Apple Watch Series 10
(fot. Mateusz Budzeń | Tabletowo.pl)

Recenzja Apple Watch Series 10. Liczyłem na więcej

Apple Watch Series 10 to między innymi większy rozmiar koperty i smuklejsza obudowa względem poprzednika. Nie możemy mówić o jakiejkolwiek rewolucji, ale nie oznacza to, że mamy do czynienia z niewartym uwagi smartwatchem.

Zabrakło rewolucji

Niektórzy oczekiwali, że Apple Watch Series 10, wzorem jubileuszowego iPhone’a X, przyniesie duży zastrzyk nowości. Mówimy bowiem o modelu wydanym na 10-lecie smartwatchy z Cupertino – dla przypomnienia, pierwszy Watch został pokazany na konferencji w 2014 roku, wraz z iPhonem 6 i innymi urządzeniami. Wspomniany scenariusz jednak się nie spełnił – dostaliśmy kilka zmian, ale bez jakiekolwiek odczuwalnego kroku do przodu.

Zauważyłem, że po premierze tegorocznego Watcha, zaczęły pojawiać się spekulacje, że – owszem – pierwszego Watcha zobaczyliśmy w 2014 roku, ale jego sprzedaż ruszyła dopiero w 2015 roku. W związku z tym, prawdziwie nowy model jest jeszcze przed nami. Przyznam, że wątpię w te rewelacje.

Nie zdziwię się, gdy Apple Watch Series 11 będzie tylko delikatnie ulepszoną wersją bohatera tego testu. Dostaniemy jedną lub dwie nowe funkcje oraz niemal nieistotne zmiany w specyfikacji. Dlaczego nieistotne? Z prostego powodu, bowiem ich nie zauważymy w codziennym korzystaniu. Przykładowo mocniejszy procesor prawdopodobnie nie wniesie nic nowego, bo już teraz układ w Watchu perfekcyjnie radzi sobie z zapewniem szybkiej pracy oprogramowania.

Apple Watch Series 10
fot. Mateusz Budzeń | Tabletowo.pl

Brak większych nowości w przyszłym roku najpewniej będzie wynikał z tego, że przecież teraz dostaliśmy odświeżony design. Jasne, to odświeżenie nie było duże, ale obawiam się, że obecnie Apple nie stać na nic więcej. Strzelam, że to nie pomysłów brakuje, ale odwagi, aby spróbować czegoś świeżego, co pozwoliłoby zmienić dotychczasową koncepcję smartwatcha.

Specyfikacja techniczna Apple Watch Series 10 (46 mm), obudowa aluminiowa, wersja LTE:

  • wyświetlacz Retina OLED LTPO3 o rozdzielczości 416 x 496 pikseli, powierzchnia wyświetlacza 1220 mm², jasność minimalna 1 nit, jasność maksymalna 2000 nitów, Always on Display, szkło Ion-X,
  • procesor Apple S10,
  • system watchOS 11,
  • 64 GB pamięci na dane,
  • wodoodporność do 50 m (można w nim pływać),
  • odporność na pył klasy IP6X,
  • czujniki: akcelerometr, żyroskop, wysokościomierz, barometr, kompas, pulsometr, pulsoksymetr, czujnik oświetlenia, czujnik temperatury ciała, czujnik temperatury wody,
  • funkcje zdrowotne: pomiar tętna, natlenienia krwi, monitorowanie snu, EKG, śledzenie cyklu, wykrywanie upadków, wykrywanie bezdechu sennego,
  • Bluetooth 5.3, WiFi 802.11n, czip UWB,
  • GPS L1, GNSS, Galileo i BeiDou,
  • płatności zbliżeniowe Apple Pay,
  • sieci komórkowe LTE i UMTS, obsługa kart eSIM,
  • akumulator o pojemności 327 mAh mAh, ładowanie indukcyjne,
  • wymiary: 46 x 39 x 9,7 mm,
  • waga: 35,3 g (bez paska),
  • kompatybilność z systemem iOS.
Gdzie kupić?

Apple Watch Series 10 46 mm GPS + Cellular

ok. 2699 zł
(Przybliżona cena z dnia: 18 października 2024)
Zawiera linki afiliacyjne.

To wciąż dobrze znany design

W związku z tym, że na testy otrzymałem wariant z większą kopertą, to na nim się dziś skupimy. Porównywał będę go z Apple Watchem Series 9, którego miałem okazję dokładnie sprawdzić w zeszłym roku. Dodam, że Series 9 trafił do mnie w niemal identycznej specyfikacji – większa koperta i moduł LTE oraz obudowa z aluminium. Wypada dodać, że Series 9 opcjonalnie dostępny był z kopertą ze stali nierdzewnej, a w Series 10 możemy zdecydować się na tytan.

Nowa, aluminiowa generacja Watcha, oferowana jest w trzech wersjach kolorystycznych – srebrna, różowe złoto i onyks. Wróćmy tutaj na chwilę do przyszłorocznego Series 11. Możliwe, że jedną z głównych zmian będzie właśnie nowy kolor obudowy. Apple już wcześniej decydowało się na taki ruch wprowadzając modele nowej generacji, które – poza kolorem obudowy – nie przynosiły nic szczególnie interesującego.

W okolicach mojego nadgarstka wylądowała wersja onyks, czyli ta po prostu czarna i według mnie najładniejsza. Dodatkowo czarna koperta pasuje do większości pasków, więc łatwo jest później dobrać inny pasek, gdyby ten kupiony na początku nam się znudzi.

Obawiałem się, że wersja onyks będzie rysować się od samego patrzenia. W końcu po angielsku ten kolor nazywa się Jet Black, czyli tak samo jak czarny w iPhonie 7, w którym obudowa rysowała się niemiłosiernie.

Apple Watch Series 10
fot. Mateusz Budzeń | Tabletowo.pl

Po kilku tygodniach testów, nosząc Apple Watcha Series 10 prawie cały czas, nie zauważyłem jakichkolwiek rys na obudowie. Jasne, dbałem o ten zegarek, tak samo, jakbym dbał o prywatne urządzenie, ale chodziłem z nim na siłownię, spacery czy jeździłem na rowerze, a także miałem go założonego podczas snu. Był więc naprawdę intensywnie użytkowany.

Dodam, że w Series 9, a także w moich pozostałych Watchach (miałem kilka generacji), nie doświadczyłem problemów z rysującą się obudową. Zawsze wybierałem wersje aluminiowe i w tym roku, gdybym miał kupić prywatnie Series 10, też zdecydowałbym się na aluminium. Nie dość, że cena jest sporo niższa, to pojawiają się już narzekania użytkowników modeli tytanowych, którzy skarżą się właśnie na niską odporność obudowy na rysy.

Niewykluczone, że obudowa pozostanie w dobrym stanie przez cały okres życia aluminiowego Watcha Series 10. Gorzej może być jednak ze szkłem, które chroni wyświetlacz. Apple niezmiennie stosuje szkło Ion‑X, które określa „wzmocnionym”. Spotkałem się z nim już wiele razy, korzystając z różnych generacji Apple Watcha i wiem, że dość szybko pokrywa się pierwszymi rysami.

Apple Watch Series 10Apple Watch Series 10
fot. Mateusz Budzeń | Tabletowo.pl

Wcześniej napisałem, że jestem byłym użytkownikiem Series 9. Z zegarka korzystałem przez większą część roku, robiąc tylko kilkumiesięczną przerwę na Garmina Fenix 7. Oczywiście dbałem o testowy sprzęt. Nigdy mi on nie upadł, nie zaliczył żadnego zderzenia z innym obiektem, a także nie uprawiałem sportów, w których byłby on narażony na jakiekolwiek złe traktowanie. Mimo tego, po tym okrasie korzystania na ekranie pojawiło się kilka drobnych, ale łatwo dostrzegalnych rys. Potwierdza to, że szkło Ion-X niezmiennie pozostaje dość delikatne i najpewniej równie marnie jest w Series 10.

Firma Tima Cooka oferuje szkło szafirowe, ale trzeba dopłacić do wersji tytanowych. Tak, tych wersji tytanowych, które z kolei mają podobno problem z rysami na obudowie. Taka polityka dotycząca szkła chroniącego ekran wygląda trochę słabo, bowiem nawet aluminiowy Watch Series 10 nie kosztuje mało. Testowy model z większą kopertą i LTE to wydatek aż 2700 złotych. Pozostaje więc pogodzić się z rysami na ekranie lub wyposażyć się w jakąś dodatkową ochronę.

Apple Watch Series 10 jest smuklejszy od poprzednika, a także ma większą kopertę. „Dziewiątka” ma wymiary: 45 x 38 x 10,7 mm i waży 39 g bez paska, natomiast „Dziesiątka” mierzy 46 x 39 x 9,7 mm i waży 35,3 g bez paska. Zauważyłem to od razu po przesiadce z Series 9, ale te nowości nie mają jakiegokolwiek wpływu na codzienne korzystanie z zegarka.

Co więcej, z czasem przestałem nawet dostrzegać zmiany i dość szybko stwierdziłem, że wolałbym jednak pozostanie przy dotychczasowej grubości obudowy, ale w zamian chciałbym większy akumulator. Tak, czas pracy jest mizerny, ale do tego jeszcze wrócimy.

Apple Watch Series 10
fot. Mateusz Budzeń | Tabletowo.pl

Na lewym boku umieszczono przeprojektowaną maskownicę głośnika, z kolei z prawej strony znajdziemy dobrze znany zestaw – koronkę, która nie tylko się obraca, ale również wciska, a tuż przy niej jest jeszcze dodatkowy fizyczny przycisk. Zauważyłem, że nieznacznie zmienił się dźwięk wydawany przez ten przycisk podczas wciśnięcia. Niestety, zmienił się na gorsze, bo teraz brzmi jak z taniego smartwatcha, tak jakby trochę „plastikowo” i nie zawsze dźwięk jest identyczny. Możliwe, że wiele osób nie zwraca na to uwagi, ale mnie ta zmiana delikatnie zirytowała.

Pod wspomnianą przeprojektowaną maskownicą znalazł się głośnik, który teraz nie tylko możemy wykorzystać do prowadzenia rozmów telefonicznych, ale też do słuchania multimediów. Możliwe jest więc odtwarzanie muzyki czy podcastów. Apple Watch Series 10 – oczywiście jak na smartwatch – gra całkiem dobrze. Tylko, że wciąż sporo lepszym wyborem pozostają przykładowo słuchawki, które możemy bezprzewodowo podłączyć bezpośrednio do zegarka.

Zresztą, trudno mi znaleźć sytuacje, w których ta nowość miałaby się okazać przydatna – w domu przecież lepiej sięgnąć po iPhone’a (ma nieporównywalnie lepsze głośniki), a podczas biegania czy wizyty na siłowni raczej nie będziemy zmuszać innych do słuchania naszej muzyki i wybierzemy słuchawki.

Apple Watch Series 10
fot. Mateusz Budzeń | Tabletowo.pl

Ulepszony ekran sprawdza się podczas jazdy na rowerze

Całkiem słusznie możemy narzekać na szkło Ion-X, którego zadaniem jest ochrona wyświetlacza. Trudno jednak zarzucić cokolwiek samemu ekranowi OLED LTPO3. Jego jasność – identycznie jak w poprzedniku – wynosi o 1 do 2000 nitów. Pozwala to na odczytanie pokazywanych wartości nawet w pełnym słońcu. Z kolei nocą, dzięki automatycznemu dostosowywaniu poziomu jasności, nie zostaniemy „oślepieni”.

Owszem, szczytowa jasność, gdy spojrzymy normalnie na ekran, nie uległa zmianie, czyli wciąż mamy poziom bardziej niż zadowalający. Teraz jednak możemy liczyć na o 40% większą jasność podczas oglądania treści pod kątem. Przyznam, że początkowo wydawało mi się to zbędnym dodatkiem, nie wnoszącym nic faktycznie nowego, co odczułbym podczas korzystania z Apple Watcha. W końcu z jakiego powodu miałbym patrzeć na ekran pod kątem…?

Wystarczyło, że poszedłem na rower. Wówczas okazało się, że teraz w każdych warunkach mogę szybko odczytać informacje na temat jazdy i to bez odrywania ręki od kierownicy roweru. Zaznaczę, że nie muszą wówczas zmieniać pozycji i robić jakichś akrobacji – wystarczy, że spoglądam w kierunku lewej ręki. Biorąc pod uwagę, że rower stał się ostatnio jedną z moich ulubionych aktywności, tę zmianę w Watchu Series 10 zaliczam do tych naprawdę dobrych.

Nie zabrakło funkcji Always on Display, która dostępna jest już od kilku generacji Apple Watcha. Jej włączenie negatywnie wpływa na czas pracy bez ładowarki, ale z drugiej strony zyskujemy wizualnie ładniejszy smartwatch. Nie uważam Watcha za brzydkiego, ale też nie jest to sprzęt zachwycający designem. Dzięki Always on Display dodajemy jednak trochę uroku do tego przeciętnego wzornictwa.

Apple Watch Series 10
fot. Mateusz Budzeń | Tabletowo.pl

Apple Watch Series 10 zachował najlepszą cechę poprzedników

Dlaczego tak dużo osób wybiera Apple Watcha? Nie zgadzam się z tym, że głównym lub nawet jedynym powodem jest „nadgryzione jabłko”. Jasne, znajdą się takie przypadki, ale przecież sporo osób kupuje telewizory, bo są produkcji Samsunga, a wielu kierowców wybiera Mercedesa tylko i wyłącznie z powodu „gwiazdy” na masce. Zresztą, nie ma w tym nic złego, bowiem tych wyborów dokonujemy mając zaufanie do wymienionych marek, które na swoją obecną renomę musiały długo pracować.

Jeśli jedynym powodem byłoby logo producenta, sprzedaż po pierwszej fali wzrostu spadłaby na samo dno. Większość osób w tej kwestii raczej nie ma skłonności masochistycznych i po prostu nie sięga po produkt, który okazał się zły podczas pierwszego kontaktu lub jest wyjątkowo źle oceniany w internecie. Gdy spojrzymy na Apple Watcha, nie brakuje zadowolonych użytkowników, którzy od kilku generacji korzystają ze smartwatcha z Cupertino. Co więcej, cały czas pojawiają się nowi klienci.

Za sukcesem Apple Watcha stoi przede wszystkim fakt, że ma on w sobie sporo tej „magii Apple”, czyli jest zaawansowanym urządzeniem, jak na swoją kategorię, a przy tym wszystko podane jest w formie łatwej w obsłudze. Dotyczy to nawet procesu pierwszej konfiguracji.

Wyciągamy zegarek z pudełka, zbliżamy go do iPhone’a, zostaje on automatycznie wykryty, w celu połączenia kierujemy aparat smartfona na ekran zegarka z wyświetlonym wówczas specjalnym symbolem, a następnie przechodzimy przez intuicyjny proces konfiguracji.

Jeszcze łatwiej jest, gdy wcześniej korzystaliśmy z innego Apple Watcha, bowiem w takim scenariuszu za pomocą kilku kliknięć przeniesiemy wszystkie dotychczasowe ustawienia.

Apple Watch Series 10
fot. Mateusz Budzeń | Tabletowo.pl

Watch świetnie dogaduje się z iPhonem. Nigdy nie miałem żadnych problemów z połączeniem, a – jak już kilka raz wspomniałem – korzystałem z kilku generacji. Nie musimy dostosowywać żadnych aplikacji, konfigurować dodatkowo funkcji połączeń telefonicznych czy odbierania wiadomości. Wszystko, co najważniejsze, kopiowane jest z iPhone’a. Ponadto, gdy wybierzemy wersję LTE, aplikacja na iPhonie sama wyświetli stosowny komunikat, który przeniesie nas do prostego w obsłudze menu dodawania eSIM-a.

Do tego wszystkiego dochodzi duża dawka przewidywalności. Owszem, rok temu watchOS 10 zrobił małe zamieszanie – dostaliśmy nieco przeprojektowany interfejs, ale nie była to rewolucja. Nie zabrakło dawki świeżych pomysłów, ale przede wszystkim było to rozwinięcie dotychczasowych rozwiązań. Tegoroczny watchOS 11 jest już bardziej powściągliwy i nie musimy uczyć się jego obsługi. Zresztą, przez wiele lat przesiadka na nowego Watcha nie wymagała zmiany przyzwyczajeń i wyrobionych nawyków. Dostawaliśmy ten sam produkt, ale usprawniony.

Skutkuje to nudą, ale podejrzewam, że dla wielu użytkowników taka nuda może być zaletą. Dla mnie nie jest, ale ja jestem geekiem, spędzającym sporo czasu na śledzeniu technologicznych nowinek, więc u mnie łatwo wywołać efekt znudzenia.

Apple Watch Series 10
fot. Mateusz Budzeń | Tabletowo.pl

Co nowego w watchOS 11 (oraz iOS 18)?

Ustaliśmy przed chwilą, że watchOS 11 nie wprowadza naprawdę dużych zmian względem watchOS 10. Pojawiło się jednak kilka nowych funkcji, które jak najbardziej pozytywnie wpływają na możliwości oferowane przez smartwatche z Cupertino. Nie będzie chyba dla Was zaskoczeniem informacja, że Apple – tak jak w każdej nowej wersji – skupiło się głównie na funkcjach przeznaczonych dla osób aktywnych fizycznie i tych, które za pomocą Watcha zbierają informacje o swoim organizmie.

Zacznijmy od jednej z podstawowych funkcji, która jest świetnym rozwiązaniem motywującym do codziennej aktywności fizycznej. Oczywiście mam na myśli pierścienie aktywności – spalone kalorie, minuty ćwiczeń i czas na nogach. Wreszcie możemy je wstrzymać, nie tracąc dotychczasowych postępów w zdobywaniu nagród za określone cele.

Przyznam, że przez wiele lat brakowało takiej opcji, bowiem zdarzało mi się tracić postępy nie z lenistwa, ale przykładowo przez przeziębienie lub kontuzję. Teraz wreszcie nawet poważniejsza kontuzja nie jest problemem, bowiem pierścienie można wstrzymać na dzień, tydzień, miesiąc lub nawet dłużej.

Z pierścieniami aktywności związana jest też druga nowość. Wraz z watchOS 11 dostaliśmy możliwość wyznaczania celów oddzielnie na każdy dzień tygodnia. Przykładowo w poniedziałek możemy ustawić cel 500 kalorii i 30 minut ćwiczeń, a na sobotę już 1000 kalorii i 60 minut. Nie korzystam jednak z tej funkcji i nie czułem potrzeby, aby ona się pojawiła.

Wynika to z mojego podejścia do pierścieni aktywności – na samym początku wyznaczyłem sobie minimalne wartości, które chcę spełnić każdego dnia. Często je przekraczam, nawet 2- czy 3-krotnie, gdy akurat wypada bardziej intensywny dzień. Jednak nawet, gdy staram się odpocząć konkretnego dnia, to te minimalne cele muszą być zrealizowane. Dni odpoczynku są nieregularne, więc nowa funkcja w moim przypadku nic nie zmienia.

Pierścieniami możemy zarządzać zarówno z poziomu Apple Watcha, jak i aplikacji Fitness na iPhonie. Wypada tutaj dodać, że aplikacja Fitness doczekała się większego odświeżenia. Owszem, to nowość wprowadzona w iOS 18, ale jest ściśle powiązana z Watchem. Otrzymujemy zestaw kafelków, które możemy niemal dowolnie rozmieszczać na ekranie z podsumowaniami. Niemal, bowiem kafelek z pierścieniami zawsze będzie widoczny na samej górze – nie możemy go usunąć ani zmienić jego położenia.

Dostajemy jednak dostęp do kafelków, które zapewniają podgląd liczby kroków, przebytego dystansu, a także podsumowania wybranych aktywności fizycznych, jak przykładowo marsz, wędrówka, bieganie, pływanie czy jazda na rowerze. Przedstawiają one wynik z aktualnego dnia i całego tygodnia. To naprawdę wygodne, bowiem od razu po wejściu do aplikacji Fitness widzimy interesujące nas dane. Szkoda tylko, że zabrakło tutaj większej liczby aktywności – najbardziej brakuje mi podsumowań treningu siłowego. Trzymam jednak kciuki, że Apple w najbliższej przyszłości zdecyduje się na zwiększenie liczby obsługiwanych w ten sposób aktywności.

Do tego dochodzą kafelki przedstawiające listę ostatnich aktywności, zdobyte nagrody, trendy czy kafelek dostarczający informacji o obciążeniu treningowym. Tutaj pozwolę sobie przejść do kolejnej nowości w watchOS 11, czyli obciążenia treningowego. Funkcja pozwala nam śledzić, czy nasza aktywność w ciągu ostatnich dni jest mniejsza lub większa względem wcześniejszych treningów. Dzięki tej perspektywie możemy ustalić, czy chociażby nie przeciążamy zbytnio organizmu, co może prowadzić do większej liczby kontuzji.

W przypadku obciążenia treningowego pod uwagę brane są wszystkie nasze aktywności. Dodatkowo funkcja umożliwia sprawdzenie obciążenia dla poszczególnych ćwiczeń, jak marsz, jazda na rowerze czy treningi siłowe. Wynik obliczany jest na podstawie intensywności treningu, a także spalonych kalorii i czasu trwania ćwiczeń w ciągu dnia.

Apple Watch dla niektórych ćwiczeń sam ustala poziom intensywności – dotyczy to m.in. marszu, biegania czy jazdy na rowerze. Intensywność, jeśli nie zgadzamy się z automatycznie wybraną wartością, możemy zmienić wybierając wartość od 1 do 10. Dla innych ćwiczeń za każdym razem musimy ręcznie wskazać, jak intensywnie trenowaliśmy.

W watchOS 11 dodaje jeszcze nową aplikację Parametry życiowe. Zapewnia ona podgląd informacji zbieranych podczas snu – tętno, częstość oddechów, temperatura nadgarstka, poziom tlenu we krwi i długość snu. Podawana jest konkretna wartość, a na wykresach możemy śledzić ewentualne zmiany względem poprzednich dni. Większe odstępstwa mogą sugerować problemy ze zdrowiem. Owszem, tylko sugerować, bowiem Apple Watch nie jest urządzeniem medycznym, ale może zapewnić zestaw danych podpowiadających o konieczności wizyty u lekarza.

Apple Watch wreszcie nauczył się wykrywać sen bez konieczności zabawy z ustawianiem harmonogramu. Dla mnie jest to świetna zmiana, bowiem ustawiając dla każdego dnia czas, kiedy zamierzam pójść spać i o której wstanę, czułem się jak w wojsku. Zdarza mi się chodzić spać o nie zawsze regularnych godzinach, więc korzystanie z pomiarów snu w Watchu było dość irytujące. Co więcej, automatyczne wykrywanie snu działa zaskakująco dobrze.

Nie jestem w stanie stwierdzić, czy podawane wartości zaśnięcia i obudzenia pokrywają się z tymi faktycznymi co do minuty. Podejrzewam, że niekoniecznie, ale z moich obserwacji wynika, że są bardzo bliskie prawdziwych danych. Ustawiłem nawet budzik na innym urządzeniu niż iPhone i wówczas Watch wskazał, że obudziłem się o tej samej godzinie, która była wybrana na budziku. Dodam, że rozpoznawane są też drzemki w ciągu dnia – tutaj też całkiem dokładnie.

Idealnie jednak nie jest. Jak już wspomniałem, aplikacja Parametry życiowe zbiera pięć danych podczas snu. Tylko, że temperatura nadgarstka wymaga wcześniejszego ustawienia harmonogramu snu. Pozostałe cztery wartości, a także sam sen, nie potrzebują sięgania po harmonogram. Trochę to dziwne i nielogiczne. Cóż, może Apple wprowadzi odpowiednie zmiany w jednej z najbliższych aktualizacji.

Ponadto udało mi się ustalić, że automatyczne wykrywanie snu dostępne jest też na Watchu Series 9, ale nie wiem, czy skorzystamy z niego na starszych generacjach.

watchOS 11 wprowadza jeszcze wykrywanie bezdechu sennego, funkcje dla kobiet w ciąży, kilka zmian dla miłośników pływania, a także możliwość wyświetlania wydarzeń na żywo na ekranie Stosu inteligentnego. Z pływaniem u mnie słabo, w ciąży nie jestem, ale mogę wypowiedzieć się o wydarzeniach na żywo. Funkcja przydała mi się już kilka razy, gdy korzystałem z Ubera – czas dojazdu taksówki mogłem sprawdzić na ekranie Apple Watcha, bez wyciągania iPhone’a z kieszeni. Niby niewielka rzecz, ale trochę ułatwia życie.

Problemy z modułami łączności

Apple Watch Series 10, podobnie jak inne smartwatche, mierzy różne aktywności fizyczne. Sprawdziłem go wielokrotnie podczas spacerów, jazdy na rowerze i ćwiczeń siłowych. Porównując do Garmina Fenix 8, który wyposażony jest w wielopasmowy GPS i charakteryzuje się wysoką dokładnością pomiarów, trasy różnią się zazwyczaj o 10-40 metrów. Dodam, że mam na myśli trasy mające od 5 km (spacery) do nawet 30 km (rower).

Patrząc na pokrycie zapisanej trasy z faktycznym jej przebiegiem mogę stwierdzić, że Apple Watch charakteryzuje się zdecydowanie zadowalającą dokładnością. Nie jest idealnie, ale jak na smartwatch radzi sobie przyzwoicie. Tym bardziej, że jest to sprzęt dla amatorów, a nie profesjonalistów.

Niestety, Watch Series 10 potrafi momentami zgubić sygnał GPS. Podczas jednej z wycieczek rowerowych zgubił on sporą część trasy, ale wydarzyło się to tylko raz. W przypadku pozostałych moich aktywności też mu się zdarza stracić sygnał, chociaż już tylko na kilka metrów i nie w przypadku każdego treningu.

Co ciekawe, nie zauważyłem takich błędów w Series 9 – wszystkie zapisane trasy z tego modelu, które akurat sprawdziłem, nie zawierają fragmentów z utraconym sygnałem. Nie przejrzałem oczywiście wszystkich aktywności, bowiem jest ich zbyt dużo, ale te ostatnie z Series 9 są pozbawione błędów. Dodam, że na Series 10 dzieje się to w całkowicie losowych punktach i momentach, więc możliwe, że problem leży po stronie oprogramowania. Szczególnie, że sama dokładność GPS-u, jak już napisałem, w większości scenariuszy jest więcej niż zadowalająca.

Błędy występują również podczas korzystania z modułu łączności z siecią komórkową. Wygląda to podobnie do GPS-u, czyli sygnał gubiony jest w losowych miejscach – raz w konkretnej lokalizacji sygnał jest i mamy nawet „kilka kresek”, a za drugim razem sygnału nie ma.

Apple Watch Series 10 potrafi też nagle rozłączyć się z siecią komórkową na dłużej i wówczas musimy przejść do ustawień i aktywować połączenie, bowiem samo nie zawsze chce wrócić. Nie jesteśmy informowani o utraceniu połączenia, więc jeśli zabieramy ze sobą tylko Watcha na spacer czy jazdę na rowerze, możemy nie odebrać telefonu od znajomego. Pozostaje trzymać kciuki, że tutaj też wystarczy tylko odpowiednia poprawka oprogramowania i problem zniknie.

Jak z czasem pracy?

Jedyną odczuwalną zmianą w kwestii baterii jest możliwość szybszego uzupełnienia energii, ale czas pracy pozostał na niskim, wręcz tragicznym poziomie. Spotkałem się z opiniami, że dzięki szybszemu ładowaniu możemy odłożyć Apple Watcha na ładowarkę, gdy przykładowo bierzemy prysznic. Zawsze jest to jakieś rozwiązanie, ale to trochę jak jazda samochodem elektrycznym ze słabym zasięgiem – cały czas musimy kombinować i martwić się o ilość energii w akumulatorze. Z mojej perspektywy nie jest to wygodne.

Apple podaje, że Watch Series 10 wytrzyma do 18 godzin standardowego użytkowania, co nie wygląda zbyt dobrze. Na szczęście, w rzeczywistości jest trochę lepiej, ale daleko do wyników, które możemy uznać za dobre. Smartwatcha zdjąłem z ładowarki 10 minut po północy i poszedłem z nim spać. Wytrzymał cały dzień, który składał się z jednego 90-minutowego spaceru bez iPhone’a, dał nawet radę następnej nocy i zebrał dane o śnie, ale rozładował się już kolejnego ranka o 7:50. Oznacza to, że w takim scenariuszu czas pracy wyniósł 30 godzin i 40 minut. Z włączonymi wszystkimi funkcjami (m.in. Always on Display).

Apple Watch Series 10
fot. Mateusz Budzeń | Tabletowo.pl

Ustaliliśmy już, że można delikatnie przekroczyć 30 godzin bez ładowarki. Jak jednak wygląda życie z Apple Watchem Series 10, gdy nie zamierzamy rozładowywać go do 0%? Pokażę to na moim przykładzie:

  • dzień pierwszy: 23:40 zdjęcie z ładowarki przy 100%, o godzinie 8:30 po przebudzeniu Watch ma 86%, godzina 10:50 jest 78% przed treningiem siłowym bez iPhone’a, po 40 minutach treningu poziom naładowania spada do 69%, w międzyczasie trening „Inny” przez 23 minuty, godzina 13:40 przed spacerem jest 60%, marsz trwa 53 minuty i iPhone został w domu, bateria spada do 45%, Apple Watch położony na ładowarkę o 15:00 przy 39%, o 15:20 zdjęty z ładowarki z 74%, 17:40 ma 69% przed jazdą rowerem, 98 minut jazdy rowerem bez iPhone’a i bateria spada 36%, podłączony do ładowarki o 20:57 z poziomem 29%, 21:54 w pełni naładowany, trafia wówczas na rękę,
  • dzień drugi: po przebudzeniu o 7:30 poziom naładowania Apple Watcha wynosi 85%, w międzyczasie 12 minutowy trening „Inny”, 17:30 przed spacerem jest 54%, 84 minuty marszu bez iPhone’a i bateria spada 31%, 19:40 i poziom naładowania wynosi 27%, Watch odłożony na ładowarkę, szybki prysznic i o 19:51 jest 58%, zegarek ponownie założony,
  • dzień trzeci: przed położeniem na ładowarkę o 8:28 jest 35%, 83% po zdjęciu z ładowarki o 8:52, przed spacerem o 17:28 poziom naładowania wynosi 43%, po 80 minutach aktywności jest 28%, o godzinie 19:15 zegarek trafia na ładowarkę z 26% baterii, zdjęty z ładowarki o 19:33 z 76%. Oczywiście Apple Watch towarzyszył mi później w łóżku.

Kilka razy wspomniałem, że treningi odbywały się bez iPhone’a, co jest dość ważną informacją. Gdy mamy przy sobie smartfon, zużycie energii jest mniejsze (Apple Watch nie korzysta wówczas z własnego modułu LTE). Porównałem to podczas dwóch spacerów na identycznej trasie. Wcześniej naładowałem Apple Watcha do równym 100% – to też jest ważna informacja. Watch potrafi dłużej utrzymać wskaźnik naładowania na 100%, później „procenty” spadają szybciej. Otrzymałem następujące wyniki:

  • 100%, spacer 60 minut z iPhonem, poziom naładowania spadł do 95%,
  • 100%, spacer 60 minut bez iPhone’a, poziom naładowania spadł do 91%.

Apple chwali się, że Apple Watcha Series 10 można ładować w około 30 minut od 0 do 80% (Series 9 potrzebował 45 minut). Potwierdzam, jest to możliwe – u mnie czas ładowania wyniósł 30 minut i 20 sekund. Z kolei, aby doładować pozostałe 20%, trzeba było poczekać 23 minuty. Pełne ładowanie od 0 do 100% trwało więc dokładnie 53 minuty i 40 sekund.

Apple Watch Series 10
fot. Mateusz Budzeń | Tabletowo.pl

Jeszcze kilka słów o nowym Apple Watchu

Nadal nie możemy instalować tarcz autorstwa zewnętrznych twórców, chociaż te zaprojektowane przez Apple są całkiem zgrabne i do tego mają spore możliwości personalizacji. Wciąż musimy korzystać z dwóch aplikacji na iPhonie, aby poznać wszystkie dane dotyczące zdrowia – aplikacja Fitness i Zdrowie. Do tego dochodzi jeszcze apka Watch, przeznaczona do zarządzenia ustawieniami zegarka. Trochę za dużo tych aplikacji.

Oczywiście dostajemy długą listę aktywności. Muzykę możemy zapisać offline, a przy Watchach z LTE posłuchamy jej przez sieć komórkową, zostawiając iPhone’a w domu. Nie zabrakło aplikacji Apple Podcast, więc ulubione podcasty też weźmiemy na spacer, nie zabierając ze sobą smartfona. Mamy też Apple Maps, więc z poziomu Watcha sprawdzimy, czy idziemy w dobrym kierunku.

Zainstalowane aplikacje wyświetlane są w formie listy lub „plastra miodu”, w App Store znajdziemy całkiem sporo dodatkowych apek, nic nie stoi na przeszkodzie, aby na tarczy zegarka ustawić wcześniej zrobione zdjęcie, a także mamy pomiar natlenienia krwi i EKG.

Wybaczcie, że nie rozpisuję na ta temat tych funkcji, ale o tym wszystkim wspomniałem już w recenzji Apple Watcha Series 9. Zachęcam do jej lektury, bowiem nie zamierza tutaj się powtarzać – dosłownie nic się nie zmieniło w tych kwestiach w watchOS od publikacji testu w zeszłym roku.

Specjalnie przez cały test nie wspomniałem o procesorze, zastosowanym w Apple Watchu Series 10. Trudno mi o nim cokolwiek napisać, bowiem sporo wskazuje na to, że to ten sam lub tylko nieznacznie ulepszony układ znany z Series 9. Przynajmniej na ten moment trudno jest dostrzec jakiekolwiek różnice. Może w przyszłości, gdy pojawią się nowe funkcje, to się zmieni i wykorzystują one potencjał „nowego procesora”. Zresztą, nawet Apple niezbyt chętnie wspomina o chipie S10, co sugeruje, że faktycznie nie zasługuje on na jakikolwiek dłuższy opis.

Pozwolę sobie napisać jeszcze o paskach. Zarówno Watcha Series 9, jak i Watcha Series 10, otrzymałem z paskami sportowymi z materiału tekstylnego. Uwielbiam te paski, bo umożliwiają idealne dopasowanie smartwatcha do rozmiaru nadgarstka. Dodatkowo ich założenie jest odczuwalnie szybsze względem „pasków z dziurkami”. Owszem, taki pasek wypadałoby czasem wyczyścić, ale bez obaw – nie nasiąka on jakoś mocno potem, więc nawet po kilku treningach nie czuć brzydkiego zapachu.

W ogóle paski do Watchów, przynajmniej te silikonowe i z materiału tekstylnego, charakteryzują się wysoką wytrzymałością. Nigdy nie miałem problemów z oryginalnymi paskami Apple, czego przykładowo nie mogę powiedzieć chociażby o etui do iPhone’ów. Niestety, paski do tanich nie należą – musimy przygotować minimum 200 złotych lub poczekać na jakąś promocję (zdarzają się całkiem atrakcyjne, ale nie w Apple Store) albo kupić pasek zewnętrznego producenta (też są bardzo dobre, a kosztują sporo mniej).

Dodam jeszcze kilkadziesiąt słów na temat zbierania danych, bowiem wcześniej o tym nie napisałem. Otóż odnoszę wrażenie, że Apple Watch Series 10 trochę zbyt ochoczo zlicza spalone kalorie. Dość spokojny spacer przez 30 minut i łącznie spalonych 238 kcal (179 kcal sama aktywność) to chyba za dużo. Ten problem zauważyłem też na innych Watchach, więc mówimy o niekoniecznie dobrze przemyślanym algorytmie niż problemie występującym tylko w najnowszym zegarku. Nie zalecam więc dokładnego sugerowania się liczbą podawanych kalorii podczas bycia na deficycie kalorycznym, bo prawdopodobnie nie schudniemy.

Apple Watch Series 10
fot. Mateusz Budzeń | Tabletowo.pl

Apple Watch Series 10, czyli… oczekiwałem czegoś więcej

Apple Watch Series 10 jest tylko podrasowanym Watch Series 9 z kilkoma nowymi rozwiązaniami. Jeśli ktoś oczekiwał urządzenia, które będzie niczym jubileuszowy iPhone X, to z pewnością teraz czuje się zawiedziony. Z kolei osoby, które szukają świetnego smartwatcha do iPhone’a, będą zadowolone, gdy kupią „Dziesiątkę”, zresztą, identycznie jak w przypadku poprzednich generacji Apple Watchy.

To dobrze znany smartwatch z bardzo podobną listą zalet i wad, co jego poprzednicy. Dodam, że użytkownicy trochę starszych generacji powinni dobrze zastanowić się przed przesiadką na Watch Series 10 – możliwe, że zmiana nie będzie odczuwalna. Chyba, że szybsze ładowanie lub ekran o wyższej jasności podczas oglądania treści pod kątem to nowości, które faktycznie są dla nas ważne.

Apple Watch Series 10, tak samo jak Series 9, dostałby ode mnie 8 na 10 możliwych punktów. Muszę jednak odjąć 0,5 punktu za sporadyczne problemy z modułami łączności. Mam nadzieję, że zespół Tima Cooka szybko pozbędzie się tych usterek. Wówczas zmienię finalną ocenę.

Apple Watch Series 10
Recenzja Apple Watch Series 10. Liczyłem na więcej
Zalety
Wzorowa jakość spasowania i wykonania
Świetny ekran o wysokiej jasności (także podczas oglądania treści pod kątem)
Zastosowany procesor zapewnia sprawną pracę systemu operacyjnego i aplikacji
Wysoka dokładność czujnika tętna
Długa lista treningów
Obsługa technologii eSIM
Wzorowa współpraca z iPhonem
Dobra dokładność funkcji rozpoznawania snu
Spore możliwości personalizacji tarcz zegarka
Wady
Nudny!
Szkło Ion-X
Sporadyczne problemy z modułem GPS i LTE
Brak opcji wgrywania zewnętrznych tarcz
Krótki czas pracy
7.5
Ocena