Jak można zwiększyć swoje wpływy, kiedy jest się jedną z największych firm technologicznych na świecie, a system, w którego jest się posiadaniu, jest używany przez dwa miliardy ludzi? Wszyscy ci, których było stać na kupienie smartfonu z Androidem, już to zrobili. Jak więc otworzyć się na kolejny miliard – tych mniej zamożnych i żyjących w miejscach, gdzie dostęp do dobrodziejstw współczesnego postępu technologicznego jest ograniczony? Tak zmodyfikuj swój system, żeby działał nawet na tanich smartfonach.
Pomysł Google na docieranie do mniej zamożnych użytkowników nie jest nowy. Jeszcze rok temu w kuluarach mówiło się o prawdopodobnym zamknięciu przez firmę projektu konstruowania tanich smartfonów z Androidem, którym udostępniano by aktualizacje do najnowszej wersji systemu niemal na równi z Nexusami. Chodziło o program Android One. Na zeszłorocznym Google I/O zapewniano, że projekt nie umarł, że Google nadal myśli o swoich potencjalnych użytkownikach z krajów, w których mało kogo stać na zakup flagowego urządzenia uznanych producentów, ale o Android One było słychać coraz mniej.
Międzyczasie z Nexusami musieliśmy się pożegnać, nadeszły Pixele, a kolejne wersje Androida stawały się coraz „cięższe” i wymagające, jeśli chodzi o podzespoły. Czym zatem ma się ratować kiepsko opłacany pracownik z Indii, którego smartfon ma 512 MB pamięci RAM, a chciałby mieć sprzęt działający na czymś nowszym niż Android 4.3? Co ciekawe, telefony z naklejką „Android One” stawały się sukcesywnie coraz lepsze, ale też coraz droższe. Sens tanich urządzeń, z obietnicą aktualizacji do najnowszego systemu Google, zaczął się rozmywać.
Firma zdała sobie sprawę również z tego, że choć smartfony produkowane w ramach programu Android One są sprzedawane w relatywnie niskich cenach, to nie tak łatwo jest wydawać aktualizacje do najnowszych wersji systemu dla urządzeń, których specyfikacja odbiega dość mocno nawet od przedstawicieli średniej półki cenowej. Po co zatem pakować się w patronat nad wydawaniem kolejnych względnie tanich telefonów, które miałyby problem z uciągnięciem Androida Marshmallow?
Android Go – przepustka Google do kolejnego miliarda użytkowników
Skoro trudno było górze przyjść do Mahometa, to Mahomet przyszedł do góry. Google na konferencji I/O 2017 zaprezentowało kolejny projekt o nazwie Android Go. W jego ramach, zamiast pilnować, żeby każdy budżetowy smartfon miał zapewnioną aktualizację do najnowszego Androida i na tym poprzestać, Google zadbało o takie modyfikacje systemu, by nawet sprzęty z pamięcią operacyjną 1 GB RAM lub (!) o połowę mniejszej, mogły płynnie działać.
Zmiany zostaną wprowadzone oczywiście dopiero począwszy od Androida O. I nie chodzi jedynie o działanie samego systemu, ale też takie ingerencje w aplikacje, by te (przynajmniej na początku) nie zabierały więcej miejsca niż 10 MB, nie zużywały zbyt dużo zasobów systemowych i potrafiły oszczędzać transfer mobilny. Oczywiście zaprezentowano nam, jak miałoby to wyglądać.
Wśród pierwszych aplikacji działających jak programy typu „lite”, znalazły się Google Chrome i YouTube. Chrome zyskał wbudowane opcje kompresowania treści, podobne do tych, z jakich można korzystać w Operze Mobile. YouTube Go zaś, otrzymał opcje, które pozwalają przed rozpoczęciem odtwarzania filmu na wybranie jego jakości oraz sprawdzenie ile transferu będzie nas „kosztować” dany klip. Do tego otworzy przed użytkownikami możliwość pobrania materiału wideo i podzielenie się nim ze znajomymi, nie korzystając z łączy internetowych.
Modyfikacje dotkną też sklep Google Play. Jeśli aplikacja wykryje, że smartfon działa ze zmienionym systemem w postaci Androida Go, w pierwszej kolejności będzie proponować te aplikacje, z którymi telefon sobie poradzi, zamiast wrzucać do paska rekomendacji apki-kobyły, z którymi mają czasem problemy urządzenia z kosmicznie dobrymi podzespołami. Programiści nie będą tworzyć takich lekkich programów „na czuja”. Od Google otrzymają pomoc w postaci przejrzystych instrukcji, zebranych na blogu deweloperskim pod hasłem „Buliding for Billions”.
Android Go, łączący w sobie ideę budowania tanich smartfonów z Androidem i takiego „odchudzenia” systemu, by działał dobrze również na słabych konfiguracjach, będzie dostępny dla nowych urządzeń z Androidem O z 1 GB RAM lub mniej. Powiedziano też, że z zaprezentowanych opcji będą mogli skorzystać również inni, choć ich wprowadzenie do „normalnych” smartfonów zajmie więcej czasu.
Jaki sens ma inwestowanie w tak słabe smartfony? Ma, i to wielki. Największy wzrost Android obecnie zalicza w krajach średnio i mało zamożnych. To Azja, a nie Ameryka Połnocna czy Europa jest kontynentem, który obecnie potrzebuje wyciągniętej ręki giganta z Mountain View. Całkiem możliwe, że Google nareszcie zaczyna to robić. Jakie będą tego efekty? Zobaczymy. Pierwsze smartfony z Android Go pojawią się w przyszłym roku. Jeśli gigant z Mountain View potraktuje to jako sprawę o wysokim priorytecie, a nie jak zapchaj-dziurę na konferencji I/O, jest szansa, że mieszkańcy Dalekiego Wschodu pokochają Google tak mocno, jak ono samo sobie by tego życzyło.
źródło: Google Keynote