Jest taka jedna kwestia, która wyraźnie odróżnia iPhone’y od większości urządzeń z Androidem: cena. Czy jednak istnieje w ogóle szansa na to, że Apple zdecyduje się na produkcję budżetowego smartfona?
Budżetowy Apple z prawdziwego zdarzenia
Jak pewnie dobrze wiecie, iPhone’y z serii SE nie są przykładem budżetowych smartfonów Apple. Urządzenia z linii zapoczątkowanej w 2016 roku wciąż są produktami premium, jednak wypełnionymi technologią starszej daty. Nie inaczej będzie z czwartą generacją, której debiut planowany jest na końcówkę 2024 roku.
Za prawdziwego „taniego” iPhone’a uznaje się model 5c, który wyszedł w 2013 roku. W tamtych czasach w Stanach Zjednoczonych flagowy iPhone 5s kosztował od 199 dolarów, tymczasem iPhone 5c był od niego aż o 100 dolarów tańszy. Niestety, okazało się, że ludzie woleli dopłacić do droższego modelu, niż decydować się na „plastikowe jabłko”.
Czasy się jednak zmieniają
Kupując smartfona z Androidem w 2024 roku w Polsce możemy wydać zarówno 300 złotych, jak i zdecydować się na konstrukcję wartą 12999 złotych. Dla producentów urządzeń mobilnych pojawiają się także nowe rynki zbytu, jak Afryka czy niektóre kraje Azji, gdzie jeszcze do niedawna królowały telefony starego typu. W takich miejscach giganci pokroju Apple, Samsunga czy Oppo mogą spróbować przekonać do siebie klientów i zyskać mocną pozycję. To zupełnie inne czasy niż te, w których debiutował iPhone 5c.
Jak sugeruje Mark Gurman w jednym z ostatnich tekstów opublikowanych dla Bloomberga, Gigantowi z Cupertino właśnie teraz brakuje urządzenia, na które stać byłoby przeciętnego mieszkańca Indii czy Wietnamu. Istnieje jednak duże prawdopodobieństwo, że kultywowana przez Steve’a Jobsa filozofia firmy, która zakłada, że produkty Apple nie mogą być tanie, jest ważniejsza.
Czy faktycznie najtańszym smartfonem Apple, na jaki możemy liczyć jest iPhone SE? Nie byłbym tego taki pewien. Ostatnie lata nie są dla firmy zbyt łaskawe. Gigant z Cupertino utopił w projekcie własnego samochodu miliardy dolarów, a Unia Europejska co rusz wymusza na Amerykanach zmiany status quo, które opierało się na monopolowych zagrywkach, takich jak ograniczenie do jednego sklepu z aplikacjami czy brak dostępu do NFC przez aplikacje zewnętrzne. Do tego dorzućmy słabnącą sprzedaż w Chinach i gogle Vision Pro, które nie będzie przynosić zysku przez wiele lat – nie brzmi to jak przepis na dalekosiężny sukces.
Jeżeli udziałowcy Apple będą domagali się, aby firma przynosiła dochody, gigant z Cupertino będzie musiał znaleźć nowe sposoby na zarabianie. Możliwe, że za kilka lat zobaczymy iPhone’a z ceną poniżej 2000 złotych, który przekonałby do siebie mniej zamożnych klientów zainteresowanych wypróbowaniem jabłkowego ekosystemu. Jest bowiem coś, co każda korporacja woli od frazesów o byciu marką premium – miliardy dolarów na koncie.