Hyundai IONIQ 5 N
(fot. Hyundai)

Hyundai IONIQ 5 N – pierwsze spotkanie. To najtańsze 650 KM na rynku

Hyundai IONIQ 5 to jeden z tych samochodów, który wzbudził moje zainteresowanie już w dniu debiutu. Otrzymał on świetny, cyberpunkowy design, a także naprawdę dobry napęd elektryczny. Teraz doczekał się sportowej wersji należącej do rodziny N. Na pokładzie znalazło się aż 650 KM i inne rozwiązania, mające wnieść radość z jazdy na wyższy poziom. Jeśli jednak poszukujecie dużego, rodzinnego samochodu, a niekoniecznie chcecie kupować napęd w pełni elektryczny, Hyundai ma jeszcze jedną propozycję – nową generację SANTA FE.

Hyundai IONIQ 5 N – chciałbym nim pojeździć

W teście Hyundaia IONIQ 5 stwierdziłem, że wygląda on jak samochód wyciągnięty z Cyberpunka 2077. W przypadku sportowej odmiany, czyli IONIQ 5 N, uważam natomiast, że ten elektryk prezentuje się jak wyścigówka z Cyberpunka 2077. Dodam, że producentowi udało się świetnie połączyć bardziej klasyczne kształty hot hatcha z futurystyczną stylistyką. Finalny efekt to BEV, który zdecydowanie może się podobać.

Hyundai IONIQ 5 N to nie tylko jeszcze więcej mocy niż w odmianie cywilnej, ale też szereg innych zmian. Przede wszystkim samochód wizualnie stał się bardziej agresywny, a dodatkowe elementy, jak chociażby wloty powietrza, od razu zdradzają sportowe zacięcie. Oczywiście wśród dostępnych lakierów mamy Performance Blue, czyli błękitny kolor, charakterystyczny dla usportowionych modeli koreańskiego producenta. Do tego dochodzi nieco niższy prześwit podwozia i specjalne wzory felg.

Zmiany widać też we wnętrzu. Użytkownik otrzymuje zupełnie inną kierownicę niż w zwykłej wersji. Ma ona inny kształt, a także oferuje specjalne przełączniki dedykowane sportowym funkcjom samochodu. Przeprojektowania doczekał się nawet system infotainment – m.in. wygląd zegarów, zmieniona grafika, a także dostęp do opcji, które stworzono specjalnie dla tego samochodu.

Hyundai IONIQ 5 N
(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Hyundai IONIQ 5 N wyposażony jest w dwa silniki elektryczne, przy czym ten z przodu ma 226 KM, a ten z tyłu 383 KM. Łączne generują one 609 KM, ale w trybie N Grin Boost dostajemy imponujące 650 KM. Pozwala to na przyspieszenie od 0 do 100 km/h w czasie 3,4 sekundy, a prędkość maksymalna wynosi 260 km/h. Nowy akumulator ma pojemność 84 kWh, a do tego mamy jeszcze architekturę 800 V.

Jeśli kierowcy znudzą się przeciążenia podczas przyspieszania w linii prostej, zawsze będzie mógł wybrać się na tor, aby poczuć przeciążenia podczas jazdy „bokiem”. Mamy bowiem Drift Mode, który – jak możemy zobaczyć na filmach na YouTube – działa i zapewnia spory zastrzyk frajdy. Niewykluczone, że tym elektrykiem zawstydzimy wiele aut spalinowych z napędem RWD.

Skoro poruszyliśmy już temat driftu, wypada jeszcze wspomnieć o funkcji Torque Kick Drift, która pozwala kierowcy symulować działanie sprzęgła pojazdu spalinowego z napędem na tylne koła w scenariuszach jazdy, które wymagają natychmiastowego zainicjowania driftu. Nie miałem jeszcze okazji sprawdzić, jak to działa, ale jako wieloletni kierowca samochodów pewnej marki z Bawarii jestem podekscytowany.

Co ze sportowym dźwiękiem? W końcu wiele osób twierdzi, że usportowiony samochód musi brzmieć. Tutaj Hyundai IONIQ 5 N oferuje system N Active Sound+, który jest połączony z N e-shift, aby poprawić wrażenia z jazdy. Zawiera on 10 głośników (osiem wewnętrznych, dwa zewnętrzne), które zapewniają trzy różne motywy dźwiękowe.

Motyw „Ignition ” symuluje dźwięk silników 2.0 Turbo z modeli N, „Evolution ” zapewnia charakterystyczny dźwięk inspirowany RN22e, natomiast motyw „Supersonic” to wyjątkowa koncepcja inspirowana dwusilnikowymi myśliwcami, charakteryzująca się zmienną głośnością podczas pokonywania zakrętów.

Możliwość symulowania dźwięku podczas jazdy to całkiem ciekawy gadżet, ale tylko gadżet. Podejrzewam, że włączyłbym go kilka razy, aby się pobawić i następnie wyłączył. Brzmi dość przeciętnie, a do tego dźwięk jest po prostu sztuczny. Nawet, jeśli dostałbym brzmienie prawdziwego silnika spalinowego, miałbym podobne podejście.

Nie przepadam, gdy coś jest udawane – dodawanie dźwięków silnika spalinowego w elektryku kojarzy mi się z dodatkowymi aparatami w niektórych smartfonach, które tylko są i nie spełniają żadnych funkcji.

Po pierwszym spotkaniu, podczas którego mogłem tylko obejrzeć i pomacać Hyundaia IONIQ 5 N, mogę Wam powiedzieć, że jest to naprawdę ładny samochód. Śmiem nawet twierdzić, że to jeden z najładniejszych elektryków. Zapowiada się też na auto, które potrafi dostarczyć ogromną dawkę emocji i sportowych wrażeń. Jedyne, co niekoniecznie przypadło mi do gustu, to udawany dźwięk silnika.

Niestety, nie stać mnie na zakup Hyundaia IONIQ 5 N, mimo iż cenę, gdy spojrzymy na oferowane 650 KM, można uznać za atrakcyjną. Bohater tego tekstu w Polsce został wyceniony na 369,9 tys. złotych. Tak, to najtańsze 650 KM na rynku!

Hyundai IONIQ 5 N
(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Hyundai SANTA FE – duży samochód dla rodziny

Drugi samochód, który został pokazany przez Hyundaia na prezentacji w Polsce, jest zupełnie inny, niż przedstawiony przed chwilą IONIQ 5 N. Mamy do czynienia z dużym SUV-em, który w założeniach ma zmieścić całą rodzinę oraz komfortowo dowieźć kierowcę i pasażerów do celu. Ponadto nie jest on napędzany wyłącznie przez silniki spalinowe, bowiem otrzymujemy napędy hybrydowe.

Nowa generacja znacząco różni się od poprzedniej. Stała się bardziej kanciasta i „kwadratowa” i, według mnie, przypomina SUV-y pewnej brytyjskiej marki, która obecnie jest w indyjskich rękach. Nie można jednak powiedzieć, że jest to kopia, bowiem nowy Hyundai SANTA FE ma sporo własnego stylu i raczej nie pomylimy go z jakimkolwiek innym samochodem. Całość, z pominięciem tyłu, prezentuje się naprawdę dobrze. Urzekły mnie szczególny przednie światła z motywem litery „H”.

Owszem, nowa generacja jest bardziej „kwadratowa”, ale ma niższy współczynnik oporu aerodynamicznego. Zapowiada to niższe zużycie paliwa, a także wyższy komfort podróżowania przy dużych prędkościach. Nowy Hyundai SANTA FE ma 483 cm długości, czyli o około 4,5 cm więcej od poprzednika. Rozstaw osi urósł o 5 cm i ma teraz 281,5 cm, co przekłada się na przestrzeń we wnętrzu pojazdu – szczególnie w drugim i trzecim rzędzie siedzeń.

Samochód jest dostępny w wersji 5-, 6- , a nawet 7-osobowej. Co ciekawe, to właśnie odmianę z sześcioma miejscami można zamówić w najwyższej wersji wyposażenia – Calligraphy. Wyróżnia się ona fotelami kapitańskimi i czarnymi dodatkami nadwozia, w tym czarnymi 21-calowymi felgami o wzorze zarezerwowanym tylko dla tej odmiany.

Po zajęciu miejsca kierowcy w oczy rzucają się dwa 12,3-calowe wyświetlacze, spory zestaw fizycznych przycisków i oferowana przestrzeń. Miejsca jest naprawdę sporo, zarówno dla kierowcy i pasażera, jak i osób siedzących w drugim rzędzie. Niestety, trzeciego rzędu nie miałem okazji sprawdzić. Moją uwagę zwróciły jeszcze użyte materiały – czuć, że Hyundai SANTA FE wyraźnie zbliżył się do segmentu premium.

Hyundai SANTA FE będzie oferowany jako klasyczna hybryda (HEV), a także jako hybryda plug-in (PHEV). Pod maskę trafi 4-cylindrowy, turbodoładowany silnik benzynowy o pojemności 1.6. Dostępne będą wersje z napędem na jedną oś, a także na wszystkie cztery koła, przy czym ten drugi napęd dostępny będzie tylko z hybrydami plug-in.

Cennik w Polsce nie jest jeszcze znany, ale podobno ceny mają być tylko trochę wyższe niż starszej generacji.