Recenzja Huawei MatePad Pro 12.2 PaperMatte. Sięgam po niego z przyjemnością

Jeśli zgubiliście się w dotyczasowej ofercie tabletów Huawei, cóż, musicie wiedzieć, że mam podobnie. Jest ich ogrom – w dodatku zarówno z ekranami błyszczącymi, jak i zmatowionymi. Sytuacji nie polepsza wcale też fakt, że portfolio poszerzone zostało dziś o dwa modele, debiutujące w Polsce, z których jeden – Huawei MatePad Pro 12.2 w wersji PaperMatte – miałam okazję sprawdzić. Ale na jego debiut akurat się cieszę.

Dotychczasowe tablety Huawei z ekranami PaperMatte były urządzeniami względnie tanimi – za ok. 1,5 tysiąca zyskiwaliśmy sprzęt wyróżniający się na rynku wyświetlaczem, ale reszta podzespołów nie była już taka szałowa. Można powiedzieć, że po prostu pasowała do ceny. Tym razem jednak mamy do czynienia z dużo wyższą półką cenową, a co za tym idzie – mam ku temu sprzętowi naprawdę ogromne oczekiwania. I Wy też powinniście.

Specyfikacja Huawei MatePad Pro 12.2 PaperMatte Edition:

  • wyświetlacz dotykowy Tandem OLED PaperMatte o przekątnej 12,2”, rozdzielczości 2800×1840 pikseli (2.8K), częstotliwości odświeżania 144 Hz i jasności 2000 nitów, kontrast 2000000:1, 1 mld kolorów,
  • procesor Kirin T91,
  • 12 GB RAM,
  • 512 GB pamięci wewnętrznej,
  • system HarmonyOS 4.2,
  • aparat 13 Mpix + ultraszeroki kąt 8 Mpix,
  • przedni aparat 8 Mpix 112° FOV,
  • Bluetooth 5.2,
  • WiFi 6,
  • Nearlink,
  • cztery głośniki, cztery mikrofony,
  • USB typu C 3.0,
  • akumulator o pojemności 10100 mAh, ładowanie 100 W,
  • czytnik linii papilarnych,
  • wymiary: 271,25 x 182,53 x 5,5 mm,
  • waga: 508 g.

Huawei MatePad Pro 12.2 standardowo kosztuje 4199 złotych w wersji PaperMatte lub 3799 złotych z błyszczącym ekranem. W momencie publikacji niniejszej recenzji trwa jednak oferta przedsprzedażowa (do 10 listopada), w ramach której oba warianty można kupić o 500 złotych taniej. W zestawie otrzymujemy klawiaturę i rysik M-Pencil 3. gen o wartości 898 złotych.

Zgodnie z najnowszymi trendami, w pudełku sprzedażowym nie znajdziemy ładowarki.

Gdzie kupić?

Huawei MatePad Pro 12.2

ok. 3699 zł
(Przybliżona cena z dnia: 14 października 2024)
Zawiera linki afiliacyjne.

Od razu czuć piniądz

Żaden dotychczasowy tablet Huawei z ekranem PaperMatte nie pretendował do bycia premium – ani ceną, ani parametrami, ani wyglądem czy jakością materiałów wykończeniowych. Tymczasem w przypadku Huawei MatePad Pro 12.2 PaperMatte jest zgoła inaczej. Jedno spojrzenie na ten sprzęt wystarczy, by poczuć premium design i wykonanie. I bardzo mi się to podoba.

Testowany sprzęt jest niesamowicie elegancki, smukły, świetnie się prezentuje zarówno w klasycznej, czarnej wersji kolorystycznej, jak i… złotej, która dodatkowo ma ciekawy wzór, podobno inspirowany naturą, a konkretnie jedwabiem. Samo to, że ekran pokrywa aż 92% powierzchni przedniego panelu, też świadczy o pochodzeniu z wyższej półki. 

Dodajmy do tego jeszcze czytnik linii papilarnych, którego wcześniej mocno brakowało, a który działa naprawdę szybko i niezawodnie, i mamy przepis na co najmniej dobrze zapowiadający się tablet.

Jakość wykonania jest wzorowa. Mamy do czynienia z bardzo smukłą, ale zwartą bryłą, która na żywo naprawdę robi wrażenie. Dawno żaden tablet nie wzbudził we mnie tak pozytywnych emocji podczas odpakowywania, a to naprawdę spory plus. I dobry prognostyk na dalsze testowe losy.

Huawei MatePad Pro 12.2

Wyświetlacz to klasa sama w sobie

W przypadku najlepszego jak do tej pory ekranu PaperMatte mieliśmy do czynienia z jasnością zaledwie 500 nitów, kontrastem 1500:1 czy 16,7 mln kolorów. W Tandem OLED wszystkie te współczynniki są nieporównywalnie wyższe – 2000 nitów jasności, kontrast 2000000:1, 1 mln kolorów. To zupełnie inna liga i czuć to na każdym kroku.

Wcześniej można było mieć obawy o nieco wyblakłe kolory względem tradycyjnych ekranów błyszczących i trudno się z tym nie zgodzić – podobnie jak z momentami niewystarczającą jasnością maksymalną. Tym razem jednak naprawdę nie ma na co narzekać, bo Tandem OLED to klasa sama w sobie.

Huawei MatePad Pro 12.2

Na temat zalet matowego wyświetlacza już się wielokrotnie rozpisywałam, ale niech takim koronnym dowodem tego, że jest świetny, będzie fakt, że mając do wyboru laptop z błyszczącym ekranem i tablet z matowym, chętniej sięgałam w kierunku MatePada Pro 12.2 właśnie. Wszystko dzięki panelowi, który nie odbija w sobie zupełnie nic, wszelkie refleksy świetle też redukuje do zera.

W ustawieniach wyświetlacza możemy zmienić częstotliwość odświeżania (do wyboru 60 Hz, 144 Hz lub dynamiczne), tryby kolorów (normalne lub wyraziste), temperaturę barwową, jak również włączyć tryb książki (idealny do czytania ebooków) czy naturalne tony (automatycznie dostosowuje temperaturę barwową do oświetlenia otoczenia). Czy czegokolwiek tu zabrakło? Odnoszę wrażenie, że nie – jest wszystko, czego potrzeba do komfortowego użytkowania.

Działanie, oprogramowanie

Mamy do czynienia z ciekawą sytuacją, w której producent nieszczególnie chętnie chwali się, jaki procesor odpowiada za działanie urządzenia. Różnego rodzaju aplikacje wskazują jedynie wykorzystanie 12-rdzeniowego procesora i GPU w postaci Maleoon 910. To wszystko podpowiada zastosowanie jednostki Kirin 9000W, jednak okazuje się, że to ślepa uliczka. Gdy się pogrzebie naprawdę głęboko, można dokopać się do filipińskiej strony produktowej, która podaje konkretny model procesora – Kirin T91. Nie jest wcale łatwo o to info, jakby procesor tego tabletu był powodem do wstydu.

Bo może trochę jest. Tablet kosztuje ok. 4000 złotych (oczywiście w zestawie z akcesoriami), a oferuje wydajność w testach syntetycznych charakterystyczną raczej dla tabletów od siebie tańszych. Żeby daleko nie szukać, wspomnijmy choćby o Xiaomi Pad 6S Pro za ok. 2,5 tys. złotych, którego sercem jest Qualcomm Snapdragon 8 Gen 2.

Na szczęście benchmarki benchmarkami, a rzeczywista wydajność to zupełnie inna rzecz. Pod względem działania MatePad Pro 12.2 pokazuje się z bardzo dobrej strony. Tylko kilka razy mnie zirytował, ale był to ewidentnie problem przeglądarki internetowej, a nie samego tabletu, bo zamknięcie i ponowne otwarcie rozwiązywało problem. 

Ale jak nagle przeglądarkę zaczyna zamulać do tego stopnia, że na pojawienie się paska adresu trzeba czekać dłuższą i naprawdę odczuwalną chwilę, to można mieć dość. Zwłaszcza, jak nam się spieszy. To jednak były pojedyncze przypadki i, tak, jak mówię, winy nie szukałabym w samym tablecie.

Zwłaszcza, że podczas typowego użytkowania nie daje powodów do narzekania. Wszystkie aplikacje otwiera bez zbędnej zwłoki, szybko pozwala się też między nimi przełączać czy też otwierać dwa programy obok siebie, dodatkowo z trzecim nałożonym na nie. Czasem zdarza mi się tak pracować i tablet nie stawia przede mną żadnych barier.

Huawei MatePad Pro 12.2 działa w oparciu oczywiście o HarmonyOS, co oznacza domyślnie brak preinstalowanych usług Google. Aktualnie jednak doinstalowanie ich czy po prostu pobieranie i korzystanie z przeróżnych aplikacji, których nie ma w AppGallery, jest tak banalnie proste, że każdy sobie z tym poradzi. Dla mnie najważniejszy jest fakt, że bezproblemowo działa Chrome, Dokumenty Google, Dysk, itd. z pełną synchronizacją.

Zresztą, na ten temat popełniłam obszerny tekst poradnikowy, zainteresowanych zapraszam.

Głośniki

Tu standardowo oddaję głos Kubie.

Myślę, że ten tablet zadowoli domorosłych kinomaniaków :) Producent oddał do naszej dyspozycji cztery głośniki, które grają całkiem przyzwoicie. Muszę stwierdzić, że na prowadzenie wychodzi tutaj bardzo fajny, czysty wokal – czy to w filmach, czy w muzyce, a do tego dużo średnich tonów.

No i ten nieszczęsny bas. Dlaczego nieszczęsny, zapytacie? Ano temu, że jak najbardziej jest, ale poprzez budowę tabletu odnoszę lekkie wrażenie, że tworzy się minimalna studnia i jak mamy elementy mocno basowe, to spotykamy się z efektem motyla (kamyczek wrzucony do studni powoduje tsunami na drugim krańcu świata :)). Oczywiście żartuję, nie jest źle, ale delikatny pogłos jest. Nie wszystkim będzie przeszkadzać, mi na przykład nie przeszkadza. Jako że w tym sprzęcie nie ma Dolby Atmos, to, że tak się uśmiechnę, już jest “dźwięk przestrzenny” ;).

Podsumowując, tablet gra głośno, wyraźnie, jest naprawdę w porządku. Po prostu nie ma w nim jakichś ekstremalnych fajerwerków.

Huawei MatePad Pro 12.2

Czas pracy

Akumulator o pojemności 10100 mAh zwiastuje, że czas pracy będzie przyzwoity – to najmniej, czego powinniśmy oczekiwać. Rzeczywistość mnie nie zawiodła. Można nawet powiedzieć, że Huawei MatePad Pro 12.2 mnie wymęczył.

Siadłam któregoś pięknego dnia z tabletem na kanapie z myślą, że to może dziś będzie ten dzień, podczas którego uda mi się sprawdzić czas pracy tabletu ciągiem. Była sobota, ale miałam dyżur wydawniczy plus sporą górkę do zrobienia, więc pomyślałam – a co mi tam, lecimy z koksem.

Scenariusz bardzo prosty: kilka kart otwartych w Chrome, Google Docs, Feedly, czasem nieco Facebooka, Messengera i YouTube, ekran ustawiony na ok. 40% jasności, bo więcej nie trzeba było. O jakie było moje zdziwienie, gdy po 4 godzinach ciągłej pracy tablet wskazywał jeszcze 75% zapasu energii. Oczywiście zadanie kontynuowałam, przerywając na posiłki. Ostatecznie tablet padł po 12,5 godzinach pracy biurowej. Doskonały wynik.

Oczywiście można go w bardzo łatwy sposób skrócić – wystarczy bardziej rozjaśnić ekran, by czas działania uległ znacznemu pogorszeniu. Po 3 godzinach i 15 minutach pracy biurowej tablet wskazał 50% naładowania, natomiast bliski rozładowania się (3%) był po 5 godzinach i 37 minutach, co daje nieco ponad połowę czasu pracy, gdy ekran jest ustawiono na sporo niższą jasność.

Czas pracy na włączonym ekranie niestety zeruje się po każdej dobie, więc dokładne sprawdzenie czasu pracy rozłożonego na kilka dni też nie należy do najłatwiejszych. Z moich testów wynika jednak jasno, że okolice 10 godzin SoT są do osiągnięcia bezproblemowo rozłożone na kilka dni.

Co istotne, jeśli już Wam się Huawei MatePad rozładuje, nie jest to wielka tragedia – dzięki obsłudze ładowania z mocą 100 W tablet ładuje się zaledwie nieco ponad godzinę. Rewelacyjna sprawa. Imponujący wynik.

Huawei MatePad Pro 12.2

Aparat

Temat robienia zdjęć tabletami przerabialiśmy już wielokrotnie, więc nie ma się co rozwodzić. Dodam jednak, żeby nie było najmniejszych wątpliwości dla osób, które niekoniecznie moje zdanie znają: jak ktoś chce robić zdjęcia tabletem, bardzo proszę, nie mam z tym najmniejszego problemu.

Huawei w modelu MatePad Pro 12.2 mocno zaakcentował, że tablety powinny potrafić zrobić niezłe zdjęcia, bo mamy tu zarówno główny aparat (13 Mpix), jak i ultraszerokokątny (8 Mpix). Co najważniejsze, rzeczywiście jakościowo pokazują się z dobrej strony.

Co trzeba pochwalić, przedni aparat producent upchnął w wąskiej ramce nad ekranem (nad – trzymając tablet poziomo), dzięki czemu nie znajdziemy tu nielubianego przez wszystkich notcha. Ufff. Jakość selfie jest dobra, do wideorozmów też spokojnie wystarcza.

Gdyby zachciało Wam się nagrywać wideo tabletem, to oczywiście jest taka możliwość, ale to już mi będzie trudniej zrozumieć niż robienie zdjęć ;) Maksymalnie do wykorzystania jest 4K 60 FPS, ale tylko w przypadku głównego aparatu, maks. z 6-krotnym zoomem. Niżej, w Full HD 30 FPS, dostępna jest możliwość nagrywania ultraszerokim kątem. Nie polecam tego jednak robić, nie ma to większego sensu.

Huawei MatePad Pro 12.2

To pierwsza taka klawiatura Huawei. Bajer!

Wychodzę z założenia, że – jeśli już kupować tablet – to tylko z klawiaturą. W przypadku MatePad Pro 12.2 producent pomyślał dokładnie tak samo, bo w sprzedaży nawet nie uwzględnił opcji zakupu tego modelu solo. A że jest to naprawdę fajne akcesorium, bo to tak naprawdę etui z klawiaturą, to zdecydowanie warto poświęcić mu dłuższą chwilę. A nawet bardzo długą, bo jest o czym mówić. Zaraz się o tym sami przekonacie.

Zacznijmy może od tego, że takiej klawiatury Huawei jeszcze nie miał w swojej ofercie. To nie jest akcesorium znane choćby z MatePad 11,5″ S PaperMatte Edition czy poprzednich modeli z serii, w których to klawiaturę można było odczepić od reszty i położyć np. na kolanach a tablet na biurku (to znaczy można i dalej będzie działać dzięki Nearlink, ale tablet nie będzie miał trzymającej go w pionie podstawy).

Tym razem mamy do czynienia z najbardziej wybajerzoną klawiaturą, o jakiej można było pomyśleć – Huawei Glide Keyboard. Oto bowiem nie tylko chroni tablet (montowana jest do niego magnetycznie), ale także zapewnia trzy różne ułożenia urządzenia – dwa na stojąco, pod różnym kątem, gdzie trzyma się magnetycznie (naprawdę mocno), a jedno na leżąco, co przyda się podczas np. rysowania. W każdej pozycji tablet trzyma się stabilnie, umożliwiając korzystanie z niego np. też na kolanach.

A to dalej nie wszystko, bo producent wpadł na pomysł, by w klawiaturze znaleźć jeszcze miejsce do bezpiecznego przechowywania rysika. Uważam to za świetne rozwiązanie, dużo lepsze i na pewno stabilniejsze niż magnetyczne mocowanie rysika do krawędzi tabletu (ileż to razy “zgubiłam” przez to rysik w plecaku… nie zliczę). 

Co prawda rysik trudno jest tam położyć czy też go stamtąd zabrać bez odczepiania tabletu od etui, ale wyobrażam sobie, że robicie to dwa razy – rozkładając się z tabletem i chowając go po skończonej sesji użytkowania, więc nie powinien to być wielki problem.

Warto też dodać, że omawiane akcesorium wykonano z tworzywa bardzo miłego w dotyku, a Huawei twierdzi nawet, że jest plamoodporne. Coś w tym rzeczywiście musi być, bo tablet mam mniej-więcej miesiąc, a etui, choć jasne, dalej pozostaje w świetnym stanie – jak po wyjęciu z pudełka.

Klawiatura jest świetna, ale domyślnie irytuje

Wiecie już o klawiaturze sporo, czas jednak przejść do konkretów, bo tak, jak ją uwielbiam za komfort wprowadzania tekstu, tak jej nienawidzę za masę rozwiązań, które doprowadzają do szewskiej pasji.

Wyobraźcie sobie bowiem moje zdziwienie, gdy – chcąc napisać słowo, w którym występuje znak diakrytyczny, stale nie byłam tego w stanie zrobić. Akurat zaczęło się od słowa, gdzie na końcu było “ę”, nie pamiętam konkretnie, o które chodziło – dajmy na to “pogodę”. Przy każdej próbie klawiatura wprowadzała “pogodę”, po czym ustawiała wskaźnik przed “ę”, więc żeby cokolwiek móc pisać dalej, musiałam przestawiać wskaźnik dalej ręcznie. Irytujące niesamowicie.

Problemem okazało się zastosowanie wielu różnych klawiatur z poziomu systemu. Bo co z tego, że mamy klawiaturę zewnętrzną i dedykowane jej ustawienia (które się oczywiście zgadzały i wskazywały język polski), skoro w systemie jest jeszcze klawiatura Celii, która domyślnie włączony ma też język angielski (UK i US), który wprowadzał zamieszanie. Odkrycie tego zajęło mi parę chwil, ale problem udało się rozwiązać.

Strasznie wkurza mnie też lista podpowiadanych słów, której nie da się wyłączyć. Jasne, momentami jest przydatna, ale z reguły potrafi uprzykrzyć życie. Chcąc poprawić literówkę w konkretnym wyrazie muszę za każdym razem zaakceptować zmianę z użyciem cyferek, podczas gdy myślami jestem już w dalszej części materiału. Co więcej, nie da się wymusić napisania czegoś małą literą. Da się zmienić małą na wielką, ale gdy jest odwrotna sytuacja – nie da się. Trzeba kombinować pisząc np. “Nnie”, i usuwając “N”. Bezsens!

Na szczęście i na to jest rozwiązanie – można na przykład zmienić ustawienia klawiatury i to pomoże na część bolączek lub… od razu zmienić klawiaturę Celii na SwiftKey i problem momentalnie znika. Nie każdy jednak będzie na tyle obcykany, by do tego dojść i sobie to zmienić. Domyślne ustawienia klawiatury powinny być bardziej rozbudowane i kropka.

TouchPad obsługuje gesty, w tym oczywiście przewijanie zawartości z użyciem dwóch palców. Przy czym o ile działa to na stronach internetowych, portalach społecznościowych czy w galerii, tak w Dokumentach Google, z jakiegoś powodu, gest ten odpowiada za zaznaczanie tekstu od miejsca, w którym się znajdujemy, w górę lub w dół. Strasznie irytujące, zwłaszcza, że wydaje mi się, że jeszcze kilka tygodni temu działało to tak, jak trzeba.

Równie dziwny jest fakt, że z użyciem Shift+strzałka góra/dół nie możemy zaznaczać tekstu. To, jak już wiecie, można zrobić wykorzystując gest na gładziku. Nieintuicyjne i trudno jest się do tego przyzwyczaić.

Klawiatura nie jest podświetlana i pod względem technicznym to jej największy minus. Jest natomiast cicha, komfortowa i, jak już się człowiek przyzwyczai do tych różnych udziwnień, opisanych przez mnie wyżej, naprawdę da się z nią polubić.

Huawei MatePad Pro 12.2

Rysik 

W okresie przedsprzedaży do tabletu porzucany jest gratis lub za złotówkę, w zależności od kanału sprzedaży, rysik Huawei M-Pencil 3, który obsługuje 10000 poziomów nacisku. I o ile dla mnie to raczej zbędny gadżet, bo mając touchpad w klawiaturze załatwia on sprawę sięgania w kierunku ekranu, tak zdaję sobie sprawę z tego, że znajdzie się sporo osób o zdaniu o 180 stopni odmiennym od mojego.

Zwłaszcza, że mamy przecież do czynienia z tabletem z matowym ekranem, po którym dużo przyjemniej wprowadza się odręczne notatki czy maluje niż po błyszczącym, jak również na tablecie znajdziemy aplikację GoPaint, która w rękach osób potrafiących trzymać rysik potrafi posłużyć za naprawdę solidne narzędzie do tworzenia. Ja niestety do nich nie należę.

Huawei MatePad Pro 12.2

Podsumowanie

Dopóki Huawei MatePad Pro 12.2 nie trafił w moje ręce, nie wiedziałam, że tak bardzo czekałam na jego premierę. Pewnie od razu stwierdzicie, że przesadzam, ale – naprawdę – to tablet, który zadowala mnie pod względem designu, lekkości (nawet w zestawie z klawiaturą), czasu pracy, głośników i – przede wszystkim – ekranu! 

Dodanie czytnika linii papilarnych bardzo mnie cieszy, bo brakowało go w poprzednich tabletach Huawei, a jeszcze bardziej raduje mnie brak notcha i smukłe ramki wokół wyświetlacza. Super szybkie ładowanie jest rewelacyjne, choć oczywiście brakuje ładowarki w zestawie sprzedażowym.

MatePad Pro 12.2 jest mniej wydajny od konkurencji? Przeżyję, bo na tablecie nie gram, a w moich zastosowaniach sprawdza się świetnie. Brak usług Google? Nie jest to wielki problem, zwłaszcza, odkąd MicroG stało się niejako integralną częścią AppGallery. 

Najbardziej brakuje mi podświetlenia klawiatury, bo jednak pracuję w różnych warunkach i o różnych porach. I strasznie wkurza mnie, że nad klawiaturą trzeba popracować, by była w pełni komfortowa w użytkowaniu – jakby nie mogła być taka od momentu wyjęcia z pudełka…

Podsumowując jednak, Huawei MatePad Pro 12.2 to naprawdę zacny tablet. Drogi, bo to już nie jest sprzęt w zestawie z akcesoriami za 2,2 tys. złotych, tylko – w standardzie – za 4,2 tys. złotych, ale wszystkie te udoskonalenia – idące za dopiskiem Pro w nazwie – są warte takiej dopłaty. 

Na szczęście aktualnie trwa sprzedaż premierowa, więc jeśli jesteście zainteresowani tym sprzętem, dobre wieści są takie, że możecie go kupić o 500 złotych taniej.

Recenzja Huawei MatePad Pro 12.2 PaperMatte. Sięgam po niego z przyjemnością
Zalety
rewelacyjny matowy ekran Tandem OLED
czas pracy i szybkość ładowania
skuteczny i szybki czytnik linii papilarnych
design, smukłość i waga
głośniki (z lekkim minusem)
klawiatura w zestawie sprzedażowym
Wady / braki
brak wersji z 4G (ani 5G)
brak podświetlenia klawiatury (i jej domyślna konfiguracja)
brak usług Google - właściwie nie przeszkadza, ale dla wielu wciąż ma znaczenie
brak ładowarki w zestawie
mnóstwo instalek niepotrzebnych aplikacji pogrupowanych w foldery
8.5
Ocena