W dzisiejszym świecie smartfon jest urządzeniem bardzo powszechnym – szacuje się, że do końca 2018 roku w użyciu będzie ponad dwa i pół miliarda inteligentnych telefonów. Większość z nich wyposażona jest w różnego typu czujniki ułatwiające korzystanie z urządzenia i otwierające nowe możliwości. Jedne modele mają tych czujników więcej, inne mniej, natomiast praktycznie każdy ma aparat. Aparat jest zaś wszystkim, czego potrzeba, by z aktywnych smartfonów utworzyć sieć detektorów, obejmującą swym zasięgiem całą naszą planetę.
Pomysł wykorzystania naszych prywatnych urządzeń do wspierania badań naukowych nie jest nowy – na przestrzeni lat pojawiały się już aplikacje, które pomagały naukowcom w zbieraniu różnych danych. Mieliśmy MyShake, który potrafił wykrywać nawet drobne drgania sejsmiczne, a także aplikację Power Sleep od Samsunga, która pozwalała centrom badawczym wykorzystywać moc obliczeniową naszego smartfona. Kolejną tego typu aplikacją jest CREDO Detector, która powstała w ramach programu Cosmic-Ray Extremely Distributed Observatory (czyli CREDO), zainicjowanego przez naukowców z Polski, m.in. z Instytutu Fizyki Jądrowej Polskiej Akademii Nauk.
Jej działanie polega na rejestrowaniu cząstek promieniowania kosmicznego, a ściślej mówiąc, cząstek wtórnych, które kaskadowo powstają po przelocie cząstki pierwotnej przez atmosferę. Takie cząstki powstają m.in. w Słońcu, ale nie tylko – głównym celem jest wykrywanie tych, które potencjalnie mogą być tworzone przez skupiska ciemnej materii. Nie wchodząc zbytnio w szczegóły – okazuje się, że aparaty naszych smartfonów są w stanie takie cząstki wykrywać.
Bo czym właściwie jest aparat? Detektorem, który przechwytuje strumień fotonów, odbijających się od wszystkiego, co widzimy. Połączenie optyki, przetworników i oprogramowania pozwala nam przenosić do cyfrowego świata realny obraz. CREDO Detector działa na takiej samej zasadzie – okazało się, że cząstki, o których była mowa wcześniej, są w stanie być „wykryte” przez nasz aparat. Użytkowanie aplikacji jest proste – należy po prostu uruchomić eksperyment i zadbać o to, by obiektyw był dobrze osłonięty przed światłem. Jeśli cząsteczka przeleci akurat przez obiektyw smartfona, to aparat to zauważy. Aplikacja stale przechwytuje i analizuje pojedyncze klatki, a jeśli na którejś z nich, pomimo zasłoniętego obiektywu, coś się pojawi (od kilku do kilkudziesięciu innych niż czarne pikseli), będzie to wyraźny znak, że smartfon wykrył jedną z cząsteczek.
Powodzenie operacji zależne jest od zasięgu globalnego, smartfonowego detektora. Twórcy aplikacji szacują, że w ciągu doby można się spodziewać od jednej do nawet kilkuset detekcji. Jeśli pomnożymy te liczby razy tysiące, czy nawet dziesiątki tysięcy użytkowników, otrzymujemy pokaźną pulę detekcji. Detekcji, które dla przeciętnego użytkownika będą mało zrozumiałe, ale dla naukowców mogą stanowić bardzo istotne dane naukowe.
Co ciekawe, użytkownicy aplikacji zyskują prawo do członkostwa w międzynarodowej kolaboracji CREDO, a także prawo do podpisywania publikacji CREDO swoim nazwiskiem. Sama aplikacja ma otwarty kod źródłowy i udostępniona jest na licencji MIT, co oznacza mniej więcej tyle, że każdy może ją dowolnie modyfikować i wykorzystywać nawet do celów komercyjnych. Oczywiście wymaga to działającej w tle aplikacji, a więc uczestniczenie w eksperymencie należałoby zarezerwować sobie raczej na noc.
Dr hab. Piotr Homola z IFJ PAN zakłada, że już jesienią będą w stanie wydać obszerny raport naukowy na temat danych zebranych przez CREDO Detector, a więc nie pozostaje nam nic innego, jak życzyć powodzenia i w miarę chęci oraz możliwości przyłączyć się do eksperymentu. Kto wie, może globalna sieć połączonych detektorów rzeczywiście będzie w stanie dostarczyć danych, które dla naukowców okażą się wręcz bezcenne.
Aplikacja CREDO Detector dostępna jest tylko na Androida.
źródło: PAP – Nauka w Polsce