Infinix jest stosunkowo młodą marką na polskim rynku. Nie przeszkadza jej to jednak w próbach rozpychania się na różnych półkach cenowych, wprowadzając kolejne nowości, wyróżniające się na tle konkurencji. Najnowszy Infinix Note 40 Pro, którego wzięłam na tapet, w swojej cenie niewątpliwie wyróżnia się ładowaniem (szybkim przewodowym, ale też indukcyjnym). Ale czy tylko? Czas to zweryfikować.
Specyfikacja Infinix Note 40 Pro:
- zakrzywiony wyświetlacz AMOLED 6,78” 2436 x 1080 pikseli, 120 Hz, jasność 550 nitów (1300 nitów szczytowa),
- ośmiordzeniowy procesor MediaTek Helio G99 Ultimate z Mali-G57 MC2,
- 12 GB RAM LPDDR4,
- 256 GB pamięci wewnętrznej UFS 2.2,
- Android 14 z XOS 14,
- aparat główny 108 Mpix f/1.75 z OIS plus dwie dodatkowe jednostki 2 Mpix f/2.2 (makro + czujnik głębi),
- przedni aparat 32 Mpix f/2.2,
- 4G,
- dual SIM,
- WiFi 5 (802.11 ac) 2,4&5 GHz,
- Bluetooth 5.2,
- NFC,
- GPS,
- USB typu C,
- port podczerwieni (IrDA),
- akumulator o pojemności 5000 mAh, ładowanie 70 W, ładowanie indukcyjne 20 W i zwrotne,
- wymiary: 164,35 x 74,6 x 7,75 mm,
- waga: 190 g,
- IP54.
Cena w momencie publikacji recenzji: 1496 złotych.
Infinix Note 40 Pro dostępny jest w Polsce w dwóch wersjach kolorystycznych: Vintage Green i Titan Gold. Możecie go kupić w takich sklepach, jak Media Expert, RTV Euro AGD i oficjalny sklep Infinix.
Wygląda na droższego?
Nie wiem czy mi się ten smartfon podoba – pomyślałam, gdy tylko wyjęłam Note 40 Pro z pudełka. To, że jego obudowa mieni się jakimś ciekawym gradientem – z pewnością na plus. Ale to, że jest jakby zaszroniona, nie do końca mnie przekonuje. Niektórzy znajomi pytali mnie czy ta obudowa jest brudna – bo trochę tak to właśnie wygląda z daleka. Z całą pewnością nie można jednak stwierdzić, by była nudna. Co to to nie. A to, czy nam się ona podoba, czy nie, to już kwestia wyłącznie gustu. Do mojego akurat nie przypadła.
Ale od czego jest etui! A na szczęście tutaj w zestawie sprzedażowym jest etui, które w dodatku prezentuje się naprawdę dobrze, co spowodowało, że przez sporą część testów nosiłam telefon właśnie w nim (co mi się bardzo rzadko zdarza). Case ma też konkretne zastosowanie – poza ochroną telefonu, umożliwia jego magnetyczne ładowanie (magnetyczna ładowarka dodawana jest za złotówkę przy zakupie telefonu).
Wracając do samego telefonu, Infinix Note 40 Pro nie przekroczył masy 200 gramów, a i jest dość smukły, dzięki czemu nie można odmówić mu poręczności mimo zastosowania 6,78-calowego wyświetlacza. Muszę też przyznać, że – o ile obudowa nie przypadła mi do gustu – tak jakość wykonania niewątpliwie wskazuje na wyższą półkę niż te tysiąc pięćset złotych, które przyjdzie nam aktualnie za ten sprzęt zapłacić.
Wyspa aparatów pokryta jest szczotkowanym aluminium i prezentuje się świetnie. Krawędzie telefonu, choć imitują aluminium, robią to naprawdę nieźle – są za to śliskie i wykonane z tworzywa sztucznego. Sam tył obudowy też sprawia wrażenie solidnego. Za jakość wykonania i samo odczucie obcowania z droższym sprzętem, niż jest w rzeczywistości, należy się producentowi spory plus.
Dodatkowo konstrukcja spełnia normę IP54, a zatem jest odporna na delikatne zachlapania – lepsze to niż nic.
Przejdźmy jeszcze szybko przez krawędzie telefonu. Na prawej mamy przyciski do regulacji głośności i włącznik (odpowiednio osadzone w obudowie i dobrze wyczuwalne pod palcami), natomiast lewa nie została zagospodarowana. Na górze umieszczono jeden z głośników i mikrofon, jak również port podczerwieni. Na dole natomiast znalazło się miejsce dla drugiego głośnika, portu USB typu C, mikrofonu i slotu na dwie karty nanoSIM.
Wyświetlacz (niestety) zakrzywiony
Kto zapoznał się z wypisanymi przeze mnie wyżej parametrami technicznymi ten już wie, że Infinix Note 40 Pro jest wyposażony w zakrzywiony wyświetlacz AMOLED o przekątnej 6,78”, rozdzielczości 2436 x 1080 pikseli, częstotliwości odświeżania 120 Hz i jasności 550 nitów (1300 nitów szczytowa). Czas ten temat nieco rozwinąć.
Trochę śmieszne, trochę straszne, ale wygląda na to, że producenci flagowców zwolnili linie produkcyjne zagiętych wyświetlaczy (spora część flagowców ma teraz płaskie ekrany), z czego benefity czerpią teraz modele średnio i niskopółkowe. Niekoniecznie podoba mi się to, że w tańszych smartfonach stosowane są zakrzywione panele, bo te mają to do siebie, że na krawędziach odbijają wszystko (i dokładnie tak samo jest tutaj), ale nie pozostaje mi nic innego, jak przejść nad tym do porządku dziennego.
Faktem jest bowiem, że ekran, zastosowany w Infinix Note 40 Pro, jest w ogólnym ujęciu naprawdę dobry. Trudno jest mi się tu do czegokolwiek przyczepić – począwszy od jasności (w szczycie do 1300 nitów – w słońcu sprawdza się dobrze), przez odwzorowanie kolorów (z możliwością zmiany trybów kolorów w ustawieniach) czy częstotliwość odświeżania (120 Hz), na bardzo dobrych kątach widzenia kończąc.
Nie mam też nic złego do powiedzenia na temat reakcji ekranu na dotyk (również przy krawędziach) czy też jasności minimalnej, która nie razi po oczach wieczorami. Przyczepię się natomiast do czujnika światła, który odpowiada za automatyczną regulację jasności wyświetlacza – ten potrafi działać zbyt agresywnie, czyli za bardzo rozjaśnia ekran względem tego, jaka zachodzi potrzeba. Przy czym nie jest to nic nadzwyczajnego – jest to często spotykane w smartfonach, nie tylko z tej półki cenowej.
Co ważne, możemy skorzystać z Always on Display, choć znalezienie tego w ustawieniach może wymagać od Was cierpliwości – od razu podpowiadam: tutaj to “Zawsze na wyświetlaczu”. AoD nie działa w sposób ciągły, a wyłącznie kilka sekund po szturchnięciu telefonu czy otrzymaniu powiadomienia.
Always on Display wyświetlacz godzinę, datę, dzień tygodnia, procent naładowania baterii oraz ikony aplikacji, z których czekają na nas powiadomienia.
Działanie, oprogramowanie
Podzespoły, które skrywa w sobie Infinix Note 40 Pro, na papierze wyglądają nieźle, choć w oczy od razu rzuca się procesor, który raczej spotkamy w sporo tańszych smartfonach. Ośmiordzeniowy procesor MediaTek Helio G99 Ultimate z Mali-G57 MC2, 12 GB RAM LPDDR4 (nie ma co się spodziewać szybszych kości w tej półce cenowej), 256 GB pamięci wewnętrznej UFS 2.2 (no, tu już się można przyczepić – tylko 2.2) oraz system Android 14 z nakładką XOS 14.
Jak działa Infinix Note 40 Pro na co dzień? Powiedziałabym, że jest dla mnie sporym zaskoczeniem fakt, jak płynnie i szybko działa ten smartfon. Przez zdecydowaną większość trwania testów nie zdarzało się, bym mogła jakkolwiek narzekać na jego pracę – zawsze robił to, czego w danej chwili od niego wymagałam.
Jasne, nie jest to poziom flagowca, ale kulturę pracy Infinix Note 40 Pro zapewnia na naprawdę dobrym poziomie – zwłaszcza, gdy do tego dodamy fakt, że nawet podczas dłuższych sesji na danych mobilnych się nie nagrzewa.
Do działania telefonu mam tylko jedną uwagę. Nie do końca rozumiem z czego się to bierze, ale Infinix Note 40 Pro ma dziwną przypadłość – gdy odblokuję telefon i próbuję ściągnąć górną belkę systemową, ta laguje. Oznacza to, że zanim wykonana zostanie akcja, mija dłuższa chwila. I tak jest za każdym razem, gdy pierwszy raz po odblokowaniu sięgnę po belkę. Każda kolejna próba ściągnięcia belki kończy się sukcesem wręcz natychmiastowo.
Nie wiem, z czego to wynika ani czy jest to rzecz do naprawienia w najbliższej aktualizacji (sądzę, że tak), ale na tle tego, jak dobrze działa ten smartfon, to jest to skaza, która nie powinna się tu znaleźć.
Benchmarki:
- Geekbench 6:
- single core: 717
- multi core: 1943
- OpenCL: 1460
- Vulkan: 1472
- 3DMark:
- Wild Life: 1361
- Wild Life Extreme: 380
- Wild Life Stress Test: 1371 / 1363 / 99,4%
- Wild Life Extreme Stress Test: 381 / 380 / 99,7%
Co do aktualizacji – producent gwarantuje aktualizacje do dwóch dużych wersji Androida i trzy lata wsparcia w postaci aktualizacji łatek bezpieczeństwa. Aktualnie wygląda to raczej kiepsko, bo mamy już końcówkę kwietnia, a poprawki bezpieczeństwa datowane są na 5 lutego.
Kilka słów na temat nakładki systemowej marki Infinix, czyli XOS 14. Ogólnie może się podobać, choć wymaga mocnego zapoznania się z oprogramowaniem, by wiedzieć, gdzie co jest. Część funkcji ukryto bowiem w niekoniecznie intuicyjnych miejscach, a w innych przypadkach trzeba się mocno naklikać (np. żeby przejść do statystyk baterii trzeba przejść taką ścieżkę: Ustawienia – bateria i oszczędzanie energii – ustawienia baterii – zużycie baterii).
Warto też wiedzieć, że pierwszym ekranem z lewej nie jest Google Discover, a karta dedykowana podsumowaniu – mamy tu ostatnio używane aplikacje, liczbę przebytych kroków, zużycie RAM-u czy wykorzystanie telefonu przez poszczególne aplikacje w ramach Cyfrowej równowagi (pokazuje dwa programy, w których spędziliśmy najwięcej czasu).
To są właściwie dwa najważniejsze aspekty XOS, które gdzieś tam zawsze mam z tyłu głowy. Cała reszta jest OK i działa zupełnie dobrze. Można też generować tapety z wykorzystaniem sztucznej inteligencji, gdyby kogoś to interesowało – kilka dziennie :)
Aaa, nie wspomniałam jeszcze o jednej rzeczy. Na wyspie aparatów umieszczona została namiastka diody powiadomień (szkoda, że z tyłu). Active Halo, w ustawieniach zwane “Aktywne podświetlenie krawędzi”, pozwala na włączenie różnie wyglądającego efektu świetlnego w zależności od powiadomień, które dostajemy. Może też migać w rytm muzyki czy podczas grania. Fajny bajer, przy czym dostępny tylko w złotej wersji kolorystycznej (nie pytajcie dlaczego – nie wiem).
Zaplecze komunikacyjne
Coraz trudniej jest poddawać ocenie smartfony bez 5G. Powoli nadchodzi ten moment, w którym trzeba się zastanowić gdzie jest kwotowa granica, po przekroczeniu której smartfon bezapelacyjnie obsługę sieci najnowszej generacji mieć musi. To jednak nie moment na takie dyskusje – daję tylko znać, że Infinix Note 40 Pro kosztuje niecałe 1500 złotych, a 5G nie ma.
Smartfon ten jest wyposażony w 4G, dual SIM (ale nie eSIM – to wciąż raczej rzadko spotykany dodatek w tanich telefonach), WiFi (przy tym tylko w wersji 5, co oznacza transfer na poziomie ok. 300 Mbps), Bluetooth 5.2, NFC i GPS. Wszystkie moduły działają właściwie bez zastrzeżeń. Chyba tylko raz zdarzyło się, że GPS z opóźnieniem zareagował na mapach po zmianie trasy z zaplanowanej na alternatywną (co daje ewentualność, że podobne sytuacje mogą mieć miejsce – ale wcale nie muszą).
Jeśli chodzi o rozmowy głosowe, nie mam zastrzeżeń do jakości. Osoby, z którymi miałam okazję rozmawiać, nie narzekały na to, jak mnie słychać, jak również nie miałam problemów ze zrozumieniem ich.
Infinix Note 40 Pro ma 256 GB pamięci wewnętrznej (227 GB zostaje do wykorzystania), przy czym jest to pamięć UFS 2.2, a zatem dość wolna, co zresztą potwierdzają wyniki otrzymane w CPDT:
- szybkość sekwencyjnego zapisu danych: 289,44 MB/s,
- szybkość sekwencyjnego odczytu danych: 272,65 MB/s,
- szybkość losowego zapisu danych: 27,63 MB/s,
- szybkość losowego odczytu danych: 16,05 MB/s,
- kopiowanie pamięci: 4,84 GB/s.
Pamięć wewnętrzna musi wystarczyć w takiej ilości, jaka jest domyślnie – nie ma tu bowiem slotu kart microSD.
Zabezpieczenia biometryczne
Jeszcze jakiś czas temu można było mówić o zaskoczeniu, gdy smartfon za mniej niż 1500 złotych miał ekranowy czytnik linii papilarnych. Teraz już raczej nie jest to rozwiązanie, które powodowałoby jakkolwiek szybsze bicie serca. Najważniejszy jest jednak fakt, jak ono działa, a nie, że w ogóle jest.
A działa dobrze. Może nie idealnie, bo zdarzają się sytuacje, w których skaner odcisków palców wymaga dłuższego przytrzymania opuszka czy ponownego przyłożenia palca, ale w ogólnym ujęciu sprawdza się w swojej roli dobrze.
Podobnie jest z rozpoznawaniem twarzy, choć tu warto mieć na uwadze, że to oparte jest wyłącznie na przedniej kamerce (nie ma tu żadnego skanu przestrzennego), co oznacza, że jest mniej bezpiecznym rozwiązaniem od skanu palca. Działa dobrze i szybko, gdy jest sporo światła. Gdy go brakuje jest wolniej.
Dodam też, że rozpoznawanie twarzy jest wyjątkowo czułe. Jeśli włączymy opcję wybudzania ekranu po ruszeniu telefonem, to w momencie, w którym mamy smartfon w uchwycie samochodowym, ekran się podświetli (np. na jakiejś chopce) i od razu odblokuje sprzęt. Zdarzyło mi się tak co najmniej kilka razy.
Audio
Na górnej ramce Infinix Note 40 Pro widnieje dumny napis “Sound by JBL”. Czas zatem sprawdzić jak to z tą jakością dźwięku jest. Oddaję głos mężowi:
Biorąc ten telefon do ręki cały czas zapominam ile on tak naprawdę kosztuje. Tym bardziej, że chwali się grubą współpracą z JBL (co samo w sobie powinno skutkować naprawdę dobrymi doznaniami). Jaka jest jakość audio w rzeczywistości?
Zacznijmy od plusów. Do dyspozycji mamy system stereo, grający centralnie, czyli 50/50 z podziałem mocy głośników góra / dół. Niezłe tony średnie, przyzwoite wysokie i… tu musimy przejść do minusów.
Tony niskie / bas w tym telefonie raczej nie występują. Trzeba też zaznaczyć jedną ważną przypadłość. Podczas słuchania muzyki cały czas towarzyszyło mi nieodparte uczucie, że tylna obudowa telefonu rezonowała, co skutkowało powstawaniem efektu studni. Mniej skomplikowane utwory brzmią naprawde dobrze, ale przy utworach, w których wykorzystywanych jest wiele instrumentów w jednym momencie, powstawał taki akustyczny bałagan, że nie wiedziałem, na jakiej planecie się znajduję.
Zbierając to wszystko w całość muszę powiedzieć, że jest nieźle. A dlaczego? Bo kryteria oceny zastosowałem jak przy smartfonie flagowym. Za dużo wymagałem od telefonu za 1500 złotych, tymczasem okazało się, że te głośniki – jak na swoją półkę cenową – są dobre. W tej cenie super, że występują przywołane przeze mnie mankamenty, bo równie dobrze głośniki te mogłyby grać marnie, a wtedy nie skupiałbym się na szukaniu detali, które w droższych smartfonach trzeba uznać za minusy. Tu można je wybaczyć.
Czas pracy i ładowanie
Nietypowo zacznę od ładowania, bo w przypadku Infinix Note 40 Pro mówimy o smartfonie, który wyjątkowo wyróżnia się na tle konkurencji w swojej półce cenowej. Ba, wręcz zawstydza o wiele droższe, flagowe smartfony.
Bo nie dość, że obsługuje ładowanie z mocą 70 W (a odpowiednią ładowarka jest w zestawie sprzedażowym, nie trzeba jej kupować osobno), to jeszcze można go ładować indukcyjnie (20 W) i magnetycznie (15 W). Wspiera też ładowanie zwrotne (przewodowe i bezprzewodowe). Sztos.
Ładowanie przewodowe możliwe jest w trzech scenariuszach, z czego najszybszym jest Hyper – trwa zaledwie 36 minut (od 3 do 100 procent). Czas jednak odpowiedzieć na pytanie czy jest to sprzęt, w przypadku którego musimy często sięgać po ładowarkę.
A odpowiedź na to pytanie jest prosta i brzmi: nie.
Infinix Note 40 Pro, dzięki akumulatorowi o pojemności 5000 mAh, spokojnie będziecie ładować co dwa dni (korzystając z niego na WiFi) lub co dzień (na danych mobilnych / w trybie mieszanym). Na WiFi udało mi się prawie dobić do 9 godzin SoT, natomiast na LTE – okolice 6 h to standard.
Aparat
Wszystkie serie tanich smartfonów marki Infinix wyglądają bliźniaczo. Można je rozpoznać po tym, jak bardzo ich wyspy z aparatami wystają poza poziom obudowy. W serii Note wystają najbardziej względem Smart (gdzie jest płaska) i Hot (lekko wystaje). Taka ciekawostka ;)
Patrząc na wyspę można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z fajnym zestawem aparatów. W rzeczywistości jednak przydatny okazuje się być jeden – główny o rozdzielczości 108 Mpix f/1.75, na szczęście z optyczną stabilizacją obrazu. Obok mamy dwie jednostki po 2 Mpix f/2.2 – jedna to makro, druga – czujnik głębi. Oznacza to, że Infinix Note 40 Pro nie oferuje ultraszerokiego kąta, ani – tym bardziej – teleobiektywu (choć przy 108 Mpix 3-krotny zoom wygląda nieźle – zaraz się o tym przekonacie).
Muszę przyznać, że zdjęcia z głównego aparatu mogą się podobać. Są przyjemne dla oka, charakteryzują się sporą ilością detali, ładnymi kolorami i, co równie istotne, ładnie wyglądającym bokeh. Jedyne, do czego naprawdę mogę się przyczepić, to kiepska rozpiętość tonalna, przez co niebo potrafi być jednolitą plamą (podobnie jak kocia sierść, przy czym to głównie tyczy się zdjęć z zoomem).
A skoro już o zoomie mowa, zdążyłam już wspomnieć, że w Infinix Note 40 Pro zabrakło teleobiektywu, co oznacza, że każda wartość zoomu realizowana jest z głównej matrycy. Przy czym, rzeczywiście, 3-krotny zoom cyfrowy (taką wartość podpowiada też aplikacja aparatu) potrafi zaskoczyć jakością. Maksymalny zoom jest 10-krotny, a jego jakość w dużej mierze zależy od ilości światła.
Zdjęcia w gorszych warunkach oświetleniowych stanowią dla testowanego urządzenia spore wyzwanie – zarówno w sztucznym świetle, jak i po zmroku. Zwłaszcza, gdy chcemy uchwycić coś na pierwszym planie, trudno jest o zachowanie odpowiedniego balansu pomiędzy jakością wycięcia pierwszego planu od tła a ogólną jakością zdjęcia.
Zdjęcia typowo nocne z kolei wymagają od nas stabilnych rąk – naświetlanie, nawet w automacie, potrafi trwać 2-3 sekundy, przez co poruszenie ujęcia skutkuje lekkim rozmazaniem zdjęcia. Domyślnie tryb automatyczny potrafi wykryć noc i takowe naświetlanie włączyć, ale – jak się zaraz przekonacie – zdjęcia zrobione w dedykowanym trybie nocnym potrafią się od tych z automatu znacznie różnić.
Tryb portretowy potrafi pozytywnie zaskoczyć. Nie zawsze, ale jednak w większości przypadków radzi sobie również fotografując obiekty (nie tylko osoby).
Makro natomiast według mnie to sztuka dla sztuki. Zdjęcia są fatalnej jakości (w rozdzielczości zaledwie 2 Mpix nie mogło być inaczej), przez co zdecydowanie bardziej polecam skorzystanie z 3-krotnego zoomu, który pozwala uzyskać o wiele lepsze rezultaty – zwłaszcza, gdy światła zaczyna brakować. Przykład poniżej:
Przedni aparat (32 Mpix) spisuje się bardzo dobrze, choć tryb portretowy nie do końca radzi sobie z wycinaniem włosów z tła. Ogólnie jednak zdjęcia te spokojnie nadadzą się do publikacji w Social Media.
Zostało nam jeszcze tylko nagrywanie wideo. Maksymalnie (zarówno głównym aparatem, jak i przednim) możemy nagrywać w 2K 30 FPS (a zatem nie ma tu 4K), natomiast aby uzyskać 60 FPS trzeba obniżyć jakość do Full HD.
Zaskoczeniem dla mnie jest obecność nagrywania w trybie bokeh, w dodatku całkiem dobrze to wygląda, ale niestety tylko w HD 30 FPS. Do naszej dyspozycji jest też zwolnione tempo, tryb poklatkowy czy film podwójny (jednocześnie nagrywany przednim i tylnym aparatem).
Jaka jest sama jakość nagrań? Raczej bez zaskoczenia, pamiętając, w jakiej półce cenowej się poruszamy. Nagrywając statyczne ujęcia w dobrych warunkach oświetleniowych jest nieźle, ale im mniej światła lub gdy tylko zaczniemy się ruszać, jakość spada – cierpi na tym szczegółowość kadrów i stabilność nagrań. Do podstawowych filmików się nada, ale nic więcej.
Podsumowanie
Gdybym miała podsumować Infinix Note 40 Pro jednym słowem, powiedziałabym, że jest – po prostu – fajny. Jest świetnie wykonany, robi niezłe zdjęcia z użyciem głównego aparatu (nawet te z 3-krotnym zoomem się bronią), oferuje bardzo dobry czas pracy i błyskawiczne ładowanie, nieźle działa, a do tego w zestawie sprzedażowym dostajemy nie tylko ładowarkę, ale też ładne etui. Z kolei Active Halo czy port podczerwieni stanowią przyjemny dodatek.
Ale to nie jest tak, że wszystko tu gra, bo w smartfonie zabrakło dwóch istotnych rzeczy: 5G i ultraszerokiego kąta. Nie ma też slotu kart microSD (nie każdemu będzie przeszkadzać) i 3.5 mm jacka audio (podobnie). Jednocześnie jest to aktualnie najdroższy smartfon (nie licząc odpornych) z MediaTekiem Helio G99, co też warto mieć na uwadze. No i wygląda… dziwnie, na szczęście na jego wygląd wcale nie trzeba patrzeć.
Wybór smartfonów za ok. 1500 złotych jest spory. Jeśli zależy Wam na długim czasie pracy, szybkim ładowaniu przewodowym i obsłudze ładowania indukcyjnego, zdecydowanie możecie zainteresować się modelem Infinix Note 40 Pro. Ma swoje braki, ale jego użytkowanie na co dzień jest całkowicie przyjemne.