadgarstka, modele o kopercie 44 oraz 45 milimetrów wystają poza nadgarstek, a większość pasków jest zwyczajnie na mnie za duża, dlatego od lat wybieram mniejszą wersję zegarka Apple.
Patrząc na powiadomienia mam wrażenie, że bez konieczności scrollowania, na jednym ekranie wyświetla się dużo więcej tekstu. Ilość wyświetlanych zdań jest porównywalna do ilości przedstawionej na kopercie 44 mm z poprzedniego modelu.
Apple deklaruje, że powierzchnia nowego wyświetlacza jest niemal o 20% większa niż w zegarku serii szóstej. Dodatkowo, w ciemnej wersji koperty o kolorze „północ”, który porównałbym do czarnego znanego z iPada mini 1 oraz iPhone’a 5, ramki ekranu zlewają się z obudową, przez co zegarek wydaje się być jednolitą bryłą. Wygląda to niesamowicie.
W środku niewielkie zmiany
Nowy Apple Watch series 7 to jedno z urządzeń firmy z nadgryzionym jabłkiem, które charakteryzuje się większymi zmianami z zewnątrz aniżeli w środku.
Jego wyświetlacz, mimo większej przekątnej, nie różni się zupełnie niczym. Jasność nie zmieniła się, pozostając na poziomie 1000 nitów. Ekran, tak jak poprzednik, wspiera Always On Display i jest pokryty szkłem Ion-X w przypadku zegarków aluminiowych oraz szkłem szafirowym w kopertach ze stali nierdzewnej.
Jeśli chodzi o podzespoły, nowy zegarek zasila układ SiP S7 o 64-bitowej architekturze i dwurdzeniowym procesorze. Łączność bezprzewodowa obsługiwana jest przez chip W3, a za Ultra Wideband odpowiada chip U1 – również obecny w poprzednim modelu.
Czujniki również nie uległy zmianie. Series 7 wyposażony jest w czujnik natlenienia krwi, pracy serca oraz tętna trzeciej generacji – dokładnie ten sam, co w poprzednim modelu.
Ponownie, tak jak poprzednia generacja – nowy Apple Watch jest odporny na zanurzenia do głębokości 50 metrów. Nowością względem series 6 jest odporność na pył IP6X oraz dwukrotnie grubsze szkło przednie o wiele bardziej odporne na uszkodzenia oraz pęknięcia.
Ja jednak nie mam zamiaru ryzykować i obijać zegarkiem o ścianę. Szkło nadal pozostanie tylko szkłem i w przypadku jego uszkodzenia od razu pozbywamy się gwarancji, a jedyną opcją serwisowania Apple Watchy jest ich wymiana na nowy model za dopłatą. Jednym słowem – ryzykować nie warto.
Ostatnią, również stosunkowo niewielką zmianą, jest obsługa szybszego ładowania. Producent deklaruje do 33% szybszą prędkość ładowania zegarka niż Series 6 oraz ładowanie pustej baterii do 80% w zaledwie 45 minut. Warto dodać, że do korzystania z tej funkcji wymagany jest zasilacz 20 W oraz nowy kabel, który znajdziemy w pudełku.
Nowe tarcze i zmiany w aplikacjach
Oprócz wspomnianych przeze mnie drobnych zmian hardware’owych, system nowego zegarka Apple został odpowiednio dostosowany do większego ekranu – tak, aby jak najlepiej go wykorzystać.
Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem po uruchomieniu Watcha series 7, było ustawienie nowej tarczy Contour – analogowego zegara, wyświetlającego cyfry na samym brzegu nowego wyświetlacza. Dzięki lekko zaokrąglonym rogom przedniego szkła zegar widoczny jest pod każdym kątem patrzenia na ekran, co wygląda bardzo estetycznie i – nie ukrywam – przypadło mi do gustu.
Moją ulubioną nową cyfrową tarczą jest Modular Duo, która umożliwia ułożenie dwóch dużych komplikacji pod sobą. W poprzednim modelu, ze względu na brak miejsca, było to po prostu niemożliwe.
Podstawową różnicą w wersji Nike+, oprócz paska przychodzącego w zestawie, jest zestaw tarcz specjalnie przeznaczonych dla tej edycji. Wśród nich niestety nie znajdziemy żadnych nowości, jakoś specjalnie wykorzystujących nowy wyświetlacz. Są to te same tarcze, które znalazły się w zegarku poprzedniej generacji.
Większy ekran to również większe możliwości w innych aplikacjach dedykowanych na watchOS. Do najciekawszych nowości należy zmiana w aplikacji wiadomości. Do niedawna jedyną opcją wysyłania tekstów było dyktowanie lub wpisywanie treści za pomocą funkcji scribble, używającej rozpoznawania pisma.
Sposób ten wymagał jednak wprowadzania literki po literce, a sztuczna inteligencja nie zawsze potrafiła dobrze interpretować wprowadzone znaki, co u mnie często kończyło się poirytowaniem i wyciągnięciem telefonu, aby normalnie wysłać wiadomość.
W Apple Watchu Series 7 wprowadzono pełną klawiaturę. Aby jej użyć, przed napisaniem wiadomości wystarczy zmienić język klawiatury na angielski. Wtedy naszym oczom ukaże się malutka, jednak pełnoprawna klawiatura. Pisanie na niej nie należy do komfortowych czynności i na długie wiadomości zdecydowanie lepiej jest wykorzystać dyktowanie, bądź po prostu użyć telefonu. Jednak do krótkich odpowiedzi na pewno bardzo się przyda.
Pierwsze testy
Sama konfiguracja przebiegła szybciej niż kiedykolwiek. Wracając z uczelni, stojąc w korku, przeklikałem się przez wszystkie opcje parowania Apple Watcha. Tak jak w przypadku konfigurowania poprzednich generacji, zostałem spytany o nadgarstek, na którym noszę zegarek, musiałem zaakceptować regulaminy oraz ustawić kod PIN.
Zanim zdążyłem dojechać do miejsca docelowego, konfiguracja już się zakończyła. Cały proces nie trwał dłużej niż 20 minut. Niedawno miałem okazję parować pierwszą generację Watcha – series 0. Tam konfiguracja zajęła… lekko mówiąc o wiele dłużej.
Później pozostało już tylko dodanie kart płatniczych do Apple Pay, pobranie aplikacji i ustawienie tarcz – i wszystko gotowe. Z marszu w nowym zegarku przetestowałem wodoodporność. Z poprzednim Series 6, a wcześniej także z Series 4, pływałem niemal codziennie i po wielu miesiącach chodzenia na basen z zegarkiem, do żadnego nigdy nie dostała się woda.
Z nowym Apple Watchem Series 7 również nie spotkałem się z żadnymi niespodziankami. Po piętnastu minutach ciągłego zanurzenia i pływania żabką zegarek dalej działał bezproblemowo. Nie powinno być to zresztą niczym dziwnym. Apple samo reklamuje to urządzenie jako motywator do uprawiania wszelkiego rodzaju sportów.
Czy warto było zmienić Series S6 na Series S7?
Na to pytanie jeszcze nie jestem w stanie jednoznacznie odpowiedzieć. Pisząc ten tekst, mam ten zegarek zaledwie dobę, podczas której bardzo zachwycałem się niesamowitą wielkością wyświetlacza, a także ilości informacji znajdujących się na jednym ekranie.
Na chwilę obecną pierwsze wrażenia są bardzo dobre. Po premierze nowego zegarka byłem pewien, że zmiana na nowy model będzie zbędna ze względu na brak oczekiwanego przez wszystkich redesignu, który finalnie nie miał miejsca.
Dla mnie, jako posiadacza dwóch poprzednich generacji zegarka Apple, zadowalający jest fakt, że ten sprzęt w końcu daje wrażenie, że faktycznie mam coś nowego, różniącego się designem. Mimo niewielkich zmian odczułem dużo większą różnicę między Series S6 a nowym modelem niż przy zmianie Series 4 na Series 6.
Czas testów
W najbliższych tygodniach przetestuję nowy zegarek Apple zarówno pod kątem nowości, jak i treningów. Ciekawi mnie również czas pracy na baterii oraz czas ładowania. Czy faktycznie zegarek ładuje się tak szybko, jak deklaruje producent?
Na razie wiem jedno. Nowy ekran to zmiana bardzo odczuwalna i dla mnie zdecydowanie na plus. Większy wyświetlacz w końcu sprawił, że przestałem zazdrościć użytkownikom większego modelu ilości treści na ekranie, a jednocześnie tarcze i aplikacje stały się o wiele czytelniejsze. Jak na razie jestem zadowolony.