W ostatnich latach ilość zmian, zachodzących w elektronice, jest coraz mniejsza, a nawet, jeśli już takowe się pojawiają, to raczej trudno mówić tu o piorunującym efekcie wow i poczuciu rewolucji w danej materii. Co jednak zaskakujące, jest jedna rzecz, która – mimo że pozornie wydaje się nie być niczym szczególnym – po bliższym poznaniu bardzo mocno zyskuje. Mało powiedziane – sprawia, że korzystanie ze smartfona czy tabletu wchodzi na znacznie wyższy, a z pewnością przyjemniejszy poziom.
Szukanie igły w stogu siana
Tak właśnie coraz częściej wygląda poszukiwanie zmian i nowości w smartfonach – niczym szukanie igły w stogu siana. W zasadzie mało co może nas jeszcze zaskoczyć – potężna wydajność, doskonałe aparaty, dobre baterie, szybkie ładowanie, czytniki linii papilarnych w ekranie – to wszystko już mamy od dłuższego czasu. Ba, nawet składaki przestały już robić na nas większe wrażenie.
W efekcie można odnieść wrażenie, że producenci dotarli do szklanego sufitu możliwości technologicznych, a każdy kolejny flagowy smartfon zaskakuje nas w coraz mniejszym stopniu. Przez to musimy wręcz na siłę szukać czegoś, czym moglibyśmy się w jakiś sposób zachwycić i poczuć powiew świeżości.
I przecież można pomyśleć, że rzecz, którą za chwilę opiszę, też jest właśnie takim czymś, co wyszukałem na siłę, by wykrzesać choć odrobinę zachwytu. Nic bardziej mylnego, bowiem jest to coś, co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło i sprawiło, że zapragnąłem móc częściej korzystać z urządzeń wyposażonych właśnie w ten element.
Antyrefleksyjne ekrany w smartfonach i tabletach to moja nowa miłość
No dobrze, ale do meritum. Do napisania tego felietonu natchnęły mnie dwa urządzenia – Samsung Galaxy S24 Ultra i Huawei MatePad 11.5″ w nowej wersji PaperMatte. Mają one jeden wspólny mianownik, którym jest wyjątkowy wyświetlacz. A nawet nie tyle sam wyświetlacz, co znajdująca się na nim powłoka.
Nikogo nie dziwią już matowe ekrany monitorów czy laptopów, jednak w przypadku smartfonów i tabletów, z racji dotykowych wyświetlaczy, nie było to nazbyt popularne rozwiązanie, żeby nie powiedzieć, że wręcz w ogóle go nie było. No dobra, wyjątkiem jest tutaj linia TCL NXTPaper, jednakże bądźmy szczerzy, nie są to urządzenia będące aż tak popularne, jak te wymienione chwilę wcześniej.
Galaxy S24 Ultra to pierwszy i (póki co) jedyny smartfon na rynku, którego ekran pokryto taflą Gorilla Glass Armor. I, choć sama nazwa mogłaby tu wskazywać, że mamy do czynienia z kolejnym szkłem mającym oferować po prostu większą odporność, zyskujemy tu znacznie, znacznie więcej.
Wspomniane szkło ma zmatowioną teksturę. Powoduje to przede wszystkim diametralną redukcję refleksów – sami tylko spójrzcie na porównanie Galaxy S23 Ultra z Gorillą Victus i Galaxy S24 Ultra z nowym Armorem.
Samsung twierdzi, że zastosowanie Gorilli Glass Armor pozwoliło na zredukowanie odbić światła od wyświetlacza o nawet 75% względem standardowego, w pełni błyszczącego szkła. Czy jest to akurat tyle – trudno stwierdzić, jednak rzeczywiście, realny efekt jest naprawdę świetny i użytkowanie Galaxy S24 Ultra jest przez to bardzo przyjemne.
Zresztą, o tym, jak dobrze korzysta się z Samsunga Galaxy S24 Ultra, dzięki obecności zmatowionego szkła, Kasia wspominała już w swojej recenzji, jak też i w tym wideo:
Drugim urządzeniem, będącym dla mnie inspiracją do powstania tego tekstu, jest Huawei MatePad 11.5″ PaperMatte Edition (to link afiliacyjny). Jego premiera w Polsce będzie miała miejsce 8 kwietnia, a ja już go dla Was testuję, zatem niedługo będę mógł podzielić się z Wami pełną recenzją tego tabletu.
Jest to moja pierwsza styczność z tabletem ze zmatowionym ekranem i nie spodziewałem się, jak bardzo pozytywne wrażenia może on wywołać. Prywatnie mam okazję używać standardowej wersji MatePada 11.5″ z błyszczącym szkłem na wyświetlaczu, zatem mam tutaj możliwość bezpośredniego porównania obu powłok.
Huawei twierdzi, że zastosowanie matowej powłoki ekranu powoduje redukcję odbić światła aż o 97%. Czy jednak faktycznie jest to dokładnie aż tyle? Nie wiem, ale faktem jednak jest, że tu również efekt jest bardzo dobry. Położenie dwóch tabletów obok siebie i włączenie na ich ekranach czegokolwiek daje do zrozumienia, z jak ogromną różnicą mamy tu do czynienia.
W zasadzie przy niemal każdej najmniejszej czynności taki ekran sprawdza się wprost rewelacyjnie – serio! Zyskujemy bardziej precyzyjny, pewny ślizg palca (a w tym wypadku także rysika) i ogólne przyjemniejsze uczucie dotyku tej tafli. Na matowym szkle widać też dużo mniej smug i odcisków palców, choć nie oznacza to, że nie ma ich wcale.
Zdecydowanie najistotniejszy jest tutaj jednak brak odbić światła. Wszyscy dobrze wiemy, jak wygląda korzystanie ze smartfona czy tabletu w dużym słońcu albo mocnym oświetleniu. Abstrahując od jasności, bo wyświetlacze smartfonów oraz tabletów i tak są coraz jaśniejsze, irytującym problemem bywają właśnie refleksy świetlne i odbijanie wszystkiego dookoła nas niczym w lustrze, co czasem potrafi mocno utrudnić widoczność.
W przypadku matowych wyświetlaczy bohaterów tego tekstu takie coś niemal w ogóle nie ma miejsca. Benefity takiego rozwiązania można dostrzec w wielu scenariuszach, także tych najbardziej prozaicznych. Prosty przykład z brzegu – oglądanie wideo na płasko leżącym obok nas smartfonie/tablecie. Na standardowym, błyszczącym ekranie już pod takim kątem będziemy widzieć mniejsze lub większe refleksy. Tu, nie ma ich wręcz wcale.
Żeby jednak nie było, że widzę wyłącznie same zalety tego rozwiązania, trudno nie wspomnieć też o minusie, jakim jest nieco gorsza jasność obrazu spowodowana właśnie matową powłoką. W przypadku MatePada 11.5″ PaperMatte, już sam Huawei na stronie produktowej zaznacza, że jeśli zależy nam na bezwzględnie najjaśniejszym wyświetlaczu, warto rozważyć klasyczną wersję tego modelu. W moim odczuciu jednak, porównując tą jedną wadę do zalet, sumarycznie jest ona niewielką przeszkodą.
No dobrze, ale pozornie wydawać by się mogło, że to, o czym tu piszę, nie ma w ogóle większego sensu, a w matowych ekranach nie ma nic nadzwyczajnego, bo przecież od lat możemy kupić matowe folie na wyświetlacze naszych urządzeń. Można więc przypuszczać, że najpewniej dają one identyczne odczucia. Otóż nic bardziej mylnego.
Żeby nie rzucać słów na wiatr, w ramach eksperymentu kupiłem taką właśnie matową folię na swój smartfon, by sprawdzić jak sprawdza się ona w bezpośrednim starciu z prawdziwie, fabrycznie zmatowionym szkłem wyświetlacza. Notabene, wybrałem jedną z lepszych i droższych dla większej pewności. I, niestety, bolesna prawda jest taka, że różnica jest wręcz drastyczna.
O ile same wrażenia organoleptyczne mogę ocenić pozytywnie, bo folia ta jest przyjemna w dotyku podczas użytkowania, a ślizg palca po powierzchni wypada dobrze, ale nie aż tak, jak w przywoływanych urządzeniach Samsunga czy Huawei. Da się też bardziej dostrzec przyciemnienie obrazu, dużo większe niż przy samej matowej tafli wspomnianych modeli. Sama kolorystyka ekranu też cierpi nieco na swoim nasyceniu, co przy fabrycznych rozwiązaniach tego typu potrafi mieć miejsce, ale na znacznie mniejszą skalę.
Innymi słowy, matowa folia jest pewnego rodzaju sposobem na uzyskanie efektu zbliżonego do fabrycznie zmatowionych wyświetlaczy, ale w żadnym wypadku nie sprawdzi się tak samo dobrze. Niemniej jednak, jeśli najbardziej zależy nam tu na antyrefleksyjności, to taką alternatywę można rozważyć.
Czy matowe ekrany w smartfonach wejdą pod strzechy?
Biorąc pod uwagę, że firma Corning, będąca producentem szkieł Gorilla Glass, dostarcza swoje rozwiązania ogromnej większości firm, można przypuszczać, że nowa, matowa Gorilla Glass Armor, może wkrótce pojawić się także w innych flagowych smartfonach. Czy jednak nastąpi to aż tak szybko? Tego bym się nie spodziewał – zwłaszcza, że zapewne mamy tu do czynienia z jakąś umową na wyłączność na jakiś czas pomiędzy Corning a Samsungiem.
Przy okazji warto wspomnieć, że do implementacji podobnego rozwiązania może szykować się Apple. Jeśli wierzyć pogłoskom – a, jak wiemy, w każdej plotce może być ziarno prawdy – przyszłoroczne iPhone’y 17 (niestety jeszcze nie tegoroczne) mogą być wyposażone w antyrefleksyjne, zmatowione szkło.
Osobiście bardzo mocno liczę na większe rozpowszechnienie tego rozwiązania, bo – choć pozornie może wydawać się zaledwie drobnostką – to, serio, niesamowicie pozytywnie wpływa na komfort użytkowania urządzenia w różnych warunkach.
Wraz z Kasią zgodnie stwierdziliśmy, że nawet po krótkim korzystaniu ze smartfona lub tabletu z matowym ekranem, już nic nie jest takie samo i każde inne urządzenie ze zwykłym błyszczącym wyświetlaczem wypada wręcz blado.
A Wy, co sądzicie o takich rozwiązaniach? ;)