logo Google
Google Pixel 9 (fot. Karol Kunat | Tabletowo.pl)

Recenzja Google Pixel 9. Doczekaliśmy się iPhone’a z Androidem

Od samego początku istnienia marki Pixel śledzę poczynania firmy Google i od czasu do czasu kupuję produkty należące do tej rodziny urządzeń. Nie mogłem więc przejść obojętnie obok możliwości przetestowania nowego Pixela 9. Czy ma szansę stać się  hitem, jakiego z pewnością życzyłoby sobie Google?

Specyfikacja Google Pixel 9:

  • wyświetlacz Actua o przekątnej 6,3 cala, format 20:9, OLED 2424 x 1080 pikseli, 422 ppi, 60–120 Hz, Corning Gorilla Glass Victus 2, jasność do 1800 nitów (HDR) i do 2700 nitów (szczytowa), współczynnik kontrastu > 2 000 000:1, obsługa HDR, 16 milionów kolorów,
  • 12 GB RAM LPDDR5,
  • pamięć wewnętrzna 128 GB / 256 GB UFS 3.1,
  • procesor Google Tensor G4,
  • procesor dodatkowy do obsługi zabezpieczeń Titan M2,
  • tylny aparat:
    – szerokokątny (82°) 50 Mpix Octa PD z przysłoną ƒ/1.68, rozmiarem czujnika obrazu 1/1,31 cala oraz optyczną i elektroniczną stabilizacja obrazu, czujnikiem widma i migotania, nagrywanie filmów 4K przy 24/30/60 kl./s oraz 1080p przy 24/30/60 kl./s oraz z podwójną ekspozycją i zoomem cyfrowym 7x, opcja nagrywania w 10-bitowym HDR, w zwolnionym tempie do 240 kl./s, trybie poklatkowym w 4K ze stabilizacją, stabilizacją wideo w ujęciach panoramicznych (4K, 1080p), aktywną stabilizacją wideo w 1080p i w formatach HEVC (H.265) i AVC (H.264),
    – ultraszerokokątny (123°) 48 Mpix Quad PD z autofokusem, przysłoną  ƒ/1.7, rozmiarem czujnika obrazu 1/2,55 cala, jednostrefowym czujnikiem LDAF (autofokus z wykrywaniem laserowym) i trybem makro i zoomem 0,5x oraz 2x,
  • aparat do selfie ultraszerokokątny (95°) 10,5 Mpix Dual PD z autofokusem, przysłoną: ƒ/2.2, nagrywanie filmów 4K przy 30/60 kl./s,
  • WiFi 7 (802.11be) 2,4 GHz + 5 GHz + 6 GHz, 2 x 2 + 2 x 2 MIMO,
  • Bluetooth 5.3 z podwójną anteną (zapewnia wyższą jakość i lepsze połączenie) z NFC,
  • GPS, GLONASS, Galileo, Beidou, QZSS, NavIC,
  • 5G Sub 6 GHz,
  • 3 mikrofony do nagrywania w stereo, z funkcją redukcji szumów, redukcji szumu wiatru i zwiększania głośności,
  • akumulator o pojemności 4700 mAh z szybkim ładowaniem – do 55% w około 30 minut – przy użyciu ładowarki Google USB-C 45 W (sprzedawana oddzielnie), szybkie ładowanie bezprzewodowe (certyfikat Qi), współdzielenie baterii,
  • biometria: odblokowywanie odciskiem palca, rozpoznawanie twarzy,
  • czujniki: zbliżeniowy, jasności otoczenia, kcelerometr, żyroskop, magnetometr, barometr,
  • głośniki stereo,
  • obudowa z ze szkłem Corning Gorilla Glass Victus 2, z metalową ramką o satynowym wykończeniu, odporność na działanie pyłu i wody na poziomie IP68,
  • wymiary: 152,8 mm x 72 mm x 8,5 mm,
  • waga: 198 g.

Cena Google Pixel 9 w oficjalnym sklepie producenta wynosi 4049 złotych za wersję 128 GB. Opcja z pamięcią 256 GB kosztuje 4499 złotych. Urządzenie dostępne jest w czterech kolorach: peonii (różowym), seledynowym, porcelanowym i obsydianowym (czarnym). Smartfon znajdziemy także (taniej!) w takich sklepach, jak Media Expert, RTV Euro AGD czy x-kom.

Gdzie kupić?

Google Pixel 9

ok. 3999 zł
(Przybliżona cena z dnia: 21 września 2024)
Zawiera linki afiliacyjne.

W pudełku ze smartfonem dostajemy tylko metrowy kabel USB-C oraz igłę do slotu karty SIM + papierową dokumentację. Żadnych naklejek (których pozbyło się ostatnio nawet Apple), nie mówiąc już o ładowarce. Ładowanie ogarniaj sobie sam.

Wzornictwo i jakość wykonania

Pierwszy Google Pixel nazywany był iPhonem z Androidem – głównie przez to, że oferował czysty system, wspierany przez samego giganta z Mountain View. Pod względem wzornictwa mocno jednak odstawał od iPhone’ów, zachowując własny styl. Właściwie każdy Pixel mocno odróżniał się od produktów Apple. W ostatnich generacjach cechą charakterystyczną telefonów Google była wysepka z aparatami w postaci paska ciągnącego się przez całą szerokość tylnej obudowy. 9. generacja Pixela wprowadza nowość: aparaty umieszczone są w wysepce o kształcie wydłużonej pastylki.

Choć już Pixel 8 miał mocno zaokrąglone rogi obudowy, sprawiał wrażenie małego mydełka. Pixel 9 zachował obłości na ramkach, ale tylna powierzchnia nie jest zagięta. I tu właśnie dochodzimy do skojarzeń z iPhonem. Płaski design bardzo mocno kojarzy się z ostatnimi modelami smartfonów Apple. Wychodzi więc na to, że Google w końcu zrobił iPhone’a z Androidem.

Jedni od razu pokochali tę decyzję projektantów, a innym schodzi z tym więcej czasu. Należałem do tej drugiej grupy. W dniu premiery Pixela 9 byłem wewnętrznie przekonany, że forma jego poprzednika zdecydowanie bardziej do mnie przemawia. Teraz dostrzegam, że nowy design jest wysoce praktyczny – przynajmniej w większości wypadków.

Front oraz tył urządzenia chronią dwie tafle szkła Gorilla Glass Victus 2, a pomiędzy nimi znajduje się aluminiowa ramka. Jest ona tak wyprofilowana, że choć boki są dość płaskie (na tyle, że urządzenie można postawić na niezajętej przez przyciski powierzchni), to ramka nie kaleczy dłoni podczas używania telefonu. To ważne dla tych, którzy wręcz nienawidzą używać etui w smartfonach. Dla niektórych ważne będzie też to, że ramka nie jest błyszcząca, a matowa – nie będzie więc zbierać odcisków palców jak oszalała, tak jak jest w Pixelu 9 Pro XL.

Z kolei tył obudowy zbiera odciski palców i drobinki kurzu całkiem sprawnie. Trzeba go raz po raz przecierać, żeby nie wyglądał jak trzymany w misce suchych płatków owsianych. Na szczęście wysepka z aparatami wykończona jest matowo. Ponieważ jednak tylna część obudowy jest śliska, lepiej uważać, gdzie kładziemy telefon. Z krzeseł obitych materiałem czy kolan właściciela potrafi się bardzo łatwo ześlizgnąć – sprawdzone, potwierdzone, spadnięte.

Polerowane szkło co prawda sprawia, że smartfon łatwo ześlizguje się z foteli i innych tym podobnych powierzchni, ale jeśli chodzi o dłonie, to właśnie ten błyszczący panel sprawia, że palce – jak by to ująć – lekko się do niego kleją. Ryzyko wyśliźnięcia się urządzenia z chwytu jest mniejsze niż w wypadku poprzednich modeli, bo szkło nie jest tak mocno zaokrąglone w kierunku ramki. Są więc plusy.

Jest też jeszcze jeden – zdaje się niezamierzony – element ergonomiczny. Można wyrobić sobie zwyczaj opierania części ciężaru telefonu na wystającym schodku wysepki z aparatami, na lekko wyciągniętym palcu wskazującym.

Telefon położony płasko na blacie stołu nie chybocze się – to dzięki temu, że wspomniana wysepka z aparatami jest symetryczna i zapewnia oparcie na dolnym rancie. Zakładam, że ta krawędź zacznie się po długich miesiącach lekko obijać, jeśli mamy tendencję do pozostawiania telefonu na blacie. Podobnie było w przypadku wcześniejszych Pixeli od generacji 6. w górę.

Ten problem pierwszego świata można ominąć, umieszczając smartfon w etui. To oficjalne, silikonowe, zaprojektowane przez Google i sprzedawane w sklepie producenta, ma obramowanie wyspy z aparatami odrobinę wychodzące poza jego obrys, dzięki czemu chronione są brzegi wysepki. Ktoś wziął i pomyślał.

Wysepka ma tendencję do zbierania kurzu w szczelinach stycznych do obudowy. Drobinki pojawiają się tam właściwie automatycznie, a przy czarnej wersji kolorystycznej są widoczne w kilka sekund po przetarciu rękawem. Praktycznie nie da się uniknąć tego niechcianego efektu podczas zwykłego użytkowania – taka jej uroda. Zakładam, że jasne wersje obudowy minimalnie redukują widoczność kurzu.

Dolna krawędź urządzenia zawiera gniazdo USB-C, głośnik, mikrofon oraz slot na kartę SIM. U góry mamy otwór drugiego z mikrofonów oraz jeden z czterech pasków antenowych. Z prawej strony zamontowano przyciski do sterowania głośnością oraz odblokowania ekranu.

Nadal nie wiem, co kieruje projektantami Google, że umieszczają przyciski głośności pod przyciskiem odblokowania ekranu. Jestem w stanie wyobrazić sobie, że coraz mniej ludzi używa przycisku funkcyjnego do wybudzania telefonu. Jednak wyrobione przez lata doświadczenie powoduje, że mimo posiadania Pixela 7 z takim samym ustawieniem klawiszy, wciąż potrafię mylić się, próbując znaleźć te przyciski na ślepo. Domyślam się, że nie tylko ja tak mam.

Patrząc na front Pixela 9, nie da się nie zauważyć otworu w ekranie na kamerę przednią, ale jeśli chodzi o głośnik, jest on doskonale zakamuflowany. Choć ramki ekranu są wąskie, to w tej górnej udało się jeszcze ukryć właśnie ten element. To świetne rozwiązanie, ale po dłuższym użytkowaniu na 100% będzie zbierał się tam kurz, a maskownica głośnika jest tak wąska, że wydobywanie go stamtąd może okazać się problematyczne.

Choć Pixel 9 wydaje się być niewielki, nie jest tak do końca. oczywiście – jest zdecydowanie mniejszy niż Pixel 9 Pro XL, ale nie jest już takim mikrusem jak Pixel 8. Ubiegłoroczny model podstawowy był lżejszy, węższy i niższy. “Dziewiątka” z wagą dobijającą do 200 g nie sprawia już wrażenia mocno kompaktowego urządzenia. Zakładając na telefon etui, jeszcze wzmocnimy te odczucia. Ostatecznie lądujemy ze standardowej wielkości telefonem w kieszeni. Tutaj Google nie ma się więc czym wyróżnić na tle innych, bardzo podobnych urządzeń. Taki Samsung Galaxy S24 jest odczuwalnie mniejszy.

Nie oznacza to jednak, że Pixela 9 nie trzyma się wygodnie. Co to, to nie. Przynajmniej dopóki nie mamy założonego żadnego etui, urządzenie całkiem przyjemne leży w dłoni i nie chce jej opuszczać. Równowaga pomiędzy wystarczająco dużym ekranem a rozmiarami obudowy została zachowana.

Wyświetlacz

Pixel 9 został wyposażony w jasny, 6,3-calowy ekran OLED. Jego najważniejszą cechą jest najpewniej działanie w 120 Hz. Nie ma możliwości płynnego przełączania się pomiędzy różnymi wartościami odświeżania ekranu. Do wyboru mamy tylko 120 Hz albo 60 Hz. Wynika to z ograniczeń panelu Actua.

W modelach Pro mamy ekrany Super Actua, które wykonane są w technologii LTPO. Tam możliwości wyboru częstotliwości odświeżania ekranu są większe. Osobiście nie jest mi to do niczego potrzebne. Podczas testów w ogóle nie wyłączałem trybu 120 Hz – człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrego. Schodząc do 60 Hz moża ponoć minimalnie wpłynąć na czas pracy urządzenia.

Kolejnym istotnym elementem specyfikacji wyświetlacza jest jego wysoka jasność maksymalna. Google podaje, że szczytowa wartość sięga nawet 2700 nitów. To przekłada się na naprawdę bardzo dobrą widoczność podczas użytkowania na zewnątrz – a słonecznych dni podczas okresu testów było sporo. Przyjemnie jest mieć świadomość, że używając sprzętu w pełnym słońcu, nie trzeba już zakrywać ekranu dłonią, by stworzyć nieco cienia.

Google bardzo chwali się jasnością zastosowanego OLED-a, ale muszę przyznać, że oddając smartfonowi automatyczne dostosowanie jej, nie widzę specjalnej różnicy między wrażeniem pozostawionym na żywo przez Pixela 9, a takim Samsungiem Galaxy S24 Ultra. W wypadku smartfona Google nie jest to więc jakiś wyróżnik, ale wciąż solidny top, jeśli chodzi o subiektywne odczucia.

Oprócz tego łapałem się kilkakrotnie na tym, że Pixel 9 nie zawsze poprawnie odczytywał moje potrzeby w trybie automatycznej jasności. Zwłaszcza w pomieszczeniach i przy sztucznym oświetleniu potrafił niedoszacować i ustawić jasność zbyt nisko. Nieraz bywało, że zdziwiony takim obrotem spraw musiałem manualnie podbijać ten atrybut w ustawieniach.

Przy rozdzielczości 2424×1080 pikseli i gęstości wynoszącej 422 ppi obraz przez cały czas był ostry i wyraźny. W tym momencie Full HD+ jest standardem w smartfonach, nawet tych z wyższej półki, więc trudno wymagać tutaj czegoś więcej. Obraz wyświetlany jest w 16 milionach kolorów. Można swobodnie uznać, że Pixel 9 w żadnym stopniu nie pozostaje w tyle za konkurencją. Wręcz przeciwnie: taki podstawowy iPhone 16 wciąż ma ekran działający w 60 Hz, co w moim odczuciu jest już wręcz śmieszne. 

Dla niektórych wartościową wzmianką może być to, że Pixel 9 wspiera HDR10 oraz HDR10+. Przydaje się to tym, którzy przywiązują wagę do oglądania treści w HDR na YouTubie i Netfliksie.

W kwestii samego dotyku jest bardzo dobrze. Smartfon oferuje dodatkowe funkcje dla tych, którzy nie widzą innej możliwości niż założenie folii lub szkła ochronnej na ekran zaraz po wyjęciu nowego smartfona z pudełka. Tryb osłony ekranu zwiększa jego czułość w takich okolicznościach.

Domyślnie jest on wyłączony, ALE w opcjach znajduje się też niedawno wprowadzona opcja Adaptacyjnej czułości ekranu. Ta jest już włączona na start. Pomaga ona automatycznie dostosowywać się do otoczenia, aktywności i tego, czy ekran ma jakąś dodatkową warstwę ochronną. Nie odczułem specjalnej różnicy podczas używania telefonu podczas deszczu z włączoną opcją i wyłączoną. Odczytywanie dotyku wariowało z powodu kropelek wody tak czy siak.

Opcja automatycznej czułości ekranu w Google Pixel 9
Opcja automatycznej czułości ekranu w Google Pixel 9 (screen: Karol Kunat | Tabletowo.pl)

Haptyka i gesty

Skoro mówimy już o wrażeniach dotykowych, poruszę w tym miejscu kwestię informacji zwrotnej, jaką oferuje Pixel 9 podczas poruszania się po interfejsie. Wibracje towarzyszące na przykład przeciągnięciu palcem od krawędzi w celu wywołania polecenia “wstecz”, opuszczenia belki z ustawieniami na głównym ekranie czy pisaniu na klawiaturze są tak satysfakcjonujące, że nawet do głowy mi nie przyszło, żeby je wyłączać (a oczywiście jest to możliwe).

Silnik haptyczny jest niemal tak dobry jak w przypadku iPhone’ów, które pod tym względem właściwie czarują użytkownika. Wielu producentów smartfonow z Androidem bezrefleksyjnie zaniedbuje ten element, sprawiając, że wibracje są toporne, a użytkownik czuje się wręcz karany za szwendanie się po interfejsie czy pisanie wiadomości. Google należą się tutaj słowa uznania.

Zaczepię tutaj też o możliwość skorzystania z praktycznych gestów, ułatwiających korzystanie z telefonu. Możemy:

  • nacisnąć dwukrotnie przycisk zasilania, by uruchomić aplikację aparatu,
  • wykonać obrót nadgarstkiem, by przełączyć się z aparatu głównego na aparat do selfie,
  • dotknąć ekranu, by zobaczyć godzinę i powiadomienia na wygaszonym ekranie,
  • podnieść telefon, by sprawdzić godzinę, powiadomienia i inne informacje,
  • odwrócić telefon ekranem do dołu, by wyciszyć dzwonek lub alarm,
  • przywołać menu zasilania lub asystenta głosowego po dłuższym przyciśnięciu przycisku zasilania (w tym drugim przypadku uruchamia się Gemini),
  • skorzystać z trybu jednej ręki,
  • dwukrotnie tapnąć w tylną obudowę urządzenia, by wywołać wcześniej określoną akcję (np. zrzut ekranu).

Z tą ostatnią funkcją jest taki problem: rzadko kiedy Pixel poprawnie rozpoznaje gest podwójnego tapnięcia. Ile razy bezskutecznie próbowałem w ten sposób wykonać screenshota, nie zliczę. Jest na to mały protip: zamiast uderzać palcem w obudowę dwa razy, należy zrobić to trzykrotnie. Smartfon z jakichś powodów nie do końca radzi sobie z liczeniem do dwóch, za to liczyć do trzech potrafi bez pudła.

Interesująca jest funkcja Uważaj na przejściu, która – bazując na naszej lokalizacji i danych z żyroskopu i kompasu – ostrzeże nas przed patrzeniem się w ekran smartfona w okolicach przejść dla pieszych. Działa!

Wydajność

Wszystkie nowe Pixele działają na procesorze Google Tensor G4. Jego surowa moc nie robi na nikim większego wrażenia. Do tej pory w sieci pojawiło się mnóstwo porównań z układami Qualcomma oraz Mediateka – nowy Tensor nie jest w stanie dorównać im w wynikach testów syntetycznych.

Poniżej podrzucam wam zrzuty ekranu z Geekbench oraz 3D Mark. Pod względem uzyskanych wyników smartfonom Google bliżej jest do ubiegłorocznych Samsungów niż aktualnych liderów zestawień wydajności.

Tensor G4 posługuje się 8 rdzeniami: Cortex- X4 (3,1 GHz), 3x Cortex-A720 (2,6 GHz) i 4x Cortex-A520 (1,92 GHz). Wspiera je grafika Mali-G715 MC7, która została żywcem wyjęta z Tensora G3, przy czym podkręcono taktowanie z 890 Hz do 940 Hz.

Dziewiątka startuje z 12 GB RAM LPDDR5, co jest miłym ulepszeniem względem poprzedniej generacji, której bazowa wersja miała 8 GB RAM. Rozczarowaniem jest jednak wyposażenie Pixela 9 w pamięć UFS 3.1. Podstawowe modele flagowców konkurencji wykorzystują nowsze i szybsze pamięci UFS 4.0. Dlaczego Google w tej kwestii poszło na kompromis? Nie można przecież wszystkiego tłumaczyć chęcią zaoferowania niższej ceny – zwłaszcza że nawet najtańszy Pixel wcale nie jest cenową okazją stulecia.

Wrażenia z użytkowania nie odbiegają specjalnie od tego, do czego przyzwyczaiły nas Pixele dwóch-trzech ostatnich generacji. Smartfon bardzo żywo reaguje na działania użytkownika. Wrażenia płynności wzmacniane są przez ładne animacje interfejsu, wypełniające milisekundy oczekiwania na wykonywanie poleceń.

Od dawna jestem fanem prostego stylu Androida w Pixelach. Jest to w pewnym sensie syndrom Apple, gdy człowiek jest na tyle przyzwyczajony do jakiegoś rodzaju obsługi urządzeń, że nie widzi większych powodów, by zmieniać ich producenta, a razem z tym – sposobu prezentowania ikon, elementów interfejsu czy ekranu blokady.

Pixel świetnie sobie radzi, jeśli chodzi o odpowiedź na smyranie po ekranie w celu przesuwania list aplikacji, otwieranie ich i wszystkie inne pomniejsze operacje pokroju uruchamiania aplikacji dialera, wiadomości czy aparatu. Zresztą, niczego innego nie oczekiwałbym po topowym urządzeniu za grube tysiące złotych. Jak jest jednak podczas bardziej wymagających okoliczności?

Co mi się spodobało, podczas dłuższych sesji gry Pixel 9 oferuje raczej równą wydajność. Można rzucić w niego Genshin Impactem czy Asphaltem Unite na ustawieniach maksymalnych i będzie oferować rozgrywkę bez ścinek czy nieprzeciętnie długiego wczytywania ekranów (w Genshin Impact i tak zawsze się czeka przy ekranach ładowania). Po jakichś 40 minutach daje się jednak odczuć spadek wydajności, na który wskazywały już stress testy. W Asphalcie pojawiają się już częstsze szarpnięcia, a Genshin Impact nie jest już wtedy taki płynny. Szachy działają dobrze niezależnie od poziomu obciążenia procesora ;)

Nawiasem wspomnę tylko, że problemy z płynnością w Asphalt Unite nie są winą (wyłącznie) Tensora. Unite wyszło w tak fatalnym stanie, że gra potrafiła zacinać się właściwie na każdym Exynosie, nawet na najniższych ustawieniach graficznych. Ostatnie aktualizacje nieco poprawiły ten stan rzeczy, ale wciąż nie jest idealnie.

Coś, co zasługuje na osobny akapit: nie zauważyłem oznak niepokojącego przegrzewania się telefonu. Smartfon prędzej obniży wydajność procesora niż pozwoli na zbytnie narastanie temperatur. Nie miałem ani jednej sytuacji, żeby Pixel nagrzał się z czapy – podczas przeglądania serwisów społecznościowych czy nagrywania wideo.

Nie powtórzył się więc koszmar z mojego Pixela 7, gdzie pewnego przyjemnego letniego popołudnia sam z siebie tak się nagrzał, że ekran przestał reagować na dotyk. Dziewiątka najwyraźniej robi „coś” lepiej, jeśli chodzi o poskramianie temperatur, a zapewne także bardziej inteligentnie podchodzi do prewencji.

Obudowa może stać się nieprzyjemnie ciepła wskutek działania sił okoliczności zewnętrznych. Nagrzanie jej przez szybę samochodu podczas ładowania przy pomocy ładowarki bezprzewodowej oraz przy korzystaniu jednocześnie z GPS rozgrzewa biednego Pixela całkiem sprawnie. W sytuacji stresowej telefon przełącza ekran na tryb ciemny i zaczyna lagować. W tych samych okolicznościach Samsung Galaxy Note 20 potrafił najpierw podać komunikat o przegrzaniu, a następnie się wyłączyć.

Czy więc Pixel 9 się nagrzewa? Owszem. Czy bardziej niż inne smartfony? Z moich doświadczeń wynika, że nie. Wszystko mieści się w granicach luźno pojętej normy.

Łączność

Większość modułów łączności w Pixelu 9 działa zadowalająco. Modem Exynos 5400 zapewnia dobrą komunikację przez 5G, WiFi śmiga aż miło, a dwuzakresowy GPS łapie dość szybko, choć musi się namyślić z 10 sekund, zanim poda naszą pozycję, jeśli otwieramy apkę Map Google. Bywa, że żyroskop i kompas nie podają dokładnie, w którą stronę jesteśmy zwróceni. W takich chwilach tęsknię za iPhonem, który pod tym względem był niezawodny.

Nie miałem żadnych problemów z działaniem Bluetooth, na co – z tego, co widzę – potrafią narzekać niektórzy posiadacze Pixeli 9 za Wielką Wodą. Smartfon bardzo dobrze utrzymuje łączność i niechętnie ją traci, nawet jeśli między telefonem a odbiornikiem znajduje się ściana. Słuchawki podłączone do smartfona pozostającego w pomieszczeniu obok nie tracą połączenia – dźwięk przesyłany jest bez zakłóceń.

Jest jednak pewna ciekawostka związana z łącznością Pixela z Chromebookiem Plus. Pixel ma potężne problemy z utrzymaniem, a czasem z nawiązaniem porozumienia z Chrome OS. Wygląda to jednak na przypadłość Chromebooka, a nie samego Pixela, jako że laptop nie dogadywał się też z Pixelem 7. Niech w końcu dział odpowiedzialny za Chrome OS ogarnie tę kuwetę.

Rozmowy telefoniczne charakteryzują się dobrą jakością. Domyślnie włączona funkcja czystego dźwięku pomaga zachować wysoką jakość przesyłanego głosu, ale zadziała tylko w 4G i 5G. Nie doświadczyłem przypadków przerywania połączeń. Nic nie wskazywało też na to, by Pixel zyskał jakąś słabszą antenę, która skutkowałaby gorszym zasięgiem w miejscach o dobrym pokryciu łącznością bezprzewodową. Mama mówiła, że słyszy mnie głośno i wyraźnie.

Funkcja czystego dźwięku - Google Pixel 9
Google Pixel 9 – funkcja czystego dźwięku (screen: Karol Kunat | Tabletowo.pl)

Audio

Pixel 9 ma tradycyjnie, jak na Google, umieszczone głośniki. O jednym z nich już wspominałem przy okazji ogólnego omawiania konstrukcji – znajduje się nad ekranem. Odpowiada on za lewy kanał podczas odtwarzania treści w ułożeniu telefonu wertykalnie. Nie jest jednak przyporządkowany do niego na sztywno. Gdy ustawimy smartfon horyzontalnie, lewy i prawy kanał zostanie przydzielony odpowiednim głośnikom, w zależności od tego, czy urządzenie zostało obrócone boczną krawędzią z przyciskami do góry, czy też odwrotnie.

Dźwięki płynące z głośników Pixela są wystarczająco głośne (to ~85 decybeli zaraz przy głośniku). Pod względem jakości nie odznaczają się jakąś niebotycznie dobrą szczegółowością, ale nawet na maksymalnym poziomie zniekształcenia są minimalne. Wysokie dźwięki i wokal (podczas odtwarzania muzyki) są wybierane całkiem sprawnie, a muzyce nie brakuje przestrzeni. Niskie tony są bardzo wycofane, nie uświadczymy tu żadnego głębszego pomruku.

Miałem odczucie, że zwykły iPhone 15 radził sobie pod tym względem lepiej. Z drugiej strony – porównując dźwięk produkowany przez Pixela 7, to jest niebo a ziemia na korzyść nowszego modelu, więc nie będę się nad nową „Dziewiątką” jakoś specjalnie znęcał.

Pochwalić należy mikrofony. Chcąc nagrać notkę głosową, a nawet amatorską próbkę głosu, możemy być spokojni o jakość klipu dźwiękowego. Nie jest to może zbyt często podkreślany atut Pixeli, ale mogą one swobodnie działać jako okazjonalne dyktafony i nikt nie pokaleczy sobie uszu o efekt ich pracy.

Zabezpieczenia biometryczne

Pixel 9 może być odblokowywany na kilka sposobów, przy czym zabezpieczenia typowo biometryczne są dwa: skaner odcisków palców oraz kamera przednia. Google nareszcie pokusiło się o zmianę czytnika linii papilarnych z optycznego na ultradźwiękowy.

Kto był kiedyś właścicielem któregoś z poprzednich wydań Pixela z rozpoznawaniem palca w ekranie, ten w cyrku się nie śmieje. Mając założoną ochronę ekranu, nieraz bywało, że mój Pixel 7 sprawiał trudności w odblokowywaniu ekranu czy potwierdzaniu płatności przez NFC. „Masz dziwnego kciuka”, powiecie. Może, ale ten sam kciuk nie był już taki dziwny, gdy używałem go na ekranie Pixela 9.

Wniosek: nawet, jeśli mam pokręcone linie papilarne, to dzięki ultradźwiękowemu skanerowi są rozpoznawane znacznie lepiej. I – co ważne – odczuwalnie szybciej. Różnica w nowej generacji jest wychwytywalna, a to bardzo pozytywnie wpływa na wrażenia z codziennego użytkowania.

Już Pixel 8 umożliwiał używanie przedniej kamery do potwierdzania tożsamości w aplikacjach oraz przy potwierdzaniu płatności. Dziewiątka potrafi to samo – wystarczająco szybko, bym używał tego sposobu na odblokowanie ekranu zamiennie z czytnikiem linii papilarnych.

Jak silne jest to zabezpieczenie? Ponoć istnieje maksymalnie 7-procentowa szansa, że komuś uda się odblokować Pixela za pomocą kopii 3D naszej twarzy. W przypadku twarzy innego człowieka ryzyko to jest jak 1 do 50000.

Czas pracy na baterii

Akumulator o pojemności 4700 mAh najwyraźniej jest bardzo wdzięczny nowemu modemowi, że nie pożera już takich ilości energii jak jego poprzednik. Dzięki temu przebiegi na baterii z wykorzystaniem wyłącznie sieci mobilnej uległy polepszeniu z generacji na generację.

Pixel 8 miał akumulator 4575 mAh i radził sobie z wyzwaniami codzienności jako-tako. Dziewiątka jest już pod tym względem znacznie bardziej godna zaufania. Nie obawiam się, że telefon rozładuje mi się w ciągu dnia – oczywiście o ile nie łoiłem cały dzień w gierki.

Od 7:00 do 24:00 albo dłużej? Da się, i to bez włączania oszczędzania baterii (ktoś to robi tak w ogóle?).

Szybkie ładowanie to kwestia dyskusji i… portfela. Nie było mi dane skorzystać z nowej ładowarki Google o mocy 45 W, która obiecuje uzupełnienie energii do 55% w pół godziny (ładując i tak z maksymalną mocą 27 W). Moja znacznie słabsza ładowarka Samsunga potrzebowała godziny, by naładować akumulator do 85%. I kolejnych 45 minut, by naładować smartfon do pełna. Chcesz trochę szybciej ładować? Płać.

Pixel 9 wspiera też ładowanie bezprzewodowe w standardzie Qi do 15 W. Moja ładowarka Baseus wyciąga zwykle jakieś 10-12 W, przy czym trzeba pamiętać, że podczas korzystania z etui bardzo łatwo jest odłożyć telefon nierówno na powierzchnię ładowarki i w ten sposób pozbawić się złudzeń na naładowanie sprzętu w wyznaczonym na to czasie. 

Smartfon jest też chętny ładować zwrotnie inne urządzenia, jeśli położymy je na pleckach smartfona. Jak kupię Pixel Budsy Pro do zestawu, to to sprawdzę. Póki co – wierzę producentowi, że jest to możliwe.

Aparat i wideo

Kupując Pixela 9 zgadzamy się na pewien istotny kompromis. Dla Pana, Panie Mareczku, jest aparat główny i obiektyw ultraszerokokątny. Teleobiektyw jest dla zarządu (znaczy dla posiadaczy Pixeli 9 Pro). To nie jedyna różnica. Mamy też jednostrefowy czujnik LDAF, podczas gdy modele 9 Pro korzystają z wersji wielostrefowej.

W menu aplikacji aparatu można również zauważyć brak zakładki “Pro”, gdzie posiadacze droższych opcji skorzystają z opcji… no coż – Pro. Chodzi o fotografie w pełnych 50 Mpix – Pixel 9 zawsze robi zdjęcia w niższej rozdzielczości, łącząc piksele. I tak dobrze, że główne oczko ma 48 Mpix –  poprzedni model podstawowy nie mógł pochwalić się taką matrycą.

Drugim istotnym ulepszeniem względem poprzedniej generacji jest użycie przedniej kamery z autofokusem. Modele Pro podbijają jeszcze bardziej stawkę, ale podstawowa „Dziewiątka” nie ma czego się wstydzić.

Aparat główny

Pixele słyną z jakości zdjęć i nabywca nowego flagowca na pewno nie będzie pod tym względem zawiedziony. Gdy światło słoneczne jest silne, fotografie wykazują się znakomitą szczegółowością. Uchwycone detale, faktury i powierzchnie wyglądają naturalnie. Zwykle otrzymujemy przyjemne, kontrastowe kadry, ale na szczęście oprogramowanie nie popada w skrajności.

Mało tego: odnoszę wrażenie, że Google jeszcze mocniej naciskało na naturalne odwzorowanie kolorów przez algorytmy, bo fotki nie wyglądają na to, by podbijanie kolorów działało agresywnie. Wręcz przeciwnie – nigdy wcześniej w Pixelach nie dało się odczuć pod tym względem tak zrównoważonego tonu. Jeśli ktoś przesiada się z Samsunga (gdzie ktoś zasnął na suwakach kontrastu i głębi koloru), może doznać lekkiego szoku.

Podobnie rzecz się ma ze zdjęciami ludzi. Nawet blade lica nie zyskują nagle rumieńców – Pixel oddaje je w większości przypadków takimi, jakimi są. Tryb portretowy bardzo ładnie symuluje efekt głębi, ale bywa, że gubi się podczas izolowania postaci z tła. Pojedyncze kosmyki włosów to nie jest to, co algorytmy Pixela 9 lubią najbardziej.

Ponadto w niektórych przypadkach powstaje nienaturalny efekt poświaty. Rozumiem też, że niektórzy mogą kręcić nosem na dość mocne blurowanie tła w zdjęciach portretowych. Jest bardzo mocno widoczne. Wydaje się, że poprzednie Pixele nie miały aż tak silnej chęci robienia z każdego portretu zdjęcia nadającego się do albumu ślubnego.

Aplikacja głównego aparatu proponuje 2-krotne zbliżenie cyfrowe, z którego warto korzystać. Nie niszczy ono jakości zdjęcia, a zapewnia przyjemną plastyczność kadru, ograniczając ilość detali wkradających się na brzegi ujęcia i pozwala skupić się na fotografowanym obiekcie.

Wszystkie wartości przybliżenia podane na poniższych zdjęciach dotyczą przybliżenia cyfrowego.

Zdjęcie selfie z aparatu głównego (1,5x) – tryb automatyczny i portretowy
Zdjęcie selfie z aparatu głównego (2x) – tryb automatyczny i portretowy

Aparat ultraszerokokątny

Świetny do robienia zdjęć plenerów i miejskiej dżungli. Poziom szczegółowości fotek jest wysoki. Ponadto zdjęcia wykonane z przybliżeniem 0,5x (kiedy włącza się Ultra-Wide) mają przyjemną cechę – potrafią zyskać na kolorystyce. Tak więc nie dość, że na fotografii mamy więcej rzeczy, to zieleń i błękit nieba wyglądają na niej doskonale. Ultraszeroki kąt to idealny kompan do wypadów w góry. Fakt, że na krawędziach kadry potrafią się odrobinę odkształcać, ale naprawdę nikomu nie będzie to przeszkadzać. Nawet nie wymagają specjalnej edycji.

Oczko to ma też zdolność przyglądania się obiektom z bliska: tryb makro oferuje robienie zdjęć z odległości 1,5 cm. Oprogramowanie może automatycznie wykrywać naszą chęć uzyskania zdjęcia makro – wtedy na ekranie pojawi się stosowny symbol kwiatuszka.

Takie fotografie sprawiają całkiem przyjemne wrażenie, podkreślając płytką głębię ostrości. Nie zawsze automat jest w stanie dobrze wyczytać nasze intencje, więc zawsze można ustawić ten tryb “na sztywno”.

Na koniec, kilka przykładów tego, jak zmienia się szczegółowość i nasycenie barw na zdjęciach z wykorzystaniem aparatu głównego, ultraszerokokątnego i cyfrowego przybliżenia o wartościach 2x i 8x:

Aparat przedni

Nigdy nie miałem większych obiekcji względem aparatu przedniego w Pixelach. Ten w „Dziewiątce” zbiera wystarczającą liczbę detali, a dzięki autofokusowi nie trzeba się gimnastykować z ustawianiem aparatu w odpowiedniej odległości od twarzy, by pozostał on ostry.

Autofokus przydaje się też przy robieniu zdjęć portretowych, gdzie tło jest rozmazywane. W takich wypadkach algorytmy Google wciąż potrafią się gubić, gdy za naszymi plecami nie ma jednolitego obrazka lub gdy nosimy okulary z cienkimi ramkami. To zawsze było wyzwaniem dla oprogramowania – i wciąż jest. Jednak zdjęcia są na tyle ładne, że zwykle się to im wybacza.

Zauważyłem też, że algorytmy HDR potrafią zbyt agresywnie rozjaśnić portret po wykonaniu zdjęcia, jeśli wykryją dużą obecność cieni. Wygląda to mało naturalnie.

Zdjęcia w nocy

Wszystko zależy. Co istotne, aparat Pixela 9 wieczorami jest bardzo powtarzalny. Niemal nie zdarzały się sytuacje, by zdjęcia, wykonywane w tym samym miejscu i jedno po drugim, miały inną kolorystykę – na przykład jedno było zażółcone, a drugie wpadało w czerwień. A to już coś.

Pixel nieżle radzi sobie z gorszym oświetleniem, a także z kontrastowymi neonami miejskich ulic. Wyciąga nawet trochę szczegółów z cieni, zachowując ostrość bez nagłego wysypu ziarna. Nawet da się użyć 2-krotnego przybliżenia bez zgrzytania zębami.

Poniższe zdjęcia wykonano w trybie automatycznym.

Aparat ultraszerokokątny nie jest już tak wszechstronny w takich warunkach i lepiej, gdy mamy do sfotografowania jakiś obiekt w środku kadru – wtedy efekt jest najbardziej satysfakcjonujący, a rozjeżdżanie się obrazu na rogach nie zwraca niepotrzebnie uwagi na uboższe detale – widać wygładzanie likwidujące szumy.

Poniższe zdjęcia wykonano z wykorzystaniem trybu nocnego.

Poniżej można zobaczyć na przykładach porównawczych, jak działa tryb nocny – efekty są najbardziej widoczne, gdy robimy zdjęcia w miejscu, gdzie światła jest jak na lekarstwo.

Oczywiście jest jeszcze specjalny tryb astrofotografii, którego nie da się jednak uruchomić na zawołanie. Podobno w jednej z następnych aktualizacji Pixeli pojawi się on jako dodatkowa opcja widoczna po uruchomieniu trybu nocnego.

Teraz działa to tak, że Pixel wykrywa, że celujemy w niebo z gwiazdami i dopiero wtedy pokazywany jest skrót do astrofotografii. Bardzo niewygodne, bo nigdy nie wiadomo, czy algorytmy uznają aktualne warunki do zaproponowania takiego trybu, czy też nie.

Wideo

Pixel 9 nie potrafi nagrywać wideo w 8K. Takie zdolności mają tylko jego Pro bracia. Jednak 4K przy 60 kl./s można zyskać z każdego z aparatów – obu głównych oraz przedniego. Przydatną opcją jest nagrywanie z 10-bitowym HDR, ale nie będzie on dostępny we wszystkich trybach. Mamy możliwość skorzystania z niego przy nagrywaniu w Full HD i 24 lub 30 kl./s – dla 60 kl./s jest już on zablokowany. Identyczna sytuacja jest przy nagrywaniu w 4K. 

Stabilizacja sprowadza się do trzech trybów. Domyślnie włączona jest opcja Standardowa, która wyrównuje niewielkie ruchy – na przykład wideo kręcone z ręki podczas spaceru. Jest też wersja Zablokowana, gdy na przykład nagrywamy jakiś odległy obiekt bez zmiany kadru. Stabilizacja będzie sprawiać wrażenie, jak gdyby telefon znajdował się na statywie. Jest jeszcze stabilizacja Aktywna, czyli najbardziej agresywna – nadaje się do dynamicznych scen. Nie jest ona dostępna w ogóle, gdy nagrywamy w 4K, a w Full HD da się ją włączyć, gdy wideo powstaje w 30 kl./s.

Cóż by rzec – ogólnie podoba mi się, jak stabilizacja tu pracuje. Czasem ma się wrażenie zbytniego płynięcia przez kadr, a także pojawia się efekt rozmycia obrazu przy mocniejszym potrząśnięciu telefonu. Mały wtręt: stabilizacja wyłącza się przy korzystaniu z większego przybliżenia. To nie gimbal. Tutaj iPhone’y wygrywają, już od dawna pokazując, jak to powinno się robić. Jednak – śmiało zabierajcie Pixela 9 na wakacje do Chorwacji i kręćcie wideo z rąsi. Albo panoramy filmowe. Cuda na kiju… bez kija.

W mocnym świetle słońca gorącego Splitu dobrze sprawować się będzie filmowy tryb Rozmycie, który blokuje ostrość na jednym obiekcie, a resztę ładnie – cóż – rozmyje. Pamiętam, że korzystałem kiedyś z takiego trybu w samsungowych Note’ach, przy czym tam nie dało się regulować efektu głębi ostrości – a tu się da. Razem z ekspozycją i balansem bieli. Efekciarskie, dostępne tylko w niższej rozdzielczości, ale ładne.

Istnieje też interesująca opcja redukcji szumów, która potrafi wyizolować jeden głos człowieka spośród niechcianych odgłosów tła – wiatru czy ruchu ulicznego. Będzie dostępny we wszystkich trybach prócz tych z 60 kl./s. Działa to ze zmiennym szczęściem i domyślam się, że Google będzie tę opcję jeszcze ulepszać.

Wideo, które kręci Pixel 9, nie jest przesadnie – jak to mówią – crispy. Nagrania są dość miękkie, ale kontrast jest ładnie zachowany, przy czym całkiem mocno podkreślone są cienie. Kolorystyka wydaje się nie być już tak chłodna jak w przypadku zdjęć. Minimalne przesunięcie ku czerwieni może sugerować, że smartfon będzie idealną kamerą dla ujęć kręconych podczas golden hours.

Wynalazek Google’a będzie też znośnie sprawdzał się podczas nagrań nocnych, przy czym tu lepiej, żeby w kadr nie wchodzili ludzie. Zakłamania kolorów twarzy mogą być dla niektórych zbyt dużym szokiem. A, i nie używa się wtedy zoomu. Znaczy: można, ale odradzam. Ten szum z matrycy tak bardzo widać, że aż słychać.

Po dłuższej pracy z wideo można dojść do dość jednoznacznych wniosków. Pixel 9 robi kapitalne zdjęcia, ale filmy kręci już gorsze. Wciąż ładne, ale brakuje im odrobiny magii, a do tego w gorszym oświetleniu nie radzą sobie najlepiej. Trzeba o tym pamiętać, jeśli poszukujemy kieszonkowej kamery.

Oprogramowanie i funkcje sztucznej inteligencji

Nowa generacja Pixeli nie otrzymała Androida 15 na start, a to ze względu na to, że w tym roku Google bardzo chciało wyrobić się z premierą smartfonów jeszcze przed prezentacją iPhone’ów 16. I to się udało.

W efekcie jednak Pixel 9 działa na Androidzie 14, co nie jest jakąś specjalną szkodą. Zakładam, że piętnasty Andek będzie najmniej wnoszącym systemem Google w historii. Nie ma się co tym przejmować, bo firma obiecuje aż 7 lat aktualizacji dla swoich smartfonów. Na razie przyjrzymy się, co oferuje Pixel w standardzie i czego (ponownie) brakuje względem modeli Pro.

Kto miał już w ręku jakiegokolwiek Pixela, wie, czego się spodziewać. Samo działanie systemu jest bardzo przyjemne. Na głównym ekranie mamy ikony, których kolorystyka może dopasowywać się do tapet, a powiadomienia kolejkują się pod skrótami szybkich ustawień w górnej belce. Ich kształt jak nigdy pasuje do stylu pigułki z aparatami na tylnej obudowie (a może to już moja nadinterpretacja). Opcji personalizacji jest tu sporo, a wszystko działa płynnie i melodyjnie niczym w naszej ulubionej piosence.

Mountain View oczywiście dostarcza cały pakiet aplikacji Made by Google, do czego jesteśmy już przyzwyczajeni. Jest też przebudowana aplikacja pogody (już bez zielonej żaby, smuteczek). Nowością, którą firma bardzo się chwali, jest z pewnością Gemini. Ten zastępca Asystenta Google jest generatywną sztuczną inteligencją wspierającą działania użytkownika.

Gemini można zapytać właściwie o cokolwiek, a poda nam zwięzłą odpowiedź bazującą na tym, co znajdzie w sieci. Jeśli poprosimy o napisanie e-maila, zrobi to. Pod tym kątem jego funkcje zbliżone są do ChatGPT.

Spore są też możliwości manipulowania zdjęciami. Magiczna gumka to już klasyk, pozwalający na usunięcie z fotografii niechcianych elementów. Tym razem, dzięki poleceniom (wpisywanym po angielsku, a jakże), da się dołączyć do zdjęcia coś, czego tam wcześniej nie było. Poniżej przykłady: przed wpisaniem promptów oraz zmodyfikowane za ich pomocą grafiki.

Niestety, możliwości tego asystenta są ograniczone. Jeszcze się uczy odpowiadać na pytania zadawane po polsku. Ma trudności z wykonywaniem prostych poleceń, z którymi bezproblemowo radził sobie Asystent Google – jak choćby dotyczących sterowania urządzeniami podpiętymi do Google Home. Jak skomplikowane może być wyłączenie smart żarówki, na litość…

Ponadto w Polsce nie mamy dostępu do części aplikacji, które zasilane są “sprytem” Gemini: Pixel Studio (do generowania grafik), Pixel Screenshots (organizującej zrzuty ekranu) czy Call Notes (robiącej notatki pisemne z rozmowy głosowej). To bardzo „po iPhone’owemu”, bo Apple Intelligence też w Polsce nie uświadczymy.

Na szczęście są rzeczy, które działają całkiem sprawnie – mamy na przykład Zaznacz, aby wyszukać, które uruchamiamy przytrzymując dolną belkę nawigacyjną i zakreślając interesujący nas obiekt na zdjęciu lub innym elemencie ekranu. 

Jest też Magiczny edytor dostępny w aplikacji Zdjęcia Google, który umożliwia ulepszenie jakości zdjęcia wykonanego z przybliżeniem cyfrowym albo dodanie lub usunięcie efektu rozmytego tła z fotografii. Algorytmy różnie sobie z tym radzą i zwykle trzeba chwilę poświęcić na uzyskanie zadowalającego efektu, ale warto.

Do funkcji AI można zaliczyć opcję “Dodaj mnie”, która pojawiła się jako jeden z trybów w aplikacji aparatu. Dzięki niej jesteśmy w stanie “dokleić” się do dowolnego zdjęcia grupowego – dzięki temu na jednej fotce z imprezki znajdą się wszyscy jej uczestnicy i nikogo nie zabraknie. Wymaga zrobienia dwóch ujęć i nie zawsze trafnie wrzuca naszą postać w kadr, ale potrafi przynieść zadowalający efekt – zwłaszcza, jeśli pomiędzy jednym a drugim ujęciem nie zmienią się warunki oświetleniowe.

Podsumowanie – jaki jest Pixel 9?

Google stworzył bardzo przyjemny smartfon, który jest niezwykle “równy” niemalże we wszystkich kluczowych aspektach. Zyskał na wyglądzie, dzięki wykorzystaniu materiałów premium. Zaktualizowany design był bardzo dobrą decyzją projektantów, więc przynajmniej niektórzy kupią Pixela 9 “na ładne oczy”.

Wzorowe działanie podczas typowego użytkowania, przyjemna płynność interfejsu, doskonała haptyka i jasny wyświetlacz OLED 120 Hz z pewnością przełożą się na pozytywne wrażenia. Do tego mamy bardzo dobry, powtarzalny i wszechstronny aparat, który co prawda ustępuje w wielu aspektach wersjom Pro, ale głównie pod kątem teleobiektywu, możliwości nagrywania wideo w 8K i jakością zdjęć selfie.

Jeśli ktoś nie jest zakręcony na punkcie tych funkcji, nie będzie czuł potrzeby rozglądania się za droższymi modelami.

Google Pixel 9
Google Pixel 9 (fot. Karol Kunat | Tabletowo.pl)

Rzecz jasna są i minusy. Podstawowy model 9. generacji Pixela wydaje się być sztucznie odarty z funkcji, którym swobodnie podołałby procesor i aparaty (a które, pomijając teleobiektyw i moduł do selfie, są przecież takie same jak w modelach Pro). Mówię tutaj o części funkcji AI, nagrywaniu w 8K czy zakładce “Pro” w aplikacji aparatu.

Wygląda na to, że Google zbliżyło się do Apple bardzo blisko – bo część funkcji Gemini w Polsce jest niedostępnych, co bardzo przypomina ograniczoną dostępność Apple Intelligence, które tak mocno podkreślano przy okazji premiery iPhone’ów 16. Zakładam, że wdrożenie niektórych (np. aplikacji Screenshots) nie zajmie Google zbyt dużo czasu.

Braku Google VPN w Polsce (dostępnego w wielu krajów bez opłat) zrozumieć jednak nie potrafię. Podobnie jak tego, że nawet po zakupie ładowarki 45 W prosto od Google, użytkownik nie będzie w stanie uzupełniać energii z maksymalną mocą, a jedynie z 27 W. Co jest grane?

Żałuję też, że producent zdecydował się zwiększyć cenę podstawowego Pixela 9. Poddaje to w wątpliwość sens wydawania pieniędzy na ten model, zwłaszcza w porównaniu z Pixelem 8, który co prawda krócej trzyma na baterii, ale zapewni podobne wrażenie z użytkowania i ucieszy tych, którzy marzą o kompaktowym smartfonie z Androidem. Zresztą, ten ex-flagowiec był moim pierwszym kandydatem na zastępcę starzejącego się powoli Pixela 7.

Po dłuższym użytkowaniu Pixela 9 stwierdzam jednak, że… to właśnie ten model będzie moim następnym daily driverem. Spodobał mi się nowy design, jak zawsze świetny i godny zaufania aparat i zaskakująco solidne przebiegi na baterii. Że o obsłudze i przyjemnych wrażeniach z użytkowania wywołujących lekki uśmiech na twarzy już nie wspomnę.

Nareszcie miałem okazję przetestować smartfon, który przestał być jedynie ciekawostką dla geeków i nie sprawiał wrażenia bycia jakimś eksperymentem. Okazał się sprzętem w pełni zasługującym na miano “iPhone’a z Androidem”.

W mojej opinii to najlepszy podstawowy Pixel, jakiego kiedykolwiek zaprojektowało Google. Kropka.

logo Google
Recenzja Google Pixel 9. Doczekaliśmy się iPhone’a z Androidem
Zalety
bardzo dobry ekran Actua OLED 120 Hz
całkiem przyzwoite czasy pracy na baterii
7 lat aktualizacji Androida
świetna haptyka i działanie systemu
doskonały ultradźwiękowy czytnik linii papilarnych
równy, bardzo dobry aparat główny i ultraszerokokątny
Wady
automatyczna jasność ekranu potrafi czasem zaszaleć
przez rozmiary i wagę nie może być już uznawany za kompaktowy
“starszy” RAM
sporo sztucznych ograniczeń względem modeli Pro
wolne ładowanie, niewykorzystujące potencjału ładowarki 45 W
nieco zbyt wysoka cena
8
Ocena