Zabrałem najmniejszego laptopa Microsoftu na małe workation. Chciałem sprawdzić, czy 12-calowe maleństwo z Redmond podoła trudom pracy zdalnej. Są rzeczy, które bardzo mi się w nim spodobały, ale jednocześnie to chyba pierwszy sprzęt z rodziny Surface, który metodą odkrywkową dokopał się u mnie do pokładów czystej frustracji.
Idea pracy przez Internet
Praca zdalna to bardzo pojemny termin. Ktoś może po prostu nie wybierać się do biura firmy każdego dnia, ale zamiast tego pracować z domu, siedząc przy dopasowanym do siebie biurku, na ulubionym ergonomicznym fotelu i jednocześnie być przywiązanym do klawiatury, myszki i dużego monitora, podpiętego do stacjonarnego komputera.
Inni mają odmienny styl: wiecznie w trasie, z laptopem i powerbankiem pod pachą. Przemieszczają się z miejsca na miejsce, wykorzystując kawiarnie jako pit stopy, by przejrzeć maile, skorzystać z darmowego Wi-Fi i czmychnąć gdzieś dalej.
Do tego dochodzi specyfika wykorzystania podzespołów. Może chodzi o edycję zdjęć? Zarządzanie social mediami? Pracę na dziesiątkach kart przeglądarki internetowej naraz? Przerzucanie tony tekstu w formie elektronicznej lub użeranie się z niekończącymi się bloczkami Excela? Wideokonferencje? Profilów działania jest naprawdę wiele i nie każdy będzie w równy sposób wykorzystywał moce przerobowe urządzenia.
Wobec powyższego, od niewielkiego laptopa do pracy zdalnej/na studia oczekiwalibyśmy kilku podstawowych rzeczy. Powinien nie być klocem, żeby można było go łatwo przenosić. Dobrze by było, żeby był elastyczny, a więc musiałby mieć wystarczający zapas mocy do robienia „wszystkiego po trochu”. No i dobrze by było, by wytrzymał solidnych kilka godzin z dala od gniazdka elektrycznego – przecież w trasie nie zawsze mamy ten komfort, żeby podłączyć laptop do prądu.
Surface Laptop Go z założenia nigdy nie próbował być ultrabookiem idealnym. W gruncie rzeczy Microsoft w pierwszych dwóch generacjach tego sprzętu postawił na coś na kształt lepiej wykonanego Chromebooka z Windowsem i dotykowym ekranem. W rezultacie Surface Laptop Go w podstawowej wersji dostępny był za 2999 złotych, ale w anemicznej wersji z 4 GB RAM i 64 GB eMMC pamięci wewnętrznej. Surface Laptop Go 2 startował już w znacznie lepszej edycji z dyskiem SSD 128 GB, ale za 3099 złotych. Jak więc Microsoft usprawiedliwił cenę 4269 złotych za Surface Laptop Go 3? Sprawdźmy.
Specyfikacja Microsoft Surface Laptop Go 3
- wyświetlacz – 12,4-calowy wyświetlacz PixelSense, Rozdzielczość: 1536 × 1024 (148 PPI), Współczynnik proporcji: 3:2, 10-punktowy wielodotyk, Współczynnik kontrastu 1000:1, Corning Gorilla Glass 3,
- pamięć – 8 GB lub 16 GB pamięci RAM LPDDR5,
- procesor – ośmiordzeniowy procesor Intel Core i5-1235U 12. generacji,
- karta graficzna – Intel Iris Xe,
- przestrzeń dyskowa – 256 GB,
- złącza – 1 × USB-C 3.2 (dane, DisplayPort i ładowanie), 1 × USB-A 3.1, Gniazdo słuchawkowe 3,5 mm, 1 × port Surface Connect,
- zabezpieczenia – Układ TPM 2.0 oprogramowania układowego, Logowanie się za pomocą funkcji Windows Hello i przycisku zasilania z czytnikiem linii papilarnych,
- kamery, wideo i dźwięk – Kamera (przednia) 720p HD z obsługą Windows Hello, Dwa mikrofony dalekiego zasięgu z funkcją Voice Clarity, Głośniki Omnisonic z technologią Dolby Atmos,
- komunikacja bezprzewodowa – Wi-Fi 6: zgodność z 802.11ax, Bluetooth 5.1,
- czujniki – Czujnik światła otoczenia,
- deklarowany czas pracy baterii – Do 15 godz. czasu pracy baterii,
- pojemności baterii – Nominalna pojemność baterii (Wh) 41, Minimalna pojemność baterii (Wh) 40
- ładowarka – o mocy 39 W,
- cechy zewnętrzne – Górna część: aluminium anodyzowane, Dolna część: połączenie aluminium i kompozytowej żywicy poliwęglanowej z włóknem szklanym o 30-procentowej zawartości materiału pochodzącego z recyklingu poużytkowego,
- wymiary – 278 mm x 206 mm x 15,7 mm,
- waga – 1,13 kg,
- oprogramowanie – System operacyjny Windows 11 Home,
- gwarancja – Roczna ograniczona gwarancja na sprzęt.
Po przyjrzeniu się specyfikacji nowego laptopa Microsoftu zauważamy, że zmiany względem poprzedniej generacji zaszły głównie w zastosowanym procesorze, pamięci RAM, dysku SSD i… właściwie tyle. W środku nie ma żadnych rewolucji, a obudowa to właściwie ta sama bryła, co w Surface Laptop Go 2.
Do testów otrzymałem wersję podstawową z 8 GB RAM, z czego bardzo się cieszę. Chciałem sprawdzić, co potrafi „baza”.
Ten maluch Microsoftu jest przeuroczy
12,4-calowy Surface Laptop Go 3 nie wygląda może lepiej niż MacBook, ale nie sposób odmówić mu przyciągającego czaru. Aluminiowa pokrywa z błyszczącym logo Microsoftu to coś, co przykuwa wzrok, a i używać czegoś tak estetycznego po prostu jest przyjemnie. Dolna część jest już plastikowa, ale skutecznie ukrywa swe syntetyczne korzenie za pomocą tworzywa szarego koloru o nieco „droższej” w dotyku, matowej fakturze.
Powiedzmy coś o wymiarach. Przy 278,2 x 206,2 x 15,7 mm wydaje się, że trzymasz w ręku gruby tablet, a nie laptop. I to ogromny atut tego sprzętu. Jego waga nie przekracza 1,13 kg, co sprawia, że mieścił się on swobodnie w etui, które kupiłem dla… Surface Pro 6. Jeśli chodzi o maszyny z Windowsem, na próżno szukać porównywalnego laptopa. Toż to mini wspaniałość.
Budowa notebooka ma jednak swoje ograniczenia. Maksymalny kąt, do jakiego można otworzyć klapę, nie jest zbyt duży, nie mówiąc już o tym, by położyć ekran płasko na blacie czy „wywinąć na lewą stronę”. To byłoby mega przydatne, biorąc pod uwagę, że panel jest dotykowy. Niestety, to nie ta liga.
Niby ekran Pixelsense, ale czegoś tu brakuje
Microsoft dokonał rzeczy niesamowitych, wciskając do małego laptopa ekran Pixelsense. Choć mamy do czynienia z panelem IPS, to podobało mi się w nim kilka detali. Na przykład całkiem przyjemnie patrzy się, jak zaokrąglone rogi okien w Windows 11 idealnie pasują do rogów wyświetlacza w małym „Serfesie”.
Poza tym, reprodukcja kolorów przedstawia się bardzo dobrze, choć już kąty widzenia wydają się być tylko ok. Producent, by sprzedawać ten sprzęt taniej od innych z tej samej rodzinki, ewidentnie musiał pójść na pewne ustępstwa. Jednym z nich była właśnie zastosowana matryca.
Firma nadal wykorzystuje nietypową rozdzielczość poniżej Full HD, czyli 1536 x 1024 pikseli. Po części wynika to ze stosowania bardziej „kwadratowych” proporcji obrazu 3:2, wygodnych podczas przeglądania sieci czy nanoszenia poprawek na dokumenty. Jednak strasznie trudno przełknąć mi fakt, że wystarczy się nieco przybliżyć do ekranu, by dostrzec rozpikselizowany tekst i obraz. Testowałem różne gadżety Microsoftu, ale nawet starsze tablety Surface Pro nie miały tak słabej rozdziałki.
Druga sprawa jest typowym pokłosiem zastosowania ekranu IPS zamiast OLED. O ile jasność plasuje się w okolicach akceptowalnych 350 nitów, tak niewysoki kontrast połączony z nieprawodopodobnie połyskliwym szkłem chroniącym panel sprawiają, że używanie tego laptopa poza domem, w słoneczny dzień, jest mało komfortowe.
Maksymalne podświetlenie, choć robi, co może, po prostu nie dźwiga tematu, a wykończenie ekranu szkłem typu glare jest tak skuteczne w odbijaniu tego, co za nami, że umożliwia spojrzenie w przeszłość do trzech pokoleń naszych przodków. Na szczęście dotyk nie zawodzi i jest precyzyjny. Da się więc do tego wszystkiego upaprać ekran odciskami naszych palców i będzie to doskonale widoczne.
Nad ekranem można dostrzec oko kamery internetowej o rozdzielczości 720p. Przeprowadziłem przy pomocy Surface Laptop 3 kilka rozmów przez platformy wideokonferencyjne i stwierdzam, że jakość przesyłanego obrazu jest bardzo dobra. Zaznaczam jednak, że konkurencja nie śpi i w tym samym segmencie cenowym, w jakim próbuje umościć sobie gniazdko mały Surface, swobodnie znajdziemy konkurencyjne modele z kamerą 1080p. Trudno więc chwalić Microsoft za brak zmian pod tym kątem, nawet jeśli pamiętamy, że mamy do czynienia z najtańszym z laptopów producenta.
Poruszyłem temat wideokonferencji, by pochwalić też zamontowane w laptopie mikrofony. Całkiem nieźle zbierają dźwięk i potrafią nieco odfiltrować ewentualny szum wentylatora podczas rozmowy. Doceniam takie drobiazgi.
Żwawy kucyk 12. generacji
Zastosowany przez Microsoft Intel Core i5-1235U nie jest może najnowszym dostępnym chipsetem, ale świetnie zarządza swoimi zasobami. Mamy tu kombinację dwóch wydajnościowych rdzeni oraz ośmiu oszczędnościowych. Od razu widać różnicę względem 11. generacji, która bazowała na czterech rdzeniach.
Działanie systemu Windows 11, nawet na najniższej opcji z 8 GB RAM, jest bardzo satysfakcjonujące. Nie jest to na pewno maszyna do masowej edycji zdjęć czy przerabiania grubych plików wideo (zresztą, na 12-calowym ekranie to niezbyt wygodne), ale jednoczesne radzenie sobie z wieloma zajmującymi pamięć kartami przeglądarek internetowych szło małemu Surface’owi znakomicie. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony, jak dobrze na tej małej maszynce współdziałają ze sobą hardware Microsoftu i system operacyjny. Tak powinny zachowywać się niewielkie ultrabooki!
Powyżej macie kilka zrzutów ekranu z testów syntetycznych, które przeprowadziłem na urządzeniu. Laptop poradził sobie z nimi całkiem nieźle. Cieszą dobre czasy zapisu dysku SSD.
A jak jest z rozrywką? Nie byłbym sobą, gdybym nie przetestował zintegrowanego GPU w kilku grach, w natywnej rozdzielczości 1536 x 1024 pikseli:
- Tomb Raider 2013:
– średnie detale 60 kl./s
– najwyższe detale 40 kl./s
– test graficzny 20-35 kl./s - Need for Speed Heat 10 kl./s
- Homeworld Deserts of Kharak (tutaj wyjątkowo rozdzielczość 1280 x 1024 pikseli):
– niskie detale 45-55 kl./s - Metro Last Light Complete Edition:
– najwyższe detale ~30kl./s
– niskie detale ~60kl./s
Jak widać, dzięki nietypowej rozdzielczości, niesięgającej Full HD, laptop wykazuje całkiem przyjemny potencjał dla niedzielnych graczy, albo i regularnych – o ile najczęściej sięgamy po klasyki i 10-letnie tytuły. Need for Speed Heat nie jest jakąś świeżynką, ale dla zintegrowanego układu Intel Iris, był już zbyt dynamiczny. Przy Homeworldzie jakoś układ dawał radę, ale ogólne wrażenie było słabe – poszarpane krawędzie modeli i braki w oświetleniu przypomniały mi czasy świetności Earth 2150. Za to w trzecioosobowego Tomb Raidera i klasycznego FPS-a Metro Last Light dało się grać i to bez robienia kwaśnej miny. Trzeba tylko pamiętać, żeby podczas bardziej wymagających zadań podpinać zasilacz do laptopa – w przeciwnym wypadku zarządzanie wydajnością energetyczną będzie skutecznie dławić i tak już ograniczoną moc GPU.
Jest jeszcze jeden aspekt działania nowszego procesora w Surface Laptop Go 3: oszczędność energii podczas uśpienia urządzenia. To pierwszy testowany przeze mnie laptop Microsoftu, który tak skutecznie wygasza niepotrzebne procesy w tle podczas nieaktywności. Pewnego razu zostawiłem go DOSŁOWNIE na 12 godzin z zamkniętą pokrywą. Przez ten czas tylko leżał i dobrze wyglądał. Po wybudzeniu sprzętu z tej przydługiej drzemki, wskaźnik baterii wykazywał tylko 5% zużycia. Ponownie: dla procesorów Intela i sprzętów Microsoftu to jest przełom. Nie przypominam sobie, by jakikolwiek Surface radził sobie z nicnierobieniem lepiej niż ten.
Informacje, które przekażesz dotykiem
Chciałem zatrzymać się nad jednym z najbardziej przyjemnych elementów Laptop Go 3, czyli klawiaturą. Słowo o przycisku włączającym urządzenie: spodobała mi się jego estetyka i działanie. Dzięki bardziej wyraźnemu podświetleniu, wiemy, kiedy należy przyłożyć palec do zamontowanego w klawiszu czytnika linii papilarnych. Działa on bardzo dobrze, skutecznie wyręczając nas w żmudnym wpisywaniu haseł podczas logowania do usług korzystających z kluczy dostępu. Nie jest bezbłędny, ale niedokładności wynikały głównie z mojej nonszalancji podczas przykładania palca do czytnika niż z samej specyfiki działania sensora. Logowanie przez Windows Hello to bajka.
Przechodzimy teraz do elementu, który wywołuje u mnie bardzo ambiwalentne odczucia. Klawiatura. Szczęśliwie dla wszystkich nabywców małego laptopa Microsoftu, firma nie zdecydowała się na większe zmiany względem konstrukcji i rozmieszczenia klawiszy. Korzystanie z tego elementu urządzenia jest wręcz przyjemne. Nie mamy do czynienia z poziomem komfortu znanym ze bardziej wyrośniętych modeli notebooków Surface, ale wciąż jest wyśmienicie, mimo, że klik jest nieco bardziej miękki i nie aż tak satysfakcjonujący. Tak czy siak – moje opuszki palców podczas pisania czuły się jak otulane przez miękkie poduszeczki.
Poza samym komfortem użytkowania, mamy też wysoką funkcjonalność – górny rząd klawiszy z przypisanymi do nich skrótami sprawdzał się wyśmienicie. Oszczędzał dodatkowych wycieczek do gładzika, skądinąd – wystarczająco dużego i dokładnego.
Jest jednak rzecz, której Microsoftowi wybaczyć nie mogę i prawdopodobnie nigdy tego nie zrobię. Otóż Laptop Go 3 nie ma podświetlanej klawiatury. Dobrze czytacie. Notebook za grubo ponad 4 tysiące złotych jest po zmroku nieużywalny w formie maszyny do pisania. Dla mnie, człowieka-sowy, to jest jakieś tragiczne nieporozumienie. Oczywiście, powtarzam jak mantrę, że jest to najtańszy przedstawiciel laptopów z serii Surface, ale nie mogę opędzić się od myśli, że tym jednym drobiazgiem (ale jakże ważnym!) przynosi on wstyd całej rodzinie. Telepie mną na myśl, że Microsoft, tnąc koszty, zdecydował się na tak fatalny krok.
Łączność i udźwiękowienie takie, jak trzeba
Nie jestem w stanie powiedzieć złego słowa na temat modułów łączności w małym Surface Laptopie. Na każdym etapie użytkowania i w każdym scenariuszu mogłem liczyć na stabilne połączenie Wi-Fi 6 czy Bluetooth 5.1, na ile to było zależne od sygnału źródłowego.
Pod tym akapitem mógłbym wrzucić także słowo o zestawie portów, w jaki Microsoft wyposażył urządzenie. Mamy tu gniazdo Surface Connect, przez które ładujemy sprzęt przy pomocy dedykowanej ładowarki lub podłączamy go do peryferiów pokroju stacji ładowania. Zastanawiam się, kiedy MS zrezygnuje z tej zabawnej, magnetycznej wtyczki, właściwej tylko dla tej rodziny urządzeń. Można by w ten sposób zaoszczędzić nieco miejsca i przeznaczyć je na przykład na drugie gniazdo USB-C albo HDMI. Na szczęście nie zabrakło portu słuchawkowego. Sprawdzałem, działa.
Skoro już jesteśmy w tematach okołomuzycznych, chciałem pochwalić głośniki małego Surface’a. Nie są zbyt donośne i brakuje im basu, ale jak na tak kompaktowy laptop, odznaczają się więcej niż przyzwoitą jakością emisji. Przetworniki Omnisonic wyraźnie korzystają z obsługi technologii Dolby Audio Premium, przez co oglądanie filmów czy nadrabianie zaległości na YouTube, to przyjemny aspekt użytkowania laptopa.
Ponieważ Laptop Go 3 ma aktywne chłodzenie, należy przyzwyczaić się do tego, że nawet gdy nie będziemy „przyciskać” procesora, i tak od czasu do czasu będzie on odpalał wentylator. Nie będziemy mieć wątpliwości co do genezy szumu, kiedy zaczniemy grać lub renderować filmy. Cięższe operacje okupione są zwiększonym poziomem decybeli wydobywających się z obudowy, ale wciąż nie jest to poziom stacji roboczych czy laptopów gamingowych. Ot, jednostajny, ciepły zefirek.
To nie jest bateria na cały dzień pracy, tylko na pół
Spodziewałem, że będzie tak sobie, jeśli chodzi o pracę na baterii. Niewielki laptop, pozwalający na pełny dzień grzebania w Internecie i edycji tekstów? Jasne, ale nie na Windowsie. Akumulator 41 Wh, zamontowany w obudowie, nie miał szans dobić do sugerowanych przez producenta 15 godzin typowego użytkowania. Zresztą opis na stronie Microsoftu precyzuje, że wynik ten jest uśredniony, przy założeniu korzystania z różnych aplikacji, przy czym wliczono w to także losowe okresy bezczynności, a jasność ekranu ustawiono na jakieś 40%. Nie wiem, czy dla Was jest to typowy scenariusz użytkowania, ale dla mnie nie. Ja komputera po prostu używam.
Jak wspomniałem na wstępie, założenie testu było takie, by sprawdzić przydatność Surface Laptop Go 3 „w terenie”, z dala od gniazdek elektrycznych, bez ciągania ze sobą klockowatej ładowarki. I, cóż, poszło mi to bardzo średnio.
Oto typowe scenariusze użytkowania sprzętu i czas jego działania:
- 100% podświetlenia, Chrome 10-15 kart, Discord, Spotify/Apple Music: 4 h,
- 100% podświetlenia, Edge 10-15 kart, Discord, Spotify/Apple Music: 4 h,
- 60% podświetlenia, Edge 10-15 kart, Discord, Spotify/Apple Music: 5 h,
- 50% podświetlenia, granie: 2 h.
Laptop używany był w ciągu dnia, w jasnym pomieszczeniu. Od rana do godzin okołopołudniowych działał non-stop. Przełączanie się między różnymi kartami w przeglądarce internetowej zużywa sporo energii, zwłaszcza jeśli tylko część z nich jest usypiana przez program (przydatna ta opcja w Microsoft Edge, nie powiem). Tyle że to nie aplikacje były w całym tym równaniu najbardziej prądożerne. Najwięcej energii zasysał wyświetlacz, który przecież nawet nie odświeżał się w 90 Hz, tylko w 60. Ale praktycznie nie dało się go używać inaczej jak tylko w trybie wysokiego podświetlenia, bo w przeciwnym razie za dużo rzeczy odbijało się w ekranie z błyszczącą powłoką. W efekcie, Surface Laptop Go 3 zaledwie po 4 godzinach błagał o podpięcie do ładowarki. Jak na niewielkiego notebooka, którego specjalnie zabrałem ze sobą na workation, to wręcz mierny wynik.
Oczywiście, z baterii można wycisnąć więcej, pracując wieczorami czy nocą albo przynajmniej w gorzej oświetlonych pomieszczeniach. Tylko wtedy powraca temat nieszczęsnego braku podświetlenia klawiatury. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby jednak Microsoft zamontował kilka diod pod klawiszami. Czas działania spadłby do 3 godzin? Microsoft sam sobie rzucił kłodę pod nogi, montując w urządzeniu panel IPS w połączeniu z tak małym akumulatorem.
Czas ładowania jest raczej standardowy. W 1,5 h bateria uzupełniona jest w 90%. Po osiągnięciu tego pułapu ładowanie wyraźnie zwalnia, by dobić do 100% w 2 godziny.
Pisząc te akapity, głośno wzdycham. Niby wiem, że w obudowie 12-calowca nie da się wcisnąć 70-watowej baterii, jaką mogą pochwalić się tańsze 14-calowe laptopy z Windowsem. Nie mogę jednak odgonić myśli, że Laptop Go 3 zasłużył po prostu na nieco więcej.
Surface Laptop Go 3 – jeśli go weźmiesz, to za ładne oczy
Kiedy przywodzę sobie na myśl czas spędzony z Surface Laptop Go 3, mam przebłyski z różnych sytuacji. Jedna ze scenek przypomina mi niezwykle satysfakcjonujące uczucie obcowania z fajną zabaweczką, kiedy pakowałem małego notebooka do etui po Surface Pro 6. Kolejna to migawka, w której zasiadłem do stolika w lotniskowej kawiarni, rozkładając świetnie wyglądające urządzenie, by rozegrać na dotykowym ekranie partyjkę Catana. Albo ten moment, gdy urzekła mnie błoga płynność działania na Windowsie 11. Niech to – nawet noszenie tego cacuszka było miłym obowiązkiem. W końcu kilogram z hakiem do praktycznie nic.
Z drugiej strony, mam wiele do zarzucenia Microsoftowi, jeśli chodzi kluczowe elementy urządzenia. Ten sprzęt powinien mieć ekran OLED, w dodatku o wyższej rozdzielczości. Zasługuje na zdecydowanie lepszą baterię o większej pojemności, żeby notebook nie padał martwy po 4 godzinach pracy. Nie wierzę, że nie dałoby się wcisnąć w tę obudowę kilku watogodzin więcej. No i ta nieodżałowana klawiatura – choć znakomita, to pozbawiona podświetlenia, a to praktycznie must have w segmencie średniopółkowych notebooków z Windowsem, do której to kategorii Surface Laptop Go 3 przecież należy. Na pewno cenowo, bo – przypomnę – za ten sprzęt Microsoft woła sobie ponad 4200 złotych.
Laptopowego malucha Microsoftu aż chce się zabierać na kawę i targać ze sobą wszędzie, gdzie się da, bo logo producenta ładnie się na nim błyszczy. Sęk w tym, że jego gabaryty nie pozwalają mu na długie wycieczki poza strefy ładowania, a do tego sprawiają, że dokonano wielu kompromisów przy składaniu go w całość.
Choć więc jeden z najmłodszych przedstawicieli rodziny Surface ma w sobie tyle uroku, ile jest w stanie zmieścić jego małe ciałko, to mimo całej mojej sympatii do dokonań Panosa Panay jako byłego szefa produktów w Microsofcie, na moje polecenie sobie nie zapracował.
Panos się pewnie po tym już nie pozbiera.