To pierwszy taki rower elektryczny, który wpadł w moje ręce. Szerokie, grube koła na felgach, hydrauliczne hamulce czy wreszcie czytelny wyświetlacz w centralnej części kierownicy – tu jest na czym oko zawiesić. Na szczęście dobre wrażenie nie mija ani po przejechaniu pierwszego kilometra, ani po stu kilometrach i więcej. Jaki jest Vakole Y20 Pro?
Co trzeba wiedzieć na początek, w świetle polskiego prawa Vakole Y20 Pro jest rowerem nielegalnym – może poruszać się w trybie w pełni elektrycznym z wykorzystaniem manetki bez wprawiania silnika w ruch za sprawą nacisku na pedały (ma jednak tryb pozwalający odłączyć manetkę i jeździć wyłącznie na wspomaganiu elektrycznym). Co więcej, oferuje prędkość maksymalną na sporo wyższym poziomie niż dopuszczalna – 25 km/h i jest dostępny w wersji o mocy 750 W, która wymaga rejestracji i ubezpieczenia OC.
Vakole Y20 Pro kupicie w sklepie buybestgear, który dostarczył nam go do testów. Rower kosztuje 1299 euro, ale – korzystając z naszego kodu rabatowego BBGTABLETOWO – możecie obniżyć cenę o 3%.
To nie była miłość od pierwszego wejrzenia
Nasze początki nie były usłane różami. Musicie wiedzieć, że Vakole Y20 Pro dostarczany jest w kartonie większym lub mniejszym. Większy wskazuje na paczkę, jaką dostałam ja, mniejszy natomiast oznacza spore ułatwienie życia. Dlaczego? Otóż powód jest prozaiczny, a zarazem niesamowicie ważny.
Jako że mamy do czynienia z rowerem składanym w pół, możecie się domyślać co tu robi różnicę. W małym kartonie rower przychodzi złożony – wystarczy użyć jednej wajchy, by go rozłożyć, następnie ustawić kierownicę i siodełko i… to wszystko. Poradzi sobie z tym każdy, nie ma tu żadnych komplikacji.
Tymczasem w dużym kartonie rower przychodzi rozłożony, ze zdjętym kołem przednim i wszystkimi jego elementami do skręcenia na własną rękę (trzeba założyć tarczę hamulcową w dobrą stronę, dokręcić, przykręcić błotnik i światło, etc.). Jak się możecie domyślać, do mnie trafił duży karton, co – nie ukrywam – było powodem mojej sporej irytacji.
Gdyby nie to, że jakieś tam już doświadczenie ze składaniem rowerów elektrycznych mam, prawdopodobnie machnęłabym na proces składania ręką i zawiozła pudło do pobliskiego serwisu rowerowego. Wszystko przez to, że w zestawie nie było instrukcji obsługi!!!
Tak, dobrze czytacie, zabrakło tak podstawowej rzeczy, jak poradnik pokazujący krok po kroku jak poskładać ze sobą po kolei poszczególne elementy. Nic, tylko załamać ręce – zwłaszcza, że w internecie też trudno natknąć się na instrukcję, niezależnie w jakim języku chcielibyśmy ją przeczytać.
Dziwi mnie to tym bardziej, że w zestawie ze sporo tańszym Eleglide M2 instrukcja była dołączona do pudełka. Niestety, nie wiem od czego zależy w jakim pudełku i w jakim stopniu złożony rower do Was dotrze – może być to kwestią szczęścia (przypadku czy też, po prostu, partii, z jakiej pochodzi rower).
Skoro już o zestawie sprzedażowym mowa, z Vakole Y20 Pro dostałam uchwyt rowerowy na smartfon (dość podstawowy, plastikowy, montowany na jednej śrubce – o wątpliwej trwałości, ale faktem jest, że kilka wycieczek przetrwał, więc może nie będzie tak źle), koszyk przedni oraz całkiem sporą sakiewkę rowerową do przyczepienia na ramę.
W zestawie nie zabrakło też podstawowej pompki rowerowej, zestawu kluczy i narzędzi rowerowych typu “wszystko w jednym”. Są też dwa lusterka, ale nie pokusiłam się o ich zamontowanie.
Podoba mi się – to wiedziałam od początku
Nie jestem sroką i nie lubię, jak się wszystko błyszczy, niemniej jednak zdecydowanie lubię akcenty wyróżniające się kolorystycznie – i z takowymi mamy do czynienia w tym przypadku. Vakole Y20 Pro w przeważającej większości jest ciemno-szary, ale wiele jego części, jak elementy hamulca tylnego i przedniego czy malowania ramy z tyłu i w środkowej części, są pomarańczowe, co nadaje całości fajnego sznytu.
Czy mi się to podoba? Zdecydowanie tak. Takie zagranie sprawia, że rower nie wygląda nudno czy też pospolicie. Choć o to drugie zdecydowanie nie można go posądzać, bo jest na tyle charakterystycznym rowerem, że zwraca na siebie uwagę.
Wszystko za sprawą konstrukcji. Małe (20-calowe), ale szerokie, 4-calowe opony (10 cm), składana w pół rama, wysoka kierownica czy wspomniane kontrastujące pomarańczowe elementy – to wszystko sprawia, że ludzie obracają się za Vakole Y20 Pro na ulicy. Choć pewnie spora tego zasługa leży też po stronie silnika, który po prostu pracuje dość głośno – już z daleka słychać, że jedziemy na rowerze elektrycznym.
Vakole Y20 Pro to składany rower, ale przez to, że waży dość sporo, bo aż 42 kg, najłatwiej będzie Wam go pakować do bagażnika w dwie osoby – w jedną nie dość, że będzie ciężko, to jeszcze nieporęcznie.
To też dobry moment, by wspomnieć o wymiarach roweru. Standardowo ma wymiary 172 x 65 x 105 cm, a po złożeniu – 96 x 44 x 75 cm.
Rama wykonana jest z aluminium. Do transportu rower jest odpowiednio zabezpieczony, dzięki czemu dotarł do mnie w idealnym stanie. Wspominam o tym, bo zdarzyły się sytuacje (patrząc po komentarzach kupujących), w których niektóre elementy ramy potrafiły być zarysowane.
To trzeba wiedzieć na temat Vakole Y20 Pro
Zaczęłabym od kwestii typowo użytkowych. Zarówno kierownica, jak i siodełko, mają regulację wysokości. Dzięki temu można ustawić oba elementy pod siebie tak, by móc przybrać wygodną pozycję. Muszę przyznać, że jazda na Vakole Y20 Pro była czystą przyjemnością nie tylko przez wzgląd na niesamowicie wygodne, bardzo miękkie siodełko (nawet po 50 km nie czuć zmęczenia czterech liter), ale też dzięki wysokiej kierownicy, dzięki której mogłam jechać wyprostowana.
Producent informuje, że rower przeznaczony jest dla osób mających 165-200 cm wzrostu. Ja mam 178 cm i znalezienie odpowiedniej, ergonomicznej i wygodnej pozycji, nie stanowiło dla mnie najmniejszego problemu. Co najważniejsze, nie jest to rower wyłącznie dla lekkich ludzi – producent wspomina o maksymalnym obciążeniu 150 kg.
Jeśli chodzi o konstrukcję, tu niesamowicie istotną kwestią jest akumulator. Możemy go ładować zarówno, gdy jest zamontowany w rowerze (wystarczy go wsunąć przed tylne koło), jak i po wyjęciu go stamtąd. Co ważne, aby uruchomić rower, należy przekręcić kluczyk w stacyjce, znajdującej się w akumulatorze (tak, to oznacza, że jeździmy ze stale włożonym kluczykiem), a następnie dłużej przytrzymać górny przycisk, znajdujący się po prawej stronie kolumny zmiany trybów jazdy.
Patrząc na kierownicę z perspektywy użytkownika roweru, od lewej rzuca nam się w oczy przesuwny przycisk odpowiadający za włączenie światła, pod nim są kierunkowskazy (serio!), a jeszcze niżej – klakson. Tuż obok mamy podłużny element, mający dwa klikalne przyciski góra – dół i dwa po prawej stronie – to za ich pomocą będziemy sterować ekranem centralnym (LCD Key-Disp), umieszczonym na środku kierownicy.
Skoro już o nim mowa, jak się pewnie zdążyliście domyślić – nie jest dotykowy. Nie jest to problem, choć w pierwszej chwili po prostu może dziwić. Jest bardzo jasny i nie sprawia najmniejszych problemów pod względem widoczności w słoneczny dzień. Naprawdę – nie mam mu nic do zarzucenia.
Podczas jazdy wyświetla takie informacje, jak aktualna prędkość, przejechany dystans podczas aktualnej przejażdżki (w teorii – w praktyce wyświetla całościowy dystans pokonany na rowerze), ogólny dystans (to można zmieniać również na średnią prędkość) oraz stan naładowania akumulatora w pięciostopniowej skali – każda kreska odpowiada za 20% naładowania (co ciekawe, niektóre egzemplarze wyświetlają też procentowy stan naładowania – mój jednak nie). Do tego jednak jeszcze wrócę.
Tymczasem po prawej stronie kierownicy są jeszcze manetki zmiany przerzutek Shimano, a z przodu z kolei umieszczono lampkę (khem, sami sobie ją musicie przykręcić ;)). Włącza się ją, jak już wiecie, przyciskiem umieszczonym na kierownicy.
Ważniejsze są jednak hydrauliczne hamulce tarczowe, które doskonale sprawdzają się w swojej roli (hamują bardzo szybko i skutecznie, kilka razy naprawdę uratowały sytuację), jak i amortyzatory przednie, które można zablokować. Aaa, i ważna rzecz – producent podaje, że Vakole Y20 Pro jest wodoszczelny (spełnia normę IP65) i można go używać podczas deszczu.
Jak się tym w ogóle jeździ? Vakole Y20 Pro w akcji
Vakole Y20 Pro ma trzy tryby jazdy: standardowy rower, ze wspomaganiem elektrycznym lub tylko full elektryk (prawą manetką dodajemy „gazu”). Domyślnie ustawioną ma blokadę prędkości do 25 km/h, ale jej zdjęcie to chwila-moment, wystarczy bowiem tylko kilka kliknięć w menu roweru. Maksymalnie udało mi się rozpędzić na płaskiej powierzchni do 43,3 km/h, przy czym chyba nie muszę dodawać, że jazda z taką prędkością jest niedozwolona.
Użytkownik ma do dyspozycji 250 W lub 750 W mocy (w zależności od wybranego wariantu roweru) i 60 nm momentu obrotowego. Wystarczy wprawić koło w ruch, by silnik elektryczny zaczął działać. Co jednak najważniejsze, nie jest on agresywny – rusza stanowczo, ale ostrożnie, nawet gdy wybrany jest wyższy tryb wspomagania (tych jest pięć). Co też ważne, silnik załącza się od razu po pierwszym obrocie pedałami, bez zbędnej zwłoki.
No dobrze, ale jak to jeździ? Naprawdę przyjemnie. Grube opony zapewniają świetną przyczepność do podłoża. Zdarzyło się, że musiałam przejechać przez kawałek remontowanej ścieżki, wysypanej grząskim piachem – pokonanie go nie stanowiło żadnej trudności.
Jeździłam głównie po asfalcie i ścieżkach rowerowych, ale nie omijałam dróg typowo leśnych, szutru czy wspomnianego piasku. W każdych warunkach rower odpowiednio tłumił wszelkie nierówności, choć zdecydowanie polecam zwolnić jadąc po kamieniach – akumulator ma to do siebie, że obija się o elementy wokół niego, przez co na wybojach mocno to słychać.
Co ze wzniesieniami, zapytacie? Zdarzyło mi się podjeżdżać pod różnego rodzaju górki ze wspomaganiem i prędkością maksymalną 25 km/h, gdzie zdecydowanie czułam mięśnie nóg (lekkie pedałowanie nie przynosiło pożądanego rezultatu), jak i z prędkością ok. 33 km/h, gdzie lekkie wprawianie w ruch roweru powodowało, że ten mknął pod górę bez zająknięcia.
Gdybym miała podsumować to, jak jeździ się na Vakole Y20 Pro, wystarczy, że napiszę jedno: chętnie wychodziłam na kolejne przejażdżki, nie traktując ich jako zło konieczne, bo trzeba zrobić kilometry do recenzji. Szkoda jedynie, że mamy tak mało opcji manewru przerzutkami – z przodu jest tylko jeden blat.
Akumulator, czyli… zasięg Vakole Y20 Pro
Zastosowany akumulator to jednostka Samsunga o pojemności 20 Ah. Jak deklaruje producent, rower na samym prądzie jest w stanie przejechać 60-80 km na jednym ładowaniu, natomiast ze wspomaganiem – 80-110 km. Czy i w jakim stopniu udało mi się zbliżyć do tych wyników?
Miałam dwie próby podejścia do sprawdzenia maksymalnego zasięgu Vakole Y20 Pro. Przy pierwszej, wyszłam na rower, gdy ten pokazywał 94% naładowania. Było ok. 18 stopni, trasa w większości po płaskim. Włączony tryb wspomagania, maksymalna prędkość maksymalna dla roweru – ok. 45 km/h.
Po przejechaniu 10 km moim oczom ukazała się nagle połowa baterii, więc zmartwiona i niesamowicie zaskoczona tym faktem wybrałam drogę powrotną do domu – po czym okazało się, że to był ewidentny błąd, bo ostatecznie dojechałam do domu mając na liczniku 52 km i jeszcze 6% zapasu. Przez cały ten czas jechałam ze wspomaganiem (nie na samym silniku elektrycznym) ze średnią prędkością ok. 25 km/h (w przeważającej części było to ok. 31 km/h). To i tak daje wynik poniżej oczekiwań.
Druga próba była spokojniejsza i przy nieco wyższej temperaturze na zewnątrz – ok. 21 stopni. Ustawiłam prędkość maksymalną 25 km/h, tryb wspomagania i ruszyłam. Po pierwszym uruchomieniu roweru wskazywał 100% naładowania baterii, by po wyjściu z domu, a właściwie zjechaniu windą – już 97%, więc dość szybko te początkowe procenty spadają.
Zresztą, potwierdza to również obserwacja, według której tym razem pierwsza kreska baterii ulotniła się po 9 km, podczas gdy druga – dopiero po 25 km. Gdy telefon wskazał 50% naładowania roweru, na liczniku miałam równo 35 km. Po przejechaniu 46,3 km padła trzecia kreska, a po 63,1 km – czwarta. Po zrobieniu dokładnie 73,6 km i dotarciu do celu rower miał jeszcze 10% zapasu, co sugeruje, że powinnam dobić do 80 km.
To wciąż bardzo dobry wynik, ale dalej nie udało mi się zbliżyć do setki, którą podobno osoby ważące tyle, co ja (80 kg), są w stanie bez problemu uzyskać.
Ładowanie
Gdybym miała wskazać najsłabiej wyglądające ogniwo Vakole Y20 Pro, byłaby to niewątpliwie ładowarka. Wyciągając ją z pudełka sprzedażowego nie wzbudziła mojej sympatii – wprost przeciwnie, podeszłam do niej z dużą dozą niepewności. A to dlatego, że wykonana jest z plastiku i nie przywołuje zbyt dobrych skojarzeń.
Mimo to jednak trzeba jej oddać, że jest naprawdę mocna, a akumulator o pojemności 20 Ah, jak wykazały moje testy, potrafi naładować w ok. 4 godziny (co ciekawe, producent wspomina o 5 godzinach). Przy tym proces ładowania sam w sobie jest dość głośny, bo stale działa wentylator chłodzący ładowarkę. Ah, i przewód – przewód jest dość krótki.
Aplikacja Key-Disp do poprawy
Na koniec zostawiłam coś, co w przypadku roweru jest dodatkiem, ale zawsze lepiej mieć niż nie – mowa oczywiście o aplikacji mobilnej. Ta nazywa się Key-Disp i dostępna jest zarówno na Androida, jak i iOS. I… jest mocno średnia. I nie chodzi mi wcale o to, że nie jest spolszczona, bo tego bym się po niej nawet nie spodziewała.
Tuż po zakończeniu treningu aplikacja potrafi wskazać, że przejechaliśmy dużo mniejszy dystans niż w rzeczywistości – po kilku minutach się aktualizuje, ale w pierwszej chwili można się zirytować. Pokazuje też błędne informacje na temat stanu akumulatora – mając 6% zapasu aplikacja potrafiła pokazać… 18% lub nawet 53%. Albo w chwili, kiedy rower stał, wskazywała, że jedzie z konkretną prędkością (raz nawet 31,1 km/h).
Żeby tego było mało, przejechana trasa się nie zapisuje – na mapie zaznaczony jest tylko start i meta i kreska je łącząca (bez obrysu tego, co rzeczywiście przejechaliśmy – super świetnie!). Podsumowanie treningu też potrafi przekłamać procent wykorzystanej energii podczas jego trwania – i to znacznie (43% vs rzeczywiste 90%).
Dobra informacja natomiast jest taka, że rower można śledzić – w aplikacji widzimy jego lokalizację. Dopóki nie napisałam, że z niezłą dokładnością była naprawdę dokładna – pokazywało, że rower stoi przed blokiem, w którym rzeczywiście jest. Gdy to napisałam rower zmienił lokalizację (w apce tylko oczywiście) i pokazywało blok dalej, więc jest jako-tako.
W aplikacji, jak i na ekranie umieszczonym na kierownicy, nie ma nigdzie możliwości zresetowania informacji na temat przebytego dystansu podczas konkretnej przejażdżki (trip), co uważam za spore niedociągnięcie. Można zresetować licznik tylko tak, by wskazywał 0 km w przypadku zarówno tripu, jak i dystansu całkowitego – czyli tak, jakby był nówką-sztuką.
Jeśli natomiast chodzi o sam pomiar przejechanych kilometrów, wygląda na to, że z grubsza się zgadza. Jednego razu według aplikacji zrobiłam 51,7 km, Strava pokazała 49,51 km, a Huawei Watch GT 42 mm – 50,31 km. Innego dnia, odpowiednio, 73,6 km, 72,38 km i 72,16 km (zmienił się tylko zegarek – Watch GT 5 46 mm).
Podsumowanie
Nie mam dużego doświadczenia z rowerami elektrycznymi, ale z całą stanowczością muszę stwierdzić, że Vakole Y20 Pro jest najciekawszym z wszystkich, którymi miałam okazję krócej czy dłużej jeździć. Składa się na to wiele aspektów, ale do najważniejszych należy bezproblemowa jazda niezależnie od obranych tras, świetna pozycja za kierownicą i jego zwinność, jak i maksymalny zasięg, choć pozostał mi po nim mały niedosyt. I fakt, że się składa, zasługuje na sporego plusa.
Chcąc wymienić wady, niewątpliwie trzeba zwrócić uwagę na dużą masę (42 kg to nie przelewki), brak standaryzacji co do dostarczania roweru do klienta (w przypadku mniejszego pudełka nie ma na co narzekać) i brak instrukcji składania. Mógłby też być cichszy podczas jazdy, a sama aplikacja… cóż, spuśćmy na nią zasłonę milczenia.
Jeśli nie zainteresował Was Vakole Y20 Pro, ale poszukujecie roweru elektrycznego, zajrzyjcie do sklepu buybestgear, bo z kodem BBGTABLETOWO dostaniecie 3% rabatu na cały asortyment.