Nie kojarzę sytuacji, w której recenzowałabym sprzęt, będący na rynku od wielu długich lat. Tymczasem właśnie z taką mamy dziś do czynienia. Na tapet bierzemy bowiem bezkontaktowy termometr Withings Thermo, który po raz pierwszy zaprezentowany został na… CES 2016. Tak, dobrze widzicie – 8 lat temu! Wygląda jednak na to, że jest tak dobry, że producent ani myśli wycofywać go z oferty. A – skoro tak – najwyższy czas go sprawdzić.
Z termometru korzystamy najczęściej w momencie, w którym “coś nas bierze”. Kiedy czujemy się gorzej, pierwsze co, sięgamy po to cudo, by sprawdzić stan temperatury naszego ciała. Nigdy nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam stan podgorączkowy czy podwyższoną temperaturę, bo też nieszczególnie jest mi to potrzebne. Chcąc jednak mieć dostęp do pełnej historii pomiarów, warto spojrzeć w kierunku termometru inteligentnego.
Withings Thermo to jeden z przedstawicieli takich produktów. Dzięki WiFi i Bluetooth wyniki pomiarów błyskawicznie pojawiają się na ekranie naszego telefonu. Bo – oczywiście – sprzęt łączy się z aplikacją Withings. Dzięki temu, mając zegarek, wagę, ciśnieniomierz tej marki, można rozszerzyć domową analizę stanu swojego zdrowia o pomiary temperatury.
Zacznijmy jednak od początku
Withings Thermo można porównać do małych rozmiarów walca, ściętego tu i ówdzie. Jest naprawdę poręczny, dzięki wymiarom 11,6 x 3,3 x 3,3 cm, i lekki – 75 g. Spokojnie można go zabrać ze sobą w każdą podróż bez obaw o zabieranie sporej ilości miejsca w bagażu (jest sporo mniejszy niż większość elektronicznych termometrów, z jakimi dotychczas miałam do czynienia). Gdybym miała go ze sobą podczas urlopu dwa lata temu, nie musiałabym na czuja wnioskować, że mój mąż ma jakieś 40 stopni gorączki (chorowanie na urlopie to najlepsza rzecz! ;)).
Dodatkowo, najważniejsza część urządzenia, czyli wnętrze, w którym ukrytych jest 16 czujników na podczerwień, wykorzystujących technologię HotSpot Sensor, chroniona jest przez gumową nakładkę. Nie ma w zestawie jednak żadnego etui czy pokrowca. Nie jestem też w stanie powiedzieć, jak wygląda eksploatacja Thermo w dłuższej perspektywie czasowej ani po upadku, bo podczas ostatnich dwóch miesięcy do takowego nie doszło.
Uważam jednak, że Thermo wykonany jest solidnie – z dobrego jakościowo tworzywa sztucznego. Sprawia wrażenie trwałego. A z całą pewnością może się podobać – przy czym nie sądzę, by ktoś zwracał na to szczególną uwagę podczas wyboru termometru ;)
Jak Withings Thermo działa w praktyce?
Aby rozpocząć korzystanie z Withings Thermo, należy pobrać aplikację na telefon (Android lub iOS) i połączyć je ze sobą. Parowanie jest intuicyjne i trwa zaledwie krótką chwilę.
Chcąc dokonać pomiaru temperatury ciała, należy ściągnąć nasadkę i włączyć urządzenie, przytrzymując włącznik. Od razu rozpocznie się pomiar – tego dokonuje się przykładając termometr w bliskiej odległości od głowy od jej środka do boku. Thermo mierzy temperaturę tętnicy skroniowej, która uważana jest za najlepsze miejsce do wykrywania zmian temperatury. Wyobrażam sobie, że świetnie sprawdzi się na przykład przy niemowlakach, ale oczywiście nie ma tu żadnej granicy wiekowej użytkowników.
Po wykonaniu pomiaru obudowa wibruje, a na ekraniku wyświetla się informacja o temperaturze z dokładnością do jednego miejsca po przecinku. Pomiar można przypisać do konkretnego użytkownika (maksymalnie może być ich ośmiu) – wystarczy wybrać jego imię z listy na ekranie, przesuwając palcem w prawej części termometru i zaakceptować wciskając włącznik.
Jeśli pomiar jest prawidłowy, dioda po prawej stronie włącznika świeci na zielono. Jeśli jest nieco wyższa – na pomarańczowo, a gdy mamy gorączkę – na czerwono. Wystarczy zatem szybki rzut oka na obudowę, by wiedzieć, z jaką temperaturą mamy do czynienia i jak bardzo powinniśmy się przejmować i udać się do lekarza.
Po wykonaniu pomiaru, jak już wiecie, wyniki zgrywane są automatycznie do aplikacji. To właśnie tutaj mamy dostęp do historii wszystkich pomiarów – zarówno w formie dziennej, jak i widoku miesięcznego. Przy czym, co niektórym może przeszkadzać, brakuje przedstawienia wyników na osi – jak choćby w przypadku wagi.
Dokonując pomiarów testowych z użyciem Thermo oraz dwóch termometrów elektronicznych, pomiary były… przeróżne. Rzadko zdarzało się, by na wszystkich trzech wskazywana liczba była identyczna. Różnice były spore i dochodziły do nawet 0,4℃. I o ile ma to znaczenie porównując termometry do siebie, tak stale korzystając z jednego z nich łatwo jest zauważyć kiedy wychodzimy ponad normę.
Jeszcze nie dawało mi to spokoju i zmierzyłam temperaturę kamerą termalną. Ta wskazała 37,1, czyli wynik pomiędzy DRCheck a Thermo.
Podsumowując
Withings Thermo to bezkontaktowy termometr, który swoje kosztuje (stale ok. 479 złotych). To bajer, który fajnie wygląda i rzeczywiście jest funkcjonalny. To też fajny sprzęt dla osób, które weszły w ekosystem produktów Withings i monitorują swoje zdrowie w aplikacji, łącząc poszczególne urządzenia marki w jednym miejscu (a, muszę przyznać, że integrują się ze sobą naprawdę fajnie).
Nie sądzę jednak, by Withings Thermo zainteresował osoby, które z marką nie mają nic wspólnego. W cenie tego termometru można przecież kupić kilka sztuk innych lub jeden i porządnie zaoszczędzić.
Na koniec dodam, że Thermo jest wyrobem medycznym i ma odpowiednie certyfikaty (FDA). Należy używać go zgodnie z instrukcją.