Użytkownicy urządzeń Apple lubią dogryzać posiadaczom smartfonów z Androidem, że dostają aktualizację do najnowszego wydania z dużym opóźnieniem lub w ogóle (co też wciąż się zdarza, choć już coraz rzadziej), podczas gdy oni mają nowy iOS od razu, nawet na starszym iPhonie. I chociaż to fakt, to Google wcale nie zasłużyło, żeby wieszać na nim psy.
Ile urządzeń pracuje pod kontrolą najnowszego Androida? Niestety niewiele…
Google już od dawna nie udostępnia regularnie informacji na temat udziałów poszczególnych wersji swojego systemu, podczas gdy kiedyś robiło to regularnie co miesiąc. Była to okazja, żeby wytknąć gigantowi z Mountain View, że adopcja Androida przebiega w ślimaczym tempie, choć de facto nie z jego winy, bo odpowiadają za to producenci urządzeń. Samo Google ma w ofercie tylko kilka smartfonów, które na dodatek nie sprzedają się w ogromnych ilościach, więc ma minimalny wpływ na sytuację na rynku.
Obecnie Google wydaje raporty na temat udziałów poszczególnych wersji Androida co kilka miesięcy – ostatnio w maju 2022 roku, przy czym to informacja przede wszystkim dla deweloperów. Dzięki temu wiedzą oni na przykład, jaką część użytkowników mogą stracić, jeśli nie dostosują swojej aplikacji do danego wydania systemu.
Teraz gigant z Mountain View udostępnił najnowsze zestawienie, z którego wynika, że najnowszy Android 12 ma zaledwie 13,3% udziałów w rynku, mimo że od jego premiery minęło już 10 miesięcy i wypatrujemy już udostępnienia Androida 13. Na pierwszym miejscu pod względem wielkości udziałów znajduje się Android 11 (27%), na drugim Android 10 (22,3%), a na trzecim Android 9 Pie (14,5%). Jak widać, najnowszy jest zatem dopiero czwarty w kolejności, przed Androidem 8 Oreo (10,9%).
Google nie ma się jednak czego wstydzić
Patrząc na ww. liczby przez pryzmat prędkości i powszechności aktualizacji do nowych wydań iOS, można by tylko westchnąć i powiedzieć, że użytkownicy iUrządzeń mają jak w raju. W rzeczywistości tak jednak nie jest i sytuacja wygląda zupełnie inaczej, gdy się jej przyjrzeć dokładnie. Można nawet powiedzieć, że lepiej mają posiadacze urządzeń z systemem sygnowanym logo zielonego robota. Dlaczego?
Zacznijmy od tego, że Apple ma pełną kontrolę nad iOS i na dodatek bardzo niewiele smartfonów w ofercie, a do tego jeszcze montuje w nich własny procesor. Wszystkie trzy czynniki diametralnie ułatwiają gigantowi z Cupertino proces aktualizowania iPhone’ów. W przypadku Androida wygląda to tak, że Google udostępnia producentom „gołego Androida”, którego muszą dostosować do swoich urządzeń, wcześniej najczęściej dodając do niego własną nakładkę. Jednocześnie muszą poczekać na sterowniki od producentów procesorów, bo bez tego nie mogą udostępnić aktualizacji. I chociaż Google stara się maksymalnie uprościć cały proces, to wciąż Apple pod tym względem ma łatwiej.
Z drugiej strony iOS jest tak zunifikowanym systemem, że wprowadzenie jakiekolwiek nowości wymaga udostępnienia aktualizacji iOS, nawet jeśli jest to dodanie funkcji w jednej aplikacji. W Androidzie aplikacje systemowe są aktualizowane przez Sklep Google Play – dzięki temu nowe funkcje mogą być udostępniane szybciej i również dużej liczbie użytkowników, nawet ze starszą wersją systemu operacyjnego.
Warto też zauważyć, że producenci często implementują w swoich nakładkach rozwiązania, których „czysty Android” (i iOS) nie ma lub otrzymuje z dużym opóźnieniem (jak na przykład przewijany zrzut ekranu). To niewątpliwa zaleta autorskich interfejsów, choć – jak zostało wspomniane – ich stosowanie opóźnia udostępnienie aktualizacji.
Google poszło jednak o krok dalej i zaczęło udostępniać również nowe funkcje z pominięciem aktualizacji systemu operacyjnego, z poziomu Usług Google Play. Jednym z takich rozwiązań jest automatyczne usuwanie uprawnień nieużywanym aplikacjom – funkcja ta trafiła nawet do posiadaczy urządzeń z Androidem Marshmallow z 2015 roku!
Jak widać, nie sposób równać systemów Google i Apple, ponieważ są zupełnie inne i więcej je dzieli niż łączy. W przypadku oprogramowania z logo zielonego robota wersja nie ma „strategicznego znaczenia”, ponieważ jeśli czegoś nie ma jego „czysta wersja”, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że daną funkcję dodano już w nakładce lub za pośrednictwem aktualizacji aplikacji lub udostępnionej przez Usługi Google Play.
Z drugiej strony każdy kolejny Android przynosi nowe funkcje, które producenci następnie integrują z kolejnymi wersjami swoich nakładek, bo nie były wcześniej w nich dostępne, a nie da się ich udostępnić w inny sposób niż przez aktualizację systemu operacyjnego. Patrząc z tej perspektywy, brak najnowszego wydania może być uwłaczający i użytkownicy mają prawo narzekać.
Słowem podsumowania
Oczekujący regularnych, natychmiastowych aktualizacji Androida powinni kupić smartfon Google Pixel (które w Polsce ostatnio mocno staniały), ale z jakiegoś (całkowicie niezrozumiałego) powodu Google niejednokrotnie udostępniło wadliwą aktualizację Androida dla swoich urządzeń, więc ich natychmiastowe instalowanie jest ryzykowne. Nie mówiąc o tym, że Pixele często mają też wady natury sprzętowej, a nie wszystkie da się „wyleczyć” aktualizacją oprogramowania.
Apple również jednak pod tym względem nie jest idealne – już nieraz w nowych wersjach iOS roiło się od błędów i producent musiał naprędce udostępniać łatki. Każdy system ma swoje wady i zalety, i żaden nie jest obiektywnie lepszy. A na pewno wyznacznikiem nie jest wersja oprogramowania, zainstalowana na smartfonie, bo – jak (mam nadzieję) wytłumaczyłem – w przypadku Androida nie ma ona takiego znaczenia jak w iOS.